Reklama

Piłkarz miesiąca. Klucze do sukcesu znajdowały się w Mediolanie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 czerwca 2016, 12:33 • 11 min czytania 0 komentarzy

Maj to w piłce miesiąc specyficzny. Z jednej strony szalone tempo, w którym toczyło się futbolowe życie we wcześniejszych tygodniach, powoli spada, szczególnie gdy na horyzoncie pojawia się wielki turniej. Zamiast liczby meczów, która w przypadku pojedynczego zawodnika niebezpiecznie zbliża się do dyszki, mamy swoiste ostatki, dawkę absolutnie do przełknięcia. Z drugiej strony – na najwyższym poziomie o żadnym rozprężeniu nie może być mowy, mniej grania nie oznacza mniejszego stresu. Przecież właśnie tych kilka ostatnich majowych spotkań, czasami jedno jedyne, zadecydować może o tym, czy ostatni rok zaliczymy do tych udanych, czy tych, do których z radością po latach wracać nie będziemy. 

Piłkarz miesiąca. Klucze do sukcesu znajdowały się w Mediolanie

Niby oczywista sprawa, ale musieliśmy ją zaakcentować na początku tego tekstu, bo ma bardzo duże przełożenie na to, co znajdziecie poniżej. Piłkarz miesiąca, pamiętacie nasz cykl?

Tak czy siak przypominajek nigdy za wiele. W skrócie: co miesiąc, po obejrzeniu prawie wszystkich meczów, z których ktoś zdecydował się przeprowadzić transmisję, wybieramy 50 piłkarzy, którzy w tym okresie zachwycili nas swoją grą najbardziej. Przygotowujemy ranking, na którego szczycie ląduje najlepszy z najlepszych. A do każdej pozycji przypisane są punkty (50 za 1. miejsce, 49 za 2., itd.), na podstawie których tworzona jest klasyfikacja generalna. Czyli wybieranie piłkarza miesiąca jest de facto sposobem, by poznać nazwisko piłkarza roku. Nie będziemy się kłócić, że najlepszym. Na pewno jednym z ciekawszych.

No to wracamy – maj, czyli miesiąc specyficzny. W związku z mniejszą liczbą spotkań, na krótszym dystansie, piłkarzom trudniej było odstawić konkurencję, ciężej o bardzo klarowne różnice. Jednak te robią mecze o najwyższą stawkę – to właśnie tam szukać trzeba było najlepszych. Najważniejszy z nich odbył się rzecz jasna pod koniec maja w Mediolanie, finał Ligi Mistrzów to tzw. truskawka na torcie. Ale mieliśmy też półfinały (rewanże) tych rozgrywek, podobny zestaw zaserwowała nam w tym miesiącu Liga Europy. Do tego finały krajowych pucharów, mające znaczenie starcia ligowe otoczone rzecz jasna całą masą spotkań o pietruszkę. I na dokładkę towarzyskie granie reprezentacji. Mimo wszystko się nie nudziliśmy.

Podobnie jak przy selekcji najlepszych grajków. Najważniejsze rozstrzygnięcia trochę odbiegają od tych z poprzednich miesięcy, ale spokojnie, po kolei. Najpierw tradycyjny już, szybki przegląd klasyfikacji od miejsca 50. do 21. 
QFnPc8c

Reklama

Sprawa z naszego punktu widzenia najważniejsza – po Łukaszu Piszczku i Robercie Lewandowskim do zestawienia wskakuje trzeci Polak. Sevilla ma monopol na wygrywanie Ligi Europy, a ważną częścią tego patentu jest odwalanie świetnej roboty w środku pola przez Grzegorza Krychowiaka. Nie wypada tego nie doceniać. I nie zawahamy się tego zrobić w przypadku rodaków również w czerwcu, potrzebujemy tylko pretekstu.

Poza tym, jak już pewnie zauważyliście, dominuje La Liga. Real, Atletico, Sevilla, Barcelona – w tych drużynach znajdowaliśmy najlepszych piłkarzy maja, powody są raczej oczywiste. Uprzedzamy – nie łudźcie się, że prezentacja kolejnych pozycji przyniesie radykalne zmiany.

20

Do tego majowego dnia, w trakcie którego rozegrano finał Ligi Europy, w całym sezonie (w 40 meczach) strzelił trzy gole. Oczywiście nie oznacza to, że grał źle, przecież to gość od odwalania tej często niedocenianej roboty. Ale to jednak nietypowa sprawa, że to właśnie on w najważniejszym momencie sezonu błysnął umiejętnościami strzeleckimi, dwa razy pokonał bramkarza Liverpoolu. Zdobycie tego trofeum musiało go cieszyć jeszcze bardziej niż dwa poprzednie triumfy, o tym meczu będzie wnukom opowiadał.

