Reklama

Życie jak w Madrycie: Villarato

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2013, 12:30 • 9 min czytania 0 komentarzy

Nie wiem, czy do Polski ten zwrot w ogóle dociera? Czy ktokolwiek traktuje go poważnie, niezależnie od czczonych kolorów? Pytam, bo w Hiszpanii w ostatnich pięciu latach termin „villarato” przeszedł bardzo krótką drogę od dziennikarskiej rzeczywistości do kibicowskiej trybuny, od felietonowych przekomarzań, do ulubionej przyłbicy rozgoryczonych fanów Realu Madryt. W świadomości tutejszego kibica – w prywatnym słowniku słów pochodnych od Barcelony – „villarato” zajmuje miejsce na równi z „tiki-taka”. Niezwykle popularny i wygodny eufemizm bardziej przyziemnego określenia „robo” – kradzieży, której zdaniem piłkarzy Sevilli, dokonał sędzia Muñiz Fernandez w sobotę na Camp Nou.

Życie jak w Madrycie: Villarato

Żeby nie było wątpliwości odnośnie etymologii tytułu tego felietonu, posłużyłem się hiszpańską Wikipedią: „Villarato – termin ukuty przez dyrektora dziennika As, Alfredo Relaño, pochodzący od nazwiska prezydenta Hiszpańskiej Federacji Piłki Nożnej (RFEF), Angela Marii Villara, utrzymującego od ponad dwóch dekad władzę w hiszpańskim futbolu. Jedną z głównych cech villarato jest tendencja faworyzująca FC Barcelonę w rozgrywkach piłkarskich w Hiszpanii, a krzywdząca Real Madryt. Owa tendencja przejawia się głównie w intencjonalnych błędach sędziowskich, umorzeniach określonych sankcji i innych przysługach wyświadczanych przez RFEF”. Bez owijania w bawełnę: Niewytłumaczalna Dziejowa Teoria Spiskowa „made in” Barcelona, matka 14 trofeów krajowych Katalończyków od 2004 roku i kat marnych 6 pucharów Realu Madryt w tym samym okresie. Ale po kolei.

Geneza „villarato” sięga czasów odleglejszych niż te, kiedy Barca zaczęła podbijać Europę. Słowo zrodziło się w głowie Alfredo Relaño już w 2000 roku, w momencie, gdy wspomniany Villar został wybrany wiceszefem FIFA (8 lat wcześniej, tego byłego piłkarza Athletic Bilbao, wybrano jednym z wiceprezydentów UEFA). 63-letni dziś Villar to taka hybryda PZPN-owych bohaterów z przeszłości – Dziurowicza, Listkiewicza i Laty. Prototyp działacza niezniszczalnego – 25 lat na jednym stołku, 6 reelekcji, miliony przejedzonych (nierozliczonych) rządowych dotacji, komiczne zapowiedzi mundiali 2018 i 2022 w Hiszpanii. Z jednej strony związkowy RoboCop, z drugiej – ojciec sukcesu reprezentacji Hiszpanii, twórca bazy treningowej w podmadryckim Las Rozas, reklamujący, na korytarzach FIFA i UEFA, jedną z najbogatszych federacji piłkarskich na świecie (budżet na poziomie 115 milionów euro). Długowieczny Villar otacza się długowiecznymi paziami: Victorino Sanchezem Arminio (były sędzia, a od 1993 roku szef Komitetu Technicznego Sędziów) i Manuelem Diaz Vegą (również były, nawet międzynarodowy arbiter, od 2000 roku dyrektor techniczny wspomnianego Komitetu w RFEF). Wielka Trójca, która od dwóch dekad niepostrzeżenie trzęsie hiszpańskim futbolem. Na bakier z dobrymi manierami i smakiem. Gustują w „aferkach” i „skandalikach”, jak choćby ten z wtorku, kiedy okazało się, że sędzia Paradas Romero musiał rozstać się ze swoim zawodem. – Diaz Vega zbeształ mnie za to, że nie usnąłem z boiska Mourinho w meczu przeciwko Rayo. Upokorzył mnie w taki sposób, że nie mógłbym dalej pracować w tym zawodzie z podniesionym czołem – przyznał Romero, który w karierze najczęściej (2 razy) wyrzucał Mou do szatni. Krótko: Villar-Arminio-Diaz Vega. Folwark. Villarato.

