Komentatorzy przeciągają się oczekując na dogrywkę. Może nawet liczą rzuty karne. Prawym skrzydłem mknie Cristiano Ronaldo, cudownie klepie z Jamesem Rodriguezem. Podając traci równowagę, nie spuszczając piłki ze wzroku. Dopada do niej Javier Hernandez i dostawia nogę, bo w zasadzie tyle wystarczyło. Odrobinę wyrachowania i zimnej krwi. Pada bramka. Najważniejsza bramka w sezonie i najważniejsza w karierze. Gol, który z niechcianego w Manchesterze United może zrobić z niego chcianego w Realu Madryt.
Nie ma aspektu, w którym byłby lepszy od Ronaldo. Ba, spoko brakuje mu też do Karima Benzemy, ale to on – Chicharito – ostatnio zrobił wokół siebie największy szum i trafił do wszystkich hiszpańskich gazet. Wyeliminował Atletico Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Kilka dni później dwoma kolejnymi trafieniami przyklepał trzy punkty w niełatwym meczu z Celtą Vigo. Jeszcze parę tygodni temu wydawało się niemal pewne, że jego dni w Madrycie są policzone. Że Florentino Perez nie ma podstaw, żeby zapłacić ustalone przy zawieraniu umowy o wypożyczeniu 20 milionów euro. Tylko trzy bramki i aż trzy bramki wystarczyły, żeby jego przyszłość została burzliwej, ogólnokrajowej debacie.
Nawet on sam nie mógł się tego spodziewać. Tego, że w ciągu kilku dni być może zmieni swoją sytuację dokładnie o 180 stopni. Wcześniej rzadko wypowiadano się o nim w sposób jednoznacznie pozytywny. Jest niezły, ale to wyraźnie za mało na taki klub jak Real Madryt – huczało w mainstreamie. Aż tu nagle okazało się, że umiejętnościami czy talentem być może nie dorównuje najlepszym piłkarzom Realu, ale w decydujących momentach jest w stanie przerosnąć ich ambicją i charakterem. Wystrzelił tak naprawdę w najmniej spodziewanym momencie, wprowadzając konkretny zamęt. W Hiszpanii, jakby na potwierdzenie tezy i dodanie mu pewności siebie, wyliczyli, że w przeliczeniu na minuty spędzone na boisko, częściej od Chicharito trafia jedynie dwóch gigantów – Lionel Messi i Cristiano Ronaldo. Meksykanin strzela średnio co 85 minuty. Messi co 81, Ronaldo co 69.
– To temat, który rozstrzygniemy bliżej końca sezonu. Chicharito jest stuprocentowym profesjonalistą i dobrze jest mieć go w swojej drużynie – powiedział Carlo Ancelotti, jednoznacznie zostawiając uchyloną furtkę. Ale przecież nawet przyszłość trenera nie jest stuprocentowo pewna. Decydujący głos należy do samej „góry”.
Perez nie ma najmniejszego zamiaru wyłożyć 20 milionów euro, ale brytyjscy dziennikarze nie mają złudzeń – Manchester spokojnie puściłby go za kwotę pięć czy nawet dziesięć baniek mniejszą. Co więcej, według informacji “Asa”, rzekoma klauzula 20 milionów to zwykła bujda na resorach. “Marca” z kolei utrzymuje, że Real musiałby zapłacić dokładnie tyle, a okres pierwokupu kończy się z końcem kwietnia, czyli już za kilka dni. Jedni piszą, że władze madryckiego klubu zasiądą do rozmów z Manchesterem dopiero po finale Ligi Mistrzów, a inni z kolei, że machina może ruszyć już w ciągu najbliższych godzin czy dni. Milion informacji, milion wniosków, zero jasności. A nie, przepraszamy – są dwie.
Pierwsza: Hernandez na pewno nie wróci do Manchesteru United, gdzie miejsca dla niego zupełnie nie widzi Louis van Gaal. – Ja już swoje na ten temat powiedziałem i znacie moje zdanie. Jeśli ktoś zdobędzie jednego czy dwa gole, to nagle staje się innym piłkarzem? Nie wydaje mi się – powiedział dziennikarzom. I druga: Real na pewno nie zapłaci za niego okrągłych dwudziestu milionów euro. Nawet takiego klubu nie stać na tak drogiego rezerwowego, bo chyba nikt nie łudzi się, że będzie w stanie strącić lub choćby zagrozić Benzemie.
Teraz wszystko rozstrzygnie się w trójkącie Manchester, Madryt, Chicharito. Zdaniem tego ostatniego sprawa tego, gdzie zagra, albo gdzie nie zagra, zależy od Boga, ale to już kwestia indywidualna. – Wszystko jest w rękach stwórcy. W tym momencie moim jedynym celem jest cieszenie się tą chwilą i pomaganie najlepszemu klubowi na świecie w osiąganiu sukcesów. Przechodziłem trudne chwile, to prawda, ale teraz nadeszła moja kolej. Zawsze będą pojawiać się dobre i złe dni, ale jeśli dasz z siebie wszystko, rzeczy nie obrócą się przeciwko tobie – powiedział, między wierszami wyraźnie zgłaszając swoją chęć do pozostania w Madrycie.
W klubie czuje się dobrze, miasto mu odpowiada. Jedyne, co może wadzić, to odleżyny od siedzenia na ławce rezerwowych. Z drugiej strony, jeśli tylko wychodził w podstawowym składzie, dawał raczej argumenty ku temu, żeby w kolejnym meczu trener zrobił to ponownie. Kogo jak kogo, ale Real stać na utrzymanie tej klasy rezerwowego. A skoro jemu to odpowiada – wszyscy byliby zadowoleni.