Sobotnia prasówka. Sporo o Lewandowskim, trochę o sprawach ligowych.
SPORT
Stolica Kazachstanu imponuje przepychem i złotem, ale ma dramatyczną i trudną historię. Ciekawa korespondencja.
(…) Nasz przewodnik opowiedział nam swoją historię. Jego dziadkowie zostali przesiedleni do Kazachstanu, tam urodziła się jego matka. Dziadka nie pamięta, zmarł gdy Denis miał trzy lata. Przez lata nie wiedział, że jest Polakiem. Jego matka wmawiała mu, że jest Ukraińcem. Przez przypadek znalazł pamiątki rodzinne, które utwierdziły go w przekonaniu, że jest inaczej. Wystarczy jednak porozmawiać z innymi naszymi rodakami w Nur-Sułtanie, by utwierdzić się w przekonaniu, że ich historie są praktycznie tożsame. Punktem wspólnym jest daleka podróż z Kresów do Kazachstanu w bydlęcych wagonach, bez większych szans na przeżycie.
Denis był już w naszym kraju. Powoli przygotowuje się do kolejnej wizyty, a ma to nastąpić w sierpniu. Chce wrócić do Polski na stałe, jako repatriant. W Kazachstanie, zgodnie ze słowami Katarzyny Ostrowskiej, prezeski Związku Polaków w Kazachstanie, żyje tam około 36 tysięcy Polaków. Są rozsiani po całym kraju, a ten jest ogromny. Wielu z nich chce wrócić do Polski. Możliwe, że będą musieli na to poczekać. Wielu naszych rodaków czeka na możliwość powrotu nawet i 20 lat. Wiele jest uzależnione od tego, czy polskie miasta i gminy będą chciały ich przyjąć. Te jednak nie są do tego skore, nad czym miejscowi ubolewają, choć rozumieją te decyzje. Mowa przecież o bardzo wysokich kosztach, związanych choćby z podróżą do Polski. Mimo to się nie poddają. Odmowy ich nie zrażają i dalej szukają miejsca, gdzie będą mogli się osiedlić. Tych, których mieliśmy okazję poznać, nie odstraszają koszty. Są gotowi przyjechać do Polski i z miejsca zacząć pracę tak, aby nie być dla nikogo obciążeniem.
W niedzielę pod Klimczokiem katowiczanie będą musieli radzić sobie bez Rafała Figla, ale za to wesprze ich dwutysięczna grupa kibiców, z czego tłumaczył się prezes Podbeskidzia, Bogdan Kłys.
Problem w tym, że formalnie fani GieKSy nie mogą zjawić się w Beskidach w zorganizowanej grupie, które z reguły rezerwują sobie bilety w sektorze gości. Mają zakaz wyjazdowy, choć każdy kibic indywidualnie – poza zakazem – może kupić sobie bilet na ogólną część trybun. To rzecz powszechnie wiadoma. Zaczęły pojawiać się jednak dywagacje na temat tego, skąd Kłys wie, że na meczu zjawi się 2000 katowiczan? Z tego powodu włodarz Podbeskidzia postanowił wytłumaczyć swój poprzedni wpis, wydając oświadczenie.
„Klub GKS Katowice nie wysyła i nie autoryzuje grupy kibiców, nie zamawia dla nich biletów i ich nie dystrybuuje. Nie jest on organizatorem wyjazdu, zatem nie informuje o powyższym Policji i klubu TS Podbeskidzie” – wyjaśnia Kłys. Czytamy dalej: „Klub TS Podbeskidzie natomiast nie posiada uprawnień do odmowy sprzedaży biletów kibicom, którzy dokonają tego poprzez internet lub w punkcie stacjonarnym – zgodnie z procedurą, a zarazem przy okazaniu dokumentu tożsamości. (…) Nie można za podstawę odmowy uznać miejsca zamieszkania osoby, która chce zakupić bilet na imprezę masową. Nadto Klub nie posiada uprawnień do przetwarzania takich danych jak miejsce zamieszkania, chyba że dana osoba wyrazi na to zgodę. Każda osoba, wobec której nie zachodzą przesłanki odmowy, może zakupić bilet na każdą imprezę masową. Wszyscy Kibice będą traktowani jako fani drużyny gospodarzy, a klub ponosi wszelką odpowiedzialność i konsekwencje za ewentualne naruszenia bezpieczeństwa” – przyznał prezes TSP.
Wielkie Derby Śląska między Ruchem Chorzów a Górnikiem Zabrze będą wydarzeniem I rundy Pucharu Polski, zaplanowanej na przełom sierpnia i września.
