Reklama

Odpadliście? I bardzo dobrze! Polskie gazety żyją dziś klęską Hiszpanów

redakcja

Autor:redakcja

20 czerwca 2014, 11:13 • 17 min czytania 0 komentarzy

Dziś na okładkach polskich gazet raczej znajdziecie Luisa Suareza. Raczej, bo na pewno nie wszędzie, nie w katowickim Sporcie. Ale środek wszelkich tytułów prasowych został zdominowany przez Hiszpanów, którzy w środę przekreślili swoje szanse na tym mundialu. I skoro w czwartek gazety nie wychodziły, to dziś o tej klęsce możecie przeczytać od A do Z.

Odpadliście? I bardzo dobrze! Polskie gazety żyją dziś klęską Hiszpanów

FAKT

Zaczynamy tradycyjnie od Faktu.

Image and video hosting by TinyPic

O Holendrach i Chorwatach nie przeczytamy zupełnie nic nowego, ale o Hiszpanii – już tak. Barbara Bardadyn rozkłada na czynniki pierwsze wielką klęskę i wylicza błędy Del Bosque.

Reklama

1. Zabranie na turniej piłkarzy, których czas w reprezentacji już się skończył: Xavi, który ma za sobą bardzo przeciętny sezon ligowy; David Villa, który w drugiej części rozgrywek praktycznie nie strzelał goli; Fernando Torres, który w kolejnym sezonie z rzędu irytował nieskutecznością. – Nie miałem moralnej siły, żeby zostawić ich poza kadrą – tłumaczył Del Bosque.
3. Powołanie Diego Costy niejako na siłę. Del Bosque uparł się na napastnika Atletico, odbył z nim kilka rozmów, przekonując go do gry dla reprezentacji Hiszpanii. Później zabrał go na turniej, mimo że nie był jeszcze w pełni sprawny po kontuzji i w ogóle nie miał czasu na zgranie z drużyną. W rezultacie Brazylijczyk wyglądał tak, jakby miał spętane nogi, a jego jedyną zasługą było wywalczenie rzutu karnego w meczu z Holandią.
4. Brak świeżej krwi. Alberto Moreno i Dani Carvajal najgłośniej domagali się miejsca w kadrze na mundial, ale Del Bosque pozostał głuchy. Ich znakomite występy w ostatnich miesiącach przeszły niezauważone przez selekcjonera. Koke, który tak bardzo był komplementowany przez trenera, w Brazylii dostał zaledwie 45 minut gry.

Image and video hosting by TinyPic

Poznajcie lepiej Thiago Mottę, który nie czuje się Brazylijczykiem.

Jeden z reprezentantów Włoch na mundialu w Brazylii czuje się jak w domu. Thiago Motta (32 l.) urodził się pod Sao Paulo, ale gra dla Italii. W dzisiejszym meczu z Kostaryką ma wyjść w podstawowym składzie i zastąpić chorego Marco Verattiego (22 l.). – Czuję się Włochem, któremu po prostu zdarzyło się urodzić w Brazylii – tłumaczy Motta, który w kadrze Squadra Azzurra debiutował w lutym 2011 roku i zdążył już rozegrać 21 spotkań. Wcześniej grał dla kadry U-17 Canarinhos. Zaliczył nawet występy w reprezentacji podczas Gold Cup (mistrzostw Ameryki Płn., Brazylia grała tam gościnnie) w 2003 roku, ale FIFA uznała je za nieoficjalne dla Canarinhos, którzy wystawili wówczas kadrę U-23. Motta był wówczas zawodnikiem Barcelony. – Odkąd w wieku 15 lat wyjechałem do Europy, nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wracać do Brazylii. Przyzwyczaiłem się do europejskiego stylu gry i życia. Nie czuję tego, co czują Brazylijczycy: chęci gry dla Canarinhos. Mój ojciec się tu urodził, ale dziadek to Włoch z Rovigo. Moja rodzina jest włoska – opowiada.

