Reklama

Lechia nie wie jak się dobrać do Korony. Z taką grą mistrza raczej nie będzie…

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2017, 18:46 • 3 min czytania 40 komentarzy

Drużyna, która strzeliła u siebie najwięcej bramek spośród wszystkich i generalnie ze swojego stadionu uczyniła sobie prawdziwą twierdzę, bo – przy założeniu, że punkty sprzed podziału liczą się tak samo – uciułała tam aż 77% swojego dorobku. Jej rywal to zespół, który kompletnie nie radzi sobie w tym sezonie na wyjazdach – spośród całej ligi wykręca w delegacjach najgorsze wyniki, wygrać udało mu się na nich tylko dwa razy. Lechia wciąż gra o mistrza (więc punktów potrzebuje na gwałt), Korona jest już tylko uczestnikiem Pucharu Pietruszki (więc może pozwolić sobie na grę na pełnym luzie). W większości lig wytypowanie rezultatu tego meczu byłoby tak łatwe, jak odgadnięcie, jaką fryzurę przygotuje na tę kolejkę Maciej Bartoszek.

Lechia nie wie jak się dobrać do Korony. Z taką grą mistrza raczej nie będzie…

W Ekstraklasie jednak to pewne x2.

Doprawdy jesteśmy zauroczeni, jaką formę walki o mistrza Polski przybrał zespół Piotra Nowaka. Kompletnie nie mieliśmy pojęcia, że o trofeum można walczyć:

– wpuszczając rywali w pole karne pomiędzy stoperami (strzał Górskiego wybronił jednak Kuciak),
– pozwalając po rzucie rożnym uderzyć główką Aankourowi, który ma 172 centymetry (minimalnie obok),
– pozwalając w polu karnym złożyć się do przewrotki Grzelakowi (bramkarz złapał),
– pozwalając przeciwnikom klepać we własnym polu karnym (wystawienie piłki Aankoura w ostatniej chwili wyekspediowane),
– pozwalając przeciwnikom klepać przed polem karnym i wjeżdżać z piłką pod bramkę (strzał Górskiego znów wyjął Kuciak),
– nie stwarzając sobie stuprocentowej sytuacji przez całe 90 minut.

Trzeba przyznać – mocno niekonwencjonalnie.

Reklama

Jak już się pewnie domyślacie, plan nie przyniósł oczekiwanego rezultatu. Lechia Gdańsk poza bronieniem się przed okazjonalnymi atakami Korony oczywiście sama też gnała pod bramkę przeciwnika, ale ładu i składu było w tym tyle, co w medialnych ruchach Krzysztofa Zająca. Może i przy strzale Kuświka Borjan musiał się trochę wyciągnąć, może i po sytuacyjnym uderzeniu Wolskiego zaliczył bliźniaczą interwencję, może i Krasić przytomnie wyłożył piłkę Kuświkowi, ale ten dał się ubiec Żubrowskiemu, ale to wszystko było mało. MA-ŁO. Jeżeli drużyna gra u siebie w takim momencie sezonu i robi to w taki sposób – wróży to tylko jedno. Że tortu może dla niej zabraknąć.

Pochwalić natomiast należy Koronę, która mogłaby już mieć wywalone, jeździć na mecze bez jakiegokolwiek ciśnienia i ogrywać młodzież, a jednak w każdym spotkaniu gwarantuje nam odpowiedni poziom zaangażowania. Dziś walczyła jak o życie, biegała więcej niż rywal, w ogóle nie pozostawiała luk i generalnie nie popełniała błędów. Korona w trzech meczach grupy mistrzowskiej…

a) urwała punkty Jagiellonii,
b) urwała punkty Lechii,
c) gdyby nie pomyłka sędziego, urwałaby punkty Lechowi.

Co należy uznać za wynik bardzo przyzwoity. Doceniamy i z chęcią odpalimy kolejny mecz kielczan w grupie mistrzowskiej. Spośród ekip grających o nic to na niej najchętniej zawieszamy oko.

VbFZ930

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

1 liga

Katastrofalny błąd defensywy Wisły Kraków w starciu z Podbeskidziem [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Katastrofalny błąd defensywy Wisły Kraków w starciu z Podbeskidziem [WIDEO]

Komentarze

40 komentarzy

Loading...