Reklama

Zwykłe zbieranie? Nie, to pasja. Poznajcie polskich kolekcjonerów

redakcja

Autor:redakcja

27 sierpnia 2012, 14:02 • 12 min czytania 0 komentarzy

Nie zrozum mnie źle, ale bardziej kręci mnie zbieranie autografów, niż patrzenie na spoconych piłkarzy biegających po boisku. Jakby ktoś mnie namawiał na obejrzenie meczu lub zbieranie podpisów, to bez wahania wybrałbym to drugie – mówi Mateusz Zgorzyk. Dla 16-latka z Sieradza piłka jest praktycznie całym życiem. On, a także paru innych zapaleńców, z którymi rozmawiałem, patrzy na ten sport z zupełnie innej perspektywy.
„Wydawało mi się to głupie”
 
Gdy zapytałem, dlaczego zajmują się kolekcjonerstwem, dostałem różne odpowiedzi: – Zawsze chciałem coś zbierać. Za dziecka jakieś pierdoły, a potem monety, w które zamierzał wciągnąć mnie dziadek. Próbowałem też z koszulkami mojego ulubionego klubu, ale to za drogie przedsięwzięcie. Potem zainteresowałem się autografami i tak zostało – mówi Maciek Habuda z Wrocławia, który kolekcjonerstwem zajmuje się dopiero kilka miesięcy. – Widzisz, dla ciebie podpisy nic nie znaczą, ale tu nie chodzi o sam autograf. Ważne są całe emocje, które towarzyszą zbieraniu. Poznaje się fajnych ludzi, słucha wielu opowieści i biega za gościem, by dał swój autograf. Ten podpis, z którym wracam do domu, jest tego wszystkiego zwieńczeniem.
 

 
– Jako, że jestem kibicem, cieszę się, że dzięki kolekcjonerstwu mogę być w bliższym kontakcie z piłką oraz samymi piłkarzami – dodaje poznany na wstępie Mateusz, którego w branży nazywa się Mateqim. – Fajnie jest, jak się spotyka osoby, które widzi się na co dzień tylko w telewizji. Świetnie jest porozmawiać, zrobić zdjęcie czy uścisnąć rękę z piłkarzem, który przez telewizor wydaje się nieosiągalny.
 
Maciek, który zbiera autografy dopiero od kilku miesięcy, poznał Mateqiego w czasie turnieju Polish Masters we Wrocławiu. – U mnie „talent” do zbierania autografów odkrył się znacznie wcześniej niż u Maćka. Oficjalnie przyjmuję, że był to sierpień 2008 roku. Dostałem wtedy swój pierwszy list, a jego nadawcą był Roger Guerreiro. Kilka dni wcześniej wysłałem do niego e-maila z prośbą o przysłanie mi swojego autografu. Takich listów zaczęło być coraz więcej. Po pewnym czasie uzbierałem około sto autografów sportowców, aktorów, piosenkarzy. Zrozumiałem jednak, że to nie to, do czego ciągnęło mnie najbardziej. Moim celem stały się podpisy byłych i obecnych piłkarzy, z naciskiem na tych z Manchesteru United, któremu kibicuję. Obecnie dobijam do stu autografów Czerwonych Diabłów.
 
Od kilku lat kolekcjonerstwem zajmuje się także trzeci z naszych bohaterów – Łukasz Jasik. Na wstępie zaznaczył, by nazywać go Pulpetem. – Moje pierwsze podpisy dostałem od kolegi z Hamburga – wspomina – Wtedy, o ile dobrze pamiętam, dał mi van der Vaarta, De Jonga i Kompany’ego. Powiesiłem je na ścianie i gdy mijał mniej więcej rok, kumpel zapytał mnie, czy nie zacznę sam zbierać nowych autografów. Wtedy ten pomysł wydał mi się głupi, ale z biegiem czasu zacząłem wysyłać pierwsze listy.
 
