Reklama

„Nasza liga strasznie obniżyła poziom”

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2019, 08:38 • 12 min czytania 0 komentarzy

Piątkowa prasa to często najlepsza prasa w tygodniu. Tym razem wyjątku nie ma: rozmowy z Karolem Świderskim, Michałem Probierzem, Sławomirem Peszką czy Hiszpanami ze Śląska Wrocław zachęcają, podobnie jak sylwetki Srdjana Spiridonovicia czy Patryka Sokołowskiego. 

„Nasza liga strasznie obniżyła poziom”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Karol Świderski, były napastnik Jagiellonii Białystok, robi furorę w PAOK Saloniki, strzelając golem za golem. Jego klubowi nie poszło jednak w europejskich pucharach.

Ivan Savvidis, właściciel PAOK, wzburzony niegdyś postawą sędziego wymachiwał koltem. Wy odpadając ze Słowakami, jednak uszliście z życiem…

Właściciel był na pewno „zagrzany” i bardzo zły. Nie dziwię się.

Reklama

Pańskie bramki zwracają uwagę nie tylko polskich sympatyków piłki. Nie tak dawno bardzo poważnie zainteresowały się panem kluby z ligi rosyjskiej chętne do wydania 5–6 milionów euro, lecz PAOK błyskawicznie uciął temat. Kilka dni temu usłyszałem, iż nadchodzącej zimy cena może jeszcze pójść w górę.

Spokojnie, do zimy jeszcze sporo czasu, a ja nie wstaję rano z myślą o odejściu z PAOK. Jestem tu szczęśliwy. Grecja to był właściwy wybór. A oferty i tak nie przychodzą do mnie, a jeśli takie są, mój menedżer Mariusz Piekarski wie, jak działać (śmiech). Pamiętam, że pierwszego dnia, kiedy PAOK na dobre był zdeterminowany, by wykupić mnie z Jagiellonii, rozmawiałem z Mariuszem i narzeczoną. Wspólnie uznaliśmy, że w tamtym momencie była to najlepsza opcja, odpowiedni klub dla w sumie młodego chłopaka. A Grecja do końca życia będzie mi się pięknie kojarzyć we wspomnieniach. Na greckich wakacjach oświadczyłem się swojej dziewczynie, a później pojechałem tam grać. Ale nie będzie naszego „wielkiego greckiego wesela”, bo z Martyną zaplanowaliśmy je w Polsce.

Nie jest żadną tajemnicą, iż w bieżącym sezonie PAOK znowu będzie bić się o tytuł mistrzowski.

Ależ oczywiście. To nie podlega dyskusji. Ani ja, ani żaden z moich kolegów z drużyny nie mógłby odpowiedzieć inaczej.

ps1

Michał Probierz szykuje się do meczu nr 400 jako trener w Ekstraklasie. Z tej okazji porozmawiał szerzej o Cracovii i polskiej lidze. Problemy się nie zmieniły.

Reklama

Polski piłkarz chce słuchać tylko szkoleniowca zagranicznego?

To w dużej mierze wina dziennikarzy. Promujecie to, że ktoś nadaje na trenerów. Dlaczego w Polsce piłkarz idzie z klubu A do klubu, B, a potem do C, gdzie ciągle zmieniają się szkoleniowcy? Jeśli chcemy zrobić postęp, musimy zacząć zmieniać mentalność piłkarzy. To bardzo istotne. Ze mną nigdy nie mieli problemów ci, którzy chcieli wyjechać za granicę i zapierdzielali. Przykładów jest bardzo dużo. Ci, którzy zawsze kombinowali, nigdy nie będą ze mną mieli dobrze. I w tej kwestii się nie zmienię.

Coś jednak drgnęło. Przez lata mówiło się, że poziom jest niski, bo prezesi nie mają cierpliwości do trenerów. Dziś ponad połowa szkoleniowców w lidze pracuje w swoich klubach dłużej niż rok. A poziom dalej jest niski.

