Reklama

Obfite opady na Anfield: deszcz, śnieg i grad goli!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 stycznia 2016, 23:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Chyba nie ma ostatnio dnia, w którym angielskie media nie łączyłby któregoś ze snajperów z szeroko rozumianego topu z Arsenalem. Lista kandydatów do zajęcia miejsca na szpicy Kanonierów pęcznieje w zastraszającym tempie, tymczasem ten, który aktualnie je zajmuje, raz po raz puszcza w świat krótki, ale wymowny komunikat: dajcie spokój, napastnik klasy światowej już zakłada koszulkę Arsenalu. Olivier Giroud – bo o nim rzecz jasna mowa – prawie wygrał dziś liderowi Premier League ciężki mecz z Liverpoolem. Prawie, bo The Reds wykazali się determinacją godną Borussii Juergena Kloppa, a i sam niemiecki trener trafił z decyzjami personalnymi. 

Obfite opady na Anfield: deszcz, śnieg i grad goli!

Sporo musiałoby się wydarzyć, abyśmy uznali, że wydanie prawie 88 milionów euro na duet napastników Benteke-Firmino nie przypominało spuszczenia kupy forsy w kiblu, ale od czasu do czasu panowie miewają przebłyski. Ok, na razie z rzadka miewał je raczej Belg (6 goli w lidze), ale dziś – bardzo niespodziewanie – ciężar wziął na siebie Brazylijczyk. Do tego spotkania miał na koncie jedną bramkę w Premier League, wystawienie go w pierwszym składzie mogło budzić wątpliwości, ale dziś w 19 minut wcisnął dwa gole liderowi! W tym jedną z kategorii palce lizać. Już to zwiastowało szalone spotkanie, ale musimy jeszcze wspomnieć, że bramki te były przedzielone trafieniem Aarona Ramseya…

Tak, to było Meczycho. Piłkarze Liverpoolu jakby zapomnieli o ostatnich niepowodzeniach, a ci Arsenalu po prostu grali jak na lidera przystało.

2-1 i do akcji wkroczył wywołany na wstępie francuski napastnik. Najpierw sprytny gol po rzucie  rożnym. Później… niewyobrażalne pudło…

Reklama

Umówmy się, żeby po takim czymś ludzie nie wytykali cię na ulicy palcami, musisz wywinąć coś spektakularnego. I to właśnie zrobił Giroud w drugiej połowie. Genialne przyjęcie w polu karnym, którym wypracował sobie pozycję strzelecką, a później bomba z lewej nogi w długi róg. Do tego naprawdę świetna gra! Arsenal po raz pierwszy w meczu wyszedł na prowadzenie – w 55. minucie – i choć tempo meczu było zabójcze, wydawało się, że już go nie wypuści.

Gdybyście w 85. minucie zapytali się nas o to, czy czegoś w tym meczu brakuje, to wymienilibyśmy pewnie tyko dwie rzeczy.

Po pierwsze: Mesuta Ozila, bo choć będący w wybornej formie Niemiec przebywał na boisku prawie do końca, to jego obecność w ogóle nie rzucała się w oczy.

Po drugie: jeszcze jednego zwrotu akcji, bo Liverpool naprawdę nie zasłużył, by polec. Dążył do wyrównania za wszelką cenę.

Ta krótka lista szybko stała się nieaktualna. Nie, Ozil nie zaznaczył swojej obecności genialnym zagraniem. W 90. minucie Liverpool wyrównał! Asystę zaliczył Benteke, a  bramkę zdobył Joe Allen. Obu na boisko Juregen Klopp wpuścił w trakcie drugiej połowy.

Komentujący to spotkanie Andrzej Twarowski stwierdził, że to był jak na razie mecz sezonu na angielskich boiskach. Gość zna się na swojej robocie, nie będziemy polemizować.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Anglia

Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League

Bartosz Lodko
6
Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League
Anglia

Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Patryk Stec
1
Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...