19

Piquenbauer przypilnował tyłów w trakcie ostatnich batalii o mistrzowski tytuł, a w finale Pucharu Króla przypilnował ich tak, że nawet mysz mogłaby się nie prześlizgnąć. A przypomnijmy – Sevilla długo grała w przewadze jednego zawodnika. Jego czujność, zaangażowanie i jakość były drużynie więc szczególnie potrzebne. Mierzyć się musiał nie z byle kim, a kolejnymi interwencjami w tyłach tylko nakręcał kolegów.

Reklama

18

Nie mógł się go nachwalić Diego Simeone przed finałem Ligi Mistrzów. A jeśli TAKI trener wyróżnia cię spośród grona TAKICH graczy, no to masz prawo unieść się kilka centymetrów nad ziemią. Zdaniem Cholo to właśnie Brazylijczyk, który dość długo wydawał się Realowi po prostu zbędny, jest teraz kluczowym graczem drużyny – pozwala zachować właściwe proporcje pomiędzy atakiem a obroną, spaja defensywę po stracie piłki, jego gra sprawia, że Real znów może wyprowadzać zabójcze kontry. No i co tu dużo mówić – pełna zgoda, poniekąd potwierdził to chociażby finał w Mediolanie (choć akurat za ten mecz nie dostał najwyższych not spośród wszystkich).

17

Sezon – kolejny już – po którym siłą rzeczy musi mieć mieszane odczucia. Z jednej strony stracił bardzo wiele czasu na leczenie kontuzji, z drugiej – gdy już wrócił do gry, potwierdził, że ma to coś, co sytuuje go w gronie czołowych napastników na świecie (oczywiście nie w ścisłym, powiedzmy, że w TOP20). Bramka z Sevillą? Majstersztyk! Genialnie to zmieścił.

16

Kolejny wielki piłkarz, który przestrzelił rzut karny w arcyważnym momencie. Lekki dramat, ale o klasie i sile psychicznej Francuza najlepiej świadczy fakt, że w konkursie jedenastek podszedł już do pierwszego karniaka i zapewnił drużynie dobry start. Wcześniejsza wtopa musi boleć, rzuca cień na dokonania Griezmanna, ale też nie zapominajmy o tym, kto bilety do Mediolanu Atletico w ogóle załatwił.

15

Następna francuska strzelba. Giroud to wyjątkowa postać, niewielu jest piłkarzy, którzy z taką łatwością kursują na trasie pomiędzy „pośmiewiskiem” a „gwiazdą”. Grał naprawdę dobrze w końcówce zeszłego roku, później nie potrafił strzelić gola w Premier League przez 15 spotkań (od połowy stycznia do maja, czyli w kluczowym dla losów tytułu okresie), choć Wenger szanse na przełamanie dawał mu regularnie. Ale w samej końcówce znów poczarował, był najlepszym spośród Kanonierów, wrzucił nawet hat-tricka Aston Villi – walnie przyczynił się do zdobycia wicemistrzostwa. Ciekawe, którą z twarzy pokaże we Francji. Przeczuwamy, że obie, zdąży.

14

Największa gwiazda Serie A w chwili obecnej. Jaka liga, taka gwiazda? Jeśli tak, to z włoskimi rozgrywkami jest lepiej, niż wielu się wydaje. Argentyńczyk zagrał sezon życia, ciężko wyobrazić go sobie kopiącego jeszcze lepiej. Już wydawało się, że przez zawieszenie może zapomnieć o ustanowieniu historycznego rekordu Serie A liczby goli w jednym sezonie, tymczasem wrócił na ostanie mecze i pozamiatał. Zakurzony wynik Gunnara Nordahla z 1950 roku – 35 bramek – już nie jest tym najlepszym, teraz wszyscy będą próbować przebić Higuaina. Co ważne, ciągnie on drużynę, Napoli dzięki jego golom wróciło na pozycję drugiej siły we Włoszech po Juve. Ma taki czas, że i może w reprezentacji się zrehabilituje za wiadome sprawy. Stać go na wszystko.