Do tego felieton Przemysława Rudzkiego.

Hiszpania odpadła. I bardzo dobrze, wszak pokazuje to, że w piłce nie ma specyfików na długowieczność, recept na sukces ostateczny i trwały, dzięki czemu futbol nigdy nam się nie znudzi. Jeden gość, kibic reprezentacji Polski, napisał mądrze na Twitterze: „Teraz Hiszpanie wiedzą, jak się czułem w 2002, 2006, 2008 i 2012”, choć myślę, że towarzyszące im uczucie jest dużo gorsze. Z sukcesem w sporcie jest trochę tak, jak z przyzwyczajeniem się do życia na określonym poziomie. Sukces rozpieszcza, chyba nawet bardziej kibica niż samego sportowca. Jest mi, tak w czysto ludzkim wymiarze, żal Hiszpanii, bo za każdą porażką stoi jakiś osobisty dramat kibica, a w kraju takim jak Hiszpania, gdzie ludzie oddychają piłką, porażki, na dodatek w kiepskim stylu, boleć musza podwójnie.

Reklama

RZECZPOSPOLITA

„Nie jestem już kotem, jestem lwem”. To o Benzemie. Autorem Piotr Żelazny.

Karim Benzema – Piłkarz Realu Madryt to podstawowy atut Francji w ataku. Strzelił już na mundialu dwie bramki. „Kiedy strzelam gole, jestem Francuzem, gdy tylko przestaję, zaczynają się problemy. Wtedy jestem Arabem”. Te słowa Karima Benzemy to nie tylko opis jego stanu emocjonalnego, ale tak naprawdę zdecydowanie głębsza analiza reprezentacji Francji, a nawet francuskiego społeczeństwa. Benzema podobnie jak Zinedine Zidane urodził się już we Francji, ale jest pochodzenia algierskiego. Gdy na początku kariery stanął przed wyborem, który z krajów reprezentować – swych rodziców, gdzie brat jego ojca jest imamem w wiosce Tighzart, z której rodzina Benzemy wyemigrowała do Lyonu – czy kraj urodzenia, nie miał żadnych wątpliwości i wybrał Francję. Wiedział, że może być zbyt dobrym piłkarzem, by występować w drużynie narodowej, która nie ma szans na wielkie sukcesy. Przed meczami kadry ostentacyjnie nie śpiewa Marsylianki, a w jednym z wywiadów przyznał nawet, że nikt go do tego nigdy nie zmusi. Bez podania powodów – ot, tak. Niedawno świat obiegła informacja – chociaż przez samego piłkarza nigdy nie została potwierdzona – że podarował 3 miliony euro na budowę meczetu w Lyonie. Twierdzi, że w czasie ramadanu zachowuje post. Jednocześnie to on był jednym z tych piłkarzy reprezentacji Francji, którzy zostali oskarżeni o korzystanie z usług nieletniej prostytutki. Ostatecznie zawodnicy zostali uniewinnieni, a linia obrony, iż nie mieli świadomości, że Zahia Dehar miała tylko 16 lat, okazała się wystarczająco dobra.

Drużyna, która wybiła Hiszpanom z głowy dobry wynik w Brazylii, powstawała siedem lat. Poznajcie reprezentację Chile.

