Reklama

PS: Piekarski podstawił Karbownikowi świetne rowery. On nie umie ruszyć z miejsca

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 lipca 2022, 08:53 • 11 min czytania 13 komentarzy

W środowej prasie znajdziemy w niej rozmowy z Jerzym Dudkiem, Danielem Kokosińskim czy Kacprem Bieszczadem. Jest także dyskusja Piotra Wołosika z Radosławem Kałużnym – temat to obrona działań Mariusza Piekarskiego.

PS: Piekarski podstawił Karbownikowi świetne rowery. On nie umie ruszyć z miejsca

Sport

Jak kluby korzystają z “ulgi” w przepisie o młodzieżowcu?

Raków ma jeszcze 33 mecze, aby jego młodzieżowcy „wyturlali” te 3000 minut. Warto jednak podkreślić, że Zagłębie nie jest jedynym zespołem ekstraklasy, który na poważnie podszedł do stawiania na młodzieżowców. Spójrzmy na liczbę minut zebraną przez graczy U-22. Matematyka mówi jasno. Jeśli drużyna w każdym spotkaniu będzie mieć na boisku jednego młodzieżowca przez dokładne 90 minut (czyli według minimalnej realizacji starej formuły), bariera 3000 minut pęknie w jej przypadku w… ostatniej kolejce sezonu. Dokładnie w 30 minucie meczu. Można więc stwierdzić, że trzymając się średniej 90 minut rozegranych przez młodzieżowców na kolejkę, klub nie zapłaci kary. Logika prosta jak budowa cepa. A ile zespołów trzyma obecnie taką średnią lub tą średnią przekracza? Aż 14. Poza wspomnianym Rakowem tylko Górnik Zabrze (1 mecz i 73 minuty), Pogoń Szczecin (2 mecze i 121 minut) oraz Widzew Łódź (2 mecze i 152 minuty) są poniżej minimum. Te drużyny – patrząc przez pryzmat średniej – pozwoliły sobie na niemożliwy do tej pory komfort niestawiania na młodzieżowca w jakimś etapie meczu. Przypadek Rakowa już poznaliśmy. W przypadku Górnika kilku młodzieżowców na boisku się pojawiło, ale zabrzanie grali bez takowego na początku drugiej połowy, gdy przy wyniku 0:2 z Cracovią trener Bartosch Gaul zdjął w przerwie Szymona Włodarczyka. Widzew w 1. kolejce wykręcił dokładnie 90 minut, ale w Białymstoku po ściągnięciu z placu Ernesta Terpiłowskiego w 63 minucie już żadnego młodziana nie wprowadził.

Mirosław Smyła komentuje wygrany mecz Podbeskidzia.

Reklama

Trener Mirosław Smyła jest przekonany, że o zwycięstwie zadecydowała zespołowość. – Powiedziałem chłopakom w szatni, że zwycięzcą tego meczu jest drużyna. Przez duże D. Julio Rodriguez wszedł w pole karne i wyręczył piłkarzy ofensywnych. Rąbnął bez namysłu. Drugą bramkę strzelił nasz as atutowy, czyli Kamil Biliński. Małą rysą na tym wszystkim jest straconhy gol. Niepotrzebnie, ale tak to już po prostu się dzieje. Wracamy z uśmiechami na twarzy. Mamy tydzień, by przygotować się do kolejnego meczu u siebie. Cieszy, że jest rywalizacja w zespole – podsumował spotkanie opiekun Podbeskidzia. […] – Jestem bardzo zadowolony z tego, jak zespół wytrzymał to spotkanie – to jeszcze raz trener Smyła. – Było lepiej, jak chociażby w ostatnim przed ligą sparingu z Wisłą Kraków, gdzie trochę nas pod koniec zabrakło. Podobnie było w meczu z Arką. Tym razem druga połowa była skuteczniejsza w naszym wykonaniu, a zmiany zrobiły różnicę. Zawodnicy nabiegali się w tym meczu. Proszę spojrzeć choćby na ostatni powrót Janoty i pomoc w odbiorze piłki we własnej szesnastce. To było fenomenalne i chciałbym to podkreślić. Czapki z głów za pomoc dla zespołu takiego zawodnika. Mieliśmy na boisku dwóch kapitanów. Michał rozpoczął, a Kamil Biliński dokończył. Zachowali się jak kapitanowie i chwała im za to. Jeżeli tak będziemy podchodzić do swoich obowiązków, to jestem spokojny o dalszy rozwój tej drużyny – zakończył trener ekipy spod Klimczoka.

Michał Żyro jest zadowolony z bramki, którą strzelił dla Wisły.