13

Napiszemy po raz enty – niesamowity jest włoski blok stoperów Juve. Już w tym roku w czołówce naszego rankingu mieliśmy Leonardo Bonucciego, był również Andrea Barzagli, a teraz pora na trzeciego z generałów (no i czekanie aż wystrzeli Rugani). Tytuł szefa jest tam chyba przechodni, może w tym tkwi siła defensywy Juve. W maju był nim z pewnością Chiellini, co przede wszystkim było widoczne w zaskakująco wymagającym meczu o Puchar Włoch z Milanem. Do tego w ostatniej kolejce Serie A dołożył pierwszą bramkę w sezonie, na marginesie – całkiem niebrzydką.

12

No gdyby tak jeszcze coś dołożył w finale Pucharu Niemiec… Ale i tak nie ma co narzekać – przyklepał koronę króla strzelców Bundesligi, jako pierwszy obcokrajowiec w historii tych rozgrywek przekroczył granicę 30 goli, w dodatku został wybrany piłkarzem miesiąca za naszą zachodnią granicą. Za rewanż w półfinale Ligi Mistrzów też zgarnął przyzwoite oceny, dzięki bramce strzelonej Oblakowi wyprzedził Suareza oraz Muellera i skończył sezon jako wicelider klasyfikacji strzelców tych rozgrywek.

11

Roy Hodgson powiedział ostatnio, że ma dość tego całego „Rooney Show” i nie ma zamiaru w nim dalej uczestniczyć. Tak bywa nazywana wielka debata dotycząca tego, czy zawodnikowi Manchesteru United ciągle należy się miejsce w składzie reprezentacji Anglii. Selekcjoner uparcie twierdzi, że najlepszego strzelca w historii kadry z boiska wyrzucać nie wypada. I trzeba przyznać, że w maju dostał od niego bardzo silne argumenty w tej walce. Stary, dobry Rooney – w dużej mierze dzięki jego postawie do gabloty na Old Trafford trafił Puchar Anglii.

10

Przytup, z jakim sięgnął po Złotego Buta, mógł powodować opad szczęki aż do samej ziemi i długie zbieranie jej z podłogi. Niemal miesięczny festiwal strzelecki, tylko w tym okresie wcisnął 14 bramek, a taki wynik to przecież marzenie wielu aspirujących snajperów, ale w ciągu całego sezonu. Niestety, być może najlepszy czas w karierze Urugwajczyka został zwieńczony pechową kontuzją, która nie pozwoliła dokończyć mu finału Pucharu Króla, a także znacznie utrudniła życie przed Copa America.

9

Jeden z największych nieobecnych zaczynającego się za chwilę Euro i to z kategorii tych pominiętych przez selekcjonerów. Szkoda, w niebywałym gazie jest Francuz. Do całkowitego wyjścia z cienia Carlosa Bakki brakowało mu w tym sezonie już tylko poprowadzenia Sevilli do triumfu w Lidze Europy. No to odhaczone i to w efektowny sposób. Z Szachtarem dał popis. W finale z Liverpoolem mógłby dołożyć jeszcze jedną bramkę, ale przy takim rozstrzygnięciu i tym, ile zrobił wcześniej dla drużyny, brzmi to jak zupełnie niepotrzebne malkontenctwo.

8

Dotychczasowy lider naszej zabawy. Jednak w tym miesiącu długo wszystko wskazywało na to, że może swoją pozycję stracić. Na finiszu ligi grał naprawdę dobrze, choć trochę pozostawał w cieniu kolegi z ataku, ale też jednego z głównych rywali w tym rankingu, Luisa Suareza. Zmiana przyszła dopiero wraz z ostatnim meczem w sezonie klubowym – Messi w finale Pucharu Króla zrobił to, czego zabrakło chociażby w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, jego magia przesądziła o losach spotkania na styku. Dwie piękne asysty już w dogrywce i Sevilla musiała zadowolić się triumfem w Lidze Europy.

7

Piękniejszego pożegnania z Paryżem chyba nie mógł sobie wyobrazić. Powiedzieć, że robił swoje, to jak otrzeć się o kłamstwo. Nie wiemy, czy Zlatan interesuje się innymi sportowcami, ale trochę to przypominało filozofię Michaela Jordana w najlepszym wydaniu. Tak jak legendarny koszykarz motywację do jak najlepszej gry w każdym meczu czerpał z faktu, że zawsze na trybunach mógł pojawić się ktoś, kto widział Jordana jedyny raz w życiu, tak piłkarza nakręcała świadomość, że już za chwilę oklaskujący go ludzie stracą z radarów swojego piłkarskiego idola. Dlatego za każdym razem trzeba pokazać najlepszą wersję siebie. Jasne, w lidze francuskiej sytuacja była już od dawna wyjaśniona, więc na luzie brylować nietrudno. Ale mieliśmy też Finału Pucharu Francji z Marsylią, w którym Szwed strzelił dwa gole i zaliczył asystę.