Rok 2007. Chile zajmuje trzecie miejsce na mistrzostwach świata do lat 20. Argentyńczyk Marcelo Bielsa, nowy trener reprezentacji, z wyjątkowo utalentowanej młodzieży czerpie pełnymi garściami. Przy pomocy Arturo Vidala, Alexisa Sancheza czy Mauricio Isly stworzy nową filozofię gry. Ofensywny futbol, szybkie tempo, pressing, pojedynki jeden na jednego i wzajemna asekuracja – to Chilijczycy doprowadzili do perfekcji. Wcześniej podobne zasady Bielsa próbował wpoić Argentyńczykom. Ale w ojczyźnie jego rewelacje traktowano z dystansem, a gra drużyny narodowej nie przekonywała – goryczy po odpadnięciu już w fazie grupowej mundialu z 2002 roku nie osłodziły złoto olimpijskie w Atenach czy wicemistrzostwo Copa America. W Chile od początku nową filozofię traktowano jak prawdy objawione. Awans na MŚ 2010 po dwóch turniejowych absencjach dał Argentyńczykowi status bohatera. W RPA Chilijczycy zachwycili ofensywnym futbolem. Z grupy wyszli tuż za Hiszpanią, ale w drugiej rundzie nie dali rady Brazylijczykom. Tamten mundial był dla nich nauką, pierwszym wielkim seniorskim testem. Dziś młodzicy z poprzednich mistrzostw osiągnęli pełnię możliwości. I choć za sterami mają teraz Jorge Sampaoliego to – za jego pełnym przyzwoleniem – pozostali wierni zasadom Bielsy.

I jeszcze jedna propozycja – zapowiedź meczu Włochów. Całkiem przyzwoita.

Włosi są zbudowani tym, co squadra azzurra pokazała w meczu z Anglią, i wierzą w zwycięstwo nad Kostaryką. Ale boją się szybkości i entuzjazmu rywali. Optymistyczny scenariusz jest taki, że Italia wygra i zapewni sobie wyjście grupy, co pozwoli w ostatnim meczu z Urugwajem wystawić rezerwy i dać odpocząć gwiazdom przed meczem o ćwierćfinał. Ale jak to zrobić, skoro, jak pisze „Corriere della Sera”: „Carramba, ależ ci Ticos są mocni!”? Kostaryka, szczególnie Joel Campbell, Oscar Duarte i Christian Bolanos, natchnioną grą z Urugwajem (3:1) podbiła serca Włochów. Beppe Bergomi, komentując ten mecz, powiedział, że Kostaryka gra futbol wzruszający i jest drużyną „do zakochania”. A „Gazzetta dello Sport” przestrzega: „Trener Jorge Pinto nie dość, że jest inteligentny, to jeszcze przebiegły jak Ulisses”. Dziennik wystawił Kostaryce za mecz z Urugwajem niespotykanie wysoką notę 9 (w skali do 10), czyli genialnie, jak Holendrom za demontaż Hiszpanii. Dla porównania squadra azzurra za wiktorię nad Anglią dostała 7,5 (bardzo dobrze). Włoscy fachowcy w meczu z Kostaryką szczególnie obawiają się o defensywę, która przegrywała z Anglikami niepokojąco dużo pojedynków jeden na jeden, ustępowała im też szybkością. Jednocześnie zwycięstwo nad Anglikami wlało w przestraszone przed tym meczem włoskie serca wiele entuzjazmu. Dopiero nazajutrz, w niedzielę, na rzymskich balkonach i w oknach pojawiły się włoskie flagi.

GAZETA WYBORCZA

Na pierwszy rzut oka, wygląda to naprawdę dobrze. W GW jest dziś sterta tekstów.

Image and video hosting by TinyPic

Zaczyna się kawałek wcześniej zapowiedzią z pytaniem „Ile warci są Trójkolorowi?”. A tutaj już Michał Okoński zastanawia się, czy Hiszpania ma jeszcze jakąś przyszłość.

