Sobotnią prasę dominuje rzecz jasna reprezentacja Polski. Mamy ekspertów i artykuły o problemach w naszej drużynie. Marek Koźmiński ostro ocenia zawodników naszej kadry.
Sport
Jerzy Engel uważa, że Polacy mają lepszy zespół od Szwedów.
– W tym meczu nie wydarzyło się nic porywającego. Trudno kogoś wyróżnić. Obydwie drużyny grały bardzo nerwowo. Szwedzi zaprezentowali swoje tradycyjne ustawienie 4-4-2. Byli bardzo przewidywalni, a ich najsilniejszą formacją jest środkowa linia. Natomiast słabiutko spisują się w ataku. Zwycięską bramkę zdobyli w dogrywce po ładnej akcji, ale mam wrażenie, że nie była ona wyćwiczona. Generalnie, to był remisowy mecz. Czesi też mieli swoje okazje bramkowe, ale nie potrafili ich wykorzystać. Wpływ na to miała ogromna presja spowodowana stawką, dlatego nie obawiałbym się Szwedów. Ten zespół nie wygląda dobrze. Na własnym boisku nie potrafił zdominować Czechów, aby odnieść spokojne zwycięstwo – ocenił Jerzy Engel. Przeciwko Polsce może zagrać największa gwiazda szwedzkiego futbolu, 40-letni Zlatan Ibrahimović, który z Czechami nie wystąpił z powodu zawieszenia. Engel uważa jednak, że jego pojawianie się na boisku niekoniecznie musi dać tylko pozytywne efekty. – Z nim nigdy nic nie wiadomo. Może zagrać naprawdę fantastycznie albo rozłożyć cały zespół na łopatki, bo też tak bywało. To bardzo niepokorny zawodnik i wielka niewiadoma. Nie sądzę, aby Szwedzi po 120 minutach ciężkiej gry byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z Polakami. Jestem optymistą, mamy lepszy zespół – nie miał wątpliwości były selekcjoner.
Werner Liczka mówi o barażach. O Szwedach, Czechach i Polakach.
Czego zabrakło reprezentacji Czech, żeby wygrać w barażu ze Szwecją?
– 15 zawodników. Tylu piłkarzy nie mogło zagrać z naszej strony w tym spotkaniu, żeby wymienić tylko Schicka, Kaderabka, Novaka, praktycznie całego bloku obronnego. W sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, trenerzy kadry bardzo dobrze przygotowali zespół. Przez 90 minut graliśmy poprawnie. Pierwszy raz w czasie pracy z kadrą trenera Szilhavego graliśmy trójką obrońców z tyłu, w systemie 3-5-2. Wszystko było OK, Szwedzi jak sądzę byli zaskoczeni sposobem naszej gry. Graliśmy odważnie, blok obronny był postawiony wysoko. Wszystko dobrze się układało, ale tylko do momentu, w którym trzeba było dokonywać zmian. Chodzi o piłkarzy, jak przykładowo Masopust i Jankto, którzy ostatnio byli kontuzjowani, mało grali i mieli kłopoty z wytrzymaniem całego meczu. Po tych pięciu zmianach nie wyglądało to już wszystko tak, jak wcześniej. W dogrywce zabrakło nam jakości gry i odwagi, a rywal wykorzystał jedną okazję i wygrał. Zasłużenie trzeba powiedzieć.
A co można powiedzieć o reprezentacji Szwecji?
– Oczekiwałem od niej trochę więcej. Na pewno to drużyna, która – tak jak ich hokejowa reprezentacja – jest bardzo zdyscyplinowana taktycznie. Również kondycja i przygotowanie mentalne jest na wysokim poziomie. Do tego dochodzą bardzo dobrzy napastnicy i wchodzący ze środka Forsberg. W sumie są lepsi w ofensywie niż w defensywie.
Pana zdanie o reprezentacji Polski?
