Czwartkowa prasówka to głównie rewanże naszych drużyn w europejskich pucharach.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Trener Lechii Gdańsk, Tomasz Kaczmarek widzi realne szanse awansu do następnej rundy.
– Rapid oczekuje, że będzie miał więcej miejsca w Gdańsku niż na boisku w Wiedniu, to jest ich gra. Austriacy nie są jeszcze drużyną kompletną, w tym upatruję naszej szansy. Poziom jest wyrównany, jedna akcja może zdecydować o przebiegu dwumeczu. W Wiedniu wypadliśmy poprawnie, zwłaszcza w obronie – Mario Maloča zagrał fantastyczny mecz, a David Stec swój najlepszy w barwach Lechii, powstrzymał Marco Grülla, reprezentanta kraju, najlepszego gracza ligi austriackiej poza piłkarzami Red Bulla Salzburg – zwraca uwagę Kaczmarek, który skorzystał z możliwości przełożenia ligowego spotkania z Górnikiem Zabrze, dzięki czemu jego zawodnicy mogli się skupić na przygotowaniach do rewanżu z Rapidem.
W teorii to powinien być atut, bo Austriacy zainaugurowali w niedzielę nowy sezon. Zespół Ferdinanda Feldhofera wygrał u siebie z SV Ried 1:0, ale szkoleniowiec dokonał kilku zmian w składzie względem czwartkowego starcia. – Ze względów regeneracyjnych ten mecz nie jest problemem. Nasza pozycja startowa się nie zmieniła. Jeśli przed dwumeczem byliśmy faworytami, to teraz także nimi jesteśmy. I to nie było tak, że w pierwszym spotkaniu okazaliśmy się gorszym zespołem – powiedział 42-letni trener Rapidu.
Po wygranej 5:0 w Poznaniu Lech spokojnie szykował się do rewanżu, a w międzyczasie załatał dziurę w obronie.
Po wysokiej porażce w Poznaniu w Dinamie kozłem ofiarnym stał się bramkarz Lazare Kupatadze. Kilka dni temu pojawiła się informacja, że dwukrotny reprezentant kraju nie jest już piłkarzem klubu z Batumi, a głównym powodem rozstania miała być forma zaprezentowana przy Bułgarskiej. Kupatadze na Instagramie zdementował pogłoski o konflikcie pomiędzy nim a Dinamem, potwierdził jednak, że nie jest już graczem obecnego mistrza Gruzji i podziękował klubowi oraz drużynie. Z kolei portal crystalsport.ge przeprowadził rozmowę z prezesem Dinama, w której szef klubu także przekonywał, że nie było żadnego konfliktu, a dyskusja na temat zalet i wad piłkarzy nie należy do jego obowiązków i tym zajmuje się sztab szkoleniowy. – Za porażki ze Slovanem oraz Lechem obwiniam przede wszystkim siebie. Powodem wysokiej przegranej w Poznaniu był problem mentalny w zespole, który ma bezpośredni związek z przegraną w trzy minuty ze Slovanem – podkreślił.
O rewanżowym spotkaniu z Lechem w gruzińskich mediach nie mówi się zbyt wiele. Sytuacja jest po prostu zamknięta. Na piedestale obecnie jest drużyna FC Saburtalo Tbilisi, która najpierw pokonała w I rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji zespół Partizani Tirana, a w pierwszym spotkaniu II rundy ograła 1:0 rumuński FCSB (dawną Steauę Bukareszt). Strzelec jedynej bramki w meczu, Levan Nonikaszwili, stwierdził po spotkaniu, że zespół bronił honoru Gruzji.
Robert Lewandowski znów nie strzelił gola dla Barcy, ale dobrze spisał się w starciu z Juventusem (2:2).