Pocztą albo osobiście
 
Jak zdobyć prywatne adresy piłkarzy? Pulpet wyjaśnia: – Najlepiej od innych kolekcjonerów. – Inna możliwość, to wysyłanie listów do klubów. Zwolennikiem tego drugiego rozwiązania nie jest Mateqi: – Drużyny piłkarskie odsyłają zwykle plakaty, breloczki i inne gadżety. Dla mnie są one bezużyteczne, dlatego wysyłam listy prosto do zawodników. Jeżeli nie mam adresu danego gracza, podaję adres klubu z dopiskiem, że jest do piłkarza. Jedne listy przychodzą, a drugie nie. Często na odpowiedź czeka się z dnia na dzień, a czasem przychodzi… po kilku latach. Wiesz, to hobby jest dla naprawdę wytrwałych. Nie można się załamywać, bo dany piłkarz nie odpisał na list. Trzeba próbować wiele razy albo po prostu sobie odpuścić.
 
– Co do autografów zdobytych listownie, to jednym z lepszych jest podpis Fabio Cannavaro. Posiadałem raz znaczki ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, więc powiedziałem sobie, że nie szkodzi spróbować. Co ciekawe, po kilku miesiącach przyszła odpowiedź z Dubaju – przyznaje z dumą Mateqi. By zdobyć tak egzotyczne autografy, kolekcjonerzy decydują się zwykle na wymiany. – Znam ludzi , którzy zbierają podpisy we Francji, Czechach, Rosji czy nawet Brazylii. Często na wymianę mają autografy niedostępne dla innych. Niektórzy gracze są w końcu trudno dostępni lub po prostu nie odpisują. W takich przypadkach najlepsza jest właśnie zagraniczna wymiana – podkreśla.
 
Trójka, z którą rozmawiałem, preferuje zbieranie osobiście. W najlepszej sytuacji jest Mateqi, który dzięki temu, że jego ojciec pracuje na Wyspach, ma styczność z tamtejszym futbolem: – W 2009 roku byłem na sparingu Arsenalu i zebrałem z piętnaście podpisów, gdy piłkarze wychodzili z szatni. Pamiętam, że debiutował wtedy Thomas Vermaelen – wspomniał. – Rok później na meczu Chelsea było już troszkę gorzej. Udało mi się zebrać podpisy Carlo Ancelottiego, Raya Wilkinsa czy Daniela Sturridge’a. Z opowieści kilku kolegów mieszkających w Anglii usłyszałem też, że ciekawe autografy można zdobyć pod hotelami oraz pod ośrodkami treningowymi, gdzie piłkarze dojeżdżają własnymi samochodami.
 

 
Na pytanie, jak zbieranie autografów wygląda w przypadku naszej Ekstraklasy, Mateqi wyjaśnia: – Nasi ligowcy mnie zbytnio nie interesują, ale z tego, co mówią inni, autografy zbiera się po zajęciach w klubie. Rok temu wybrałem się do Krakowa zbierać Wisłę i wszystkie podpisy jakie chciałem, zdobyłem w godzinach treningowych. W Polsce kolekcjonerzy zbierają głownie na lotniskach lub pod hotelami. Każdy ma swój sposób na to, jak zdobyć autografy. Jeden czeka na samolot, drugi pod stadionem, a trzeci weźmie przepustkę i dotrze do samej szatni.
 
Problemy i oszuści
 
Kolekcjonerzy są na spotkania z gwiazdami dobrze przygotowani. Oprócz markerów pod ręką trzymają zwykle zdjęcia piłkarzy, pocztówki, czy też tabelki z nazwiskami, gdzie dani gracze  mogą złożyć swój podpis. – Nie drukuję tego samemu. Zwykle zamawiam fotki w Internecie, kupując od razu 500 sztuk. Tak wychodzi najtaniej – wyjaśnia Pulpet.
 
Posiadanie ekwipunku to nawet nie połowa sukcesu. – Stoimy zwykle jakimiś grupkami i gdy jedna osoba zobaczy jakiegoś piłkarza, zaczyna się bieg. Chcesz być szybszy od tego, co ma na przykład dziesięć zdjęć. Jak się spóźnisz, to możesz zostać z niczym. Przydaje się szybkość, no i oczywiście spryt – opowiada Pulpet, dodając, że bardziej zdeterminowani kolekcjonerzy posuwają się do nieuczciwych zagrywek.
 