– Przede wszystkim macie taki plus, że w waszym zespole jest Lewandowski. Zawodnik, który jest wielką osobowością, a na boisku nie tylko jest efektowny, ale i efektywny. Z łatwością potrafi zdobywać bramki. Ważne jednak, żeby nie było to takim alibi dla innych graczy – że jest Lewandowski, który na pewno coś zrobi. Wszyscy muszą grać. Jeśli chodzi o szwedzką obronę, to ktoś taki jak Lewandowski i inni wasi szybcy zawodnicy, mogą stwarzać im duży kłopot. My w składzie z Kuchtą, Hlożkiem czy Barakiem potrafiliśmy im napsuć krwi, a nie są to przecież piłkarze pokroju Lewandowskiego. Tutaj możecie ich zaskoczyć.
Super Express
Bartosz Grzelak mówi „Super Expressowi” o meczu Polska – Szwecja.
– Trzeba przyznać, że szwedzka drużyna przechodzi ewolucję. Bohaterowie mistrzostw świata w 2018 r. (Szwecja osiągnęła ćwierćfinał – red.) powoli odchodzą i pojawiają się nowi. Chcą grać inaczej, z solidną jak zawsze organizacją w obronie, ale też większą siłą w ofensywie – tłumaczy Grzelak. Robert Lewandowski już na początku zgrupowania deklarował, że ma z tyłu głowy chęć rewanżu na Szwedach za zeszłoroczne Euro i porażkę w Petersburgu 2:3. – Może sobie pomyśleć: dajcie mi tych defensywnie grających Szwedów. Drużyna się jednak zmieniła i „Lewy” może być zszokowany – dodaje Grzelak.
Przegląd Sportowy
Sebastian Szymański wywalczył wyjściowy skład? Wiele na to wskazuje.
Przed ustaleniem wyjściowej jedenastki szkoleniowiec musi brać pod uwagę nie tylko aktualną formę zawodnika, ale też jego kondycję psychiczną. I pewnie taki rachunek wykonał też przed meczem ze Szkocją Michniewicz. Ale w przypadku Szymańskiego zwyczajnie się pomylił. Zamieszanie dookoła pomocnika i jego gry w barwach Dinama Moskwa rzeczywiście wywołuje mnóstwo szumu i spekulacji, ale 30 minut, które były piłkarz Legii dostał od selekcjonera w Glasgow, powinno uciąć wszelkie spekulacje na temat tego, czy potrafi zostawić swoje kłopoty w szatni i nie przenosić ich na boisko. Zamiast rozmyślać o tym, co będzie się z nim działo w najbliższych tygodniach, Szymański po prostu skupia się na grze. Myślenie o transferze zostawia na później. […] To tak naprawdę dopiero po wejściu Szymańskiego w meczu ze Szkocją gra reprezentacji Polski nabrała tempa. 22-latek nie bał się dryblingów, gry na jeden, dwa kontakty i próbował przyspieszać poczynania Biało-Czerwonych. Był jedynym zawodnikiem z pola, który dał Michniewiczowi wyraźny sygnał, że zasłużył na występ w wyjściowej jedenastce w fi nale baraży o awans do mistrzostw świata ze Szwecją. – To była naprawdę dobra zmiana. Wcześniej brakowało nam na boisku kogoś, kto szybciej rozgrywałby piłkę. Kto nie bałby się podać do przodu. Sebastian to robił i na pewno warto się mocniej zastanowić nad tym, czy nie powinien wystąpić w pierwszym składzie – uważa Maciej Żurawski, 72-krotny reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw świata w Korei Płd. i Japonii.
Adam Nawałka uważa, że mecz ze Szkocją dał wiele odpowiedzi. Nie kibicom, ale trenerowi.
Co najbardziej podobało się panu, jeśli chodzi o grę Biało-Czerwonych?
