Reklama

Dziewięć goli na pożegnanie z Ekstraklasą – taką Miedź zapamiętamy

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2019, 18:32 • 3 min czytania 0 komentarzy

38 strzałów. 9 goli. 4 rzuty karne (w tym jeden niewykorzystany). 2 gole w doliczonym czasie gry. W tym meczu brakowało tylko czerwonych kartek, karła na monocyklu, baby z brodą i jodłującego Jerzego Urbana. Jako postronni obserwatorzy po meczu Wisły Kraków z Miedzią jesteśmy ukontentowani. Ale legniczanie w tak dobrych humorach być nie mogą. Miedź w Ekstraklasie wytrzymała tylko jeden sezon.

Dziewięć goli na pożegnanie z Ekstraklasą – taką Miedź zapamiętamy

W Krakowie dostaliśmy pełną paletę kolorów Miedzi. Z jednej strony legniczanie dobitnie pokazali nam z jakich powodów będziemy za nimi tęsknić. Bo przecież te akcje bramkowe, to cud-miód-orzeszki, kapitalnie zagrali dziś Hiszpanie, pięknego gola strzelił Camara. Widać było po gościa jakąś myśl przewodnią w ofensywie, było widać chęci (15 strzałów do przerwy!), było widać wyszkolenie techniczne zawodników z ofensywy.

Ale też dostaliśmy wyraźny powód, przez który Miedź z ligi zleciała. A tym powodem była przede wszystkim grupa artystyczna pod pseudonimem „defensywa Miedzi Legnica”. W tym meczu brakowało tylko tego, by Miroslav Bozić nałożył sobie na nos czerwoną gąbczastą piłeczkę i w przerwie dał pokaz żonglowania kręglami. Facet zawalił dzisiaj przy trzech golach dla Wisły – przy pierwszym nie wyskoczył do Kolara, przy drugim rykoszetem zmylił Dżanajewa, a przy trzecim popełnił idiotyczny faul we własnym polu karnym.

Ten mecz momentami wyglądał jak spotkania Gwiazd TVN z reprezentacją dziennikarzy. Duży stadion, ładna pogoda i dwie drużyny porozrzucane po całym boisku bez ładu i składu. Wisła ustawiała się często w ustawieniu 1-3-2-5. Pruła do przodu i zostawiała z tyłu dwójkę stoperów z Bashą. Miedź z kolei w ofensywie miała gości pokroju Romana czy Camary, a w tyłach Bozicia czy Pikka. To trochę tak, jakby Hummera stawiać na plastikowych kółkach z samochodziku na pilota.

To było chore spotkanie. Wymowne niech będą zmiany wyników:

Reklama

33′ – 1:0
37′ – 1:1
55′ – 2:1
62′ – 2:2
66′ – 2:3
68′ – 2:4
78′ – 3:4
90+4′ – 4:4
90+9 – 4:5

Gościom tak naprawdę zabrakło jednego gema, by wygrać tego pierwszego seta. Rozrywka była przednia, bawiliśmy się jak na jakimś hitowym blockbusterze, po popcorn dochodziliśmy trzykrotnie. I z jednej strony szkoda nam tej Miedzi, bo wydaje się, że pod względem zarządzania to klub półkę wyżej od Zagłębia Sosnowiec. Pod względem kultury gry też momentami ekipa Dominika Nowaka prezentowała się przyzwoicie. Natomiast trudno się utrzymać, gdy przez cały sezon grasz bez obrony, ponad pół sezonu bez bramkarza, a za napastnika robi ci Forsell, który napastnikiem nie jest, choć gole strzela.

Nie ma sensu, byśmy wypisywali tu opisy kolejnych bramek, bo nie mamy całego dnia. Jeśli chcecie, to wbijcie sobie na stronę Ekstraklasy, wcześniej zaparzcie herbaty, załóżcie ulubione kapcie, włóżcie dużą poduszkę pod dupkę, a małą pod lędźwie i spędźcie miło te 35 minut. Bo że dziś w Krakowie padło dziewięć goli – tak, to robi wrażenie. Ale dorzućmy do tego niewykorzystany rzut karny przez Forsella, dorzućmy poprzeczkę Burligi w 90. minucie, dorzućmy kontrowersyjną decyzję sędziego Kwiatkowskiego o karnym dla Wisły po ręce Pikka, dorzućmy nieuznanego gola Miedzi (po którym został podyktowany rzut karny). To może banał, ale naprawdę – emocjami z tego meczu moglibyśmy obdarować całą kolejkę, a i tak każde z ośmiu spotkań byłoby wówczas ciekawe.

Przyjdzie pewnie jeszcze czas na analizy pod tytułem „dlaczego Miedzi nie powiodła się misja z utrzymaniem?”, natomiast dziś trzeba oddać im to, na co zasłużyli – z Ekstraklasą pożegnali się z godnością i przytupem.

[event_results 584569]

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...