– Wiesz, jest taki jeden facet.. Eh, nie będę mówił o kogo chodzi, bo jego syn pewnie to potem przeczyta. W każdym razie autografy zbiera z rodziną, nawet żona w tym uczestniczy. On nie ma żadnych skrupułów i wiele razy robił nas w chuja. Było raz tak, że zbiera pod hotelem podpisy Rapidu. W tym czasie dzwoni do niego znajomy i pyta, czy orientuje się, gdzie są teraz piłkarze. Ten perfidnie go kłamie i mówi, że nie ma pojęcia. Gdy potem wyszło na jaw, że wiedział gdzie byli, udawał, że nic się nie stało. Raz oszukano też kogoś odnośnie pobytu Arsenalu. Byli w InterContinentalu, a gość daje cynka innemu, że zatrzymali się w Sheratonie.
 

 
– Dla mnie takie osoby to nie kolekcjonerzy… to są po prostu ludzie, którzy chcą zarobić czyimś kosztem – stwierdza Mateqi. – Często zdarza się tak, że oszukiwani są ci najmłodsi, niedoświadczeni zbieracze. Zdarza się, że te nieuczciwe osoby nie wysyłają na przykład listów z wymianami. Ja osobiście, żeby się wymienić, muszę najpierw tę osobę poznać, by mieć pewność, że można jej zaufać.
 
Przyczyną oszustw jest z pewnością to, że na autografach można dobrze zarobić. Niektórzy posuwają się nawet do fałszerstwa. – Coraz więcej ludzi wystawia podróbki na Allegro i sprzedaje je za grubą kasę. Walka z takimi typami to jak walka z wiatrakami – przekonuje Pulpet. – Owszem, sam niekiedy biorę jeden podpis więcej, żeby później go sprzedać, ale to rzadki przypadek.
 
– Potępiam tych, którzy chcą dzięki autografom po prostu dorobić – mówi Mateqi. – Rozumiem natomiast tych, którzy zbierają po dwa podpisy i jeden z nich sprzedają, by zarobić na dalsze powiększanie swojej kolekcji. W naszym kolekcjonerskim gronie ceny podpisów nie są jakieś wygórowane. Często dochodzą do kwoty 10 złotych, jednak o pieniądzach ciężko tutaj rozmawiać, bo każdy wycenia autografy inaczej. Dla każdego mają inną wartość. Oczywiście są serwisy, które sprzedają je za astronomiczne ceny dochodzące nawet do kilku czy kilkunastu tysięcy.
 
Z pokolenia na pokolenie
 
Niech nie zmyli was to, że moi rozmówcy mają po paręnaście lat. Jak przekonują, środowisko kolekcjonerów jest naprawdę różnorodne: – Zbierają dzieciaki, dziewczyny, ludzie starsi – wyjaśnia Pulpet. Gdy ze zdziwieniem pytam go, czy są tam osoby po 50-tce, potwierdza, że tak. – Zawsze podczas zbierania opowiadają jakąś historię, choćby o tym, jak Legia grała w pucharach, a do Warszawy przylatywała Barcelona. Narzekają na to, jak jest teraz i mówią, że kiedyś było nas mniej. Piłkarze chętniej rozdawali autografy i częściej odpisywali na listy. Zbieranie było poza tym łatwiejsze, bo grupki liczyły po trzy osoby. Teraz jest nas niekiedy po piętnastu. Często jest tak, że starsi zbieracze zabierają ze sobą swoje dzieci. Niektóre się w to wkręcają i od tej pory zbierają razem.
 
Czy bez Internetu kolekcjonerstwo było trudniejsze? Być może tak. Nie była to jednak przeszkoda, której nie dało się przeskoczyć. – Kibice znajdywali ogłoszenia w gazetach albo w telewizji na telegazecie. Był jakiś dział o kolekcjonerstwie, ale ja tego nie pamiętam, bo zacząłem się tym interesować znacznie później – mówi Mateqi. – Osobiście znam paru starszych kolekcjonerów, między innymi z Warszawy. Autografy zbierają od najmłodszych lat, a potem to samo robią ich dzieci, a nawet wnukowie. Są od nas bardziej doświadczeni, więc wszelkie rady, ciekawości czy podpowiedzi przyjmujemy do serca.
 