Pisanie w takim momencie, że Hiszpania ma przyszłość, zakrawa na bezczelność. A jednak, żegnając jedną z najwspanialszych drużyn w historii futbolu, nie mogę nie zauważyć, że ma ona wspaniałych następców. (…) Problem Hiszpanii na tym mundialu nie różnił się wiele od problemu Barcelony mniej więcej od czasu, gdy wiosną 2013 r. została rozgromiona przez Bayern. Był to problem zachowania piłkarzy, kiedy nie są przy piłce. Pytania do rachunku sumienia dla trenera del Bosque, jeśli będzie miał się stawić przed jakimś odpowiednikiem rady trenerskiej PZPN, która swego czasu chciała przesłuchiwać Leo Beenhakkera: jak jego zawodnicy biegali, jak naciskali przeciwnika, jak i z jakim skupieniem walczyli o odbiór piłki po stracie. Statystyki z pierwszego meczu wyglądały ponuro: tylko Xavi przebiegł więcej niż 10 kilometrów; w sumie cała drużyna hiszpańska pokonała dystans o 11 kilometrów krótszy niż reprezentanci Chile w spotkaniu z Australią. W środę różnica była jeszcze wyraźniejsza. Oczywiście Hiszpanie nie poddali się bez walki. To była, jak napisał Michał Zachodny , bitwa na pressing: walkę o odbiór podejmowały obie strony, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów oglądaliśmy zawodników hiszpańskich naciskających nawet na bramkarza rywali – starali się, jak mogli, tyle że nie byli w stanie ukryć swoich słabości, do których należały kruchość linii defensywnej i kryzys bramkarza. Zgoda: to Xabi Alonso stracił piłkę w środku pola, co pozwoliło Chilijczykom wyprowadzić swój ukochany szybki atak, ale obrońcy nie potrafili pomocnika Realu zaasekurować. Przeciwnikowi przecież zdarzały się podobne straty, za każdym razem jednak było komu naprawić błąd kolegi.

Nadchodzi chorwacka powtórka 1998 r.? Przemysław Zych pisze o reprezentacji dzisiejszej i tej z szesnastu lat. Tutaj kopia ze sport.pl, bo w GW znajdziemy tekst w nieco innej formie.

Dlaczego Chorwacja zbliży się do osiągnięcia z 1998 roku?
1. Do składu wrócił Mario Mandżukić
Chorwaccy dziennikarze uważają, że ich reprezentacja z tym napastnikiem poradziłaby sobie w meczu otwarcia nawet z Brazylią grającą w dwunastu (z arbitrem Yuichi Nishimurą). Snajpera tej klasy ma może z dziesięć drużyn na tym turnieju.
2. Chorwacja ma najlepszy środek pomocy na mundialu
Ivan Rakitić i Luka Modrić. Barcelona i Real. Równie kreatywny środek pomocy w Brazylii ma tylko Hiszpania, ale ich czas przeminął, a Rakitić i Modrić w ostatnich tygodniach osiągnęli szczyt formy. Grając obok siebie, dobrze się uzupełniają, potrafią też grać wślizgiem. W La Liga wyższy procent celnych podań ma Modrić, ale więcej otwierających podań zagrywa Rakitić.
3. Kapitana forma skrzydłowych VfL Wolfsburg
Za mecz z Kamerunem gazeta „Sportske Novosti” przyznała Ivanowi Perisiciowi najwyższą – obok Mario Mandżukicia – notę w zespole: aż 8 na 10. Lewoskrzydłowy pokazywał się z dobrej strony już z Brazylią (przeprowadził m.in. akcję, w której przedryblował kilku rywali), a z Kamerunem przebiegł pół boiska i zdobył bramkę. Niedużo gorszy od niego jest jego klubowy partner Ivica Olić. Obaj od marca są w fantastycznej formie – w dziewięciu ostatnich meczach Bundesligi strzelili razem 13 goli.
4. Ma wykonawców stałych fragmentów gry i ostre dośrodkowania
Z lewej czy z prawej strony – Chorwaci mają piłkarzy, którzy słyną z doskonałych wrzutek. W meczu z Kamerunem lewy obrońca Danijel Pranjić wrócił do składu i od razu zaliczył asystę z rzutu rożnego. Po drugiej stronie boiska gra Darijo Srna, który był jednym ze sprawców pierwszego trafienia dla Chorwatów. To jeden z najlepszych wykonawców rzutów wolnych w Europie.

