Oglądam Premier League od wielu, wielu lat, sam nie pamiętam już ilu. Obserwowałem setki graczy, w tym największych – Cantonę, Shearera, Ronaldo, Henry’ego. Poprzedni sezon był jednym z najlepszych w trwającej ponad dwie dekady historii PL, a blasku całym rozgrywkom dodawał Luis Suarez. “El Pistolero” wniósł się na ten najwyższy poziom, zarezerwowany dotąd wyłącznie dla CR7 i Leo Messiego. Po wczorajszym “wyczynie” Luisa znalazłem się na rozdrożu – jaki mieć stosunek do człowieka, który jest genialnym piłkarzem, ale równocześnie niezrównoważonym gościem, który wszelkie frustracje wyładowuje gryząc przeciwników?
Nie ma sensu analizować tysiąca śmiesznych tweetów i memów ze Suarezem, mają one ten sam śmieszno-smutny przekaz – zachował się jak debil i trzeba założyć mu kaganiec. Wychowałem się na piłkarzach wyrazistych, ktoś powie “złych chłopcach”. Jest coś w futbolu, że lubimy czarne charaktery. Ilu ludzi zachwycało się Lukiem Skywalkerem? Każdy wolał Lorda Vadera. Absolutnie pomijając sympatie klubowe, wolę zadufanego i zapatrzonego w siebie Zlatana niż np. takiego Iniestę, którego największym szaleństwem jest wymiana mebli w salonie raz na 10 lat. Pamiętam ludzi na wiecznej bani, czyli Tony’ego Adamsa i Paula Mersona. “Król Eric” i jego wyczyny rodem z “Karate Kid” na Selhurst Park? Tak, to część historii i dziedzictwa starej Premier League – futbolu charakternego i nieco szalonego.
Luis Suarez poszedł poziom dalej, w każdym możliwym wymiarze. Tym sportowym, gdyż nikt dawno w Anglii nie grał tak wspaniale jak on. Tym pozasportowym, gdzie osiągnął najwyższy poziom w narzekaniu i przebąkiwaniu o odejściu do innego klubu, plotki ciągną się za nim od dawna. Włodarze “The Reds” drżą na każdym kroku, byle zaspokoić Luisa. Był już Arsenal, szeptano także o Bayernie, przed mundialem na tapecie pojawił się Real Madryt. Ciężko być kibicem Liverpoolu – Urugwajczyk wydaje się być jedynie najemnikiem, chociaż wybitnym. Jest prawdziwym artystą w swoim fachu, nikt mu tego nie odmówi.
„El Pistolero” osiągnął także swoisty next level, jeśli chodzi o głupotę. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że linia pomiędzy geniuszem a szaleństwem jest bardzo cienka. W wypadku Suareza jest ona niemal niewidoczna, tutaj wszystko łączy się w jedną całość. Luis po raz kolejny udowodnił, że jest tak samo dobry w rujnowaniu swojej kariery, co w strzelaniu efektownych goli. Przypomina nieco Maradonę – pogrążyć Anglię, a później pogryźć Chielliniego? „Typowy Suarez”. W Argentynie od dekad szukają następcy „Boskiego Diego”, ale nie znajdą go tam – on urodził się w Salto, w Urugwaju. Wczorajszy show Suareza nie ujdzie mu na sucho – FIFA nie przepuści, szykuje się surowa kara. Czy nauczy to czegoś Luisa? Wątpię, ta bezmyślność i gniew są w nim zbyt mocne. Gdy coś idzie nie tak, puszczają w nim wszelkie hamulce.
W jakiś sposób można spróbować go usprawiedliwić – rozwód rodziców, wielodzietna rodzina, przeprowadzka z dala od domu. Od zawsze był buntownikiem, szybko nauczył się mówić “nie” otaczającej go rzeczywistości. Dla lokalnej społeczności z której się wywodzi już na zawsze będzie bohaterem, cokolwiek by nie nabroił. Różnica polega na tym, że teraz nie jest już zbuntowanym chłopakiem z Salto, a ambasadorem swojego klubu, swojego kraju. Ambasadorem całego futbolu.
Ostatnio modne są hasła typu “tyle wygrać”. Myśląc o Suarezie śmiało można rzec – “tyle przegrać”. Eksperci i media już apelują, żeby odesłać go do domu, ponieważ “byłoby wielce niestosowne, aby pozwolić mu dalej grać na mundialu”. Z punktu widzenia sportowego – szkoda, bo piłkarz to unikalny. Z punktu widzenia czysto ludzkiego – decyzja zrozumiała jak najbardziej. Głupotę trzeba piętnować.
Jak potoczy się dalsza kariera Luisa? Nie wiem, nikt nie wie. Może będzie grał w Realu, w Barcelonie, a może w Bayernie. Póki co Urugwajczyk występuje w Liverpoolu, gdzie fani przed meczem zawsze śpiewają swój piękny hymn “You’ll never walk alone”, utwór pochodzący z musicalu “Carousel”. Słynny akronim YNWA w przypadku Suareza ma jednak nieco ironiczny wymiar. To jasny przekaz: Luis, już nigdy nie będziesz szedł sam, zawsze będzie się ciągnął za tobą smród po twoich “dokonaniach”, a towarzyszyć ci będzie opinia nierównoważonego świra, recydywisty i tykającej bomby zegarowej.
Kuba Machowina