Dziwak Cardozo
 

 
Dla Maćka, który kolekcjonerstwem zajął się tuż przed Euro 2012, pierwszym poważnym wydarzeniem było zbieranie podpisów pod hotelem reprezentacji Czech. – Siedzieliśmy pod wejściem od 12 do 20 wieczorem, a piłkarze wychodzili na spacery. Jedynym, który podszedł prosto do nas był Petr Cech. O resztę trzeba było zabiegać samemu – wspomina. Równie ciekawie było w trakcie lipcowego turnieju Polish Masters, w czasie którego polowano na graczy PSV, Benfiki i Athleticu Bilbao. – Dziwnie zachowywał się przede wszystkim Oscar Cardozo. Ciągle zaznaczał, że daje tylko po jednym autografie, a gdy widział mnie po raz kolejny, darł się: „again?!”. „The last one”, prosiłem. Wstawił się za mną nawet Axel Witsel, z którym potem miło się rozmawiało. Nie zmienia to faktu, że ten Cardozo to dziwny człowiek. Raz, gdy przechodził niedaleko, podobno założył na głowę bluzę, by go nie rozpoznano.
 

 
Przygodę z napastnikiem Benfiki miał także Mateqi. – Oscar wyszedł sobie na spacer i na chwilę zatrzymał się pod hotelem, gdzie oparł się o jeden z filarów. Inni kolekcjonerzy podbiegli do reszty piłkarzy, a ja podszedłem prosto do niego i poprosiłem o autograf. Cardozo na mnie popatrzył, po czym się odwrócił. Miał strasznie skwaszoną minę, więc pomyślałem, że skoro jest w takim nastroju to dam sobie spokój. Gdy odchodziłem, złapał mnie jednak za ramię i zawołał do siebie. Podpisał mi wtedy cztery zdjęcia.
 
Nie wszyscy piłkarze są skorzy do składania podpisów. Niektórzy, jak choćby Mark van Bommel, wyznają zasadę, że nie rozdają ich w ogóle. Inni natomiast wymyślają różne wymówki. – Spory problem miałem z Bułgarami – wspomina Pulpet. – Gdy przylecieli do Warszawy, podszedłem do Blagoya Georgieva, a gdy podałem mu do podpisu zdjęcie, powiedział mi, że to nie on. Mówię mu: „wiem, że to ty, podpisz”. W końcu to zrobił, ale jeszcze większy problem miałem ze Zdrakvovem, który też podawał się za kogoś innego. W końcu podleciał do niego Bojinov i celowo zdjął mu czapkę, by wyszło na jaw, że mnie okłamywał.
 
Ł»artowniś Boniek, Adryjan Smudy
 
Gdy zapytałem Pulpeta o najbardziej wyczerpujące zbieranie autografów, po chwili namysłu odpowiedział: – To było chyba wtedy, gdy przyleciał Sporting Lizbona. Najpierw czekałem na nich parę godzin na lotnisku, a następnego dnia od 9 do 22 pod hotelem. Było jednak warto, bo udało mi się zebrać podpisy od wszystkich zawodników. – Ja z kolei mam wszystkie autografy reprezentacji Grecji – opowiada Mateqi, który przed startem Euro 2012 przeniósł się na kilka dni do rodziny w Legionowie. W Jachrance, gdzie zatrzymała się drużyna Hellady, był wraz ze znajomym kolekcjonerem każdego dnia. – Zbieranie z kimś lub w większej grupie często pomaga. Każdy posiada swoje własne spostrzeżenia i informacje, które mogą okazać się przydane. Po za tym, zamiast bezczynnego czekania na piłkarzy można w tym czasie porozmawiać. – Szczególnie udany był ostatni dzień w Jachrance, kiedy Mateqiemu udało się skompletować kadrę Grecji. – Gdy w końcu pod hotel podjechał fioletowy autobus, ustawiliśmy się przed nim, a piłkarze zaczęli wychodzić pojedynczo. Był więc czas, by zebrać brakujące nam podpisy i porobić sobie zdjęcia. Wspólnie z Adrianem, który był tam ze mną, zebraliśmy wtedy resztę brakujących autografów – wspomina.
 

