Sprawdzamy, co tam ciekawego we wtorkowej prasie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Robert Lewandowski wraca do Monachium. Przed starciem Bayernu z Barceloną głównym tematem jest to, jak nasz napastnik zostanie powitany przez niemieckich kibiców.
Mimo że Lewy odchodził z Bayernu w mało przyjemnych okolicznościach, to jednak szefowie mistrza Niemiec apelują do kibiców, żeby nie zapomnieli o zasługach naszego piłkarza dla mistrza Niemiec i przywitali go, jak na bohatera przystało. — Wydaje mi się, że nasi fani wiedzą, jak się zachować i zachowają się odpowiednio. Robert miał olbrzymi udział w naszych sukcesach. Ja na pewno nie będę gwizdać, ja cieszę się na spotkanie z nim — powiedział dyrektor sportowy FCB Hasan Salihamidżić.
Bawarczycy chcą wtorkowe starcie z Barceloną również wykorzystać, żeby odpowiednio pożegnać Lewandowskiego i nadrobić to, co z wiadomych przyczyn było niemożliwe przed sezonem. Nasz napastnik zgodę na transfer wywalczył w trakcie przygotowań do nowego sezonu, więc nie było po prostu możliwości, żeby pożegnał się z kibicami. Teraz wraca na Allianz Arena, co na pewno wykorzystają szefowie Bayernu, żeby podziękować mu za osiem fantastycznych sezonów.
— “Lewy” jest częścią wielkiej historii Bayernu, trudno nawet opisać wszystkie jego zasługi dla naszego klubu. Chciał odejść, bo potrzebował nowych wyzwań, zmiany środowiska, ale to nie oznacza, że nie zasługuje na wielki szacunek i mam nadzieję, że kibice mają podobne zdanie — powiedział były dyrektor zarządzający Bayernu Karl-Heinz Rummenigge.
Marek Leśniak życzy dobrze Robertowi Lewandowskiemu w meczu z Bayernem, ale niekoniecznie hat-tricka. Dlaczego?
ANTONI BUGAJSKI: Trzy gole strzelone Bayernowi na stadionie w Monachium to pewnie jedna z niewielu snajperskich kategorii, w której Robert Lewandowski panu ustępuje. Podobnie jak pod względem ogólnej liczby bramek zdobytych w starciach z Bawarczykami. Robertowi uda się wyrównać i poprawić pana wyczyny?
MAREK LEŚNIAK: Nie jestem prorokiem ani wróżką, no ale gdy pogra jeszcze kilka lat i będzie mierzył się częściej z Bayernem w Lidze Mistrzów, z pewnością jest w stanie to zrobić.
We wtorek już pierwsza okazja, bo jego Barcelona gra w Monachium, a dla “Lewego” strzelanie goli w tym sezonie to bułka z masłem.
Nie tylko w tym. Jest zaprogramowany na zdobywanie bramek już od bardzo dawna, robi to z imponującą regularnością. Sam trochę goli w życiu strzeliłem i wiem, jakie to trudne, dlatego tym bardziej cenię jego statystyki.
A on powinien cenić pana hat tricka w Monachium.
To był szalony mecz! Bayern prowadził 1:0, potem my, potem znowu Bayern. I w samej końcówce udało mi się wyrównać. Wszystkie gole moje, a dodajmy, że grałem wtedy w SG Wattenscheid, a to nie był ligowy potentat. Natomiast Bayern, jak to Bayern, zawsze był wielki. Zdawałem sobie sprawę, jaki to wyczyn, rozpierała mnie duma. Graliśmy wtedy oczywiście jeszcze na Olympiastadion, ale to sprawa drugorzędna, bo liczyło się, że strzelałem gole w domu Bayernu, a na takiej arenie posyłanie piłki do bramki ma wyjątkowy smak.
(…) A pan komu kibicuje w tym meczu?
Jako Polak trzymam kciuki za Roberta, więc niech jego zespół wygra, a on niech zdobywa bramki. Ale jako piłkarz nie chciałbym, żeby akurat we wtorek w Monachium ustrzelił hat tricka. Przyzwyczaiłem się do tego mojego wyczynu i dobrze mi z nim. Cieszę się nim już od 29 lat i niech jeszcze to trochę potrwa. Robert ma tyle innych rekordów i wyczynów, że na pewno się nie obrazi.
