Ostatnio w niewydrukowanej tabeli zweryfikowaliśmy błąd Jarosława Przybyła i dodaliśmy dwa punkty Lechii. W weekend ten sam arbiter też średnio radził sobie z gwizdkiem, ale wyniku w meczu Podbeskidzie – Śląsk raczej nie wypaczył. Jedyna poważna kontrowersja z 11. kolejki miała miejsce w spotkaniu Lechia – Cracovia.
Gospodarze wygrali 1:0 po bramce Makuszewskiego, ale gola tego cofamy, bo arbiter powinien odgwizdać spalonego Colaka. Wystarczy spojrzeć na poniższy obrazek: dośrodkowanie z lewej strony, napastnik Lechii wbiega na pole karne i w chwili podania jest dobry metr za obrońcami Cracovii. Nie jest to typowe absorbowanie bramkarza, bo tego w przepisach już nie ma, ale walka o piłkę, pójście za akcją jak najbardziej. Nie ma innego wyjścia: zamiast 1:0 wstawiamy 0:0 i dajemy obu drużynom po punkcie.
W innych spotkaniach wypaczeń nie było, chociaż Franciszek Smuda na konferencji prasowej mówił coś o pierwszej połowie meczu Wisła – Jagiellonia. Że niby karny na Dudce, że Pazdan zagrał ręką. Pierwszej sytuacji nawet nie chce nam się analizować, bo nic tam nie było, w drugiej Pazdan przyznał, że sędzia „miał podstawy do podyktowania”, ale chyba nie zna w takim razie przepisów. Nie było w tym zagraniu żadnego ruchu, zupełny przypadek. Jak ktoś chce się spierać, to polecamy mecz Realu z Bilbao. Dobry przykład, że nawet ręką można strzelić gola (Ronaldo), jeśli samo zagranie jest nieumyślne i nie ma w nim żadnej inwencji.