I jeszcze raz o Hiszpanach.

Bliższe spojrzenie na kluczowego dla mistrzowskiej tiki-taki Andresa Iniestę pokazuje, że odpadnięcie Hiszpanów z turnieju to tylko znak czasu. Zwłaszcza gdy porównuje się Iniestę z jego kolegą z Barcelony Alexisem Sanchezem. Cztery lata temu w RPA Sanchez był młodym gniewnym, który z Chile zagroził najlepszym, ale wygrywać jeszcze nie był w stanie. Teraz wśród swoich rodaków 26-letni piłkarz z opaską kapitana wygląda na statecznego obywatela, jest jednym z najmniej agresywnych. Co nie znaczy, że nieprzydatnych. Mimo że Sanchez głównie operował w ataku, wiele razy utrudniał wyprowadzenie piłki Hiszpanom, miał kilka przechwytów, także na własnej połowie, podobnie jak inni Chilijczycy w środku boiska wykonał wiele „małych sprintów”, co świetnie wychwycił ekspert TVP Grzegorz Mielcarski. Mimo swojej pozycji na boisku i szczególnej uwagi ze strony Sergio Ramosa potrafił grać sporo do przodu (9 z 21 celnych podań) i nie tracić zbyt wielu piłek. W 20. minucie to on przechwycił piłkę i rozpoczął dwoma podaniami akcję, po której Chile zdobyło pierwszego gola. W 43. minucie to on strzelił celnie z wolnego, po czym Charles Aranguiz wykonał dobitkę na 2:0. Iniesta suche statystyki ma podobne do Sancheza, ale uczestniczył w zupełnie innej grze. Przez większość meczu zdawał się zerkać w stronę ławki rezerwowych, pytając „Wicek, gdzie jest moja tiki-taka?”. Vicente del Bosque jest oskarżany raczej o wstecznictwo, a tymczasem wygląda na to, że chciał koniecznie iść z duchem czasu. Iniesta w meczu z Chile pozbawiony został towarzystwa Xaviego, Fabregasa, Davida Villi i Torresa, kluczowych w ostatnich latach dla powodzenia hiszpańskiej gry. W wielu sytuacjach na „tiki” Iniesty nowi, nienadzwyczajni koledzy nie potrafili odpowiedzieć „taka”. Piłka nie wracała, zacinała się w próbach przyjęcia pod presją agresywnych Chilijczyków, nie krążyła, a z hiszpańskiej wyjątkowości została zwykłość, z którą w drugiej połowie rywale momentami grali w dziada.

Przytoczyliśmy tylko połowę materiałów, większość jest na wysokim poziomie. Chyba warto dziś zajrzeć do GW.

SPORT

Wymowna okładka. Nie trzeba nic dodawać.

Image and video hosting by TinyPic

Na dzień dobry Dudek omawia klęskę Hiszpanów – ale już nie Jerzy, a brat Dariusz. Wielu fragmentów nie ma sensu cytować, bo właściwie wszystko zostało w tym temacie powiedziane. To zacytujmy wypowiedź o Chilijczykach.

Chile było takie mocne, czy Hiszpania taka słaba?
– Reprezentacja Chile pod wodzą Jorge Sampaoliego jest świetnie przygotowana, zorganizowana i doskonale gra pressingiem. Nie gra typowej piłki dla Ameryki Południowej. Nie tylko silna ofensywa, ale głównie mądra gra w obronie sprawia, że jest bardzo trudna do pokonania.

Poza tym, mamy same relacje i zapowiedzi. Chcielibyśmy coś zacytować, ale jest z tym duży problem. Naszą uwagę przykuwają więc jedynie drobne rozmówki. Tym razem z Andrzejem Strejlauem.