Z czasem Relaño, do prywatnej zagrody Villara, wrzucił Barcelonę. Od razu uprzedźmy pewne fakty – „As”, mimo iż dziennik o zasięgu krajowym, informuje w mocno białych odcieniach. Jego redaktor naczelny wytrwale sprawuje pieczę nad linią gazety. A że w Hiszpanii szkoły dziennikarskie nie uczą przyszłych redaktorów, jak odróżnić informację od opinii, to później powstają takie „artykuły-potwory”, jak ten Relaño z maja 2011.

W tekście-żaglu (wpis na blogu ma 30 tysięcy znaków) zatytułowanym „Główna teoria Villarato”, Relaño wychodzi z takiego oto założenia: Śledzę hiszpańską piłkę już od 50 lat, ale nie przypominam sobie tak oczywistego poparcia wobec jednego klubu (Barcelony). Jeśli jednak ktoś mnie oświeci, będę mu bardzo wdzięczny”. W kolejnych kilkudziesięciu akapitach dyrektor drugiego najpoczytniejszego dziennika sportowego Hiszpanii roztacza mroczną wizję żydomasonerii, sterującej hiszpańskim futbolem. Razi ogniem RFEF, Villara, Javiera Clemente, Arminio, Laportę, Gasparta, Platinego, Guardiolę, UEFA, FIFA. Wybuchowy koktajl, w którym fakty niczym puzzle składają się w całość teorii Villarato. Relaño chronologicznie podaje przepis na kataloński ryj jedzący z federacyjnego koryta:

Reklama

2000: Barcelona w „10-tkę” stawiła się na rewanżowy, wyjazdowy mecz półfinału Pucharu Króla z Atletico Madryt. Pierwszy przegrała 0:3, a że data spotkania na Vicente Calderon koligowała z meczami towarzyskimi reprezentacji, Luis Van Gaal nie mógł skorzystać z zaciągu swoich rodaków. Wychowanków (La Masia już wtedy prężnie działa), Holender, też nie miał zamiaru wystawiać – obniżyłoby to rangę spotkania. Chodziło jednak o to, żeby zagrać na nosie Federacji, która nie zgodziła się na przełożenie meczu na inny termin. Pozostali trzej półfinaliści też mieli przecież w swoich składach obcokrajowców. Ostatecznie ówczesny kapitan Barcy, Pep Guardiola podał rękę kapitanowi Atletico, Santiemu Denii, a sędzia spotkania (nomen omen Diaz Vega) odesłał obie drużyny do domu. Walkower bez prysznica i bez kary. Barcelonie za tę „szopkę” groziło roczne wykluczenie z rozgrywek, które patrząc na gablotę klubu, były dotąd traktowane priorytetowo. Villar latem ułaskawił Katalończyków.

2002: Pamiętacie El Clasico na Camp Nou i słynne „el cochinillo” – świński łeb, którym kibice Barcelony potraktowali Luisa Figo? Sędzia owego spotkania – Luis Medina Cantalejo, musiał przerwać je na 10 minut. Barcę ukarano zamknięciem Camp Nou na dwa mecze, ale kolejne odwołania klubu (w sądach powszechnych), zmiany artykułów statutów dyscyplinarnych La Liga, etc., włożyły sankcję do szuflady. Amnestię, dwa lata później, przypieczętował Villar, którego reelekcją przypieczętowała z kolei Barcelona.