 
– Skoro robisz ten materiał na Weszło, to ci powiem, że parę miesięcy temu był tam news o „języku Franciszka Smudy”. Mój kolega dostał od niego podpis: „Dla Adryjana”. Byłem świadkiem tego, jak mu go dawał – mówi rozbawiony Mateqi. Znacznie mniej chętnie podpisy rozdawał natomiast Marcelo Bielsa. Gdy w czasie Polish Masters kolekcjonerzy powitali na lotnisku Athletic Bilbao, ich szkoleniowiec jako jedyny nie chciał wziąć do ręki markera. – W końcu dopadł do niego Pulpet. Wołał „Please!”, a Bielsa odpowiadał mu: „No!”. Po chwili się wreszcie zatrzymał, ale pewnie dlatego, byśmy się od niego odczepili. Mówił, że da tylko jeden autograf, ale ostatecznie rozdał je nam wszystkim – opowiada Mateqi.
 
– A co z Bońkiem? Jego autograf już dawno był jednym z moich wymarzonych, ale nie spodziewałem się, że dostanę go osobiście – wyznaje. Do spotkania doszło przed towarzyskim meczem Polaków z Włochami. – Pod hotel podjechała taksówka, a z niej wysiadł właśnie Boniek.  Zibi podpisywał wszystko i pozował do zdjęć. Mniej więcej wtedy była ta afera z logiem PZPN-u, więc gdy dałem mu do podpisania biało-czerwoną flagę, spytał: – „A czy ta flaga to jeszcze z orzełkiem, czy już nie?”. Wszyscy kolekcjonerzy wybuchli na to śmiechem.
 

 
Każdy ma chwile zwątpienia
 
Rozmawiając z Mateqim dowiedziałem się, że zainteresowali się nim dziennikarze TVN-u: – Któregoś dnia nie poszedłem do szkoły i obudził mnie telefon. Odebrałem i powiedzieli mi, że dzwonią właśnie z tej telewizji. Zapytali, czy mogą przyjechać do domu i nakręcić jakiś materiał odnośnie zbierania autografów. Przesiedzieli u mnie bite dwie godziny, ale w materiale nie ma co oglądać, bo puścili tylko jedną moją wypowiedź. To moment, kiedy mówiłem, że zdarza mi się opuszczać szkołę, by jechać na jakiś mecz. Dodałem, że przez to robię sobie zaległości, które powoli nadrabiam.
 
– Mój dzień wygląda tak, że gdy tylko otworzę oczy, muszę iść do skrzynki, by zobaczyć, czy listonosz nie przyniósł żadnego listu. Zwykle, jak wysyła się ich dużo, to potem nie wiadomo czego się spodziewać. Zdarza się, że zgaduję od kogo dana koperta pochodzi – wyznaje Mateqi. – Chwile zwątpienia oczywiście są, ale to normalne. Ktoś kto powie, że w tym hobby nigdy nie chciał sobie odpuścić, wprowadza cię w błąd. Cierpliwość i wytrwałość to nieodłączna część kolekcjonerstwa. Zdarza się, że dany podpis zbierzemy w kilka minut, ale czasem trzeba czekać na to godzinami. Siedzę w tym od czterech lat, zebrałem autografy Ronaldo, Sheringhama, Szewczenki, Schmeichela… ale nie przestało mnie to pasjonować.
 
Mick WACHOWSKI

Zwykłe zbieranie? Nie, to pasja. Poznajcie polskich kolekcjonerów

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!

wlochy@weszlo.pl
hiszpania@weszlo.pl
anglia@weszlo.pl
niemcy@weszlo.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia

Bartosz Lodko
1
Urban o Jagiellonii: Jeżeli nie wykorzysta szansy, będzie tego żałować przez dziesięciolecia
Ekstraklasa

Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty

Bartosz Lodko
1
Adamczuk: Nadal liczę, że w Ekstraklasie do końca będziemy walczyć o czołowe lokaty
Ekstraklasa

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela
2
Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...