Z każdym kolejnym meczem drużyny Artura Boruca w Premier League, przekonujemy się, że trafił między swoich. Nie dość, że kibice go uwielbiają, co widać choćby po wpisach na Twitterze, to funkcjonuje w szatni ludzi takich, jak on. Nie poddających się, nie odstawiających nogi walczaków, ale przy tym potrafiących naprawdę nieźle grać w piłkę. O tym przekonało się Anfield, chociaż… nie do końca. Liverpool ograł Bournemouth 1:0, ale było to zwycięstwo tak cherlawe, jak chyba tylko można sobie wyobrazić.
Od The Reds na własnym boisku oczekuje się czegoś ekstra. Czegoś, co pozostanie w pamięci dłużej niż pięć minut. Tym razem udało się to nie tyle piłkarzom, co sędziemu, który w tunelu przed wyjściem na boisko prawdopodobnie zgubił soczewki kontaktowe. Dziś do osiągnięć może dopisać nieuznany gol dla Bournemouth i uznany, absurdalny, dla Liverpoolu. Philippe Coutinho był na spalonym i jednocześnie brał udział w bramkowej akcji Cristiana Benteke.
To goście dłuższymi fragmentami grali lepiej. To oni byli zdecydowanie bardziej zdeterminowani, walczyli na całego, szli po trupach. I mimo niezłej gry w pierwszych kolejkach paradoksalnie zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. Mało tego. Wciąż czekają na pierwszą bramkę w Premier League, chociaż w ich głowach już została zdobyta. Najmniej pracy mieli bramkarze, bo w ciągu całego meczu oddano ledwie cztery celne strzały.
Co u Artura Boruca? Spisał się na medal. Przy bramce nie mógł zrobić niczego, ale w końcówce Benteke zatrzymał w sposób fenomenalny. To znaczy zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że popisał się nieziemskim refleksem i nakierował piłkę na poprzeczkę. Inni, jak komentatorzy – zarówno polscy, jak i brytyjscy – nawet tego nie zauważyli. Oceńcie sami. My skłaniamy się ku pierwszej wersji.
Liverpool po dwóch meczach ma komplet punktów i żadnej straconej bramki, ale gdyby przyszło im teraz zagrać chociażby z Manchesterem City, to mecz mógłby zakończyć się masakrą. Forma daleka od idealnej, nawet optymalnej. Z przodu nuda i niska efektywność, w środku boiska chaos i brak konkretnej organizacji. Do tego wygrana z beniaminkiem, do tego u siebie, wyszarpana dzięki pomocy sędziów. Jak na razie wygląda to bardzo średnio. A Bournemouth będziemy przyglądać się z przyjemnością. Ambitne chłopaki. Czujemy, że jak tylko wejdą w rytm, to od strefy spadkowej oddalą się w bardzo szybkim tempie.