Reklama

Historia Radka Kałużnego: kiedy to się spieprzyło?

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2013, 13:12 • 8 min czytania 0 komentarzy

Na boisku ostatni raz widziano go rok temu w meczu przyjaciół Jacka Krzynówka. W Białymstoku, gdzie mieszkał po zakończeniu kariery, nie odbierał telefonu od kilku miesięcy. Niedawno napisaliśmy o Radku Kałużnym, że odnalazł się w Anglii, pracując w w magazynie w DHL-u, ale od tego czasu nikt nie pociągnął tematu i nie odpowiedział na podstawowe pytanie: dlaczego? Postanowiliśmy więc trochę pogrzebać. Różne plotki o nim krążą. Ktoś mówi o długach, ktoś o próbach samobójczych. Wiadomo, złe języki, ludziom nie trzeba wierzyć… Ale niedawno plotką było to, że pracuje fizycznie w Anglii, a po udostępnionych zdjęciach chyba nikt nie ma już wątpliwości.
41-krotny reprezentant Polski, facet, który grał w jednym zespole z Dimitarem Berbatowem… Kiedy to się wszystko spieprzyło? Trudno powiedzieć. Z jednej strony pieniądze nigdy się go nie trzymały, z drugiej – jeszcze trzy lata temu pracował jako dyrektor sportowy w Chrobrym Głogów.

Historia Radka Kałużnego: kiedy to się spieprzyło?

Janusz Kubot, trener, który sprowadził go do klubu, mówi o nim w samych superlatywach. Ł»e zaradny, że miał kontakty, że stworzył klasę piłkarską i ściągał do klubu telewizje. Na temat marnowania budżetu milczy. – Nie było mnie już wtedy w klubie – mówi, gdy pytamy go, czy to prawda, że Kałużny w trzy tygodnie przepuścił półroczny budżet działu marketingu (inna sprawa, że żałośnie mały musiał być to budżet). Mówi się o tym w Głogowie od dawna, ale oficjalnie nikt tego nie powie. Fakty są jednak jasne – po wywalczonym awansie „Tata” nagle stracił pracę.

– Dzisiejsze czasy rządzą się swoimi prawami. Przyszedł czas na zmianę i tyle – mówi nam prezes Przemysław Bożek. – Miałem okazję współpracować z panem Kałużnym i ta współpraca, jak w każdej firmie, wyglądała różnie. Niczego nie wiem o żadnych długach, marnowaniu budżetu itd. Ja mogę tylko powiedzieć, co widziałem na boisko. Kałużny, mimo zaniedbań treningowych wchodził u nas na boisko i siał popłoch. A co robił w życiu prywatnym, nie moja sprawa – dodaje.

Nikt nie chce się wypowiadać, ale w środowisku huczy. Niektórzy mówią, że problemy Kałużnego zaczęły się jeszcze w Niemczech, gdy stracił głowę dla nauczycielki Janette Wiśniewski i wziął rozwód z żoną Ewą Chomiczewską. Kosztowało go to dwa samochody oraz wybudowaną willę pod dolnośląskim Chojnowem, którego mieszkańcy mówią dzisiaj, że nie widzieli Kałużnego od dobrych dziesięciu lat. Potem były coraz słabsze i mniej płatne kluby (Rot-Weiss Essen, LR Ahlen), wyjazd na Cypr, gdzie przez rok dostał tylko jedną pensję i dzięki znajomości z Arturem Płatkiem nieoczekiwany transfer do Jagiellonii.

– Wydaje mi się, że od tego Cypru zaczął się zjazd – mówi Mateusz Borek, komentator Polsatu, który zna Kałużnego ponad piętnaście lat. – Nie płacili mu, więc poszedł do Jagiellonii, ale to już nie były tak duże pieniądze. Nie pamiętam, czy grał za 15, czy za 20 tys. złotych, ale w każdym razie – to miał być okres przejściowy, żeby za chwilę wrócić na wyższą półkę finansową. Ale nie wrócił. Nie ta forma, nie to zdrowie, nie potoczyło się to dobrze.

Reklama

– Był u nas, ale ani nie brylował sportowo, ani nie wyrażał zainteresowania, żeby rozwijać jakiekolwiek kompetencje sportowe – dodaje Ireneusz Trąbiński, ówczesny prezes Jagi. – Odniosłem wrażenie, że jest to człowiek, który za bardzo nie myśli o przyszłości. Miał swoje pięć minut w piłce, żył na wysokiej stopie, a że teraz pracuje w DHL-u? Przykro mi z tego powodu, aczkolwiek specjalnie mnie to nie dziwi. To człowiek o mentalności 18-latka. Jeśli ktoś jest nastolatkiem i myśli, że cały czas mu słońce będzie świeciło, to jestem to jeszcze jest w stanie to zrozumieć. Ale tutaj mieliśmy dorosłego faceta. Dużo rzeczy mówiło się na jego temat. To, że lubi nocne życie również – dodaje.

