Jeszcze rok temu biegał po murawach Segunda Division, zarabiając w miesiąc tyle, co Cristiano Ronaldo podczas 5-minutowej drzemki. Cierpliwe granie na zapleczu Primera Division opłaciło się, a 16 bramek w zeszłym sezonie przyniosło mu nagrody dla najlepszego pomocnika tych rozgrywek i największego odkrycia, a także zainteresowanie wielu klubów. Ostatecznie wybrał Newcastle, chociaż uparcie powtarza, że pytały o niego także Real Madryt i Barcelona. O kim mowa? Poznajcie nowego bohatera Newcastle, Ayoze Pereza.
Młody Hiszpan wiedział, jak kupić kibiców “Srok”. Cóż przecież może być piękniejszego dla uszu przeciętnego “Geordie” aniżeli stwierdzenie, że lepiej grać w Newcastle niż w jakichś Realach czy Barcelonach? 21-letni napastnik powiedział niedawno w wywiadzie, że był bliski podpisania umowy z FC Porto, ale o odrzuceniu propozycji zdecydowały detale. Usługami snajpera zainteresowane miały być także ekipy Realu i Barcelony. Jak było naprawdę?
To troszkę naciągana historia, gdyż jeszcze pod koniec zeszłego sezonu Perez mówił z kolei, iż pogłoski o przejście do jednego z gigantów hiszpańskiej La Liga są mocno podkoloryzowane. Było ponoć wstępne zainteresowanie, ale na tym się skończyło. Oczywiście nie wiemy do końca co jest prawdą, ale możemy raczej przychylić się do tej drugiej opcji. Gdyby wielcy hiszpańskiej piłki zapragnęli mieć u siebie Ayoze, to by go zwyczajnie dostali. Ktoś ma wątpliwości? “Królewskim” i “Blaugranie” zwyczajnie się nie odmawia. Według prasy faktem były za to zaawansowane negocjacje z FC Porto, ale działacze Newcastle okazali się bardziej konkretni i ostatecznie młody Hiszpan przybył do Anglii.
Wróćmy jednak do Realu i Barcelony. Czy Ayoze wyszedł na bajkopisarza? Absolutnie nie. Raczej na małego spryciarza, który skutecznie potrafi budować pozytywny klimat wokół własnej osoby. Wyznania piłkarza przysporzyły mu wielu nowych fanów w Newcastle, co idzie oczywiście w parze ze świetną grą. W ciągu ostatniego tygodnia Hiszpan dokonał wielkich rzeczy – strzelił dwa arcyważne gole dla “Srok”, wkupił się w łaski kibiców z północno-wschodniej Anglii i (najprawdopodobniej), uratował tyłek Alanowi Pardew. Co prawda do Alana Shearera brakuje Perezowi jeszcze jedynie jakichś 258 ligowych bramek, ale można z czystym sumieniem stwierdzić, że początek kariery na Wyspach Hiszpan ma znakomity.
Zauważmy, że na swoje pierwsze dwa gole w lidze Ayoze potrzebował ledwie nieco ponad 200 minut gry, a przecież dopiero poznaje arkany angielskiej piłki. Sam mówi w wywiadach, iż “zawsze marzył o grze w Premier League”. Patrząc na jego zdolności PR-owe nie wiemy czy to prawda, ale jedno nie podlega wątpliwości – pojawił się w odpowiednim dla “Srok” momencie. Powiedzieć, że sytuacja Alana Pardew była ciężka, to nic nie powiedzieć. Wyniki były fatalne, atmosfera podła, a cały piłkarski świat pytał: dlaczego ten gość jeszcze tu pracuje?
Odpowiedzią miały być niejasne relacje Pardew i właściciela drużyny, Mike’a Ashleya. Podobno chodziło o długi, jakie Alan Pardew ma wobec włodarzy klubu, a także specyficzny sposób pracy trenera. Zdaniem wielu Ashleyowi nie zależy na wynikach drużyny, a raczej na spokojnym bycie w lidze i promowaniu graczy, których później może sprzedać za grubą forsę. Forma zespołu jest nieważna, skoro miliony wpływają na konto. To właśnie m. in. dlatego większość “Geordies” domaga się odejścia Ashleya.