Co imponuje panu w grze Włochów?
– Dobrze funkcjonuje druga linia, są niesamowicie zgrani, nie zostawiają przeciwnikom zbyt dużo wolnego miejsca. Co prawda na początku mogą mieć problemy z rozmontowaniem defensywy Kostaryki, ale mają na tyle kreatywnych zawodników, że w końcu im się to uda.

Podkreśla się fantastyczną grę Andei Pirlo. Jak długo ten zawodnik jest w stanie prowadzić zespół?
– Nie przeceniałbym jego roli i nie powiem, że zespół jest od niego całkowicie uzależniony. Jest genialnym rozgrywającym, jednym mądrym podaniem potrafi stworzyć zagrożenie i często mądrze stoi zamiast głupio biegać. Ale Włosi to nie tylko Pirlo. To idealnie zorganizowana gra w obronie mocny atak z nieobliczalnym Balotellim, dla którego może być to turniej przełomowy w karierze i już nie będzie grał świetnie od czasu do czasu, ale pojawi się w jego występach regularność. Włosi to też – jak mówiłem – solidna druga linia. Mają „turniejowy” skład, co pokazali z Anglią. Zagrali fantastycznie. Dobre przemieszczenie się formacji, pełna koncentracja… A przecież wszyscy mieliśmy wrażenie, że stać ich na jeszcze więcej. Mogą zajść bardzo daleko.

Image and video hosting by TinyPic

Tematy ligowe? No, jest kilka, ale w większości o nich czytaliśmy już ostatnio w sieci. Kto był odcięty od Internetu, niech spojrzy:
– Lewczuk i Piech w Legii
– Osuch wybrał Jorge Paixao z czterech kandydatów
– Wisła zrezygnowała z Piotra Brożka
– Ruch wziął piłkarza na testy, ale szybko z niego zrezygnował, bo… nie wiedział, że wcześniej ustawiał mecze
– Lechia chce Bartłomieja Pawłowskiego

SUPER EXPRESS

W Hondurasie więcej Bońków – donosi SE. Chodzi o to, że Oscar Boniek Garcia – ten piłkarz z Hondurasu – obu synów nadał imię Boniek (mają po dwa imiona). Aż nie wiemy, jak się do tego ustosunkować…

Image and video hosting by TinyPic

Pirlo zostaje poddany analizie przez… Andreę Anastasiego, byłego trenera reprezentacji Polski siatkarzy.

Piłkarze Włoch rozpoczęli mundial od efektownego zwycięstwa 2:1 nad Anglią, a dziś spróbują postawić kropkę nad i w rywalizacji grupowej w meczu z Kostaryką. – Italia na pewno awansuje do kolejnej rundy, a potem wszystko jest możliwe. Ale jedno wiem na pewno: bez Andrei Pirlo o sukcesie nie ma mowy – przekonuje „SE” Andrea Anastasi (54 l.), były trener kadry siatkarzy i zagorzały kibic futbolu. Anastasi wie, co mówi, bo od lat jest wielkim fanem Juventusu Turyn i o klubie, w którym gra Pirlo, wie niemal wszystko. – Zostałem fanem Juve, kiedy miałem siedem czy osiem lat. Wtedy w tej drużynie grał piłkarz o nazwisku Pietro Anastasi i strzelał mnóstwo bramek, był moim idolem. Choć nie byliśmy z nim spokrewnieni, to cała moja rodzina kibicowała i jemu, i Juventusowi – opowiada były selekcjoner, który w nowym sezonie obejmie ekipę siatkarzy Lotosu Trefl Gdańsk. Dziś jego faworytem jest pomocnik Juve. – Pirlo to absolutny numer jeden w reprezentacji Włoch. Jest w niej ważniejszy niż w klubie. W Juve, nawet gdy go nie było, partnerzy radzili sobie, ale system gry Italii bez Andrei nie istnieje – przekonuje Anastasi. – To wielki gracz i lider, klucz do sukcesów drużyny. Widzi na boisku wszystko, ma wielkie wyczucie gry. No i demonstruje umiejętności rozgrywającego, które mogę porównać tylko z koszykówką, gdzie playmaker jest mózgiem zespołu. Takich piłkarzy cenię szczególnie – podkreśla Anastasi.