W Jadze miał jeden z najwyższych kontraktów, ale po roku z niego zrezygnowano. Mówił wtedy, że pierwszy raz znalazł się w klubie, w którym na pożegnanie nie podają ręki, że nawet, gdyby dawali mu dwa miliony dolarów, to nigdy już w nim nie zagra. Chyba jeszcze wtedy nie przeczuwał, że tak naprawdę to już koniec kariery. Ł»e takich pieniędzy nigdzie już nie dostanie i albo zacznie zjeżdżać w dół albo przepadnie. Rok przerwy w CV, potem Głogów i znowu przerwa.

A potem cisza.

– Nigdy nie mówił o żadnych problemach – mówi Andrzej Kobylański, który zna Kałużnego z Energie Cottbus, a potem odwiedzał go w Głogowie. – Przepadł jak kamień w wodę. Słyszałem tylko, że zaszył się gdzieś w Białymstoku – dodaje Janusz Kudyba, były kolega klubowy z Zagłębia.

Kamień w wodę. Cisza…

Kto by pomyślał. Październik 2000 – trzy gole w meczu z Białorusią. Styczeń 2001 – Piłkarski Oscar dla „Najlepszego Piłkarza Ligi Polskiej”. Potem wypożyczenie do Cottbus albo gol z Austrią w Wiedniu i nieustanne zainteresowanie prasy. „Zajechało panisko!” – napisał kiedyś o nim „Przegląd Sportowy, zwracając uwagę na srebrzyste BMW, „modną dżinsową kurtkę, ekscentryczną fryzurę i dziwaczne kolczyki w uszach, niczym u hinduskiego maharadży”. Grał już wtedy w Leverkusen. Zarabiał pół miliona euro rocznie.

Reklama

Minęły trzy lata i zakończył karierę. Z topniejącym budżetem i bez planu na to, co dalej. – Nie miałem ofert, a prosić się nie będę. Nie mój charakter – mówił, a potem zaczynał tłumaczyć coś o kursie menedżera, o tym, że jeśli zda egzamin w Niemczech, będzie „jednym gościem w Polsce z poważnymi papierami”. Nie udało się.

– Radek zawsze czuł futbol, miał do tego idealny charakter. To był piłkarz, na którym nigdy się nie zawiodłem i bardzo chciałem, żeby został przy piłce – przyznaje Jerzy Engel, były selekcjoner reprezentacji. – Kilka razy pytałem Tomka Hajtę albo Jacka Krzynówka, co robi Radek po zakończeniu kariery, ale nie potrafili mi odpowiedzieć. Potem było już coraz gorzej. Z kim nie rozmawiałem, to mówił, że kontakt się urwał.

– Miał w ostatnich latach pokręcone życie – dodaje Mateusz Borek. – Rozstał się z pierwszą żoną, co go kosztowało dużo pieniędzy. Rozstał się z drugą, z którą ma dwójkę dzieci. Teraz jest związany z kolejną kobietą i też ma z nią potomstwo. Dla zawodowego piłkarza życie po życiu nie jest łatwe. Przychodzi taki moment, że człowiek ma 32 lata, problemy zdrowotne, odpada jedno zero z pensji i nagle robi się problem. Radek był takim człowiekiem, który nigdy nie odmawiał pomocy. Jak on dobrze zarabiał, to wszyscy dookoła niego, w tym żony, też nie mieli najgorzej. Gdy to się wszystko skończyło, popadł w trudny stan ducha, trudno było mu się pogodzić z pewnymi historiami. Przez parę miesięcy nie mieliśmy z nim kontaktu. Udało mi się z nim potem skontaktować. Poprosiłem szefa Eurosportu, żeby dał mu możliwość komentowania Bundesligi. Przyjeżdżał parę miesięcy, ale widocznie ktoś uznał, że się nie sprawdził.

– Widywaliśmy się w Warszawie. Potem byliśmy też na turnieju u Jacka Krzynówka, jeszcze rok temu. Ale faktycznie, potem zniknął. Widocznie są to sprawy prywatne, o których opinia publiczna nie musi wiedzieć. Szkoda, bo jest to chłopak, z którym konie można kraść – mówi Tomasz Kłos, były reprezentant. – Dla mnie to jest szok. Po tym turnieju rozmawialiśmy jeszcze kilka razy. Potem telefon milczał, ale myślałem, że to chwilowe – dodaje Jacek Krzynówek.