Widać jednak, że te zespoły w miarę się rozwijają, a ci trenerzy wprowadzają ciągle wielu nowych piłkarzy. To prawda, że coś się w niektórych miejscach zmieniło, co jest bardzo istotne. Kosta Runjaic miał bardzo duże problemy, ale w Szczecinie mu zaufali i to procentuje, bo grają bardzo dobrze. Tak samo Ireneusz Mamrot w Jagiellonii, Marcin Brosz w Górniku. Też jednak uważam z perspektywy lat, że poziom strasznie się obniżył. Także w rozgrywkach juniorów. Od dwudziestu lat mówię o bazach i ludzie się ze mnie śmieją, ale zespoły od U-16 wzwyż powinny pracować na pełnowymiarowych, trawiastych boiskach. Problem jest też z trenerami. Wielu szkolących młodzież odchodzi od piłki, bo nie jest w stanie się utrzymać.

Jak to jest, że rosną nowe bazy, a poziom juniorów, jak pan ocenia, się obniża?

Uważam, że nikt w Polsce nadal nie ma bazy z prawdziwego zdarzenia. W Szczecinie boiska były już dawniej. Lech nie ma centrum treningowego – bo Wronki są od Poznania 70 kilometrów. Nikt nie będzie codziennie woził dzieci tak daleko. Jagiellonia w nowej bazie ma dwa boiska. To wszystko na razie żadne rozwiązanie! Najbliżej poważnej bazy jest Lubin, gdzie wprawdzie ciągle wieje, ale boiska są wokół stadionu i rzeczywiście jest to dobrze zorganizowane. Notabene, czytałem wywiady z Holendrami, którzy opowiadali, jak poukładali akademię Zagłębia. A w Lubinie bardzo ich chwalą jedynie za to, że wprowadzili zasadę, iż wszystkie zespoły trenują w takich samych koszulkach. W kuluarach wszystko inaczej brzmi niż pięknie sprzedane w prasie. Wiem, że moje wywiady z ostatnich dwudziestu lat wyglądają tak samo i ciągle mówię o szkoleniu i bazach, ale jestem z Polski i często bierze się mnie za debila.

ps2

Srdjan Spiridonović z Pogoni Szczecin hartował się na ulicy z piłką pod pachą. Ale gdy należało, wypuszczał ją i zaciskał dłonie w pięści.

Roman Kienast miał wtedy 29 lat, 11 meczów w reprezentacji Austrii i coraz większe kłopoty z regularną grą w klubie. Patrzył z góry na młodziana także dlatego, że był 18 centymetrów wyższy – mierzył 190 przy 172 ofensywnego pomocnika.

Spiridonović: Wcześniej łączyły nas dobre relacje, ale występowaliśmy na tej samej pozycji. Czuł się zagrożony? Na pewno zaczął być dla mnie opryskliwy. Myślałem sobie, że trudno, jego sprawa. Jednak na którymś kolejnym treningu znowu zaczął mieć pretensje. Odpowiedziałem mu, on zapowiedział, że policzymy się po zajęciach. Myślałem, że tylko tak gadał. Ale wszedł do szatni i ruszył w moim kierunku. Pchnął mnie i próbował uderzyć w twarz. Wiem, jak się bić. Skopałem mu tyłek. Siedział potem z obitą twarzą. Wszyscy byli zszokowani. Wysłali mnie do rezerw. Od tego czasu moja kariera się zatrzymała.

Prowadzący Austrię Nenad Bjelica wysłał Spiridonoviciowi wiadomość, że zostaje przeniesiony do drugiego zespołu. Później, w trakcie rozmowy w cztery oczy, zawodnik przedstawił swoją wersję wydarzeń, na co szkoleniowiec odpowiedział, że… nie jest zadowolony z jego rozwoju sportowego.

ps3

– Nad charakterem można zapanować. Temperamentu nie da się zmienić – mówi Sławomir Peszko.

IZA KOPROWIAK: Trudno było opanować panu nerwy podczas meczu derbowego w Gdyni?

SŁAWOMIR PESZKO: Na boisku nie. Od dłuższego czasu się pilnuję. W Wiśle zachowywałem się naprawdę poprawnie, teraz też staram się nie robić podczas meczu żadnych głupot. Mimo że na prawie każdym stadionie jestem prowokowany, wytrzymuję ciśnienie.