Image and video hosting by TinyPic

PRZEGLĄD SPORTOWY

PS znów bawi się okładką.

Image and video hosting by TinyPic

Co z tą Hiszpanią? Joan Capdevila odpowiada, co dalej.

Smutek. I koniec cyklu wielkiej Hiszpanii, której pan był częścią.
– Nie wiadomo, czy jest to koniec cyklu, ale na pewno koniec mundialu. A dla takich piłkarzy jak Xavi, David Villa czy nawet Iker Casillas prawdopodobnie były to ostatnie mistrzostwa świata. Teraz trzeba zaczekać na nową generację. Prawda jest taka, że jest to porażka. Wielka porażka, ponieważ Hiszpania, nawet jeśli miała odpaść na tym etapie, to przynajmniej powinna to zrobić w innym stylu, prezentując inny wizerunek. To smutne, bo sam byłem w tej grupie i żal patrzeć na to, co się stało. Żal mi piłkarzy, przeżywają teraz bardzo ciężkie chwile.

(…)

Potrzebna jest rewolucja?
– Nie. Nie ma powodu, by wywracać teraz wszystko do góry nogami. Hiszpania zagrała bardzo słabo na tym mundialu, należy się z tym pogodzić i kropka. Trzeba pracować dalej, stawiać na kolejnych zawodników i skupić się na przygotowaniach do mistrzostw Europy w 2016 roku, co na pewno nie będzie łatwe dla Vicente del Bosque.

Ale czy to on nadal powinien prowadzić reprezentację Hiszpanii?
– Oczywiście, że tak. Z powodu słabego mundialu nie można teraz ot tak wyrzucić wszystkiego za burtę, wymazać wielkie sukcesy, jakie nam zapewnił. Uważam, że Del Bosque ma pomysł na tę drużynę i na mistrzostwach Europy za dwa lata będzie chciał się odegrać i bronić tytułu z 2012 roku.

O wielkim powrocie Suareza pisze z Brazylii Michał Pol.

Mecz w Sao Paulo miał taki scenariusz jakby napisała go różanopalca bogini, która w Brazylii dmucha niemowlakom w stopy, by stały się gwiazdami futebolu. Kibice obu drużyn modlili się do niej, by spotkanie miało dwóch bohaterów i tak właśnie się stało. Najpierw Luis Suarez, który dopiero na mecz z Anglią zdołał wyleczyć kontuzję. A potem Wayne Rooney, którego w ojczyźnie zrobiono kozłem ofiarnym mundialowej klapy jeszcze przed wyjazdem. A potem dała spełnienie jednemu z nich! Urugwajczykowi, ponieważ kocha łotrzyków i cwaniaczków futbolu. – Niech wiedzą, że jesteśmy reprezentacją trudną do pokonania, że jesteśmy reprezentacją z charakterem – zapowiadał Edinson Cavani. Po zaskakującej porażce z Kostaryką Urugwajczycy byli zobligowani do pokonania Anglików. Ci z kolei buńczucznie zapowiadali, że nie boją się Luisa Suareza, że przecież nie tylko on gra w reprezentacji Urugwaju. Występ napastnika Liverpoolu jeszcze kilkanaście dni temu stał pod dużym znakiem zapytania, tymczasem Suarez wrócił na boisko akurat na mecz z Anglią i wrócił w wielkim stylu.

Co poza tym? Mamy relację z wygranej Kolumbijczyków o tytule „Ten atak poraża siłą”, teksty o metamorfozie Robbena, Benzemie czy Thiago Motcie, który akurat cytowaliśmy przy okazji Faktu. Przede wszystkim jednak są ciekawe korespondencji prosto z mundialu.