Liverpool jeszcze nigdy za kadencji Jurgena Kloppa nie wystartował w sezonie tak źle. Co dokładnie nie funkcjonuje na Anfield?
– Musimy wymyślić się na nowo – powiedział zaniepokojony Juergen Klopp po zeszłotygodniowej kapitulacji w Neapolu (1:4). Niemiec ma o czym myśleć, bo Liverpool za czasów jego pracy na Anfield jeszcze nigdy nie wystartował w sezonie tak słabo. Na analizy miał trochę więcej czasu, ponieważ ostatnia kolejka Premier League została przełożona. Ale już dziś, w starciu z Ajaxem Amsterdam, kibice The Reds muszą zobaczyć o wiele lepszą drużynę niż ta, która dała się tak zawstydzająco pokonać w meczu z Napoli. A rzeczy, które nie grają w Liverpoolu, jest sporo.
Mohamed Salah, Virgil van Dijk, Trent Alexander-Arnold, Joe Gomez i Andy Robertson – lista zawodników, których forma zjechała w dół, jest dość długa. Salah strzelił w tym sezonie trzy gole, ale od marca w sumie tylko sześć. Van Dijk jeszcze do niedawna był piłkarzem, który w każdej akcji sprawiał wrażenie, że jest nie do przejścia. Obecnie da się ograć za łatwo. W obecnych rozgrywkach Holender, faulując, dwa razy podarował rywalom rzut karny. A trzeba pamiętać, że przez poprzednie 150 meczów nie sprokurował żadnej jedenastki.
Gomez tak fatalnie grał w Neapolu, że został zmieniony w przerwie. Gracz, nad formą którego najwięcej debatuje się w Anglii, jest Alexander-Arnold. Reprezentant Anglii sprawia momentami wrażenie, jakby brakowało mu motywacji. W meczu z Napoli nie próbował nawet wykonać sprintu do rywala, który go wyprzedził z piłką. Największy problem z Anglikiem jest jednak taki, że także w ofensywie nie daje tyle, ile w poprzednich sezonach. Jeszcze ani razu nie zaliczył asysty, a Andy Robertson tylko jedną. Ten duet zazwyczaj prześcigał się w tym, kto wykona więcej podań kończących do kolegów. Kiedy ta dwójka nie napędza ataków The Reds, trudniej jest wygrać mecz.
Kamil Kosowski o tym, że cały sportowy świat nam zazdrości.
To niewiarygodne, co działo się w ostatnich dniach. Pamiętam czasy, gdy polscy kibice zachwycali się golami rodaków w Championship i to one były głównym źródłem radości dla fanów. Teraz mamy tenisistkę numer jeden na świecie, być może najlepszego piłkarza globu, wicemistrzów świata w siatkówce, najlepszego żużlowca, świetnych lekkoatletów i koszykarzy w europejskiej czołówce. Do tego dochodzą jeszcze skoczkowie narciarscy, którzy już przyzwyczaili nas do sukcesów. Gdy na to patrzę, rozpiera mnie duma. W naszym 40-milionym narodzie doczekaliśmy się generacji wybitnych sportowców, którzy swoimi sukcesami mogą zachęcić młodzież do odejścia od komputerów i aktywności fizycznej. To z pewnością zaprocentuje w najbliższych latach i doczekamy się kolejnych mistrzów. Za kilka miesięcy będziemy emocjonować się wyborem najlepszego sportowca Polski i chciałbym, żebyśmy zawsze mieli tylu kandydatów do zwycięstwa.
SPORT
Rozmowa z Damianem Kądziorem po meczu Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze.
Co można powiedzieć o górnośląskich derbach Górnika z Piastem?
– Patrząc na przebieg spotkania, to wiele się zmieniało, bo przecież zaraz na początku prowadziliśmy 2:0. W drugiej połowie trzeba oddać Górnikowi, że był zespołem od nas lepszym. Stwarzał wiele sytuacji. Na koniec taka pechowa i nieprzystająca dla nas sytuacja, żeby stracić bramkę w ostatniej akcji spotkania. Tym bardziej, że to mecz derbowy i to najbardziej boli. Szkoda, że straciliśmy tego gola, ale Górnik na pewno swoją grą zasłużył sobie na zdobycie punktu.