– Oglądaliśmy losowanie w gronie sztabu i zarządu – opowiada Marcin Stokłosa, wiceprezes „Niebieskich”. – Trener Skrobacz od samego początku mówił, że trafimy na Górnika. Powtarzał od wtorkowej wygranej ze Zniczem Pruszków, że jest tego pewien. Im mniej było kuleczek, tym napięcie rosło. Gdy wylosowano Górnika, był dreszczyk emocji, a potem głośno się cieszyliśmy, kiedy znaleźliśmy się z nim w parze. Taki mecz, w Chorzowie, to nagroda za te 3 lata zapieprzania nad odbudową Ruchu: dla wszystkich kibiców, zaangażowanych w to ludzi – dodaje wiceprezes Ruchu, czyli klubu, który dziś jest beniaminkiem zaplecza ekstraklasy, ale jeszcze kilkanaście miesięcy temu miał za rywala… rezerwy Górnika w III grupie III ligi. Niewiele ponad 400 dni temu przegrał zresztą (1:2) mecz na boisku w Mikulczycach, będąc już pewnym awansu i wystawiając młodzieżowy skład, a punkty do klasyfikacji Pro Junior System pomagał nawet wtedy zebrać wystawiony w ataku… bramkarz Jakub Bielecki. Wcześniej, jesienią 2019, na Arenie Zabrze padł remis 2:2, zaś w listopadzie 2020 na (pustej wskutek pandemii) Cichej wygrali chorzowianie po golu Patryka Sikory w doliczonym czasie gry.
FAKT
Czołowy polski piłkarz ręczny Kamil Syprzak przez cztery lata był gwiazdą Barcelony i jest pewien, że Robert Lewandowski sobie poradzi.
FAKT: Mówi się, że Barcelona to coś więcej niż klub. Na czym polega wyjątkowość Dumy Katalonii?
– W Barcelonie od pierwszego dnia zawodnik może skupić się wyłącznie na graniu. Wszystkim innym zajmuje się klub. Mogłem liczyć na pomoc we wszelkich kwestiach związanych z pobytem w nowym miejscu.
W Hiszpanii na Katalończyków mówi się „Polaco”. Jako Polak cieszył się pan większą sympatią miejscowych niż gracze innych nacji?
– Po czterech latach nawiązałem wiele przyjaźni, które utrzymuję do dziś. Kiedy tylko wracam do Barcelony, drzwi moich przyjaciół są dla mnie otwarte.
Piłkarscy fani Barcy są znani z wielkiego oddania drużynie. Z kibicami drużyny piłki ręcznej jest podobnie?
– Ci najbardziej zagorzali socios to ta sama grupa, która z równym oddaniem dopinguje zawodników wszystkich sekcji klubu. Gdy podpisywałem kontrakt z Barceloną, nie zdawałem sobie sprawy, że ten klub to ogromny konglomerat. Kibice wymagają od zawodników pełnego zaangażowania i dania z siebie w trakcie meczu wszystkiego. Od pierwszego dnia czułem się tam wspaniale. Konferencję prasową, na której zostałem przedstawiony, zacząłem od przemowy po katalońsku, którą wcześniej przygotowałem. To był świetny ruch, bo od razu zyskałem sympatię kibiców i dziennikarzy.
SUPER EXPRESS
Jan Urban uważa, że Lewemu w Hiszpanii będzie trudniej o gole niż w Niemczech.
– Liga hiszpańska jest o wiele trudniejsza niż Bundesliga?
– Między Bayernem i resztą Bundesligi jest duża różnica. Real, Barcelona, Sevilla, Atletico i zaczyna dołączać Villarreal – to drużyny, między którymi nie ma aż takiej różnicy. Przekłada się to na to, że nie tworzą aż tak wielu sytuacji bramkowych, jak to ma miejsce w przypadku Bayernu w lidze niemieckiej, gdzie Robert to znakomicie wykorzystywał. W tym przypadku może być tak, że Barcelona nie będzie stwarzała aż tylu sytuacji, żeby Robert mógł osiągnąć takie liczby jak w Bundeslidze. Obym się mylił.
– Nie będzie bił strzeleckich rekordów w Hiszpanii?
– Robert jest niesamowicie skutecznym piłkarzem. Ma wielką swobodę i łatwość wykończenia akcji. Jednak piłkę trzeba mu dostarczyć, a on wtedy wie, co z nią zrobić. Dlatego mówię o takiej sytuacji. Wiemy, że Barcelona jest w przebudowie. On jest kolejnym ogniwem, które trener Xavi będzie wkomponowywał w drużynę, aby odbudować wielkość Barcy.
screen
Z kolei Ebi Smolarek uważa, że Sebastian Szymański dobrze wybrał, idąc do Feyenoordu.
„Super Express”: Czy Szymański dobrze zrobił, wybierając Feyenoord?
Ebi Smolarek: – Ktoś powie, że będę zachwalał klub, w którym się wychowałem, ale fakty mówią, że to dobry wybór. To duży klub, walczący o mistrzostwo Holandii, z dużym i ładnym stadionem. Szymański musi pracować i przekonać trenera, że zasługuje na pierwszy skład.
– Może mieć z tym problem?
– Skoro Feyenoord wziął go na wypożyczenie, to znaczy, że wiąże z nim nadzieję już od początku. Ale za darmo miejsca w zespole nie dostanie. Jest niewiele czasu do rozpoczęcia ligi i musi potwierdzić swoją przydatność w meczach sparingowych. W linii pomocy jest miejsce. Feyenoord potrzebował piłkarza uniwersalnego, a takim jest Szymański, bo on potrafi zdobywać bramki, ale i asystować przy nich, co pokazał w Rosji.
Fot. Newspix