Skończyły się czasy, w których sklep kibica można było uznawać za luksus. Dziś to standard poważnego klubu i niejednokrotnie maszynka do robienia pieniędzy. O ile w Polsce wpływy ze sprzedaży gadżetów jeszcze nie zapewniają klubowym księgowym spokojnych nocy, o tyle na zachodzie są to już bardzo pokaźne wpływy, porównywalne niekiedy do zarobku z niektórych transferów.
Za wzór w tej materii może uchodzić niemieckie St. Pauli, które ugrzęzło na lata w 2. Bundeslidze i generalnie nigdy nie było klubem wiodącym, ale mimo to zrobiła się na niego taka moda, że dziś w zakresie zysków ze sprzedaży klubowych gadżetów zajmuje czwarte miejsce w niemieckiej piłce. A przecież do tuzów pokroju Bayernu czy Borussii nawet nie ma startu. Ludzie odwiedzają jednak fanshop równie chętnie co stadion, zostawiają tam europejską walutę, biznes się kręci.
To pokazuje, że dobrze poprowadzony sklep kibica wraz z odpowiednim marketingiem może wygenerować do budżetu solidne wpływy. Piszemy o tym dlatego, że do grona posiadaczy sklepów kibica wreszcie dołączyła Cracovia, która w zeszłym tygodniu przy współpracy z marką PUMA otworzyła na stadionie przy Kałuży swój sklepik.
Jakie wrażenia? Jest schludnie, jest elegancko, no i przede wszystkim – wreszcie jest miejsce, w które można przyjść, pogadać z innymi kibicami Cracovii, zakupić pasiastą koszulkę.
Obok meczowych koszulek PUMY, można w nim znaleźć dosłownie wszystko – proporczyki, przypinki, zegary, smycze, pióra, magnesy, kije hokejowe – oczywiście każdy gadżet sygnowany pasiastymi barwami klubu. Naszym zdaniem furorę może zrobić szklanka do whisky z herbem klubu. Prawdopodobnie z tego samego szkła po porażkach szkocką sączył będzie trener Probierz.
Trzeba przyznać drużynie Cracovii, że robi wszystko, by ów gadżet schodził jak najlepiej.
Fot. Łukasz Krajewski