Liga niemiecka niezmiennie nie zawodzi. Najpierw trochę niespodzianek w meczach popołudniowych, a później prawdziwe partidazo (jak to będzie po niemiecku?) w Hamburgu. Przemysław Tytoń puścił trzy bramki, a przy dwóch mógł zachować się lepiej, z kolei Robert Lewandowski urodziny uczcił bramką. Nie jakiejś wspaniałej urody, ale całkiem istotną, bo dała zwycięstwo grającemu w dziesiątkę Bayernowi.
W pewnym momencie sobotnich meczów przegrywał Bayern, Wolfsburg i Schalke, a Darmstadt, beniaminek z budżetem na poziomie ekstraklasy, prowadził z tymi ostatnimi. Gdy zdążył poinformować o tym Archie Rhind-Tutt, angielski dziennikarz zajmujący się Bundesligą, Bawarczycy wyrównali z Hoffenheim – bramkę strzelił Thomas Muller. W swoim stylu, bo udem z kilku metrów.
Bayern przegrywał, i to już od dziewiątej sekundy. Kilka minut trwała dyskusja kiedy to Kevin Volland zdobył bramkę – czy to było w siódmej, ósmej czy właśnie dziewiątej. Bundesliga oficjalnie wskazała tę ostatnią opcję. A więc nie ma rekordu ligi, Niemiec w tym momencie jest pierwszy ex aequo z Karimem Bellarabim z Bayeru Leverkusen (zeszły sezon, mecz z Borussią Dortmund).
Choć dyskusje będą jeszcze pewnie trwały…
Volland 9,3 sec : Bellarabi 9,6 sec nach Anpfiff #SkyBuli #TSGFCB
— Dr. Markus Merk (@Sky_MMerk) sierpień 22, 2015
Jak do tego doszło? Bayern rozpoczął mecz i klasycznie postanowił rozegrać piłkę od tyłu. Ta trafiła w końcu do Davida Alaby, który zagrał w stylu Barrego Douglasa i podał do Kevina Vollanda, który bez problemu pokonał Neuera. To był pierwszy kontakt Hoffenheim z piłką. Drugie wyrównało Schalke, a dokładniej Julian Draxler, który już dwie minuty po przerwie pokonał bramkarza Darmstadt i na tym w Gelsenkirchen się skończyło.
Ciekawiej było w Kolonii (Olkowski grał w pierwszym składzie), gdzie pojawił się wicemistrz Niemiec – Wolfsburg. Jak wyczytaliśmy na Twitterze, na stadionie najgłośniej na początku meczu było trzy razy: dwukrotnie po błędach Kevina de Bruyne i raz po golu dla Koln. To nie był najlepszy mecz Belga, ciągle czytaliśmy, że myślami jest raczej gdzie indziej – w Manchesterze, gdzie niebawem ma podpisać kontrakt z City. W końcu Wilkom udało się wyrównać, a strzelcem okazał się nikt inny jak Lord Bendtner.
A Bayern? Atakował całą drugą drugą połowę, wykręcał niezłe statystyki, ale wiele z tego drużynie nie przychodziło. Ba, blisko było porażki, bo na kwadrans przed końcem meczu rzutu karnego nie wykorzystał Eugen Polanski. Najgorzej czuł się wtedy pewnie Jerome Boateng, który najpierw sfaulował rywala przed polem karnym, a później trafił ręką w piłkę, gdy stał w murze. W kilkadziesiąt sekund dostał dwie żółte kartki i Bayern musiał grać w dziesiątkę. Ale Bawarczycy radzili sobie całkiem nieźle, wykorzystali prezent od losu, czyli niewykorzystanego karnego i całkowicie zdominowali Hoffenheim. Okazje mieli Vidal, Lewandowski i Muller, ale trafić udało się dopiero pod koniec meczu. Douglas Costa (piłkarz spotkania) popędził prawą stroną, dośrodkował tak, że najpierw Muller przepuścił, a potem Lewandowski trafił do pustej już niemal bramki.
Podobnie jak tydzień temu, tak i teraz najlepsze, co czekało fanów Bundesligi przyszło wraz z wieczornym meczem. Hamburg – Stuttgart, starcie uśpionych gigantów. Niby duże miasta, spore stadiony, tradycja i historia, ale ostatnie sezony słabe albo nawet bardzo słabe. Na granicy spadku.
Obu zespołom może brakuje jakości piłkarskiej (czyli po prostu dobrych piłkarzy), ale widowisko stworzyły nieprzeciętne. Kto lubi piłkarski chaos, intensywność i gole, ten zawieść się nie mógł. 3-2 dla Hamburga, dwie bramki gospodarzy w końcówce, a cały mecz to była jedna wielka wymiana ciosów. Kto jednak ściskał kciuki za Polaka, bo w bramce gości stał Przemysław Tytoń, ten jednak przełączył kanał z niesmakiem. Przy pierwszym golu polski bramkarz nie miał za wiele do powiedzenia, tak przy drugim już powinien zachować się lepiej. Przy piłce powinien być przed Lasoggą, to raz. A dwa – mógł lepiej nakryć strzał rywala. Za łatwy gol Hamburga. Trzeci, ostatni, też zostawia niesmak – Tytoniowi piłka przeszła między nogami.
El gol de Lasogga para el empate del #Hamburg #Bundesliga pic.twitter.com/sHJmMTR4mQ
— Minuto 90 (@Minuto9O) sierpień 22, 2015
W Stuttgarcie na pewno podobał nam się ofensywny duet Didavi-Ginczek. Pierwszy ma znakomicie ułożoną stopę, czy to przy strzałach, czy przy dośrodkowaniach, a drugi… to może być napastnik co się zowie. 9 bramek w ostatnich 11 meczach Bundesligi. Siła, precyzja, niezła szybkość. Oj, coś nam mówi, że niebawem ktoś się po niego zgłosi. Ale z całej soboty z Bundesligą najbardziej podobała nam się kasta Hakana Calhanoglu z Bayeru z meczu z Hannoverem. Artur Sobiech wszedł po godzinie, nie oddał ani jednego strzału.