Image and video hosting by TinyPic

“Barbarzyńcy w ogrodzie FIFA”. Zaczynamy od Michała Pola.

Kompromitacja FIFA. Miał być najbezpieczniejszy mundial w historii, chroniony przez robocopy, drony i 150 tys. policjantów. A nikt nie przeszkodził zdesperowanym kibicom Chile bez biletów wedrzeć się na stadion i niechcący zdemolować biuro prasowe. Równo godzina do meczu Hiszpanii z Chile na Maracanie. Wiem, bo właśnie na godzinę przed rozpoczęciem spotkanie zaczynają rozdawać bilety z listy oczekujących. Punkt jest przy samym wejściu do media centrum. W tym momencie z zewnątrz słychać krzyki, wołania, brzęk tłuczonej szyby i tętent setek nóg. Czyżby FIFA zgodziła się jednak wpuścić na Maracanę Diego Maradonę, a może z dziennikarzami przyszedł się spotkać Pele? Nie tym razem. Zza drzwi do wielkiego newsroomu wpada czerwona armia kibiców w koszulkach reprezentacji Chile. Na pierwszy rzut oka ze stu (FIFA w oficjalnym komunikacie napisze, że 89). W panice ciskają się po całym biurze, to w tę stronę to w tamtą. Chaotycznie szukają wejścia na trybuny. Ruszam za nimi, włączając kamerę w telefonie, jak większość dziennikarzy. Ponieważ tam, gdzie jak im się wydaje powinna być droga na stadion, jest ścianka z dykty i aluminiowej konstrukcji – przebijają ją swą masą. I już są w tunelu wokół Maracany. Ruszają w lewo, ale po chwili trafiają na zakatowane wejście na murawę – któryś z ochroniarzy zdążył zatrzasnąć bramę. Ruszają w prawo w kierunku szatni piłkarzy. Towarzyszy nam tylko dwóch stewardów bezradnie machających rękami. Za zakrętem odpór daje im już większa grupa ochroniarzy. Chilijczycy zawracają tratując dziennikarzy w ciasnym tunelu. Staramy się przykleić do ściany i… tłum wprasowuje nas wraz ze ścianą do biura prasowego. Na ziemię lecą szafki, których fotografowie trzymają sprzęt. Telewizory, na których oglądamy mecze przewracają się na biurka, koledzy ratują laptopy, ktoś głośno przeklina, bo cola zalała mu klawiaturę.

I Tomasz Włodarczyk. O Manaus.

Brazylia jest dumna z organizacji mistrzostw świata. Dumne jest też Manaus, miasto rzucone na środek tropikalnej dżungli. Poza Ameryką Południową mało kto przed mundialem widział, że w objęciach Amazonki leży wielkie, ponad dwumilionowe miasto. A w nim od wielu lat odbywa się niesamowity turniej – Peladao. To prawdopodobnie największe rozgrywki piłkarskie na świecie. Znacznie ważniejsze dla lokalnych mieszkańców niż luksusowa impreza wybrańców FIFA. Napisać o Peladao, że to tylko gigantyczna futbolowa potyczka to nic nie napisać. W sercu Amazonii równolegle z rywalizacją drużyn odbywa się konkurs piękności, tworząc ze sobą nierozerwalne, wręcz zależne połączenie. Szalony miks tego, co Brazylijczycy lubią najbardziej – futbol i piękne kobiety.

To jest krótki początek, ale dalej jest coraz ciekawiej. Naprawdę dobry reportaż.

Image and video hosting by TinyPic

Piłka krajowa? Dokładnie te same tematy, co w Sporcie, ale znacznie ciekawsze graficznie, więc można zerknąć. Są jeszcze felietony Rudzkiego, którego już cytowaliśmy, i Węgrzyna.

Najnowsze

Ekstraklasa

Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Piotr Rzepecki
3
Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...