2004: Podczas pamiętnego głosowania na szefa RFEF, domagający się zmian (i większej kontroli, naturalnie) Florentino Perez opowiedział się za rywalem Villara, dotychczasowym sekretarzem generalnym Federacji – Gerardo Gonzalezem. Ówczesny prezydent Barcy, Joan Laporta, zerwał dyscyplinę głosowania 20 klubów LFP i opowiedział się za Villarem. Wiadomo kto wygrał. To wydarzenie jest, dla wszystkich wyznawców „Villarato”, kluczowym, zwrotnym momentem w dziejach przywilejów i fantów sędziowskich, jakimi RFEF obsypuje Barcę.

2006: Po przegranym przez Hiszpanów mundialu w Niemczech, Luis Aragones wysłał do klubów powołania na mecz towarzyski z Islandią. Barcelona zadecydowała, że ani Puyol, ani Xavi nie pojadą na zgrupowanie kadry, gdyż 5 dni po meczu reprezentacji, Katalończycy grali z Espanyolem w Superpucharze Hiszpanii. Obaj piłkarze zostali w domu. Kontuzjowani, na zwolnieniu lekarskim. Pięć dni później, oczywiście, obaj zagrali z Espanyolem, choć przepisy FIFA mówią, że piłkarz który nie wystąpił w meczu reprezentacji z powodu kontuzji, nie może zagrać w spotkaniu swojego klubu do piątego dnia (włącznie) po dacie meczu kadry. Espanyol złożył skargę. Sprawa utkwiła gdzieś w labiryntach Villarato.

Wybrałem tylko cztery, z całej serii prezentów i ułaskawień, które Relaño przypisuje Barcelonie. Pominąłem wywód o premedytacji Iturralde Gonzaleza, sędziego z którym Real przegrywał na Bernabeu najczęściej (6 razy). Zostawiłem również wątek poletka Barcy w UEFA: Gasparta (członka Komisji Rozgrywek Klubowych UEFA, w latach 2000-2003 prezydenta Barcelony), a nawet Laporty (swego czasu członka nadzwyczajnej Rady Strategicznej Piłki Zawodowej). Od siebie mogę dorzucić kilka niewyjaśnionych kwestii z ostatnich lat. Jak choćby tajemnicze spotkanie Villara z Sandro Rosellem w hotelu NH Alcala na początku 2012 roku. Tak bardzo tajemnicze, że zdaniem obecnych w hallu dziennikarzy, szef RFEF miał na nim głośno spuentować jedną ze swoich złotych myśli: „Czego ty jeszcze ode mnie chcesz Sandro? Przecież dałem ci już wszystko, o co mnie prosiłeś…” Do dziś nie wiadomo, czy prezydent Barcy postulował wyłącznie o miejsce rozegrania finału Pucharu Króla. Tak się składa, że z tamtego okresu pochodzi słynne już zdanie Rosella, o tym że „sędziowanie dla Barcy nie wygląda najlepiej”. Odświeżę Wam pamięć – to był sezon 2011/2012, rekordowy dla Realu, pożegnalny dla Guardioli. Pep po ostatnim meczu ligowym stwierdził, że w „owym sezonie wydarzyły się rzeczy dziwne”. Dla jednych dziwne, dla drugich – zupełnie oczywiste.