W jaki sposób jest pan prowokowany?

Wyzwiska słyszę już podczas rozgrzewki. Ludzie robią to często tylko po to, by potem pochwalić się kumplom, że wyzywali Peszkę. Czasem chce mi się z tego śmiać, często jeszcze bardziej mnie to motywuje, by odpowiedzieć podczas meczu. Ale zazwyczaj nie reaguję. To jak z McDonald’s. Widzę go codziennie, ale to nie znaczy, że każdego dnia w nim jadam. Jest pokusa, ale potrafię się powstrzymać. Tak samo jest z prowokacjami. Ignoruję je.

Nie zawsze. W niedzielę pan odpowiedział.

W Gdyni trybuny są bardzo blisko linii, każdy może cię zaczepić, opluć. Gdy ktoś do mnie krzyczy: „Chodź, napij się wódki”, to odpowiadam: „Z twoją kobietą bym się napił”. Staram się tego nie robić, ale kiedy ktoś przesadza, nie wytrzymuję.

ps4

Patryk Sokołowski z Piasta Gliwice pokazał, jak w ciągu trzech lat przejść drogę od III ligi do mistrzostwa Polski.

Niechciany w Legii, po tułaczce w Elblągu, Pruszkowie i Suwałkach, odnalazł się w Gliwicach. Do ekstraklasy trafił dzięki uporowi. W zeszłym sezonie wraz z innymi piłkarzami Piasta zagrał wielu na nosie, zdobywając mistrzostwo Polski. Wznosząc puchar za wygranie ekstraklasy symbolicznie wydostał się z czeluści zapomnienia i spisania na straty. On, piłkarz świadomy, który liche zarobki właściwe dla niższych lig inwestował w siebie, zaczął odbierać nagrody.

Mieli taki zwyczaj. Oni, młodzi legioniści – byli i obecni – raz w roku spotykali się przed Bożym Narodzeniem. Świąteczne pogaduchy paczki kumpli, jakich wiele w tym okresie. Dla nich idealny czas na przewinięcie taśmy do tyłu, powrót do czasów, gdy jako dzieci widzieli się na największych stadionach świata. Minęły lata, z chłopców stali się mężczyznami, a i plany trzeba było nieco skorygować. Z przejęciem opowiadali, jak odnajdują się po przecięciu legijnej pępowiny. Wpadał Łukasz Turzyniecki, Bartłomiej Kalinkowski, Norbert Misiak czy Michał Bajdur. Łączyło ich to, że grali w ekstraklasie czy I lidze. Przychodził też Sokołowski. Piłkarz III-ligowy, skąd próbował wydostać się wraz z Olimpią Elbląg. Trudno ułożyć sobie w głowie, że koledzy, których doskonale znasz i wspólnie rosłeś jako piłkarz, jeden po drugim smakują poważnej piłki, a ty tkwisz w III lidze. I ze wszystkich perspektyw migoczących w oddali żadna nie pozwala zaplanować znaczącego kroku. Jeżeli już, to drobienie i marsz bez wyraźnego kierunku. – Wiedziałem, że nie jestem dużo czy w ogóle słabszy od nich. Byliśmy raczej na podobnym poziomie. Ale nasze drogi tak się rozeszły, że jeden wchodził do ekstraklasy, a drugi grał w III lidze. Trudno to sobie ułożyć w głowie, trzeba to najpierw przetrawić – wyjaśnia Sokołowski. On trawił przez kilka lat. Gdy wydawało się, że osiągnął już swój sufit, przebijał go i wchodził na kolejne piętro.

ps5

Hiszpanie ze Śląska Wrocław pracowali z najlepszymi trenerami świata. Teraz Israel Puerto i Erik Exposito rozliczają się z przeszłością i błędami młodości.

DOMINIK PIECHOTA: Po upływie lat i złapaniu dystansu, czego zabrakło, że jesteście tutaj, a nie gracie dalej w LaLiga?

ERIK EXPOSITO: Na pewno to nie jest kwestia braku umiejętności. Jeden gorszy sezon sprawia, że trudno utrzymać się w Hiszpanii na wysokim poziomie. Wypadasz z gry. To też nie jest tak, że nikt nas nie chciał, ale czasem trzeba skręcić w innym kierunku, by dojrzeć. Wyjazd zagranicę otwiera głowę i gwarantuje nowe bodźce.