Krystian Wachowiak dośrodkował z rzutu wolnego. Wrzuconą w pole karne piłkę głową podbił Bartosz Jaroch, a mający na swoim koncie 4 występy w reprezentacji Polski wychowanek KS Piaseczno huknął z woleja, lewą nogą z 15. metra i tuż przy słupku ulokował futbolówkę w „długim” rogu. – Zdarzało mi się strzelać ładne gole i tego w meczu z Resovią też do tej kategorii zaliczę – stwierdził trzykrotny mistrz Polski. – Myślę, że w pierwszej trójce powinien się znaleźć. Ale najważniejsze jest to, że piłka znalazła się w siatce. Drugie trafienie dorzucił Igor Łasicki i wygraliśmy 2:0. Wychodząc na boisko zdawałem sobie sprawę z tego, że skoro wypadł nam ze składu Luis Fernandez, który grał na środku ofensywnej formacji, to ciężar gry w ataku muszę wziąć na siebie. Chciałem pomóc drużynie i choć pierwszą okazję, strzelając głową z bliska, zmarnowałem, to za drugim razem się udało i możemy się cieszyć z wygranej. 

“Sport” komentuje bojkot kibiców GieKSy.

Reklama

O bojkocie, całej tej sytuacji, jedni powiedzą: „Zły prezes!”, a drudzy: „Źli kibole!” i w obu przypadkach będzie to równie absurdalne spłycenie problemu, bo każda ze stron ma swoje racje. Powtarzam, że jeśli kibice chcą, by zaczęto w mediach traktować ich w pełni poważnie, a nie z pogardą, politowaniem czy wyśmiewaniem, to muszą po prostu zacząć gadać. Wyjść do mediów. Nie twierdzę, że do mnie, bo znam swoje miejsce w szeregu. Ale minął ponad tydzień i nadal tak naprawdę nie wiemy, o co dokładnie im chodzi. Jakie mają warunki, po których spełnieniu bojkot zostanie zawieszony. Im dłużej nie będzie to podawane do publicznej wiadomości, tym bardziej w wielu obserwatorach tej sytuacji urośnie przekonanie, że po prostu coś ukrywają. Panowie, skoro nie piszecie swojej historii, to nie dziwcie się, że ktoś czyni to za was. Do mediów przedostał się projekt porozumienia między klubem a kibicami, niezaaprobowany przez stowarzyszenie kibiców „SK1964”, które nie chce zgodzić się choćby na branie odpowiedzialności – finansowej, prawnej – za kary nakładane przez organy związkowe czy administracyjne za zachowanie widzów na trybunach. Rozumiem tu klub i rozumiem też kibiców, bo trudno ręczyć za każdego przybyłego na stadion; za to, że pan Kowalski rzuci sobie petardę z sektora nr 5. Ta kość niezgody tylko dowodzi, jak bardzo te relacje na linii klub – kibice popękały. Przecież w normalnym klubie, przy normalnych relacjach fanatyków z zarządem, wszystko da się dogadać. Klub ma swoje racje, obawy i potrzeby, a kibice – swoje, nie zawsze mieszczące się 100-procentowo w granicach prawa. To normalna praktyka, że gdy poświecą sobie pirotechniką, to potem płacą za to rachunek. Ale do tego trzeba normalności, zaufania. A wokół GieKSy klimat jest taki, że to zaufanie w tej konfiguracji ludzkiej wydaje się już nie do odbudowania.

Fakt

Daniel Kokosiński wspomina grę Lewandowskiego w Zniczu Pruszków.

– Na początku nie było widać jego talentu. Wracał do gry po ciężkiej kontuzji, pierwsze sparingi nie były najlepsze. Mimo to pojechał z nami na obóz i podpisał kontrakt. Zaczął sezon na ławce i cierpliwie czekał na szansę. Przełomowa była piąta czy szósta kolejka. Wszedł na boisko z ławki rezerwowych i zagrał bardzo dobrze. W następnym meczu zaczął grać już od początku. Zdążył jeszcze zostać królem strzelców tego sezonu – wspomina Kokosiński. […] – Mieliśmy sponsora, który po każdym meczu dawał telefon dla najlepszego zawodnika. Wszystkie powędrowały do „Lewego”. Miał ich w końcu tyle, że musiał je rozdać. Dokładnego modelu nie pamiętam, ale to były rozsuwane motorole – śmieje się Kokosiński, który jest asystentem trenera w Zniczu. – Widziałem się z „Lewym” kilka miesięcy temu. Myślałem, że nie będzie miał czasu albo chęci spotkać się z kimś, kto grał z nim w piłkę lata temu. Było wręcz przeciwnie. Zaprosił do stolika, porozmawialiśmy. Powiedział kilka fajnych rzeczy o trenerach, z którymi pracował, m.in. Kloppie i Guardioli – zdradza nam „Kokos”.

