Komercyjny sukces Premier League jest odwrotnie proporcjonalny do coraz gorszej postawy reprezentacji Anglii. Dumni synowie Albionu są już tylko dumni z nazwy, a ich poczynania na mundialu były… zresztą nie ma co pisać, sami widzieliście jakie były. Co innego liga, tutaj dostajemy produkt na najwyższym światowym poziomie, do tego opakowany pięknie jak nigdzie indziej.
Oczywiście istnieje pewien niepokojący trend – najlepsi odchodzą przeważnie do Realu i Barcelony, ale siła PL tkwi w czymś innym. W czym? W wyrównanej lidze, tutaj każdy może śmiało wygrać z każdym, dodatkowo obrazki z murawy serwowane są z dbałością o najmniejsze detale. Składniki te składają się na wyborny spektakl, dlatego spójrzmy na parę faktów, które nadchodzący sezon uczynią jeszcze smaczniejszym.
Czas posprzątać Stajnię Augiasza
Louis van Gaal może nie być dyplomatą najwyższych lotów, wielu piłkarzy wspomina pracę z nim jako horror. Jeszcze inni nazywali go Hitlerem, a piłkarze Bayernu doświadczyli ekscentryzmu Holendra chyba najmocniej – Louis pragnąc pokazać “Bawarczykom” że ma jaja, po prostu im je pokazał. Czy obnażanie się podziała na Old Trafford? Chyba nie będzie konieczne, po bezpłciowym Moyesie każdy nowy szkoleniowiec zostałby samcem alfa do kwadratu.
Przyznaję bez bicia – rok temu myślałem, że David Moyes sprawdzi się w roli bossa United, ale tak obstawiała chyba większość z Was. Były menedżer Evertonu zawiódł na całej linii, dlatego Van Gaal wydaje się być idealnym człowiekiem, by poukładać klocki rozrzucone nieudolnie w czerwonej części Manchesteru. To nie jest trener na wiele lat, ale na ten moment to najlepszy z możliwych wyborów. Po prostu odpowiedni człowiek na ciężkie czasy. Old Trafford znów powinna być twierdzą.
Awaryjny plan Brendana Rodgersa
Odejście Luis Suareza od dawna wydawało się nieuniknione, było jedynie kwestią czasu. Irlandzki szkoleniowiec “The Reds” zbudował fundamenty pod mistrzowską drużynę, ale z układanki wypadł mu najważniejszy składnik – “El Pistolero”. Rodgers spodziewał się tego pewnie od dawna, dlatego działa szybko – przyszli Emre Can, Lazar Marković, Adam Lallana, Rickie Lambert. Czy są oni w stanie zastąpić Suareza? To pytanie zadają sobie chyba wszyscy.
Popatrzmy na kazus Tottenhamu. Jeden ze złotoustych ekspertów angielskich pisał równo rok temu: “Sprzedano Elvisa, kupiono Beatlesów”, co dotyczyło oczywiście odejścia Garetha Bale’a i sprowadzenia zaciągu jego zastępców. Jak pokazał czas, zamiana jakości na ilość nie opłaciła się. Na White Hart Lane do dzisiaj zastanawiają się, czy Erik Lamela to ten sam piłkarz z czasów Serie A, czy może jakiś jego sobowtór.
Wracając do Liverpoolu to Brendan Rodgers jest jednak świetnym menedżerem, dlatego zaufałbym mu w ciemno. Oczywiście ciężko będzie zastąpić Suareza (czy to w ogóle jest możliwe?), ale wtóruję angielskim ekspertom – coś mi mówi, że “The Reds” znów będą zarówno efektywni, jak i efektowni. No i ten “buraczany” Rickie, historia roku (patrz niżej).
Jose na zakupach w Harrodsie
Małżeństwo niełatwe, ale idealne. Mourinho i Abramowicz, “The Special One” i car Roman. Ich relacja jest jak z powieści Jane Austen – mogą się rozstawać i kłócić, ale i tak na koniec wiadomo, że będą razem. Jose to Chelsea, a Chelsea to Jose. Portugalski szkoleniowiec jest wręcz stworzony do Premier League, gdzie jego styl pracy doskonale wpisuje się w model wyspiarski: całkowita kontrola nad zespołem plus rozmaite mind games, tak popularne w lidze angielskiej. Teraz “Mou” zbroi się przed sezonem i są to zdecydowanie zakupy w Harrodsie, bynajmniej nie w Tesco.
Lista nowych nabytków jest imponująca: Diego Costa, Fabregas, Filipe Luis, a także powrót Thibaut Courtois. Dodatkowo zaciąg młodych gwiazdek, takich jak Kurt Zouma czy wracający z wypożyczenia Lucas Piazon. Na Stamford Bridge dochodzi do zmiany warty – nie ma Lamparda, nie ma Ashley Cole’a, niedługo zapewne odejdzie Obi Mikel, a Courtois zastąpi Cecha. No i jest ten niesamowity Romelu Lukaku, któremu wyraźnie nie po drodze z Mourinho, chociaż na papierze to napastnik na następne 15 lat dla “The Blues”. Jak będzie wyglądać Chelsea w nowym sezonie? Mocarnie.
