Reklama

O TVP i Macieju Iwańskim, czyli błaganie o litość

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2011, 14:12 • 3 min czytania 0 komentarzy

We wtorek mieliśmy rzadką możliwość obejrzenia meczu, w którym na najwyższym poziomie mimo wszystko stała gra piłkarzy. Realizacja telewizyjna – tragiczna. Komentator – fatalny.
Co ciekawe, TVP wydało na tę szmirę 500 tysięcy euro, czyli przeszło dwa miliony złotych. Tyle właśnie musi płacić publiczna telewizja za transmitowanie sparingów, ale na Woronicza nie było nikogo mądrego, kto kontrakt odpowiednio by obwarował – nie ma więc nawet zapisu, ile kamer musi obsługiwać jeden mecz. Efekt wszyscy widzieliśmy – podwykonawcy jadą po kosztach, byle jak najwięcej zostało w kasie. A my musimy się męczyć przed telewizorami.

O TVP i Macieju Iwańskim, czyli błaganie o litość

Może jeszcze udałoby się przymknąć oko na obraz, gdyby odpowiedniej jakości był dźwięk.

Niestety, dwa tylko słowa – Maciej Iwański. Ktoś z was pytał w komentarzach, czy ten facet zdaje sobie sprawę, jakiego durnia z siebie robi, czy też w ogóle to do niego nie dociera. Odpowiadamy więc szczerze, że w ogóle nie dociera – Iwański jest w sobie zakochany z wzajemnością, sam siebie podziwia, sam siebie słucha, sam siebie ogląda i na koniec sam sobie zazdrości. Kiedyś jego ego unosiło się nad Olsztynem, teraz widoczne jest już z kosmosu i rozpościera się nad Europą Centralną. Gdyby tylko ten chłopak mógł szczerze powiedzieć, kogo kocha bezgranicznie, to odpowiedziałby: – Macieja Iwańskiego! Ale że jest pozerem, to powie: – Dariusza Szpakowskiego! Oczywiście naiwnie liczy, że sam kiedyś będzie Szpakowskim – z którego się niegdyś notorycznie śmiał, a którego teraz uważa za swojego patrona.

Z Iwańskim tak na szybko kojarzą nam się dwie historie.

Pierwsza – Maciek był w Portugalii na Euro 2004 i czasami pisywał do „PS”. Zadzwonił do niego jeden z redaktorów, bodajże Michał Zaranek, i zapytał: – Maciek, co dzisiaj dajesz?
– Michał, słuchaj, całą noc deszcz bębnił w parapet.
– No dobra, ale co dajesz?
– Nie rozumiesz mnie… Ten deszcz dudnił w parapet i…
– Ale co dajesz, bo zebranie za chwilę!
– …nie zmrużyłem oka, dzisiaj nie będę w stanie nic napisać.

Reklama

Innym razem „Jusko” zaprosił dziennikarzy do swojej restauracji w Cascais (i ulotnił się w porę, zostawiając kelnera z rachunkiem) i każdy zamawiał, na co miał ochotę. Wiecie, co zamówił Iwański? Niech to go dobrze scharakteryzuje. Zamówił… czereśnie z wody. Ludzie brali pizzę, jakieś owoce morza, jakieś wino, ryby… Wiadomo, biesiada. A on wziął czereśnie z wody.

No i druga historia – a w zasadzie, to chyba już trzecia.

Idą chłopaki z „Faktu” „na miasto”, jak to się mówi. W Warszawie. No i spotkali Iwańskiego.
– Idziesz z nami?
– A nikt mi nie będzie robił zdjęć? – spytał przejęty Iwański.
– Tobie? A po chuj? – usłyszał w odpowiedzi, ale wątpliwe, by zrozumiał jej sens.

Tak, ten chłopak komentuje dokładnie tak, jak się zachowuje. Niezmiennie mamy nadzieję, że kiedyś do TVP przyjdzie ktoś, kto mu powie: Maćku, idź zrób kupę, zanim siądziesz za mikrofonem.

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...