Super Express

Jerzy Dudek o transferze Lewandowskiego.

– Jak ocenia pan transfer Lewandowskiego do Barcelony?

– Bardzo pozytywnie. Widać było, że Robert tracił motywację. W pewnym momencie każdy poszukuje zmiany otoczenia, żeby na nowo wyzwolić w sobie motywację na najwyższym poziomie. W Bayernie coś mu przygasło. Dlatego był bardzo zdesperowany, żeby odejść. Mam nadzieję, że przeprowadzka do Hiszpanii pomoże mu w dalszym ciągu utrzymać się na najwyższym poziomie.

– Na co się musi nastawić?

– Na pewno szybka aklimatyzacja i nauka języka hiszpańskiego. I najlepiej, żeby jak najszybciej robił to, do czego jest stworzony. Strzelając gole, kupi serca kibiców. Wiadomo, że Barcelona jest pod presją. Musi w tym sezonie wygrać ligę, może nawet Ligę Mistrzów. W poprzedniej edycji miała bardzo dobre fragmenty, ale przeplatała je z tymi średnimi. Po to został sprowadzony „Lewy”, aby te braki w jakiś sposób załatać.

Przegląd Sportowy

Część kadrowiczów musi zmienić klub, żeby myśleć o mundialu.

Jednym z zawodników, do którego rzucił to koło ratunkowe był Karol Linetty, który nie może znaleźć uznania w oczach trenera Torino. Występ w meczu z Belgią (0:1) na razie dał niewiele, 27-latek nie może wydostać się z Turynu, choć wciąż zainteresowane są nim podobno Spezia i Sampdoria. Podobno, bo konkretów brak. Jeśli jego sytuacja się nie zmieni, o mundialu może zapomnieć, podobnie jak Puchacz, który przygotowuje się do sezonu z Unionem Berlin, wierząc, że nie utknie w nim na ławce rezerwowych jak poprzedniej jesieni. Liga niemiecka okazała się wtedy dla niego zdecydowanie za trudna. Ciekawie jest też wśród bramkarzy – trwa wyścig o wyjazd na mundial, na który Michniewicz zabierze trzech golkiperów. Ogromnego pecha ma Kamil Grabara. W niedzielnym meczu z Aalborg BK zderzył się ze środkowym obrońcą rywali Mathiasem Rossem. Okazało się, że doznał kilku złamań kości na twarzy. Musi przejść operację. Do najbliższego zgrupowania Biało-Czerwonych zostały dwa miesiące, więc jest spore ryzyko, że nie zdąży na ostatnie mecze Polaków przed ogłoszeniem kadry na mistrzostwa świata. Tym ważniejszy jest to moment dla Bartłomieja Drągowskiego – to właśnie między nim a Grabarą będzie wybierał Michniewicz. Bramkarz Fiorentiny ma za sobą trudny rok – w pierwszej ligowej kolejce dostał czerwoną kartkę, jesienią doznał urazu, po którym stracił miejsce w składzie. Wie, że po sześciu latach musi zmienić barwy i regularnie grać, by być branym pod uwagę w wyścigu o Katar. O tym, że przeniesie się do innego zespołu, Michniewicz mówił już na czerwcowym zgrupowaniu. Wspominał o Premier League, później w grę wchodził hiszpański Espanyol, ale okazuje się, że Drągowski najprawdopodobniej zostanie w Serie A – jak podał we wtorek serwis cittadellaspezia.com, bardzo mocno zainteresowana jest nim Spezia – według włoskiego portalu sam zawodnik przystał już na tę propozycję.

Piotr Wołosik w rozmowie z Radosławem Kałużnym broni Mariusza Piekarskiego. Chodzi o sprawę Michała Karbownika.

Spece od futbolowego rynku, którzy swoją wiedzę opierają na nagłówkach newsów (nie tracąc czasu, rzecz jasna, na przeczytanie informacji w całości), szybko zdiagnozowali, że największym kłopotem 21-letniego piłkarza jest jego menedżer. No rzeczywiście, narobił kłopotów… Mariusz Piekarski najpierw załatwił Michałowi transfer z Legii Warszawa do najmocniejszej ligi świata, a kiedy poprzeczka okazała się zbyt wysoko zawieszona, zorganizował bezkonkurencyjny w Grecji Olympiakos Pireus. I choć grecka odyseja rozpoczęła się obiecująco – od występów w podstawowym składzie – to zakończyła się jak w Brighton – rozstaniem. Lamentującym nad losem Karbownika przypomnę, że piłkę kopie on, a nie menedżer. Zbigniew Boniek oznajmił kiedyś szefowi PZPN: „Chciałeś rower, to pedałuj!”. I to pedałowanie jest właśnie rolą zawodnika. „Menago” podstawił swojemu klientowi dwa świetne rowery, lecz podopieczny nie potrafił ruszyć z miejsca.

