Pięć goli Ronaldo i jeden jedyny Leo Messiego, za to jakże ważny. Dwaj najlepsi piłkarze świata po pierwszych kolejkach Primera Division mieli wciąż pełne magazynki. Odbezpieczyli broń i strzelać zaczęli teraz.
Messi przesądził o losach najważniejszego spotkania – meczu Atletico Madryt z Barceloną. Zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, bo po powrocie ze zgrupowania reprezentacji nie odbył z drużyną ani jednego treningu. Gdy akurat miał ku temu szansę, rodził mu się drugi syn. Wspólnie z trenerem ustalił, że intensywne spotkanie na Vicente Calderon zacznie na ławce. – A potem wszedł i zrobił różnicę – podsumował Neymar.
Tak zdominowanego Atletico nie widzieliśmy od lat, pewnie nigdy w erze Diego Simeone. Wynik 1:2 może być mylący, bo tak naprawdę na boisku grała w piłkę tylko jedna drużyna, a druga próbowała przeszkadzać, ale bez specjalnego powodzenia. Atletico nie istniało w ataku, nie potrafiło utrzymać się przy piłce, a i w obronie pozwalało na sporo – jak na własne wyśrubowane standardy oczywiście. Ale że piłka bywa przewrotna, to przez moment gospodarze nawet prowadzili. Tylko co z tego, jeśli po chwili Neymar na nowo zdefiniował pojęcie strzału nie do obrony. Uderzył z rzutu wolnego z taką precyzją, że starł kurz z dolnej warstwy poprzeczki. Można próbować milion razy, ale lepiej uderzyć nie sposób.
No a potem Messi, mała pchełka, który w tłoku zawsze czuje się komfortowo i ma czas na wszystko.
Ronaldo szalał kilka godzin wcześniej. Pięć goli, dzięki którym został najlepszym ligowym strzelcem w historii Realu Madryt. Pobił osiągnięcie Raula, ale… bądźmy poważni, jak w ogóle ich porównywać? Raul na swój rekord pracował przez szesnaście sezonów, a Ronaldo zdmuchnął tę świeczkę w sześć. Dzisiejsze trafienia – łagodnie mówiąc – nie były najtrudniejszymi w karierze Portugalczyka, co jest zasługą jego kolegów, przede wszystkim rozgrywającego świetne spotkanie Garetha Bale’a.
Na pierwszym miejscu w klasyfikacji strzelców wróciła normalność – Ronaldo. Ale tabela ligowa nie mogła wyglądać lepiej dla Barcelony. Tej jesieni czekało ją pięć bardzo trudnych wyjazdów: Bilbao, dwa razy Madryt, Sewilla i Walencja. Dwa z nich już ma za sobą i komplet punktów na koncie. Real z kolei zgubił punkty na terenie, na którym „Królewskim” remisować nie wypada – w Gijon.