ISRAEL PUERTO: Wiele o tym myślałem. Mam nieco więcej doświadczenia niż Erik, ale nie za dużo. Grałem w Sevilli, także w Lidze Europy, występowałem w kadrze Hiszpanii do lat 21, byłem w pierwszym zespole Villarrealu. A teraz jestem w Polsce i czuję się na tym samym poziomie co koledzy, którzy zostali w LaLiga. Co się stało? Kiedy jesteś w młodym wieku, chcesz wskoczyć półkę wyżej, a brakuje ci szans, jesteś zablokowany. Dużym klubom łatwiej zatrudnić zagranicznego gracza z dwuletnim doświadczeniem niż postawić na 20-letniego wychowanka. Nikt nie chce czekać na wyniki. Tak przynajmniej było w moim przypadku w Sevilli. Dziś gram na tym samym albo wyższym poziomie, co podczas występów obok Ivana Rakiticia. Do tego nie wybierałem w życiu, jak powinienem. Jako młody chłopak nie jesteś gotowy na tak ważne decyzje. Zabrakło też dyrektora sportowego albo trenera, który dałby młodemu czteroletni kontrakt i pozwolił grać. Dlatego podoba mi się, że w ekstraklasie jest wymóg stawiania na swoich. Na to miejsce mógłby czekać na przykład Słowak, który dostał szansę w swoim kraju i poszedł dalej. Wychowanków trzeba doceniać. Futbol to kwestia mentalności, a jej ważną częścią jest poczucie zaufania.

EE: Najlepszy przykład mamy w Las Palmas. Pepe Mel postawił na 16-letniego Pedriego, a on stał się jednym z najlepszych piłkarzy drugiej ligi. Barcelona już zarezerwowała jego transfer za 5 milionów euro. Potrzeba trenera, dla którego nie liczy się wiek czy liczba meczów, ale ma odwagę i wiarę w człowieka. IP: Przekonał swoimi umiejętnościami technicznymi. Pedri wyważył drzwi do ligi, a to jeszcze chłopaczek. Mam dziesięć lat więcej od niego i zdałem sobie sprawę, ile czasu zmarnowałem na niektórych etapach. Wybierałem złe miejsca. Teraz jestem skoncentrowany na każdym momencie, by wycisnąć z kariery jak najwięcej. Nie chcemy tutaj marnować czasu, źle się prowadzić czy przechodzić obok treningów.

ps6

SPORT

Zdaniem Adama Kompały Ekstraklasa się wyrównuje, ale w dół.

Wiemy, że ekstraklasa potrafi być szaloną ligą, w której dzieją się różne rzeczy. To, że Wisła Płock, która jeszcze nie tak dawno była jednym z głównych kandydatów do spadku, nagle zajmuje fotel wicelidera i to z ujemnym bilansem bramkowym, jest już jednak chyba lekką „przesadą”…

– Wisła fatalnie rozpoczęła sezon, co spowodowało, że zarząd postanowił zmienić trenera. Wiadomo, że w Płocku mają naprawdę niezłych zawodników i to wypaliło. Może nie grają jakiejś superpięknej piłki, ale wygrywają – głównie jedną bramką, czasem się uda dwoma. Nikt nie chce prowadzić w tej naszej ekstraklasie (śmiech). W tym sezonie górna część stawki – powiedziałbym, że te 10 drużyn – jest wyjątkowo wyrównana. Kto wie, może zmieni się to po kolejnej przerwie reprezentacyjnej.

Uważa pan, że taki stan rzeczy jest pozytywny czy negatywny dla rozgrywek? Jedni powiedzą, że liga jest ciekawsza, inni, że nie ma prawdziwie jakościowych zespołów.