Jeżeli nie sięgnął nogami do pedałów – sorry, trzeba znaleźć odpowiedni model pojazdu. Naprawdę to żaden wstyd odbić się od mocnych klubów. Karbownik jest młody i być może trafi do drużyny, w której sobie poradzi. […] Mam nadzieję, że ma poniżej pleców to, iż został przez jakichś gówniarzy skreślony. Rolą menedżerów jest załatwić klub i dobry pieniądz. Po to oni są. Obwinianie ich, że zawodnik nie gra, jest śmieszne. Piekarski, wysyłając Karbownika do Anglii, spełnił dwa warunki, o których powiedziałem – solidny klub i konkretny pieniądz. Przepraszam bardzo, a co się dzieje z Kacprem Kozłowskim, który też trafił do Brighton, a z niego na wypożyczenie do Belgii? W tamtejszym klubie rozegrał bodaj 200 minut. I co, jego menedżer też winny? Lodu!

Zagłębie Lubin dostosowało się do realiów nowego przepisu o młodzieżowcu. Dyrektor Adam Buczek nie kryje zadowolenia.

– Oczywiście cieszy nas tak duża liczba młodych zawodników, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że kluczowym celem pierwszej drużyny jest wynik sportowy – zwraca uwagę Adam Buczek, dyrektor Akademii Zagłębia. Jeszcze rok temu ówczesny trener Dariusz Żuraw zobowiązywał się w podpisanym kontrakcie do sięgania po młodych polskich piłkarzy, ale gdy zmienili się ludzie rządzący klubem, zmieniła się też strategia, a raczej sposób jej realizowania. Stokowiec nie ma żadnych narzuconych „młodzieżowych” obowiązków, ale jak widać, nie jest to konieczne, bo i tak wykręca liczby, których poprzednicy mogą mu zazdrościć. To staje się także wizytówką Akademii, której bardzo zależy na statusie najlepszej w Polsce. – Miniony sezon był niesamowity, bo nasze drużyny zdobyły mistrzowskie tytuły w Centralnej Lidze Juniorów i także w CLJ, w której występują piłkarze do lat 17. Na dodatek do II ligi awansowały rezerwy Zagłębia, w których oczywiście też nie brakuje młodych zawodników – podkreśla dyrektor Buczek.

Kacper Bieszczad o akcji #MurowanePomaganie.

We wrześniu skończy pan 20 lat, dopiero zaczyna pan pierwszy pełny sezon w Ekstraklasie jako numer jeden i należy docenić empatię na wysokim poziomie. Ale czy nie jest to nałożenie na siebie dodatkowej presji?

A skąd! Żadnej presji nie ma. Akcja została odebrana i przyjęta bardzo pozytywnie, przeszło to moje oczekiwania. Dostałem wiele miłych wiadomości, które mnie zbudowały. Przecież czyste konto w każdym meczu to cel każdego bramkarza, żaden z nas nigdy nie chce puścić gola. A że przy okazji dzięki temu będę mógł pomóc? To tylko cieszy. Zacząłem jako numer jeden w Zagłębiu i staram się wykorzystać to w pozytywny sposób. Nie mam na co czekać. Tak jak wspominałem, wyciągnąłem wnioski z akcji Dawida Kownackiego – pomogła mi tamta sytuacja, zastanowiłem się, jak mogę ją zmodyfikować i jest #MurowanePomaganie.

A pan stał się bardzo popularny w mediach społecznościowych.

Wszystko jest obliczone na reklamę i rozpropagowanie akcji. Aktywność w mediach społecznościowych to element mojej pracy, cieszę się, że o #MurowanePomaganie jest głośno i to głównie w pozytywnym kontekście. Niesie to za sobą większą liczbę odbiorców i większe kwoty dla potrzebujących.

A co na to trener Zagłębia Piotr Stokowiec?

Pochwalił moją akcję i powiedział, że jak w którymś momencie zabraknie mi na wpłatę, to w razie czego pożyczy. 

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Czas na debiut Amorima. Najważniejsze wyzwania przed nowym trenerem Manchesteru United

Michał Kołkowski
3
Czas na debiut Amorima. Najważniejsze wyzwania przed nowym trenerem Manchesteru United
Ekstraklasa

Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Paweł Paczul
8
Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Komentarze

13 komentarzy

Loading...