Reklama

Górnik – Jagiellonia? To już nie jest mecz na szczycie

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

23 września 2018, 11:51 • 4 min czytania 7 komentarzy

Można się było tego spodziewać, a jednak trochę żal patrzeć na coraz to bardziej słabnącą ekipę Marcina Brosza. Rzut oka na tabelę jeszcze nie robi tak ponurego wrażenia, bo piłkarze Górnika wciąż zachowują resztki przyzwoitości, zajmując w niej jedenastce miejsce. Jednak passa zabrzan w ostatnich miesiącach jest po prostu dramatyczna. Właściwie to Górnik w tym sezonie wygrał ledwie dwa mecze. Wymęczył bułę w pucharowym starciu z Zarią Balti na początku lipca i miesiąc później ograł na wyjeździe Miedź Legnica. Od czasu tego drugiego triumfu – trzy remisy po 1:1 i dwa razy w czapę. Nędza.

Górnik – Jagiellonia? To już nie jest mecz na szczycie

Zresztą, umówmy się – jeżeli starcie drugiej i czwartej siły ubiegłego sezonu nie wywołuje u nas większych emocji, to ewidentny sygnał, że coś tu jest nie tak. I to bez wątpienia nie z ekipą gości.

Jagiellonia mimo wszystko radzi sobie nieźle, choć sezon w jej wykonaniu można jak na razie określić jako „cichy”. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę, że białostoczanie znajdowali się w grupie podwyższonego ryzyka, jeżeli chodzi o możliwość zarażenia się wirusem euro-pucharowym, jest naprawdę solidnie. Może troszkę brakuje regularności, porażka u siebie z beniaminkiem z Legnicy na pewno nie powinna się przytrafić drużynie o mistrzowskich ambicjach. Ale ewentualne zwycięstwo w Zabrzu prawdopodobnie pozwoli podopiecznym Ireneusza Mamrota rozsiąść się w fotelu lidera i spojrzeć na resztę stawki z góry. Górnika mogą z tej perspektywy nawet nie dostrzec, bo ekipa z Górnego Śląska w tym sezonie o najwyższe lokaty bez wątpienia nie powalczy.

Jeszcze kilka miesięcy temu starcie Górnika z Jagą byłoby meczem na szczycie, ligowym szlagierem. Dzisiaj? Ot, jak zwykle walcząca o mistrzostwo Jagiellonia przyjeżdża do ligowego przeciętniaka z zamiarem odniesienia gładkiego zwycięstwa.

Nie trzeba być wielkim filozofem futbolu, żeby zrozumieć przyczyny tej odmiany. Bo jeszcze kilka miesięcy temu potyczkę Górnika z Jagiellonią reklamowalibyśmy jako zderzenie gwiazd, przynajmniej takich na miarę ekstraklasy. W Górniku grali Kurzawa, Kądzior i Żurkowski, a w Jagiellonii Romanczuk, Runje i Guilherme. Białostoczanie stan posiadania utrzymali. O ekipie Marcina Brosza tego samego powiedzieć nie można, a już kontuzja Szymona Żurkowskiego dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy.

Reklama

– To jest zespół grający, jako jeden z nielicznych, stabilnym składem, co stanowi ogromny atut – komplementował swoich dzisiejszych rywali szkoleniowiec Górnika, niejako na potwierdzenie naszych obserwacji. I być może z lekką nutką zazdrości. – Jagiellonia ma też w składzie indywidualności, szczególnie widoczne w grze w ofensywie. Czekają nas pojedynki w bocznych sektorach boiska.

Mimo wszystko, Brosz nie traci rezonu. – Liczę, że w niedzielę złapiemy serię i nasza twierdza będzie znów niezdobyta, jak w poprzednich rozgrywkach. Kiedy ja wykonam swoją robotę na sto procent, to już to gwarantuje przynajmniej remis i punkt. Musimy grać z pasją od początku do końca, aby nie tylko końcówki były emocjonujące.

Trener zwrócił uwagę chyba na dwie największe bolączki swojej drużyny. Pierwsza to oczywiście katastrofalna dyspozycja przed własną publiką. W ubiegłym sezonie stadion w Zabrzu przypominał nagrzany do czerwoności kocioł, aż kipiący od pozytywnych emocji i wspaniałych, piłkarskich wrażeń. Teraz to co najwyżej garnek z zimną zupą, ustawiony na wygaszonym palniku. Pogarszają się wyniki, maleje frekwencja. Górnik w Zabrzu nie wygrał ani razu, aż trzykrotnie remisując i dorzucając do tego jedną porażkę. Tylko przez 15 minut mogli się w tym sezonie tamtejsi kibice cieszyć z prowadzenia. Poza tym, dostali od swoich ulubieńców wyłącznie okazje do fetowania rozpaczliwie wyszarpanych remisów.

Trochę mało, bo apetyty kibiców – jak to zwykle bywa – urosły w miarę jedzenia. I dzisiaj trudno już spojrzeć na Górnika jako na ubiegłorocznego beniaminka, który wykręcił wynik zdecydowanie ponad stan. Nie, dzisiaj raczej mówimy o zabrzanach jako o pucharowiczu, który spisuje się znacznie poniżej oczekiwań i standardów, jakie sam w poprzedniej kampanii wyznaczył.

Dziś z tych standardów ostała się już chyba tylko niesamowita ambicja i walka do końca o każdy punkt. Drużyna z Górnego Śląska odrabiała straty z Wisłą Płock, z Miedzią Legnica, z Pogonią Szczecin, z Zagłębiem Sosnowiec. Ale to może nie wystarczyć na Jagiellonię. Bo kiedy Górnik potykał się z ekipami naprawdę w tym sezonie mocnymi – jak Wisła Kraków czy Lechia Gdańsk – to o żadnych powrotach z dalekiej podróży nie było mowy. Raz dwójka w plecy, innym razem trójka i do widzenia.

Sojusznikiem trenera zabrzan jest czas – im dalej w sezon, tym lepiej uda się mu przystosować młodych zawodników do ekstraklasowych realiów, szlifując ich na kolejnych „Żurkowskich” i „Kądziorów”. Ireneusz Mamrot zauważył nawet w jednym z wywiadów, że po przerwie na mecze kadry już dostrzegł w zespole swoich dzisiejszych rywali progres. Jest w tym chyba jednak odrobina kurtuazji.

Reklama

Brosz pięknie mówi o tym, że jego drużyna musi zagrać z pasją przez cały mecz. Choć tak naprawdę wiadomo, że przede wszystkim na przestrzeni całego spotkania musi wreszcie przeciwstawić rywalowi piłkarską jakość. Nie tylko w drugiej połowie, nie tylko przez kwadrans heroicznej walki w końcówce. Jeżeli zabraknie solidnej postawy od pierwszej do ostatniej minuty, to trudno będzie dzisiaj choćby o punkt. Będący w formie rywale do tej pory nie wybaczali Górnikowi bylejakości i Jagiellonia na pewno spróbuje się wpisać w tę tendencję.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...