Imponujące z jaką prędkością padają kolejne granice w nowoczesnym futbolu. Najpierw kolejne rekordy transferowe, coraz wyższe pensje wypłacane graczom. W ślad za nimi – rekordowo wysokie przychody z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Rekordowo drogie bilety. Ubezpieczenia nóg piłkarzy na bajońskie sumy, szeregi fachowców pracujących nad organizmem zawodnika – od trenerów mięśni głębokich po psychoterapeutów. No i wreszcie bariery dotyczące transportu. Jeszcze wczoraj Ron Greenwood z West Hamu United wracał z Pucharem Anglii metrem:
A dziś piłkarze i sztab innego londyńskiego klubu, Arsenalu, podróżują na wyjazd do oddalonego o 180 kilometrów Norwich… samolotem.
Tak, sami byliśmy zdziwieni, ale to prawda. “Kanonierzy” ruszyli na ten jakże daleki wyjazd drogą powietrzną, która zajęła im dokładnie czternaście minut. Startując z Luton i lądując w Norwich zamknęli całą podróż prawdopodobnie w czasie mniejszym, niż zajęłoby im przejechanie z jednej strony Londynu na drugą. Autem, według Google Maps, podróżowaliby trochę ponad dwie godziny. Pociągiem – jeszcze krócej.
Na Arsenal momentalnie rzuciły się… organizacje zajmujące się ochroną środowiska. Głos zabrali między innymi przedstawiciele “Plane Stupid” działający na rzecz ograniczenia ruchu lotniczego oraz “Przyjaciół Ziemi z Norwich i Norfolk”. Kibice zaś zaczęli zastanawiać się, czy w takim układzie w Arsenalu poradziłby sobie słynny nie-latający Holender, czyli Dennis Bergkamp.
Czy się oburzać, tak jak brytyjscy zieloni działacze? Skąd. Stać ich, mogą latać, więc dlaczego ktokolwiek miałby tego zabraniać. Ale nie ulega wątpliwości, że pewne granice znów zostały przekroczone. I trudno nie doszukać się sensu w tweetach angielskich kibiców narzekających, że ich kluby żyją w bańce, w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości.
Słowem: w chmurach.