Ciągle chodzi nam po głowie pytanie, jak powinniśmy traktować Jana Furtoka – jako bohatera, który swoim zagraniem ręką uratował Polskę przed kompromitacją, czy jednak drobnego oszusta. Bo jeśli go nie potępiamy, to nie mamy prawa się złościć, kiedy ktoś wbije nam bramkę w ten sposób. Na przykład San Marino dzisiaj…
Sam Furtok też nie za bardzo wie, jak się zachować. W ciągu kilku dni udziela wywiadów, w których mówi… sprzeczne rzeczy. Sami zobaczcie.
„Przegląd Sportowy”: Często myślę o tamten bramce, ale zawsze dochodzę do wniosku, że napastnik musi być sprytny. Jeśli nie potrafi skierować piłki do siatki nogą ani głową, musi zrobić to ręką. Wtedy byłem bardzo sprytny, bo przecież tylko jeden piłkarz San Marino zorientował się, jak zdobyłem gola.
„Gazeta Wyborcza”: W końcówce Roman Kosecki pociągnął prawą stroną i dośrodkował z końcowej linii. Akurat biegłem na sporej szybkości przy bliższym słupku i… padła bramka. Piłka właściwie trafiła mnie w rękę, byłem zaskoczony, że wpadła do bramki. Koledzy nawet nie widzieli, że tak padł gol. Powtórki telewizyjne też przecież od razu wszystkiego nie wyjaśniały. Dopiero ujęcie zza bramki pokazało, że dotknąłem piłki ręką. Najważniejsze, że wygraliśmy.
No to w końcu jak, panie Jania? Trafiła pana czy taki był z pana „spryciarz”?