Włoska piłka w ostatnich miesiącach przypominała film katastroficzny. Słabiutkie wyniki w pucharach, Squadra Azzurra wyrzucona z mundialu już w fazie grupowej, śmierć Ciro Esposito po zamieszkach w finale Pucharu Włoch, wielce kontrowersyjny wybór nowego prezesa federacji. Wydawało mi się, że moja zapowiedź sezonu w Serie A, będzie przypominać tren. I oczywiście, ciemnych punktów nie brakuje. Ale znalazłem też więcej niż myślałem pozytywów. Nie przechylają one szali, ale są, wcale ich nie mało. Wszystko jednak po kolei.
1. Osierocony Juventus
Juventus właściwie świadczył o słabości włoskiej piłki. Oto drużyna, która bije rekord ligi pod względem punktów, pierze wszystkich w kraju na lewo i prawo, a która jest wyrzucana z Ligi Mistrzów już w grupie. A potem w Lidze Europy, którą traktowała priorytetowo bo mistrzostwo miała już w kieszeni, nie potrafiła dość do finału. Brutalna weryfikacja? Możliwe.
Ale prawdą było też, że to właśnie Juventus mimo fiasko zeszłorocznej kampanii pucharowej miał największy potencjał, by zacząć odgrywać istotną rolę w Europie. To jednak było nierozerwalnie związane z Conte. Pochwały dla trenera „Bianconerich” sypały się we Włoszech ze wszystkich stron, w tym od autorytetów jak Lippi, Trapattoni. I mieli oni rację: Juventus był efektywny. Nie wyszło w poprzednim sezonie, ale tak grające Juve miało przyszłość. Prędzej czy później musiało zaistnieć. Niestety dla włoskiej piłki klubowej, Conte wybrał reprezentację.
Wybór Allegriego jako zastępcy na pewno nie powalił nikogo w Turynie. Fani byli rozczarowani, bo to trener, którego pamiętano z błąkania się wraz z Milanem w okolicach strefy spadkowej, a także z konfliktu z Pirlo, o którym chyba nie trzeba mówić, ile znaczy dla Juve. Przesadą jest demonizowanie tego trenera, bo swoje wcześniej osiągnął, jest też sprawnym taktykiem. Jednak nie zmienia to faktu, że zmiana rozdającego karty w Turynie sprawia, że ten projekt staje pod znakiem zapytania. Wcześniej można było z właściwie pewnością czekać na dobre wyniki. To już jednak przeszłość.
2. Brak głośnych transferów do ligi
Najgłośniejsze nazwiska, które przybyły do ligi i mają dodać jej kolorytu? Naprawdę, nie ma szału. Są gracze z przeszłością, jak Evra, Vidić, Cole, ewentualnie gracze na dorobku, jak Morata, De Vrij. Nie zrozumcie mnie źle: uważam, że Inter z Vidiciem trafił w dziesiątkę, tak samo Lazio z Holendrem, a i Moratę cenię. Ale nie ma tutaj ani jednego zawodnika z europejskiego topu, nazwiska, które poruszałoby wyobraźnię.
A pamiętajmy, że do Bundesligi, z którą ewentualnie Serie A miałaby w przyszłości walczyć o czwarte miejsce w Lidze Mistrzów, odszedł król strzelców i jeden z najlepszych obrońców, Benatia.
3. Burdel w federacji
Po klęsce w Brazylii zrezygnował szef włoskiej piłki, Abete. No i może słusznie, czas na zmiany, człowieka, który pociągnie Calcio do unowocześnienia standardów, prawda? Kogo więc wybrano? 71 letniego Tavecchio, który już zdążył się wplątać w skandal na tle rasistowskim.
Anglia dokładnie sprawdza zawodników, którzy przyjeżdżają do ligi, wpuszcza tylko profesjonalistów. My? „Opti Poba” jeszcze wczoraj jadł banany, a dzisiaj jest pierwszym wyborem w Lazio.
Opti Poba to oczywiście zmyślone nazwisko, przykładowe. Ale takie słowa, rodem z Wójcika, nie przystoją szefowi federacji. Barwny prawdziwek to nie jest ktoś, kto wzbudza zaufanie klubów. Już niektórzy otwarcie wyrażają swoje niezadowolenie, choćby amerykański właściciel Romy, James Palotta: – nie rozumiem jak to możliwe, że ten człowiek został prezydentem.