Uważam, że ten mecz był darem od niebios ze względu na czas i miejsce. Trener dopiero objął reprezentację, więc jest rzeczą zupełnie naturalną, że chce wprowadzić pewne zasady, jeśli chodzi o funkcjonowanie drużyny. W krótkim czasie chce bardzo dużo przekazać. Dlatego ten mecz był niezwykle istotny, jeśli chodzi o budowę zespołu. Trener może teraz przeanalizować wiele aspektów, jeżeli chodzi o taktykę i przygotowanie drużyny do najważniejszego meczu. To wymaga zarówno czasu, jak i praktyki.
Czasu jest niewiele, ale to wiedzieliśmy jeszcze przed zgrupowaniem.
Ten mecz dał Czesławowi Michniewiczowi doskonały materiał szkoleniowy. Dlatego wierzę, że bagaż doświadczeń ze spotkania ze Szkocją będzie kluczowy, jeśli chodzi o poprawę gry drużyny. Wiadomo, że ta reprezentacja ma potencjał. I każdy o tym wie, że z chwilą, gdy wraca Robert Lewandowski, ten zespół będzie wyglądał zupełnie inaczej. Myślę, że wszyscy zaprezentują się lepiej, tym bardziej że jest to mecz o marzenia. Wszyscy wierzymy, że to będzie takie spotkanie, na które czekamy. Wszystko jest w naszych rękach.
Coś może niepokoić przed Szwecją?
D y s p o z y c j a dnia zawodników z pewnością nie była taka, jakiej byśmy sobie życzyli. Widać było, że Szkoci są dużo lepiej dysponowani pod względem fi zycznym. Dlatego niezwykle ważna jest pomeczowa analiza. Wierzę, że trener Michniewicz wyciągnie właściwe wnioski, bo jest dobrym szkoleniowcem. Myślę, że one zaowocują w kontekście doboru taktyki na mecz ze Szwecją, jak i odpowiednich jej wykonawców. Od tego będzie zależało wszystko.
Selekcjoner Michniewicz przyznawał, że mecz ze Szkocją ma mu dać odpowiedzi na kilka pytań. Wydaje się jednak, że w Glasgow ich jeszcze przybyło.
Pytań przybyło z perspektywy kibiców i ekspertów. Natomiast z punktu widzenia szkoleniowego ten mecz dał trenerowi wiele odpowiedzi. Drużyna miała do wykonania konkretne zadania i na podstawie analizy selekcjoner przekona się, jak to było z ich realizacją. Myślę, że ten materiał posłuży trenerowi, by odpowiednio dobrać personalia na fi nał baraży.
Marek Koźmiński konkretnie i szczegółowo o formie Polaków. Obrywa się Arkadiuszowi Recy.
Z czego mogło wynikać?
W meczu zagrało kilku piłkarzy, którzy nie ze swojej winy nie są – bo nie mogą być – w wysokiej formie. Grzesiek Krychowiak robił, co mógł, w pierwszej połowie odebrał piłkę pod polem karnym rywala i świetnie zacentrował do Bartka Salamona, a ten chybił. Ale poza tym wolno biegał, był przewidywalny – tylko czego mamy oczekiwać, skoro trzy miesiące nie grał o stawkę? Oceniam go surowo, ale rozgrzeszam – nie ma prawa być w wysokiej formie. […] Skrytykować łatwo, ale kto za niego? Talia kart jest mocno okrojona, Jacek Góralski nawet nie znalazł się na ławce rezerwowych, jakby trener Czesław Michniewicz w ogóle nie przewidywał go na Szwedów. To zupełnie inny piłkarz niż Krychowiak, od przerywania, a nie konstruowania akcji, dynamiczny, chaotyczny, agresywny, co czasem jest atutem, a czasem minusem. Krystian Bielik? Zagrał jako półprawy stoper w miejsce kontuzjowanego Salamona. Szwedzi mają szybkich, wybieganych napastników i wystawianie trzech dość wolnych stoperów to spore ryzyko. Po czwartkowym meczu wciąż nie wiem, kto na której pozycji zagra, a przed oczami mam lekki chaos. Dalej widzę trzy niewiadome w jedenastce, tyle samo, ile było przed meczem w Glasgow. Szanuję walkę do ostatniej sekundy o remis, ale wprowadzanie nowych zawodników było wymuszone kontuzjami, a nie zmianami, które przygotowywały zespół albo dawały rozwiązania na mecz ze Szwecją. Martwi mnie ogólna dyspozycja fizyczna, nasi piłkarze byli wolni, łatwi do stłamszenia.
