Nie było im do twarzy z nagłówkami: „kryzys”. Chociaż nie mieli największych w Europie nazwisk – tylko dopiero sami je kreowali – to od dawna dostarczali wielkich emocji, z unikalnym stylem gry i naprawdę świetnymi wynikami. I nagle od finalisty Ligi Mistrzów, głównego konkurenta dla Bayernu mieli stać się chłopcami od formułek o ważnym najbliższym meczu i walce o utrzymanie? Świat powoli wraca do normalności, bo Borussia Dortmund wraca do żywych…
Niespełna miesiąc temu sami pisaliśmy, że granica wyrozumiałości została przekroczona i nadszarpnięta bezpowrotnie. Że porażka na własnym stadionie z Augsburgiem to jednak za dużo…
I co? I BVB się otrząsnęło. Z dnia na dzień, nagle, zupełnie niespodziewanie – od 3:0 na terenie słabeusza z Freiburga do 3:0 u siebie w Revierderby z Schalke. Cztery zwycięstwa w krótkim odstępie czasu, miejsce w środku tabeli i już wszyscy pytają: ile brakuje do europejskich pucharów? Jedenaście kolejek przed końcem – osiem punktów do czwartego Bayeru. Niedużo. A prowadzący Bayern wciąż ma ponad dwa razy więcej „oczek na koncie”…
To jednak nie czas na wypominanie takich rzeczy Borussii. Nie teraz, kiedy odżyła. Bo odżyła, co pokazujemy w kilku punktach.
1. Po raz pierwszy od piątej serii spotkań Borussia przynajmniej na chwilę wskoczyła do górnej połowy stawki. Nieprawdopodobne jest to, że w tej dolnej części sezonu spędziła ponad pół sezonu. Co więcej – wciąż tam jeszcze tkwi, bo to był przeskok tylko chwilowy. Awans w tabeli dały cztery zwycięstwa z rzędu, czyli dokładnie tyle, ile drużyna Kloppa uzbierała przez całą jesień.
2. Można się zastanawiać, czy sam wynik 3:0 z tak dołującym ostatnio Schalke, to wartościowa ocena. My spojrzelibyśmy bardziej na grę: 31 strzałów przy trzech strzałach rywala, kompletna dominacja i kontrola. To znów była Borussia, która dyktowała warunki, narzucała pressing, podchodziła bardzo wysoko. – Niemal nieustannie byliśmy przy piłce. A kiedy ją traciliśmy, to natychmiast doskakiwaliśmy do przeciwnika – cieszył się sam Klopp. Z kolei Mats Hummels stwierdził, że to było najlepsze wykonanie ich słynnego „counter-pressing”. I to nie tylko w tym sezonie.
3. Tak śmiała i odważna gra to skutek pewności siebie. Coś, czego piłkarzom ewidentnie brakowało jesienią. Nie wyglądali najgorzej, nie odstawali fizycznie, nie stwarzali sobie mniej sytuacji bramkowych, ale już pudłowali i sprawiali wrażenie słabych mentalnie. Dziś sami podkreślają, jak są mocni. Powtarzają to tak często, bo wszyscy inni widzieli, słyszeli i znów czuli respekt. I żeby oni sami przy okazji się w tym utwierdzili. Nie wiemy, czy to kwestia pewności siebie, ale po 45 uderzeniach (!) i 1136 minutach (!!) trafił nawet Mchitarian. Dziś Reus przypomina więc, że miesiąc temu padały słowa o utrzymaniu, ale teraz „ich już to nie dotyczy”. Aubameyang staje przed kamerami i stwierdza: – Z taką grą, jak z Schalke, bez problemu przejdziemy Juventus.
Najlepsza puenta pochodzi jednak od Hummelsa. – Teraz każdy z nas znów wie, jak dobrym jest piłkarzem.
4. Reus i Aubameyang. Tak, to w tej układance dwa kluczowe nazwiska. Goście, którzy świetnie się dogadują i na boisku, i poza nim. Przykład z murawy to asysta Niemca przy golu Gabończyka (wideo poniżej), przykład z boku to przebranie po golu z Schalke. Czyli Aubameyang jako Batman, Reus jako Robin. Zresztą, obaj są w świetnej formie i w ostatnich pięciu meczach strzelili po pięć goli. Dziś nikt nie pyta, gdzie się podziewa Immobile, co z Ramosem, dlaczego wciąż jest taka wyrwa po Lewandowskim. Nie pyta, bo na razie nie musi.
A tutaj wspomniana asysta:
Aha, Borussia przeskoczyła z 17. miejsca na 9., a Reus strzelił pięć goli akurat od… podpisania nowej umowy.