Pomijając niejasne przesłanki postępowania właściciela klubu, sytuacja na St. James’ zmieniła się o 180 stopni. Newcastle ma na koncie cztery zwycięstwa z rzędu, a fani znów są szczęśliwi. Niektórzy z nich, wykorzystując haloweenowe okoliczności przygotowali nawet transparenty mówiące, że “Pardew wstał z martwych”. Coś w tym jest, a siwy Alan powinien przede wszystkim dziękować Ayoze. Hiszpan strzelił tydzień temu zwycięskiego gola na 2:1 w meczu przeciwko Tottenhamowi, a teraz jego trafienie zapewniło trzy punkty przeciwko nie byle komu, bo Liverpoolowi. Szczęśliwy Perez mówił po meczu: “To wspaniały tydzień dla mnie. Zobaczyć piłkę w siatce, a za chwilę usłyszeć 50 tysięcy osób skandujących Twoje imię – to coś niesamowitego”.
Ayoze przeżywa złote chwile. Nie tylko stał się ważną figurą w talii Pardew, ale także przyszło mu w międzyczasie odwiedzić Hiszpanię. Z jakiej okazji? Tak jak pisałem na początku, 21-latek poleciał do domu by odebrać nagrody dla największego odkrycia i najlepszego ofensywnego pomocnika Segunda Division. Była wielka gala, a scenę dzielił między innymi z Courtois, Costą czy CR7. Spytany o wrażenia, niemalże promieniał ze szczęścia: “To oczywiście niewiarygodne, nie mógłbym prosić o więcej. Wszystko poszło tak szybko… od mojego debiutu dla Teneryfy B, aż do tego momentu, kiedy odbieram nagrody i gram w Premier League”.
Dziennikarze i ludzie związani z Newcastle podkreślają, że 21-latka cechują skromność i profesjonalizm. Do Anglii przyjechał wraz z o dwa lata starszym bratem, który także gra w piłkę, choć w niższych, amatorskich ligach. Samuel Perez został członkiem Blyth Spartans i także trenuje ostro, choć na zawodowstwo nie liczy. Jego rola jest inna – na Wyspy przyjechał za bratem, ma go wspierać i pilnować. Nic dziwnego, w końcu Ayoze jest kapitałem rodziny Perezów i to jemu wróży się wielką karierę. Ba, napastnik Newcastle już ją rozpoczął, a wszyscy pilnują go jak oka w głowie. Nie jest tajemnicą, że w rodzinie Perezów raczej się nie przelewało.
O chłopaku jest coraz głośniej, ale to dopiero początek drogi na szczyt. Pytany o różnice pomiędzy piłką angielską i hiszpańską, Ayoze zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Wie, nad czym musi pracować: “Co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to niesamowita fizyczność i sprawność tutejszych graczy. Są wybiegani, ale to tylko kwestia mojej adaptacji. Nie czuję żadnej presji, ale oczywiście pomagają mi strzelane przeze mnie bramki. Byłoby nie fair prosić o więcej, po prostu muszę pilnować, by niczego nie zepsuć. No i ciężko pracować, to najważniejsze”.
Nie wiadomo, czy ten kieszonkowy napastnik zawojuje piłkarski świat, ale trzeba bacznie mu się przyglądać. W tym sezonie miał jedynie uczyć się angielskiego sposobu gry i podpatrywać rywali do miejsca w składzie “Srok”, głównie Facundo Ferreyrę i Emmanuela Riviere’a. Tymczasem obaj zawodzą – Riviere nie może znaleźć drogi do siatki rywali, a Fereyra w ogóle nie gra. Nieoczekiwanie zrobiło się miejsce dla Pereza, a Pardew coraz częściej stawia na swoją hiszpańską perełkę. Co myśli Ayoze o szansie, jaką dostał? Chłopak nie ma kompleksów: “Po to tutaj przecież przyjechałem”.
Kuba Machowina