Wiele lat grał pan po lewej stronie boiska, a to tam mamy najwięcej kłopotów. Arkadiusz Reca nie powinien zaczynać piątku od lektury gazet i sprawdzenia portali internetowych.
Ten chłopak sprawia wrażenie, jakby mu nie zależało. Wiem, że tak nie jest, ale wydawał się zbyt pewny, nonszalancki, przekonany, że cokolwiek by zrobił, to i tak zagra we w t o r e k , bo nie ma konkurencji. Brakowało mi jego sportowej złości i odpowiedzialności, a doktorowi powinien zapłacić dodatkową dniówkę, bo więcej leżał na murawie, niż stał. Piłkę tracił na poziomie podwórka, w grze obronnej nie pomógł, dośrodkował raz, źle. A ma predyspozycje do biegania. Na jego pozycji nie wolno się zatrzymywać i kiedy brakuje zmysłu do gry kombinacyjnej, trzeba zasuwać. A on nie wygrywał pojedynków biegowych, nie robił przewagi. Smutne, bo to nie był jego pierwszy taki mecz. Uważam, że jest w reprezentacji na siłę, bo nikogo lepszego nie ma. Maciej Rybus kolejny raz nie przyjechał, więc spróbujmy spojrzeć do przodu, coś wymyślić, np. postawmy tam prawonożnego zawodnika, zamiast brnąć w to samo. Reca zawiódł po raz kolejny – czy on zaliczył jakiś przyzwoity występ w kadrze? Jurek Brzęczek „woził” go na siłę, a on nie odpłacał za zaufanie. Możesz zagrać słabiej, popełnić błąd, ale walcz, wpakuj się w rywala, ale nie tak, jak Reca w drugiej połowie w Glasgow. Za wślizg mógł dostać czerwoną kartkę, a „zameldować” się też trzeba potrafić z głową.
Wspomnienie początków Antoniego Piechniczka. Jego też czekała bitwa w Chorzowie.
– Na początku 1981 roku Antoni Piechniczek też był nowym selekcjonerem, którym został niespodziewanie, bo po aferze na Okęciu rezygnację złożył Ryszard Kulesza. I po pierwszym meczu towarzyskim, który przegraliśmy z Rumunią (0:2), nastroje zrobiły się fatalne, strasznie trudno było o optymizm w czekającej nas konfrontacji z NRD, zresztą też na Stadionie Śląskim. To był niczym baraż, bo w trzyzespołowej grupie mieliśmy jeszcze tylko znacznie słabszą Maltę – przypomina Dziuba. Po porażce w Bukareszcie do chorzowskiego meczu co prawda pozostał jeszcze ponad miesiąc, ale miało to również uciążliwy skutek uboczny – dzień w dzień selekcjoner musiał słuchać sceptycznych uwag, że zadanie może go przerosnąć, bo jest młody i niedoświadczony w pracy z kadrą. A jakby mało było kłopotów, w wyniku kar za aferę na Okęciu w arcyważnym meczu z NRD nie mogli wystąpić Józef Młynarczyk, Zbigniew Boniek i Stanisław Terlecki. – Siła Piechniczka polegała na tym, że wyciągał daleko idące wnioski z porażki w Bukareszcie. Z jednej strony sięgnął po piłkarzy, których już w kadrze od pewnego czasu nie było, czyli występujących za granicą Jana Tomaszewskiego, Andrzeja Szarmacha i Grzegorza Latę, a z drugiej postawił w wyjściowym składzie na tak nieoczywistego wówczas zawodnika jak Andrzej Buncol czy kompletnego debiutanta Jana Jałochę – analizuje Dziuba. Wtedy odważne i energiczne decyzje przyniosły skutek. Na zapełnionym 80 tysiącami kibiców Stadionie Śląskim Polska wygrała po golu Buncola. Czekał ją jeszcze mecz w Lipsku, ale już jedną nogą była na mundialu.
