Reklama

Probierz i Pawłowski wiedzą skąd słabsza gra – przez puchary

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2015, 15:54 • 6 min czytania 0 komentarzy

Tak się akurat złożyło, że najdłużej pracującymi trenerami w Ekstraklasie są Tadeusz Pawłowski i Michał Probierz. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest fakt, że w zeszłym sezonie obaj szkoleniowcy osiągnęli ze swoimi piłkarzami sukces, jakim niewątpliwie był awans do europejskich pucharów. A dziś oba zespoły znalazły się w wyraźnym dołku, bo Jagiellonia przegrała trzy mecze z rzędu, a Śląsk – na cztery ostatnie spotkania – trzy razy przegrał i raz zremisował. Przy wskazywaniu przyczyn zaistniałej sytuacji obaj trenerzy są zgodni i winą obarczają… właśnie europejskie puchary.

Probierz i Pawłowski wiedzą skąd słabsza gra – przez puchary

Oddajmy głos Michałowi Probierzowi, który porozmawiał wczoraj z Gazetą Wyborczą:

Teraz mamy poważny kryzys. Po raz kolejny okazuje się, że puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze.

Oraz Tadeuszowi Pawłowskiemu, który przed miesiącem porozmawiał z Przeglądem Sportowym:

Nie ma przypadku, że drużyny, które występowały w pucharach, mają dołek. Kiedy inni dopiero wchodzili w sezon, my graliśmy co trzy dni. Dzisiaj płacimy za to cenę.

Reklama

Wiadomo, puchary to dosyć ogólna wymówka. Pokusiliśmy się więc o rozbicie jej na kilka mniejszych spraw, które są bezpośrednio związane z graniem w Europie. Zacznijmy od wątku, który w naszym środowisku obrósł już niemałą legendą, czyli…

Granie co trzy dni

To jeden z argumentów Tadeusza Pawłowskiego, który swego czasu mieliśmy już okazję wyśmiać. No bo o jakim tu graniu co trzy dni może być mowa, skoro zarówno Śląsk, jak i Jagiellonia, rozegrały w Europie ledwie po cztery mecze? Do tego pierwsza runda w całości odbyła się jeszcze przed startem ligi, więc obydwa zespoły grały z większą częstotliwością jedynie przez… dziesięć dni. A pamiętajmy, że Michał Probierz w meczu z Koroną całkowicie wymienił podstawową jedenastkę, więc jego drużyna przy okazji meczów w Europie tylko raz zagrała w trzydniowym rytmie. Jakkolwiek patrzeć, na jednych i drugich lipcowa wzmożona aktywność zwyczajnie nie ma prawa już się odbijać.

Wyczerpujące starcia w Europie

Jakość przeciwników w Europie, zwłaszcza tych z pierwszej rundy, sprawia, że zwyczajnie wstyd tłumaczyć się teraz europejskimi starciami. Jak wszyscy dobrze pamiętamy, Jagiellonia trafiła na Kruoję, przez co na wyjazdowy mecz miała bliżej, niż na niektóre ligowe starcia. Obecnie ekipa pogoniona ośmioma bramki w Białymstoku nie gra już nawet w lidze, bo wycofała się z rozgrywek. Nie lepiej sytuacja wygląda u rywala Śląska, który po czternastu kolejkach jest zdecydowanie najgorszą ekipą ligi słoweńskiej. Jeżeli porównamy jakość tych drużyn chociażby z towarzyskimi rywalami Lechii, okaże się, to jednak nie gdańszczanie rozgrywali na początku sezonu sparingi.

Przygody Śląska i Jagiellonii w pucharach sprowadzają się więc do przegranych dwumeczów w drugiej rundzie eliminacyjnej Ligi Europy. A z tej perspektywy trochę już niezręcznie tłumaczyć obecny kryzys meczami w Europie, prawda?

Reklama

Krótka przerwa pomiędzy rozgrywkami

Tu dochodzimy do pierwszego realnego powodu, przez który drużyny grające w Europie mogą mieć dziś problemy. Przypomnijmy, ostatni mecz poprzedniego sezonu odbył się 7 czerwca, natomiast pierwszy mecz obecnych rozgrywek 18 lipca. Zarówno Jagiellonia, jak i Śląsk, musiały zacząć pierwszą rundę eliminacji już 2 lipca, czyli de facto przerwa od grania zamknęła się dla nich w niecałych czterech tygodniach. A to jednak niewiele.