4. Stadiony z innej epoki
Przez lata mogliśmy zazdrościć Włochom ich aren, San Siro, Stadio Olimpico i innych. Teraz można szczerze powiedzieć, że to Włosi spoglądają na Polskę z zazdrością, bo pod względem nowoczesności obiektów bijemy ich na głowę. I nie chodzi tylko o takie cacka jak PGE Arena, bo wiele mniejszych klubów wcale nie pogardziłoby stadionem, jaki ma na przykład Piast Gliwice.
W konsekwencji frekwencja pikuje z roku na rok. Przestarzałe areny nie są atutem, magnesem, to na pewno. A przecież trzeba pamiętać o wydarzeniach z finału Pucharu Włoch, gdzie w wyniku zamieszek zginął kibic Ciro Esposite. Są więc też poważne obawy odnośnie bezpieczeństwa, to też poważny problem, który toczy tamtejszy futbol.
5. Księgowi zgrzytają zębami
O sytuacji finansowej wielu klubów najwięcej powie wam fakt, że Cesena, Fiorentina, Genoa, Lazio, Palermo, Roma i Sampdoria wciąż nie podpisały umów o reklamy na strojach. Owszem, nie jest tak, że nikt się nie zgłosił. Roma oficjalnie potwierdziła, że byli chętni. Problem w tym, że wyłącznie tacy, którzy nie oferowali satysfakcjonującej Giallorossich sumy.
Powód jest jasny: marketingowo cała liga jest na znoszącej. W tym również i kluby, nawet te najlepsze.
6. Tranzytowy sezon Milanu
Milan czeka sezon tranzytowy. To nigdy nie są efektowne widoki, kibice muszą uzbroić się w cierpliwość a nie czekać na piękne bramki. Wyników w tym roku nikt się nie spodziewa. A nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że gdy jedna z większych marek ligi, bo taką jest Milan, praktycznie nie będzie liczyć się w walce o najwyższe cele, to jest to ciosem.
Można (trzeba!) chwalić Milan za to, że wysprzątał kadrę ze szrotu. Odeszli Robinho, Constant, Traore, Balotelli (tak jest, mnie to cieszy) wypożyczono Birsę czy Nocerino. To byli zawodnicy albo z nazwiskami, ale już bez jakości, albo tacy, którzy od początku nie dawali nadziei na poziom Rossonerich.
Tylko dlaczego, do cholery, tamtych zastępuje się potencjalnie kolejnymi wpadkami? Torres, Alex, Menez, wybaczcie, mnie tutaj nikt nie grzeje. Diego Lopez jako jedyny jasny punkt, a reszta? Transferowy hazard. Ten sam, który Milan uprawiał w ostatnich latach, dalej jest tu na topie.
7. Pucharowa wpadka na start
Jeszcze sierpień się nie skończył, a już Napoli zdążyło nawalić w pucharach, odpadając z Ligi Mistrzów. Ledwie dwa kluby z Calcio w Champions League – kiedyś tyle można było napotkać w finale tych rozgrywek.
***
Tyle minusów. Mało ich nie jest, bagatelizować nie wolno. Ale plotki o śmierci Calcio są dalece przesadzone. Jest na co i na kogo czekać.
1. Ligi nie rozprzedano
Takie czasy, że trzeba cieszyć się tymi, których udało się zatrzymać. Myślenie jak z polskiej ligi da się przełożyć na włoską, oczywiście w innej skali. Ale prawda – wiele drużyn bez mrugnięcia okiem zamieniłoby się z Juventusem na duet Vidal – Pogba, jeden z najlepszych w Europie na tej pozycji. To sukces, że wciąż będą grać we Włoszech.
W Fiorentinie, na moment pisania tego artykułu, wciąż jest Cuardado, który zrobił furorę na mistrzostwach świata. Z Romy nie wyjechał Pjanić, w Interze został Guarin. Takich przykładów możemy znaleźć jeszcze kilka. Łączono powyższych z wieloma klubami, a jednak, koniec końców, dalej będą ich oklaskiwać (bądź wygwizdywać) włoscy fani.
