Reklama

Visnakovs w końcu ucieka z Widzewa – Ruch potwierdza, że gra na poważnie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 sierpnia 2014, 15:46 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ruch, który otrzymał kasę od nowego sponsora i za wyniki w Lidze Europy, poszukiwał napastnika, więc wziął tego, którego upatrzył sobie trener. Widzew zarabia więc na transferze, bo dziś żeby przetrwać – musi sprzedawać. A sam piłkarz, który mocno niezadowolony był z gry w pierwszej lidze, powraca na front ekstraklasy. Nie mamy wątpliwości, że przeprowadzka Visnakovsa z Łodzi do Chorzowa to jeden z ciekawszych i rozsądniejszych transferów, w którym środki akurat przepływają miedzy jednym a drugim polskim klubem.

Visnakovs w końcu ucieka z Widzewa – Ruch potwierdza, że gra na poważnie

Od wczoraj wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Visnakovs przeszedł testy medyczne, we wszystko zdążył się włączyć jeszcze Andrzej Grajewski, a i Ruch z Widzewem dogadał się w miarę szybko. W łódzkim klubie twierdzą, że zarobią na transferze 400 tysięcy euro. Coraz więcej mówi się jednak o tym, że główny zarobek Widzewa miałby pochodzić z następnej sprzedaży piłkarza…

Najbardziej z całej tej transakcji cieszy się chyba Jan Kocian. On powiedział, że jemu Visnakovs się podoba i chce go w zespole. Nie musiał godzić się na jakieś chore warunki, jak z Mariuszem Stępińskim, że potrzebna była gwarancja 20 występów w lidze (a jak nie – to zapłata) czy wystawiania go na pozycji napastnika. Trener Ruchu nie dał sobie wejść na głowę, a przede wszystkim ma dziś tego piłkarza, którego chciał. I właśnie to – a tak naprawdę chyba tylko to – sprawia, że wierzymy w słuszność tego transferu.

„Wiśnia” to zawodnik bardzo specyficzny. Wiele rzeczy mocno przeżywa, jedna zmarnowana sytuacja tkwi mu często w głowie tak długo, że marnuje kolejne. On musi czuć zaufanie trenera i kolegów, ale nie może też być przytłoczony – w Widzewie wszyscy liczyli na niego, tylko na niego. I to był problem. Z nim trzeba rozmawiać, jego trzeba wspierać na duchu i instruować. Wtedy jest w stanie funkcjonować na miarę możliwości. Dobrze w tej roli odnajdywał się Radosław Mroczkowski i odnaleźć powinien się też Kocian, który jest człowiekiem spokojnym i się nie grzeje.

Zresztą, Visnakovs nawet w ostatnim czasie chodził nieswój. Był smutny, przygnębiony, chyba trochę obrażony – miał grać w Rosji, ale oblał testy, miał grać w Niemczech (St. Pauli było skłonne dać 700 tysięcy euro), ale znów coś stanęło na drodze. Długo mówiło się o jego transferze, a dwa tygodnie przed końcem okienka wciąż grał w pierwszoligowej Łodzi. I to grał naprawdę słabo. Przeprowadzka do Ruchu to dla niego duży kamień z serca.

Reklama

Ale jeszcze większy test. Visnakovs może opowiadać o marzeniach gry w Bundeslidze, i słucha się tego fajnie, jednak nie potwierdził wciąż wielu rzeczy. Choćby tego, czy potrafi odnaleźć się przy większej rywalizacji. W słabym Widzewie strzelił dwanaście goli, ale był pewniakiem do gry, bez żadnej konkurencji. Jak w Chorzowie będzie rozczarowywał, to do składu wejdzie Kuświk (również 12 bramek) albo Efir.

Transfer Łotysza świadczy jeszcze o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że Ruch naprawdę chce podskoczyć w polskiej hierarchii wyżej – że inwestuje zarobione pieniądze, że poszerza kadrę, że stara się podjąć walkę na kilku frontach. Po drugie, że Widzew nieźle zarobił tego lata. Wcześniej sprzedany Bartłomiej Pawłowski miał kosztować Lechię 400 tysięcy euro, jeśli do zapłaty doszłoby w określonym terminie, ale że klub z tej opcji nie skorzystał – kwota wzrosła o połowę. Tylko, że w część rozliczenia wszedł Adam Duda, a Lechia wciąż i tak nie zapłaciła, podobnie zresztą jak nie została uregulowana ostatnia rata… za Thomasa Phibela (ok. 50 tysięcy euro). Wciąż prawdopodobna jest jeszcze sprzedaż Patryka Wolańskiego, za kwotę w okolicy pół miliona złotych.

PIOTR TOMASIK

Fot.FotoPyk

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...