W tym kontekście jeszcze większy problem miał Michał Probierz, któremu w międzyczasie wielu zawodników rozjechało się na kadry. W pełni odpocząć nie mogli Świderski, Straus, Drągowski, Tarasovs, Vassilijev oraz Tuszyński, który na początku sezonu był jeszcze częścią białostockiej ekipy. Czyli nawet ta krótka przerwa została w jakiś sposób zakłócona, tak samo jak i każda kolejna przerwa na reprezentację, bo z Jagiellonii regularnie wyjeżdża po ośmiu zawodników. Probierz musiał więc zmierzyć się z sytuacją, w której nałożyły mu się problemy związane z krótkim odpoczynkiem, dużą liczbą kadrowiczów oraz koniecznością grania w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy.

Problemu kadrowiczów nie ma natomiast Tadeusz Pawłowski, który w drużynie ma niewielu młodzieżowców (Dankowski, Bartkowiak) oraz w ogóle nie ma dorosłych reprezentantów kraju. Jako że ci najmłodsi i tak w Śląsku prawie w ogóle nie grają, wyjazdy na kadrę niosą dla nich wyłącznie korzyść, bo pozwalają złapać tak potrzebne minuty. Natomiast reszta może w tym czasie regularnie trenować i regenerować się. A przerw reprezentacyjnych w ostatnim czasie przecież nie brakuje.

Inna sprawa, że obaj trenerzy mogli sobie wydłużyć przerwę pomiędzy rozgrywkami, gdyby do meczów pierwszej rundy podeszli tak, jak należało do nich podejść. Czyli jak do sparingów, będących częścią przygotowań do kolejnych rund. Niestety, przykre doświadczenia z poprzednich lat sprawiły, że w naszych warunkach ciężko byłoby w podobny sposób zlekceważyć rywali z Litwy czy Słowenii. Gdybyśmy jednak potrafili wziąć ich z marszu, być może udałoby się zapewnić zawodnikom dłuższy odpoczynek i, co za tym idzie, uniknąć obecnych problemów.

Ubytki kadrowe

Czyli raczej naturalna konsekwencja awansu do pucharów. Skoro udało się zakwalifikować do rozgrywek europejskich, to znaczy, że sezon był udany. A skoro sezon był udany, to znaczy, że piłkarze dobrze grali i ciężko ich zatrzymać w klubie. Tyle że ubytki kadrowe bardziej wiążą się z poprzednim sezonem, niż z występami w pucharach.

Oczywiście można założyć, że gdyby Śląsk i Jagiellonia dalej grały w Europie, w ich drużynach graliby odpowiednio Pich oraz Dzalamidze, Tuszyński i Gajos. W takim przypadku ubytki kadrowe należałoby nazwać konsekwencją złej gry w pucharach. Chociaż właściwszym byłoby tu napisanie, że to po prostu specyfika naszej ligi, z którą mierzyć się muszą wszyscy trenerzy.

Jagiellonia została kompletnie rozmontowana, a w drużynie nie ma już Tuszyńskiego (37 występów w zeszłym sezonie), Gajosa (36), Dzalamidze (33), Pazdana (27) i Piątkowskiego (24). A to przecież trzon tamtego zespołu i prawie cała formacja ofensywna. Jeżeli dorzucimy tu jeszcze Tymińskiego i kontuzjowanego Pawłowskiego, wyjdzie siedmiu graczy, z których usług Probierz nie może już korzystać. Rzecz jasna Jagiellonia dokupiła taką samą liczbę zawodników, ale potrzeba czasu, by poziomem dorównali poprzednikom. W tym aspekcie całkowicie się z Probierzem zgadzamy.

Z pewnością nie zyskał także Śląsk, który dwóch czołowych zawodników (Paixao, Pich) wymienił przed sezonem na czwórkę: Biliński, Gecov, Kiełb, Kokoszka. Czyli, jakkolwiek patrzeć, w poprzednich rozgrywkach obydwie drużyny były silniejsze. A naturalną koleją rzeczy jest, że słabsze zespoły zdobywają mniej punktów. Po co więc dopisywać tu filozofię, że przyczyną gorszej dyspozycji są europejskie puchary? Nie prościej byłoby przyznać, że zawiniła tu planowa strategia transferowa?

***

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że obydwie drużyny jednak nie zakwalifikowały się do europejskich pucharów. A skoro tak, nie mogłyby narzekać, że grają co trzy dni, chociaż – jak już wspomnieliśmy – i tak nie wypada im tego robić. Natomiast przerwa między rozgrywkami byłaby równie krótka, a zamiast gier w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy przyszłoby grać w sparingach, być może ze znacznie silniejszymi przeciwnikami. Z kolei piłkarze i tak zostaliby sprzedani, bo przecież klubowe budżety muszą się zgadzać. Innymi słowy, sytuacja byłaby bliźniaczo podobna, tylko trzeba byłoby bardziej się postarać przy tworzeniu wymówek.

MICHAŁ SADOMSKI

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Szokujące słowa piłkarza. „Chciałem tylko doznać kontuzji”

Patryk Stec
0
Szokujące słowa piłkarza. „Chciałem tylko doznać kontuzji”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...