Trener Barcelony Xavi chwalił Lewego. – Spisał się bardzo dobrze. To bardzo inteligentny gracz, który ciężko pracuje. Był bardzo bliski zdobycia bramki. Musimy jednak jeszcze bardziej szukać Lewandowskiego. Kiedy rywale atakują nas wysokim pressingiem, musimy go częściej znajdować, żeby utrzymał się przy piłce i żebyśmy mogli lepiej konstruować atak. To zawsze pozostaje naszym celem. Jestem pewien, że Robert bardzo nam w tym pomoże – komentował szkoleniowiec.
Kataloński „Sport” przyznał Lewemu notę 6, podobnie jak większości jego kolegów z drużyny. „Nadal adaptuje się do świata Xaviego. Próbował strzału spoza pola karnego i głową. Sama jego obecność jest onieśmielająca dla rywali, chociaż nie nawiązał zbyt wielu kontaktów z kolegami z drużyny” – napisano w dzienniku o Polaku.
SPORT
Raków bez większych problemów, choć w okrojonym składzie, dotarł do Nur-Sułtanu na rewanżowy mecz z FK Astana.
Częstochowianie do stolicy Kazachstanu dolecieli przed 22 czasu lokalnego (18 polskiego). Zaraz po lądowaniu udali się do hotelu zlokalizowanego blisko stadionu Astany. Podobnie było z władzami klubu oraz przedstawicielem urzędu miasta Częstochowa, jednak zostali oni ulokowani w innym obiekcie. Cały zespół, mimo wysokiego zwycięstwa w pierwszym meczu, był wyraźnie zmotywowany, by w dobrym stylu zakończyć drugą rundę eliminacji. W środę piłkarze mieli także okazję zapoznać się z obiektem rywala. Powinni być więc w pełni przygotowani na dzisiejsze spotkanie. Jedynym elementem, który może ich zaskoczyć, będzie pogoda. We wtorek i środę w Nur-Sułtanie było gorąco i słonecznie. Prognozy przewidują jednak, że dzisiaj ma być chłodniej, a przede wszystkim deszczowo. Biorąc pod uwagę nawierzchnię stadionu w Nur-Sułtanie, można z góry założyć, że warunki będą dalekie od idealnych. Częstochowianie mają jednak na tyle korzystny wynik z pierwszego spotkania, że nie muszą się nimi do końca przejmować. Jedyne, na co muszą uważać, to większe ryzyko kontuzji.
Duża rozmowa Przemysława Langiera z Januszem Filipiakiem.
Cracovia będzie mistrzem Polski?
– Tak. Może nawet w tym sezonie. Zobaczymy. Nikt na nas nie stawia, ale kto stawiał na Piasta Gliwice kilka lat temu?
Skoro patrzymy w przeszłość, to łatwo dojść do wniosku, że wielu mistrzów w ostatniej dekadzie wygrywało ligę jej słabością. Tracili sporo punktów, ale rywale wcale nie gonili. To dla was szansa?
– Nie uważam, że mamy słabą ligę. Porażka Lecha w Baku 1:5 to wypadek przy pracy, który nie odzwierciedla sytuacji polskiej piłki. Od tamtego meczu minął tydzień i okazało się, że w następnej rundzie to Polacy wygrywają po 5:0. Nasze zespoły są coraz lepsze. Jeśli natomiast miałbym poza klubem szukać szansy dla Cracovii, to w zmianach, do jakich doszło wewnątrz kandydatów do tytułu. To nie dotyczy Rakowa, ale Lech, Legia i Pogoń zmieniły się dość znacząco – mam na myśli zmiany kadrowe i trenerskie. A z mojego 20-letniego doświadczenia wynika, że odbije się to na ich wynikach.
Dobrze, że pan wspomniał o 20-leciu w Cracovii. Wchodząc w piłkę uwierzyłby pan, że udzielając wywiadu po dwóch dekadach, dziennikarz będzie miał możliwość spytać nie tylko, kiedy wreszcie będziecie mistrzem, ale też kiedy chociaż skończycie na podium?
– Nie, nie… Nie wciągnie mnie pan w tę retorykę. Ja nie kupuję tematu „mistrz Polski”.
Prawie zaniemówiłem.