Nowa twarz Wengera, czyli pieniądze na stół
Naśmiewano się z niego latami, szydząc z nadmiernego sprowadzania juniorów i awersji do dużych nazwisk. Ok, musimy być uczciwi – Arsenal obecnie ma więcej pieniędzy na transfery niż kilka lat temu, ale i zmieniło się nieco podejście do tematu monsieur Arsene’a. Dalej jest kapitalnym wychowawcą, ale zaczęto stawiać znów na gwiazdy. Mesut Ozil i Alexis Sanchez, to nie są anonimowe nazwiska. Sprowadzono także Debuchy’ego z Newcastle, który zapełni dziurę po Bacarym Sagny. Na horyzoncie pojawił się też mistrz świata Sami Khedira, który ponoć jest już dogadany z Arsenalem.
“Kanonierzy” wyglądają bardzo mocno, ofensywny kwartet Walcott-Sanchez-Cazorla-Ozil robi wrażenie, a przecież są jeszcze Ramsey, Arteta, Giroud. Tyle bogactwa na Emirates już dawno nie było, dlatego jeśli zespół Wengera nie pęknie psychicznie, może do końca liczyć się w walce o mistrzostwo Anglii. Posypuję głowę popiołem – Arsene Wenger znów mnie zaskoczył, chociaż spisywałem go już wiele razy na straty. Dobre zakupy i zdobyty FA Cup mogą być zapowiedzią czegoś większego, dlatego nie dziwi ekscytacja kibiców z północnego Londynu.
Od słoików z burakami po wymarzony Liverpool
Prezentowaliśmy już tę historię dokładnie, ale ciągle chwyta za serce. Prawdziwa kariera Rickiego Lamberta zaczęła się dość późno, a sam napastnik swoje najlepsze piłkarskie lata przeżywa w wieku, kiedy inni gracze powoli zaczynają myśleć o emeryturze. Droga na szczyty była kręta i pełna zakrętów, ale w końcu się udało. Lambert już raz grał w Liverpoolu, ale został zwolniony przez klub w roku 1997 w wieku 15 lat, stając na życiowym zakręcie. Zaczepił się w 1998 roku w Blackpool, ale przez dwa lata zaliczył ledwie trzy występy (bez gola) i zawiesił swoją karierę. Nie mając wielu perspektyw zatrudnił się w… sortowni buraków, pracując za 20 funtów dziennie.
Do piłki wrócił rok później i to wtedy zaczęła się prawdziwa przygoda, której finałem jest dzisiaj póki co Liverpool i reprezentacja Anglii. Pierwszym krokiem do wielkiej sławy okazał się być jednak transfer do Southampton, gdzie Rickie wraz z klubem z St. Mary´s Stadium przechodził kolejne stopnie rozgrywkowe, samemu wyrabiając sobie reputację świetnego strzelca, co w końcu zaowocowało powołaniem do kadry. Debiut był wymarzony – rok temu zdobył zwycięskiego gola przeciwko Szkocji. Prawdziwą wisienką na torcie stały się jednak niedawne przenosiny na Anfield. Oddajmy głos Gary’emu Linekerowi: “17 lat po tym, jak zwolniono go z drużyny, po latach wspinania się po szczeblach piłkarskiej kariery Rickie w końcu zagra dla „The Reds”. Wspaniała historia!”.
Już tęsknimy za “Ca$hleyem”
Nie wierzę, że doczekałem czasów, kiedy Ashley Cole mówi z sensem i do tego daje rady innym. Nie wiem czy to włoskie słońce tak na niego podziałało, czy może w końcu dorósł (nawet on chyba kiedyś musi), ale “Ca$hley” ma sporo racji. Były obrońca Chelsea wraz z przejściem do Romy stał się ambasadorem angielskiego futbolu na kontynencie i jak widać, bardzo wczuł się w nową rolę. No cóż, latka lecą, wypada przekazać garść doświadczeń następnym pokoleniom.
Cole mówił ostatnio ciekawe i niepozbawione sensu rzeczy. Opowiedział się za tym, aby coraz więcej piłkarzy angielskich wyjeżdżało za granicę, by rozszerzać piłkarskie horyzonty i uczyć się innego sposobu gry, a także poznawać nowe kultury. To całkiem logiczne – udowodniła to postawa angielskiej kadry w Brazylii. Ashley dał także radę Wilshere’owi, który ostro poimprezował z Joe Hartem: “Rzuć palenie, ja rzuciłem, trzeba dbać o siebie”.
Niesamowite, Cole stał się “wujkiem dobrą radą”? Przypomnijmy, że mówimy o gościu, którzy zdradzał swoją piękną żonę z pewną mało urodziwą fryzjerką, a kiedyś nieomal nie rozbił swojego Bentleya po tym, jak dowiedział się, że Arsenal zaoferował mu “marne kilkadziesiąt tysięcy funtów tygodniowo”. O postrzeleniu praktykanta w Chelsea już nie wspominając…. Będziemy tęsknić, “Ca$hley”. Arrivederci.
Kuba Machowina