Warto też zwrócić uwagę, że niektóre ważne postacie wracają po kontuzji. Strootman był rewelacją zeszłej jesieni. Przede wszystkim jednak wreszcie jest nadzieja na to, że duet Gomez – Rossi zacznie ze sobą grać regularnie. To będzie warto zobaczyć. Na to trzeba liczyć i tego wszystkim we Włoszech życzyć.
2. Inter, reaktywacja
Nie będę ukrywał, polityka transferowa Interu bardzo mi się spodobała (poza sprowadzeniem Osvaldo). Za Vidiciem już płaczą w Man Utd i trudno się dziwić, Inter tutaj trafił w dziesiątkę. Sprowadził lidera szatni, przy którym krok do przodu powinien postawić i Ranocchia. Za frajer sprowadzono M’Vilę, jest Medel, fajnie pokazał się Dodo.
Ta drużyna dostała zastrzyk, jakiego potrzebowała. Nie przesadzono z ilością nowych twarzy, postarano się o charakternych zawodników, którzy mogą pomóc utalentowanej młodzieży, a tej w Interze nie brakuje. Najlepsze okienko od lat i zespół, który budzi ciekawość.
3. Roma wzmocniona
Roma straciła Benatię, owszem, to cios dla Giallorossich. Ale również trudno nie mieć wrażenia, że jednak lista transferów do klubu nakrywa czapką straty. Warto zwrócić uwagę, że stawiano na graczy młodych, ale którzy już pokazali się z dobrej strony – to mądra polityka. Iturbe, Manolas, Ucan, każdy z nich może odpalić na dużą skalę i już w tym sezonie bardzo się przydać. Pamiętano o zawodnikach na zwiększenie rywalizacji (Astori, Emanuelson), a także o weteranach, którzy wzmocnią charakter drużyny (Keita, Cole).
Roma dawno nie była tak silna, dawno nie miała tak szerokiej kadry. W rywalizacji z Bayernem i Man City w Lidze Mistrzów faworytami nie są, ale nie skreślajcie ich. Ewentualny awans z grupy będzie tylko niespodzianką, nie sensacją.
4. Wraca Zdenek Zeman
Tym razem będzie prowadził Cagliari. Z nim liga zawsze jest ciekawsza. Będzie dużo bramek i fajerwerków, szczególnie, że ma wykonawców pod swoje modelowe 4-3-3. Szczególnie trzeba tu liczyć na Ibarbo, ale Sau, Murru i Longo też nie są cieniasami. Ulubieniec wielu fanów Calcio znowu za sterami klubu Serie A – tak, to też należy policzyć za plus.
5. Rozgrywki będą ciekawsze
Tak jest, panowie i panie, liga włoska w zeszłym sezonie była nudna jak flaki z olejem. Już tak mniej więcej od grudnia było pozamiatane, walka toczyła się o pomniejsze cele, Scudetto wręczono Juventusowi na złotym talerzu. Tym razem z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że nie ma na taki scenariusz szans.
Jasne, Juventus wciąż jest faworytem. Ale strata Conte powinna być odczuwalna. Zresztą, fachowcy przekonują, że nawet i Conte nie powtórzyłby drugiego takiego sezonu. Bianconeri będą w zasięgu.
A Roma przecież, mimo ubytku Benatii, wygląda solidniej. Na papierze to mocniejszy zespół. Już w zeszłym sezonie wykręcili tyle punktów, ile dawałoby mistrzostwo w kilku poprzednich latach, teraz natomiast znowu nabrali wagi.
Napoli? Cóż, na korzyść bandy Beniteza może grać fakt, że są jeszcze bardziej zgrani. Są ubytki kadrowe, owszem, ale nie takie, które całkowicie przekreślałyby szanse zespołu.
Dochodzi Inter, który kadrowo wygląda konkretnie. To właściwa mieszanka młodzieży i doświadczenia, mogąca pozwolić sobie na rotację. To czarny koń tegorocznej ligi.
Pięć drużyn, które powinny liczyć się w walce o Scudetto. Oczywiście, że Juventus ma o wiele większe szanse niż Napoli, ale te kluby w czubie będą się tłuc z korzyścią dla ligi. Wyścigu jednego konia już nie będzie.
6. Po szóste i najważniejsze
Dość wakacji. Podnosimy się z leżaków, Il Capitano
Wciąż gra Totti.
Leszek Milewski