– To już panu tłumaczę. Nie interesuje mnie wydarzenie jednostkowe, tylko znacznie szersza budowa klubu. No i to też nie jest tak, że jakiś klub może dziś wejść na rynek i sobie skupić najlepszych zawodników, a później dominować nad ligą. Wypomina mi się erę Cupiała, ale wtedy było tak, że polscy zawodnicy mieli bardzo ograniczone możliwości wyjazdu za granicę. Cupiał mógł brać bardzo dobrych Polaków, którzy przy pewnej przebitce finansowej chętnie podpisywali kontrakt. Dziś czasy się zmieniły. Wyciągają nam 16-17-latków. Mamy dobrego zawodnika, chcemy w niego inwestować i w momencie, gdy proponujemy mu profesjonalny kontrakt, on na dzień dobry dostaje na Zachodzie takie pieniądze, że nie jesteśmy w stanie konkurować. Tam dostaje miliony, u nas dziesiątki tysięcy. W tej chwili budowa klubu, który zostawi wszystkich daleko z tyłu, nie jest możliwa. Są inne czasy.
A nigdy nie myślał pan o szalonym ruchu, na który pana stać? Biznesowo irracjonalnym, a sportowo mogącym doprowadzić do spełnienia marzeń kibiców. Przepłacić, ale spróbować zrobić w Cracovii drużynę, jakiej nie ma w Polsce nikt?
– Rozumiem pana pytanie, natomiast ono świadczy o tym, że nie zna pan pieniędzy. Ja sponsorowałem Lille, TSV Monachium, teraz zaczęliśmy inwestować w wicemistrza Belgii, Royal Union Saint-Gilloise. Znam zatem budżety tych klubów i one potrafią przekraczać 100 mln euro. Nie są to pieniądze pochodzące od właścicieli tych klubów, tylko w największej mierze pochodzą z praw medialnych. Z czego bierze się dominacja klubów hiszpańskich i angielskich? Właśnie z pieniędzy od telewizji. A ile my dostajemy? Cenię wysiłki osób zaangażowanych w pozyskiwanie coraz większych środków, ale my jesteśmy na poziomie 4 mln euro. Lille z tego tytułu dostaje grubą wielokrotność tej kwoty. Przecież ja nie włożę 100 mln euro prywatnych pieniędzy w Cracovię, nikt w Europie tego nie robi. Wysokość wpływów z zewnątrz to największy problem przy tworzeniu silnych zespołów. Dotyczy to nie tylko nas, bo mało się o tym mówi, ale niemiecka piłka też idzie w dół. Są tam 2-4 kluby, które mogą sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy, a reszta musi wyprzedawać najlepszych.
Zabrzanie długo starali się o ponowne pozyskanie Higinio Marina, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Górnik nadal myśli o kolejnym napastniku. Jest młody Szymon Włodarczyk, który zadebiutował w przegranym meczu z Cracovią w 1. kolejce. Do wczoraj aktualny był też temat Higino Marina. Hiszpański napastnik pojawił się w Zabrzu w końcówce zimowego okienka transferowego. Na początku nie grał, bo był kontuzjowany. Potem dostawał szanse, ale za bardzo nie przekonywał. Dopiero w końcówce sezonu pokazał na co go stać. W roli rezerwowego w dwóch ostatnich meczach poprzedniego sezonu zdobył trzy gole – w meczach Górnikiem Łęczna oraz dwa razy ze Śląskiem Wrocław, kiedy to wszedł na boisko w 58. minucie i praktycznie w pojedynkę przesądził o wygranej w wyjazdowym meczu 4:3.
– Kontrakt Higinio z Łudogorcem jest jeszcze ważny przez rok. Rozmowy trwają, pracujemy nad tym, żeby nadal u nas grał, ale nie mogę zdradzać wszystkich szczegółów, bo w rozmowy transferowe jest jeszcze zaangażowany inny klub – tłumaczył nam wczoraj rano prezes klubu z Zabrza.
