Poniedziałek w prasie to zawsze czas na podsumowania weekendu. Sporo zatem dziś o Ekstraklasie – zmiana lidera, VAR w Zabrzu, okopanie się Bruk-Betu i Legii na dnie tabeli. Ponadto pięć lat cyklu “Prześwietlenie”, podłamany Magiera obrazem meczu z Piastem i Lewandowski goniący… Lewandowskiego.
“SPORT”
VAR w ostatnich sekundach meczu sprawił, że Górnik nie pokonał Rakowa. Był spalony przy pięknym trafieniu Nowaka?
Arbiter z Bytomia miał dwie niezwykle trudne do oceny sytuacje. Pierwsza tyczyła się rzutu karnego dla Rakowa pod koniec pierwszej połowy. Wówczas sędzia wskazał na jedenasty metr, bo faul Erika Janży na Patryku Kunie był bezsporny. Kontrowersja tyczyła się sytuacji nieco wcześniejszej, gdy piłka znaczną częścią obwodu przekroczyła linię końcową boiska. Mimo wielu powtórek trudno było jednak stwierdzić, czy w całości znalazła się poza boiskiem. Druga sytuacja to nieuznana bramka dla Górnika w doliczonym czasie gry. W momencie zagrania do Nowaka zawodnik gospodarzy, według powtórek i linii wyrysowanych na wozie VAR, był na minimalnym spalonym. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, szczególnie obserwując nie tylko kadr przedstawiający Tomasza Petraszka i Piotra Krawczyka, ale i perspektywę całego boiska, że sędziowie popełnili błąd na niekorzyść zabrzan. Tym razem VAR zamiast pomóc skomplikował sytuację, tym bardziej że w pierwszej chwili sędzia Lasyk uznał bramkę, a dobrze ustawiony sędzia boczny nie podniósł chorągiewki, wskazując na spalonego.
Jacek Magiera po porażce z Piastem wprost stwierdził, że Śląsk pomógł wygrać rywalom. Obrona wrocławian zagrała kuriozalnie.
Największe pretensje można kierować po tym meczu do obrony? W defensywie pana drużyna wyglądała jak dzieci we mgle…
– Trzeba powiedzieć, że pomogliśmy Piastowi wygrać. Popełniliśmy bardzo dużo niewymuszonych błędów, które spowodowały straty bramek. Sporo błędów dotyczyło krycia, pójścia na raz, nie zamykaliśmy często naszej lewej strony, nie kryliśmy dokładnie w polu karnym. Trzecia bramka to już kuriozum z naszej strony, poślizgnięcie Verdaski, niepotrzebny wślizg Gretarssona. Można było te akcje rozegrać zupełnie inaczej.
Wasz dołek jest coraz większy i sytuacja w ligowej tabeli robi się coraz gorsza. Czy najważniejsze będzie teraz naprawienie sfery mentalnej drużyny?
– Tak. Czeka nas praca przede wszystkim nad odbudowaniem mentalności, złapaniem pewności siebie, która będzie potrzebna w kolejnych momentach sezonu. Trzeba uczciwie powiedzieć, że obecnie dla Śląska najważniejsze jest uciec ze strefy zagrożonej walką o utrzymanie. Trzeba sobie poradzić z tym dołkiem. To normalna sytuacja w sporcie, że zdarza się gorszy okres. Wiemy, w którym miejscu byliśmy w tamtym sezonie, jak go zakończyliśmy, a gdzie jesteśmy teraz. Do końca jeszcze dwanaście kolejek i ważna jest koncentracja każdego zawodnika, by przygotował się do następnego meczu jak należy.
Lewandowski goni rekord… Lewandowskiego. Dublet z Furth sprawia, że Polak na tym etapie sezonu ma tyle samo goli, co w ostatnim sezonie – tym, w którym pobił rekord Gerda Muellera.