– Z jednej strony można powiedzieć, że będzie ciekawie, bo walka o tytuł będzie toczyć się do samego końca. Jednak z drugiej, jeśli spojrzymy na wszystkie mocne ligi, czyli takie, które coś znaczą i ugrywają coś w pucharach, to jest tam kilka drużyn, które nadają ton rozgrywkom. Zawsze też znajdzie się jakiś czarny koń. Nie mówię, że ktoś z Polski ma wygrać Ligę Mistrzów czy Ligę Europy, ale wypadałoby do nich przynajmniej awansować. U nas na czele powinny być te bogatsze kluby jak Legia czy Lech, lecz tego nie widać. Równają poziomem do tych słabszych zespołów i tak to wygląda.

sport1

Michał Koj pod nieobecność Pawła Bochniewicza dobrze radził sobie na środku obrony Górnika Zabrze, więc pojawia się pytanie, co teraz zrobić z Bochniewiczem.

Trudno, żeby taki zawodnik siedział na ławce rezerwowych. W poprzednim sezonie, gdy była potrzeba, grał nawet na lewej obronie i w meczu z Miedzią na wyjeździe strzelił zwycięską bramkę, która praktycznie dała utrzymanie, a legniczan zepchnęła do I ligi. Może też zagrać w środku pola i kto wie czy właśnie na tej pozycji nie wystąpi w sobotnim spotkaniu przeciwko „biało-zielonym”? Tym bardziej, że ostatnio Górnik gra na dwie „6” w środku pola. Z Cracovią i ŁKS byli to Mateusz Matras i Szymon Matuszek. I o ile ten drugi może być pewny gry w starciu z Lechią, to w przypadku Matrasa jest duży znak zapytania. Raczej nie wybiegnie w podstawowym składzie.

sport2

SUPER EXPRESS

Rozmowa z Dariuszem Adamczukiem o transferowych sprawach Pogoni Szczecin.

„Super Express”: – Podobno Manchester United jest zainteresowany waszym bardzo utalentowanym Kacprem Kozłowskim (16 l.). Jest coś na rzeczy?

Dariusz Adamczuk: – Skauci z połowy Europy jeżdżą na mecze reprezentacji U-17, w której gra Kozłowski. Natomiast konkretów nie ma. Mamy bardzo dobry kontakt z nim i jego rodzicami. Nie wyjedzie wcześniej niż za 2-3 lata. Jest w Pogoni od czterech lat i widzi, jak tu wszystko rośnie, zarówno drużyna, jak i nowy stadion.

– To, że drużyna Pogoni rośnie, potwierdza pozycja w tabeli. To oznacza, że nie planujecie sprzedaży czołowych graczy, na przykład Kożulja?

– Była oferta z klubu rosyjskiej Premier Ligi, ale nie zadowalała nas i nie podjęliśmy rozmów. Były też z innych klubów, ale wspólnie ze Zvonem postanowiliśmy, że zostanie u nas, tym bardziej że kontuzjowany jest Kamil Drygas.

se1

GAZETA WYBORCZA

FIFA zatwierdziła nowy mundial klubów, którego pierwsza edycja odbędzie się w Chinach latem 2021 roku. Wystąpią 24 zespoły: osiem z Europy, sześć z Ameryki Płd., po trzy z Afryki, Azji i Concacaf, jeden z Oceanii.

Wstępna propozycja jest taka, by Europę reprezentowali zwycięzcy Ligi Mistrzów i Ligi Europy z czterech lat poprzedzających mistrzostwa w Chinach. W pierwszej edycji pewne miejsca mieliby więc Real Madryt, Liverpool, Atletico Madryt i Chelsea. Do tej czwórki dołączyłyby cztery inne zespoły, które wygrają europejskie puchary w dwóch kolejnych sezonach. Taka formuła kwalifikacji mogłaby sprawić, że w Szanghaju i Pekinie nie wystąpią tacy giganci jak Barcelona, Juventus Turyn, Bayern Monachium czy Manchester City. Początkowo proponowano, by UEFA zastrzegła sobie prawo przydzielania dwóch tak zwanych dzikich kart, czyli zaproszeń dla wybranych przez siebie klubów, ale to formuła jeszcze bardziej dyskusyjna. Na razie decyzja o zasadach kwalifikacji do chińskiego mundialu nie zapadła. FIFA zostawiła sprawę do dyskusji z UEF-ą i klubami europejskimi.

gw1

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...