Kilka godzin po tej rozmowie ukazała się informacja, że Marin, owszem, znalazł nowego pracodawcę, ale nie będzie to ponownie klub z Zabrza. Doświadczony napastnik wraca do ojczyzny; został nowym zawodnikiem beniaminka hiszpańskiej drugiej ligi Albacete Balompie. 28-letni hiszpański napastnik związał się kontraktem do 2025 roku. W tej sytuacji zabrzanie muszą się rozglądać za innym zawodnikiem do przedniej formacji.
FAKT
Trener mentalny Jakub Bączek opowiada o mentalności Roberta Lewandowskiego.
Trener mentalny podkreśla, że Lewandowski podnosi poprzeczkę wszędzie, gdzie się pojawia. Nie jest zainteresowany półśrodkami i byciem po prostu dobrym piłkarzem. – Jest jedna taka historia, która dobrze to opisuje – opowiada Bączek.
– To był czas, gdy Robert walczył o rekord bramek zdobytych w jednym sezonie Bundesligi. Podczas sesji rozmawialiśmy właśnie o tym celu. Wzięliśmy kalkulator do ręki i wyszło nam, że aby to się stało, Robert musi strzelać do końca sezonu średnio 1,7 gola na mecz. Zapytałem go: „Robert, co musiałoby się stać, abyś w kolejnym meczu strzelił dwa gole?”. Na co on odpowiedział: „Dlaczego tylko dwa?”. Trochę wgniotło mnie w fotel. On szukał rozwiązań, żeby strzelić trzy, cztery lub pięć goli w jednym meczu. Niektórzy piłkarze mają cel strzelić gola w meczu. Wówczas pojawia się Robert, który chce strzelić cztery, i dzięki ciągłemu wymaganiu od siebie w końcu strzela te cztery gole.
SUPER EXPRESS
Dante Stipica już kiedyś wyeliminował Broendby będąc bramkarzem Hajduka Split.
– Które Broendby jest silniejsze – sprzed pięciu lat czy obecne?
– W tamtym zespole było więcej doświadczonych piłkarzy. Obecna drużyna jest dużo młodsza, ale gra bardzo agresywnie i ciągle szuka szybkich zagrań piłką do przodu. My z naszą jakością musimy odpowiedzieć taką samą agresywnością i pokazać swój styl, stwarzać sytuacje.
– Dużo zależy też od ciebie…
– Dobry zespół zawsze musi mieć dobrego bramkarza, który w kluczowych momentach pomoże. Ja zawsze chcę to robić dla kolegów i klubu, dając z siebie sto procent. Jedziemy do Danii ambitnie i dumnie prezentować Pogoń i chcemy pokazać naszą siłę. Szanse oceniam pół na pół i jestem podekscytowany, kto wyjdzie zwycięski z tego meczu.
Rapid Wiedeń w pierwszym meczu zlekceważył Lechię Gdańsk? Tak wynika ze słów Rafała Pietrzaka.
– Była w Wiedniu okazja do rozmowy z Kevinem Wimmerem, z którym grał pan przed laty w Belgii?
– Pogadaliśmy przez chwilę. Miałem wrażenie, że on i jego koledzy byli zaskoczeni naszą grą. Spodziewali się, że mecz zakończą gładkim 2:0. Mówił też, że strasznie im się podoba nasz stadion, że z frajdą go odwiedzą. Więc zapraszamy, niech go sobie obejrzą z bliska. Niech zwiedzą miasto i wrócą do siebie. A w pucharach niech dalej gra Lechia.
– Żeby awansować, trzeba Rapidowi strzelić gola. Uda się?
– Łukasz Zwoliński jest już w pełnym treningu, więc możemy mieć dodatkowe argumenty w ataku. Wiemy też, jakie są słabsze strony Rapidu. Mogą czasem wystarczyć dwa–trzy podania, by znaleźć się pod jego bramką. Mam też wielką nadzieję, że akcja „Trzy Dychy na Lechię” wypali. 30 tys. ludzi na trybunach to wielka moc!
Fot. Newspix