6

Prawda – największą gwiazdą finału Ligi Mistrzów był tylko do momentu, w którym wybrzmiał pierwszy gwizdek. Później nie zaliczył spektakularnego spotkania, grał jak na siebie słabo. No właśnie – jak na siebie, co oznacza poziom nieosiągalny dla większości śmiertelników. Generalnie – nie ma co narzekać, miesiąc absolutnie na plus. Jeśli utrzyma formę na Euro, za chwilę może być nowym liderem naszej klasyfikacji. Jak za moment zobaczycie, różnice są minimalne.

5

To z kolei jeden z bohaterów mediolańskich derbów Madrytu. Ivan Rakitić przed finałem życzył mu zdobycia pięciu bramek, ale też przegranej drużyny. Kolega z kadry do siatki nie trafił, ale za to pokierował ekipą Zidane’a i zgarnął trofeum. Niesamowite jest to, ile widzi na boisku, z jaką łatwością przychodzi mu wybór najbardziej optymalnych rozwiązań. Przy czym oczywiście nie mówimy o rozwiązaniach najłatwiejszych. W swoim fachu – geniusz.

4

Jeden z największych specjalistów od najważniejszych spotkań – takiego timingu mógłby uczyć innych wielkich piłkarzy. Walijczyk błyszczał w półfinale Ligi Mistrzów, ten sam manewr powtórzył również w najważniejszym z meczów. Gigant zaangażowania – w trakcie spotkania z Atletico co chwilę szukał momentu, w którym może sobie odsapnąć, a potem znów wracał na najwyższe obroty, szarpał niemiłosiernie. Najpierw podpadł zawodnikom Cholo tym, że powiedział, iż żaden z nich nie miałby miejsca w składzie Realu, a później napsuł im sporo krwi na boisku. Czyli piłkarz kompletny.

3

Chyba nie będzie niespodzianką, gdy napiszemy, że mieliśmy wątpliwości, czy powinien wylądować aż tak wysoko. Ostatni akord grania w tym miesiącu spowodował, że stał się obiektem drwin – wyjątkowo złośliwi twierdzą, że dalej stoi na środku bramki na San Siro i czeka aż ktoś w niego trafi, nie ma zamiaru się rzucać. OK, wyszło niefortunnie. Ale czy bez jego genialnej gry Atletico w ogóle zaszłoby do serii rzutów karnych? Wątpliwe. W rewanżu z Bayernem był wielkim bohaterem. Sam finał? Wziął kolegów za rękę, dzięki niemu drużyna wróciła z dalekiej podróży. W lidze z kolei po raz 24. zachował czyste konto i oczywiście zgarnął Trofeo Zamora.

2

Profesor, po boisku powinien biegać w todze, a pozostali piłkarze powinni odnosić się do niego z pełnym respektem, uczyć się. Ale też wojownik. Prawdziwy kapitan-podpowiadacz, jego wpływ na to genialne Atletico daleko wykracza poza samo kopanie piłki. Choć w tym oczywiście również jest wyjątkowo skuteczny. Aż żal, że taki piłkarz ma już wakacje, bo nie znajduje uznania w oczach selekcjonera – nawet nigdy nie zadebiutował w hiszpańskiej kadrze i biorąc pod uwagę fakt, że ma już 32 lata, raczej się to nie stanie.

1

Jeśli Cholo Simeone nigdy w swojej karierze trenerskiej nie zgarnie trofeum za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, w koszmarach będzie go najpewniej nawiedzał Sergio Ramos. Dwa lata temu zapakował gola z dyńki w momencie, w którym już wszyscy czekali na gwizdek, dał Realowi drugie życie. Tym razem otworzył wynik spotkania i przez cały mecz zrobił bardzo wiele, by na końcu samemu wznieść puchar. Choćby ten faul z doliczonego czasu gry – idealne zagranie, to nic, że poza granicami przepisów – uratował drużynę. Przez resztę miesiąca MVP finału też prezentował się całkiem solidnie, więc nie mieliśmy większych oporów przed przyznaniem mu tytułu.

*

Przez pięć miesięcy wyróżniliśmy już 153 graczy. Poniżej trzydziestka, która zdobyła najwięcej punktów. By dostać się do takiego grona, nie wystarczy błyszczeć przez jeden miesiąc, ciągle trzeba coś udowadniać – o to w tej zabawie chodzi. Pierwsza czwórka już trochę uciekła peletonowi, nie możemy się doczekać dalszego rozwoju wypadków. Wracamy na początku lipca.

ranking2

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...