Manchester City znowu ma w tym sezonie wszystko, żeby porozstawiać resztę zespołów po kątach. Nie jest to jakiś przełomowy wniosek – zgoda, ale każdy, kto oglądał dzisiejsze starcie z Liverpoolem, mógł zauważyć drużynę, która może i powinna być lepsza niż rok temu. Wolno rozkręca się Chelsea, potykają się Arsenal i Manchester United, a City jak to City: od początku spycha rywali do defensywy i kompletuje punkty. Dziś 3:1 z Liverpoolem, dwa gole Joveticia i oszałamiające wejście Sergio Aguero.
Ciekawe, co myślał sobie Mario Balotelli. W pierwszej połowie opuścił trybuny w 43. minucie tak jakby chciał zająć kolejkę po gulasz. W drugiej już tylko naciągnął mocniej czapkę, spuścił głowę i siedział w milczeniu. Jego nowi koledzy w tym czasie niby coś próbowali, przebłyski miewał Sterling, ale w kluczowych momentach zawiedli. Jak można stracić gola po czterech podaniach rywala? Hart, Kompany, Navas, Aguero. Piłka poszła jak po sznurku, trwało to chwilę, a Argentyńczyk strzelił gola po zaledwie 22 sekundach od wejścia na boisko.
Dziś właśnie te rzeczy robiły różnice. Liverpool w pierwszej połowie był lepszy. W drugiej strzelił gola, mógł zdobyć drugiego, a i tak mecz ten zostanie zapamiętany, jako sroga lekcja od mistrza Anglii. Klepali sobie piłkarze Pellegriniego jak chcieli. Nasri znowu miał laser w podaniach, a Jovetić po okresie kontuzji przypomniał, jak wielkim jest talentem i że ten sezon może objawić nam nową gwiazdę.
Brendan Rodgers musi jeszcze sporo popracować nad obroną. W ataku wygląda to nieźle (chociaż Gerrard w pomocy to już częściej statysta), ale w tyłach Lovren i Moreno nie zdali dziś egzaminu. Tego drugiego można było do pewnego momentu chwalić, ale ostatecznie to o nim mówi się dziś, że zawalił przy golu, a na koniec doznał jeszcze kontuzji.
Manchester City takich problemów nie miał. Dwójka Kompany-Demichelis to dalej znak gwarancji, Toure praktycznie się nie mylił, a pozostali też raczej bez wad. Bawili się, co tu więcej mówić. Przy prowadzeniu 3:1 nie spuszczali z tonu, tylko brnęli dalej.
Brawo. Po katorgach w Bełchatowie właśnie na taki mecz liczyliśmy.