Podobne wypowiedzi słyszymy też od innych reprezentantów. Szok. Brak kontaktu. Człowiek, na którym zawsze można było polegać. Niektórzy mówią, że jakiś czas temu mieli numer komórki do Kałużnego, który posiadało w zasadzie kilkanaście osób. Niestety po pewnym czasie i tutaj scenariusz się powtórzył.

Cisza…

– Kiedyś potrzebowałem kogoś do studia w Polsacie, więc zaprosiłem Radka. Dwie godziny przed programem zadzwonił, że nie wpadnie, bo jego mama złamała rękę. Powiedziałem mu, że współczuję, ale kurczę, trochę mi zawalił program. Po piętnastu minutach zadzwonił jeszcze raz i mówi: „dobra, przyjadę”. To był taki gość, który zawsze chciał być w porządku, zawsze dotrzymywał słowa. Szkoda, że zniknął z polskiej piłki. Czytam to i nie mogę uwierzyć. Takiego człowieka przydałoby się zatrudnić w kadrze tych pizdusiów jako motywatora – przyznaje Marcin Grzywacz, komentator Orange Sport, który kiedyś przyjaźnił z Kałużnym, ale od dłuższego czasu nie mógł znaleźć kontaktu.

– Pojechał pracować, trzeba to uszanować. Można być oczywiście zaskoczonym, bo wydawało się, że ta kariera przebiegała prawidłowo, ale ja jestem pełen uznania i szacunku, że zakasał rękawy jak mężczyzna, zamiast prosić się i kombinować – mówi Krzysztof Bukalski, który grał z Kałużnym w Wiśle Kraków. – Traktuję to jako akt męskości. Czasem trzeba odrzucić głębsze ambicje i zrobić wszystko, żeby dzieci miały na chleb – dodaje Mateusz Borek. – Kiedyś próbowałem porozmawiać z Czarkiem Kuleszą, żeby dał mu szansę zostać jakimś skautem, ale nie było zbytniej woli, żeby mu pomóc. Wyczułem, że zraził do siebie paru ludzi. Niestety, Polska jest krajem kompleksów. My zawsze będziemy szanować przeciętnych obcokrajowców, trenerów, którzy umieją ładnie mówić, a nie ludzi, którzy ryzykowali zdrowie dla reprezentacji. Takich chłopaków bardziej szanuje się we Francji albo w Niemczech.

W „Bildzie” był już artykuł na temat Kałużnego. Pokazano zdjęcie z Weszło, przypomniano zarobki sprzed kilku lat, poproszono o wypowiedź byłego trenera Energie Cottbus, Eduarda Geyera, a ten jak wyżej wymienieni – mówił o charakterze Radka, o utalentowanym i wyrazistym piłkarzu, którego pracę w Anglii najzwyczajniej szanuje.

– Jurek Gorgoń też wyjechał do Szwajcarii, żeby pracować w magazynie. Kiedyś jeden zawód starczał na całe życie, a dzisiaj życie polega na tym, by zmieniać profesje i ciągle się dostosowywać. Nie jest to żadna ujma. Takie rzeczy powinni być nagłaśniane nie żeby kogoś piętnować, ale po prostu uświadomić piłkarzom, że życie to nie tylko kopanie piłki i po 35. roku życia zaczyna się zupełnie inna bajka. Coś trzeba ze sobą zrobić. Przykro mi, że słyszę takie historie – wtrąca trzy grosze Jan Tomaszewski.

Próbowaliśmy też dowiedzieć się czegoś bezpośrednio od rodziny piłkarza, ale nic z tego. Matka Kałużnego, od kilku lat pracująca jako magazynierka w Zagłębie Lubin, nie chce się wypowiedzieć, podobnie jak pierwsza żona, która ma dość pytań o byłego męża. W tej chwili trudno znaleźć osobę, która na temat Kałużnego wie coś więcej, a w dodatku powtórzy to publicznie. – Pożyczał na mieście i nie oddawał – mówią anonimowo niektórzy. – W Polsce nie widział dla siebie szans, odciął się od wszystkich – dodają drudzy. Plotki o długach, rozwody i nieustanne uniki. Wyłączony telefon. Magazyn w gdzieś na prowincji w Anglii. On – najbardziej bramkostrzelny defensywny pomocnik w historii polskiej piłki…

GRAB

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Komentarze

0 komentarzy

Loading...