Jak będzie wyglądał środek pomocy reprezentacji Polski?
Postawa Krychowiaka wywołuje mieszane uczucia. W Szkocji zszedł z boiska po godzinie. Co to oznacza? – Powiedziałem mu na odprawie, że jak zagra bardzo dobrze, to zmienimy go w przerwie. Jak bardzo źle, to… też. A jak zagra trochę dobrze, a trochę źle, to dostanie godzinę – słowa selekcjonera nie wymagają komentarza. Jak na dłoni widać, że czwartkowy występ nie wyjaśnił kwestii udziału Krychowiaka w barażu. Nie jest w optymalnej formie fi zycznej, co powoduje opóźnioną reakcję w niektórych momentach, wymuszone błędy i proste straty. Ale to wciąż Krychowiak, 87-krotny reprezentant Polski, doświadczony uczestnik EURO 2016 i 2020 oraz MŚ 2018. Jego obycie i doświadczenie mogą być niezbędne. Tym bardziej jeśli Michniewicz zdecyduje się wystawić Bielika w obronie (przyda się przy stałych fragmentach w obu polach karnych). Drugiego kontrkandydata na pozycję numer 6 – Jacka Góralskiego – brakowało w Glasgow nawet na ławce, więc i tu trudno się spodziewać, by nagle stał się lekarstwem na dolegliwości kadry. Nieprzekonująco i bezbarwnie wypadł w Szkocji Szymon Żurkowski, więc na wtorek zwalnia się miejsce obok defensywnego pomocnika. Tu akurat kandydata znaleźć łatwo – Jakub Moder wyróżnił się na tle innych i powinien zachować miejsce w składzie.
Robin Quaison. To on zapewnił Szwedom grę w finale baraży.
Niespełna 29-letni zawodnik przed sezonem wyjechał do Arabii Saudyjskiej i nieco zniknął z radarów, ale że swoje mi tak dla kadry zdążył zrobić, to prędko z niej nie wypadnie. Tym bardziej po czwartkowym golu w dogrywce, który padł po ładnej wymianie podań z Alexandrem Isakiem, a zamieszany w tę akcję był też inny rezerwowy – pomocnik Lecha Poznań Jesper Karlström, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. – To nie był nasz najlepszy mecz. Były okresy, że rzadko utrzymywaliśmy się przy piłce, w drugiej połowie to się trochę poprawiło. Zaczęliśmy wygrywać więcej pojedynków i do dogrywki przystąpiliśmy, czując się silniejsi – komentował na gorąco kapitan reprezentacji Szwecji Victor Nilsson Lindelöf. – Nie mam pojęcia, czy to wystarczy na Polskę. Teraz dochodzimy do siebie. Jestem przeszczęśliwy z powodu zwycięstwa, ale wiele rzeczy wymaga poprawy. Zobaczymy, kto będzie gotowy i w pełni sił we wtorek. Mamy z tyłu głowy stawkę, więc damy radę się zregenerować – zapewnia selekcjoner Janne Andersson, który zupełnie niedawno znalazł sposób na reprezentację Polski, prowadzoną jeszcze przez Paulo Sousę. W zeszłym roku w przełożonych fi nałach EURO 2020 Szwedzi pokonali nas w fazie grupowej 3:2, co zakończyło przygodę Biało-Czerwonych z turniejem.
fot. FotoPyK