Przeczytaliśmy, że Rafał Grzelak ma duże nadzieje związane z grą w Ruchu Chorzów. Już za moment, dosłownie za chwileczkę chciałby wnieść sporo jakości do gry „Niebieskich”, ale najpierw… Najpierw musi „nadrobić zaległości treningowe”.
Tu nasz apel do kibiców Ruchu – życie jest za krótkie, byście czekali na Grzelaka!
Rafał to był kiedyś chłopak z wielkim potencjałem, ale niestety teraz wielki ma raczej brzuch (jak na zawodowego piłkarza). Zawodowo nie zajmuje się graniem w piłkę, ale właśnie nadrabianiem zaległości.
– Czym się zajmujesz, chłopaku? Pracujesz?
– Tak, mam pracę.
– Co robisz?
– Nadrabiam zaległości.
– I ci za to płacą?
– Przecież za darmo bym nie nadrabiał!
Nadrabiał je już przez cały poprzedni sezon w Widzewie Łódź, ale niestety – sezon się skończył, a on ciągle miał co nadrabiać. Nie wyrobił się! Teraz nowe rozgrywki też zaczyna od nadrabiania, tylko że już w nowym klubie. Jak będzie nadrabiał w takim tempie, co do tej pory, to prędzej zbije wagę narzeczona Tomasza Kammela.
Miej chłopie jakieś resztki przyzwoitości. Jeśli ci się nie chce już zawodowo grać w piłkę – powiedz to głośno. A jeśli ci się chce – po prostu weź się w garść. Nadrabiać zaległości to można dwa czy trzy tygodnie, a ty już się bujasz drugi rok. Jasne, że nie jest łatwo zrzucić wyhodowany piwny bęben, co potwierdzi każdy facet po czterdziestce, ale… da się. Nie jest łatwo, ale da się. Naprawdę. A jak komuś płacą za to, by zrzucił – to da się tym bardziej.
Drogi Rafale – zdecyduj się. Albo grasz, albo nie grasz. Albo jeszcze umiesz, albo już nie umiesz. Ale przestań pieprzyć o nadrabianiu zaległości. W dwa lata ludzie potrafią wychodzić z poważnych chorób, a ty nie potrafisz w tym czasie po prostu przemóc się i mocniej potrenować. Przestań być naciągaczem, który macha trenerom swoim CV przed nosem i obiecuje, że „jeszcze będzie jak kiedyś”.
Raczej nie będzie. Śmierdzący leń z ciebie.