Reklama

Jacek Bąk – człeniu, który lubi się stroić

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2010, 14:49 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rośnie nam nowy ulubieniec – Jacek „pędź stąd, człeniu” Bąk. Okazuje się, że Jacek wyznaczał odzieżowe trendy w polskim futbolu. Zawodnicy reprezentacji z nosami przyklejonymi do szyb tylko czekali, kiedy wreszcie znajoma sylwetka człenia pojawi się na horyzoncie i wtedy… Wtedy biegli do niego, byle tylko zobaczyć, jakie ubrania przywiózł.

– Wow, jaka koszulka!
– Jacek, a te spodnie, mogę przymierzyć?
– Panowie, tu mam coś ekstra, sprawdźcie te buty!
– Ja cię!!!
– Ale buty!!!
– Jacek, pożycz!
– Jacek! Masz coś jeszcze? Pokaż!

Jacek Bąk – człeniu, który lubi się stroić

No, może trochę przerysowaliśmy, ale przeczytajcie fragment autobiografii człenia:
– Sie masz, Komar, co słychać – ledwo zdążyłem się rozpakować po przyjeździe na zgrupowanie reprezentacji, a już odwiedzili mnie koledzy. Badawczo rozglądali się po moim pokoju.

– Ubrania wiszą w szafie. Śmiało, możecie obejrzeć – przyzwyczaiłem się do tego, że inni chcieli naśladować, jak się ubieram. W kadrze żartowałem z chłopaków: – Dajcie mi karty kredytowe, podajcie swoje rozmiary, to was ubiorę, bo na razie słabo to wygląda.

Ubrania wiszą w szafie, możecie oglądać! Ha! Chyba wszyscy musieli mieć z niego – że się tak wyrazimy – niezłą bekę. „Chodź do Bąka, poudajemy zainteresowanie jego śmiesznymi ciuchami, będzie ubaw”.

Ale zacytowany przez nas fragment to w zasadzie tylko wstęp do nowego odcinka, pod roboczym, wymyślonym przez nas tytułem: „Jestem piękny i bogaty, a poza tym bogaty i mam dużo pieniędzy, bo jestem bogaty (i piękny)”.

Kobiety mają swoją biżuterię, za to dla faceta najodpowiedniejszą ozdobą są zegarki. Już jako piłkarz Motoru chodziłem po jubilerach i starałem się znaleźć coś fajnego. Dziś w mojej kolekcji jest ponad 10 zegarków. Najwięcej zapłaciłem za Cartiera wysadzanego diamentami – kosztował 50 tysięcy dolarów.

Reklama

* * *

Kolejnym autem była dwuosobowa honda CRX. Wyróżniała się na początku lat 90. Wychodzę przed dyskotekę, a w środku mojego samochodu widzę trzy dziewczyny. Nie wyglądały na takie, które pomyliły auta.
– Hej towary, tu są tylko dwa miejsca. Gdzie usiądzie kierowca? – zapytałem.
– Wsiadaj Jacek, poradzimy sobie.
(pozostaje pytanie, jak jakieś trzy dziewczyny dostały się do środka samochodu oraz skąd wiedziały, że człeniu przed nimi ma na imię Jacek)

* * *

Na strychu w domu w Lublinie postawiłem dwa 20-metrowe wieszaki, na których trzymam ubrania. Chyba jestem pedantem, bo nawet odległość między wieszakami musi być odpowiednia. Niektóre z ubrań są jeszcze z metkami. Kupiłem je z dziesięć lat temu, ale nie zdążyłem założyć, ponieważ już zmieniła się moda. Ostatnio wziąłem się za porządki. Wyrzuciłem 10 wielkich worków pełnych butów, kurtek i koszulek.

Paryż, Londyn, Mediolan. Lubię robić tam zakupy, wpaść na pokazy mody. Kiedyś z jednego takiego przywiozłem buty Yohji Yamamoto dla siebie i Maćka Ł»urawskiego. Zrobiono tylko 50 takich par na cały świat.

W Paryżu niedaleko Champs Elysees mam ulubiony sklep, w którym zawsze witają mnie z otwartymi rękami. Nic dziwnego, skoro zostawiam u nich mnóstwo forsy. Koszulka bawełniana kosztuje tam 400 euro, spodnie 2 tysiące euro. Powiecie, próżniak z tego Bąka. Otóż nie! Skoro stać mnie na to, żeby ubierać się u najlepszych i nie ryzykować, że przytnę się z kimś w drzwiach czy w windzie w tym samym swetrze czy koszuli, to dlaczego mam tego nie zrobić. Za skórzaną kurtkę Johna Galliano zapłaciłem ostatnio 4 tysiące euro. Dla innych może być dziwaczna, z tyłu ma gniazdko i kilka płyt kompaktowych.
(no, jak ma z tyłu gniazdko to faktycznie trochę dziwaczna, my preferujemy kurtki z gniadkiem umieszczonym centralnie z przodu i ewentualnie z przedłużaczem na tył)

Dobra, ale nie myślcie sobie, że Jacek to tylko taki strojniś. Otóż nie, to prawdziwy kozak. Uwaga:

Nigdy nie zapomnę obławy, jaką urządziła na mnie policja w Poznaniu. Zaczęło się od próby zatrzymania mojego samochodu. Zobaczyłem policjanta z lizakiem i przypomniałem sobie, że mam zepsute światło. Automatycznie zamiast na hamulec nacisnąłem na pedał gazu. W lusterku zobaczyłem migocące koguty. Pościg trwał jakieś pół godziny, w końcu zorganizowano obławę. Uciekłbym im, ale miałem letnie opony i musiałem skapitulować.

Reklama

Kazali mi dmuchać w alkomat. Byłem pewien, że nic nie wykaże, skoro nie piłem, ale wyszło ponad dozwoloną normę.
(stały dylemat – jakim cudem wykazało ponad normę, skoro się niczego nie piło; ale sam pościg – szacunek, szkoda, że nie miałeś zimowych opon to by cię do dzisiaj ścigali)

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...