Wiele mówiło się też o kontrowersjach, w tym czerwonej kartce dla Ariela Mosóra, Jak to wyglądało z boiska?
– Nie jestem od oceniania, ale co można powiedzieć, to że derby tak wyglądają, jest sporo fauli, kartek, VAR w akcji. My zawodnicy nie możemy się na tym skupiać. Trzeba myśleć przede wszystkim o tym, co się dzieje na zielonym boisku. A to czy sędzia przedłuża mecz o dziesięć czy dwanaście minut, czy jest czerwona kartka, to już nie w naszej gestii.
Nie celebrował pan zdobytej przez siebie na 3:2 bramki. Dlaczego?
– Dla mnie fajnie było wrócić na stadion i do klubu, który pomógł mi w rozwoju, w wypromowaniu się i wyjeździe za granicę. Drugi raz wracam na Górnika, drugi raz strzelam czy asystuję tutaj i to powód do zadowolenia, ale z drugiej strony przede wszystkim szkoda, że nie udało się tego spotkania rozstrzygnąć na naszą korzyść, bo naprawdę było blisko.
Jerzy Brzęczek tłumaczy porażki swojej drużyny brakiem doświadczonych zawodników.
– Jasne, że wszyscy jesteśmy rozczarowani, tym bardziej kibice – stwierdził Jerzy Brzęczek, trener krakowian na pomeczowej konferencji prasowej. – My też, bo przegraliśmy trzeci mecz z rzędu. Mieliśmy jednak trudną sytuację kadrową, bo sześciu doświadczonych zawodników nie mogło grać, bo byli kontuzjowani albo zawieszeni. Oni będą jednak teraz wracać do składu, więc pojawi się jakość i doświadczenie, które będą nam bardzo potrzebne w następnych spotkaniach. Młodzi zawodnicy, którzy rozpoczynają kariery, nie mają tych atutów i nic dziwnego, że w takim momencie u nich jest większa nerwowość. To powoduje, że za łatwo dajemy sobie strzelać bramki. Na początku sezonu, gdy nie traciliśmy goli, spokój w tyłach był naszą siłą, ale ostatnio tracimy je w zbyt prosty sposób i to powoduje, że uciekają nam punkty – wyjaśniał Brzęczek.
FAKT
Jacek Bąk o naszych szansach w katarskim mundialu.
– Grałem w trzech wielkich imprezach, ale ani razu nie wyszliśmy z grupy. Przez eliminacje przechodziliśmy jak burza, a w turnieju mieliśmy czkawkę. Oby tym razem było inaczej. Ale jeśli mamy takiego napastnika jak Robert Lewandowski, nie możemy bać się żadnego rywala – podkreśla Bąk, który przez dwa lata grał w Katarze. Nie obawia się jednak, że upały dadzą się we znaki naszej reprezentacji. Mundial odbędzie się od 20 listopada do 18 grudnia. – W tym okresie temperatura nie będzie aż tak wysoka. Gdybyśmy grali w lipcu i sierpniu, byłoby naprawdę bardzo ciężko. Nie wyobrażam sobie rozgrywania siedmiu meczów w takich warunkach. W listopadzie i grudniu nie powinno być problemu – przekonuje Bąk.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski broni obecności Grzegorza Krychowiaka w kadrze.
– Może nie będzie potrzebny od pierwszej minuty, ale nie stać nas na pomijanie takiego zawodnika – podkreśla Tomaszewski. – W grze defensywnej odgrywa niesamowitą rolę, jest cwaniakiem. Kiedy w drugiej połowie będzie potrzeba utrzymać wynik, to Krychowiak powinien dostać swoją szansę. Wejść na podmęczonego przeciwnika. To samo tyczy się Kamila Grosickiego, którego nie stać już na to, żeby grać od pierwszej minuty. Ale to jest Turbo Grosik, nieobliczalny, nie będzie miał żadnej tremy. Na 20 min, kiedy – odpukać – nie będzie nam szło, można go wpuścić. Jak on jest wypoczęty, to może rozmontować każdą obronę świata – twierdzi. Na potwierdzenie swoich słów o Krychowiaku Tomaszewski przypomina mecz barażowy ze Szwecją, który dał Polakom awans na mundial.
Fot. Newspix