Alfons Godall, były wiceprezydent Barcelony za czasów Laporty w rozmowie z kanałem „La Sexta” otworzył oczy wszystkim, którzy wierzyli jeszcze w to jałowe credo Barcy, a mianowicie że „oni pracy sędziów nie komentują, w ogóle nie chcą mieć, z panami z gwizdkiem, do czynienia”. Godall przyznał szczerze: „Barcelona musi stać u boku, a nie odwracać się plecami do organizacji, w których sprawuje się władzę. Laporta wiedział o tym doskonale. A kogo popiera Florentino? Gerardo Gonzaleza. Dlatego Barcelonie zależy na tym, żeby wspierać Villara i utrzymywać dobre relacje z Federacją. Tam przecież decydują o obsadzie sędziowskiej, kalendarzu rozgrywek, sankcjach dyscyplinarnych. Jeżeli nie jesteś w dobrej komitywie z RFEF tracisz na tym sportowo. Co mam na myśli? Kwestie takie, jak saldo decyzji sędziowskich, różnicę w przyznawaniu Barcelonie, zagrań korzystniejszych w porównaniu z rywalami.” Druzgocące. Aż tak bardzo skandalizujące, że nie wypada nie dostrzec, za plecami Godalla, prywatnej wojny Laporty z Rosellem.

Reklama

Ci murem stojący za Barcą, z oburzeniem, rzucą teraz krótkie: A Real?! Darujcie sobie te wyświechtane rozliczanie obfitych lat reżimu Generała Franco. Niewielu zdaje sobie sprawę, że Francisco Franco nie żyje od 38 lat. Kiedy jednak żył, to wykorzystywał Real bardziej niż klub jego. Sukcesy Los Blancos pasowały idealnie do reklamy „franqusimo” poza granicami Hiszpanii. Real sam dbał o swoje przywileje, i podobnie jak ostatnio Barcelona, przez kilkadziesiąt lat tańczył frywolnie na związkowych salonach. Miał wyśmienite stosunki z arbitrami gwiżdżącymi ich mecze. Nic dziwnego, skoro od 1922 roku, czyli założenia Kolegium Sędziowskiego RFEF z 26 jego szefów w historii, aż… 14 trafiło na ten zacny stołek, będąc byłymi piłkarzami, socios czy działaczami Realu Madryt. Jeśli mi nie wierzycie, to napiszcie do historyka Bernardo Salazara. Floreninto Perez nie ma dziś swojego człowieka w RFEF (kilka lat temu za kogoś takiego uchodził Fernando Hierro). Nie poszedł śladami Rosella i nie umieścił rzecznika prasowego klubu (Toniego Freixy) w związkowej Komisji Prawnej. Może mu nie zależy, może robi to po cichu (jak wtedy, kiedy dogadał się z Villarem, w sprawie obniżenia sankcji dla Mou za palec włożony do oka Vilanovy), a może czyści wizerunek klubu, o którym przez dekady mówiono „ten to ma przywileje”. A może po prostu Barca była bystrzejsza, może po latach opłakiwania niesprawiedliwości sędziowskich, wydeptała sobie wreszcie ścieżkę w RFEF. Ścieżką, którą Real podążał od lat. Prawo cykli. Nigdy Villarato.

Villarato? Ani Real Madryt nie wygrał trzy razy Ligi Mistrzów (1998-2002), ani Pep Team nie podbił Hiszpanii i Europy, dzięki sędziom. Angel Villar nikomu gwizdka (białego bądź niebiesko-bordowego) nie wciskał do ust. Brak jakichkolwiek dowodów na premedytację. Wygrali, choć byli słabsi? Bzdura. Tak, samo jak bzdurą jest stwierdzenie, że Muñiz Fernandez celowo okradł Sevillę. Gdyby miał taki zamiar, to już w pierwszej połowie wyrzuciłby z boiska Stephane’a Mbię (zresztą słusznie). I byłoby po sprawie.

Villarato à la Relaño, to nic innego, jak tani dziennikarski chwyt, żółć dla kibiców, których drużyna nagle przestaje wygrywać, bądź sędziowie (omylni biedni ludzie) mylą się na jej niekorzyść (lub na korzyść największego rywala). Dziś ci dadzą, jutro zabiorą, bez konspiracji. Zmienny piłkarski los. Tylko Villar wciąż ten sam…

RAFAŁ LEBIEDZIŃSKI
z Hiszpanii
Twitter: @rafa_lebiedz24

Najnowsze

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...