Bayern nie zachwycił. Pokonał co prawda ostatnie w tabeli Greuther Fuerth, ale do przerwy przegrywał 0:1 i wcale nie rzucał na nogi swoją grą. Także po przerwie były momenty, w których monachijczycy już prowadząc musieli o to prowadzenie drżeć – jak wtedy, kiedy dwa razy ratowały ich słupki. Koniec końców przewaga jakości zaprowadziła ich do wygranej 4:1, a dwie bramki padły łupem Lewandowskiego, który w meczu oddał aż 7 strzałów. Obecnie 33-latek ma na koncie 28 goli po 23 kolejkach, czyli dokładnie tyle samo, ile miał w poprzednim sezonie. Granica 41 trafień powinna być jednak jeszcze bardziej realna do przeskoczenia, bo w minionych rozgrywkach Polak opuścił z powodu kontuzji 4 spotkania w kolejkach 27.-30. Mimo tego rekord padł jego łupem, więc jeśli tym razem zdrowie będzie mu dopisywać, można (należy?) zakładać, że historyczny wynik zostanie wyśrubowany! „Lewy” może cieszyć się swoją grą w przeciwieństwie do Bayernu, który – mimo wyniku – jako całokształt zaliczył kolejny słaby występ. – Nie byliśmy zadowoleni z wyniku do przerwy. Potrzebowaliśmy zbyt dużo czasu, aby wejść do gry. W pierwszej połowie graliśmy za wolno, często podejmowaliśmy złe decyzje – komentował chłodno Robert Lewandowski.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Dariusz Dziekanowski o Legii, o Brzęczku, ale i o tym, że “spotkania kibiców z piłkarzami” można byłoby jakoś ucywilizować.
W najbliższy najbliższy weekend Legię czeka kolejny bój o byt – tym razem z Wisłą Kraków. Dramaturgii tej rywalizacji dodaje fakt, że zespoły są w analogicznej sytuacji i borykają się z podobnymi problemami – nie idzie im sportowo, kiepsko dzieje się poza boiskiem. Niestety, po raz kolejny doszło do skandalicznej sytuacji, kiedy to kibice odwiedzili piłkarzy na treningu i w niewybrednych słowach ich „motywowali”. Bezsilność czy też brak konsekwentnych działań, by niwelować tego typu przemoc, nie wystawia dobrej laurki nie tylko klubowi, ale kładzie też cień na całej naszej lidze, zwłaszcza na tle Europy. Na przykład Sporting Lizbona, o którym głośno było dwa lata temu z podobnych wybryków, dziś gra w 1/8 fi nału Ligi Mistrzów, ma świetnego trenera, a we wtorek po przegranym 0:5 meczu z Manchesterem City fani zgotowali piłkarzom owacje na stojąco. Sytuacja zmieniła się więc o 180 stopni. W Wiśle zmieniają się właściciele, zmieniają się trenerzy, ale nie zmienia się jedno – gdy zespołowi nie idzie, wkraczają do akcji chuligani, bo trudno tych ludzi nazwać kibicami. Nie wiem, dlaczego takich spraw nie można załatwić w jakiś cywilizowany sposób, dlaczego nie można zorganizować spotkania przedstawicieli grup kibiców z piłkarzami. Kilka lat temu w Legii ciekawym pomysłem były cykliczne spotkania z zawodnikami. Rozumiem, że pandemia wiązała się z wieloma ograniczeniami w kontaktach, ale internetowe narzędzia oferują alternatywne sposoby na interakcje. Być może to mrzonka, ale chciałbym żeby tego typu „dialogi” przybrały jakąś cywilizowaną formę, a nie polegały na połajance, nie wspominając już o rękoczynach.
Fatalny mecz na dole tabeli, w którym remis nie dał nic ani Legii, ani Bruk-Betowi. Warszawski zespół pokonuje ostatnio tylko Zagłębie Lubin, ale niestety dla nich – z lubinianami w tym sezonie już nie zagra.
„Legia obroniła 17. miejsce” – zakpili po remisie w Niecieczy internauci. Legia znów nie zdobyła bramki i to jest jej największa słabość w tym sezonie. Drużyna Aleksandara Vukovicia nie stwarza okazji, nie spycha przeciwnika w jego pole karne, nie dominuje. Porażająca jest statystyka – w 28 ostatnich spotkaniach ligowych legioniści strzelili 25 goli (w tym aż siedem wbili w dwumeczu z Zagłębiem Lubin), a to w Niecieczy było trzynastym, w którym nie pokonali bramkarza przeciwnika. W zwycięskich występach tylko czterokrotnie zdobyli więcej niż jedną bramkę. W dwóch pierwszych tegorocznych meczach oddawali po dwa celne strzały, w Lubinie – paradoksalnie – wystarczyło to do zdobycia trzech bramek, ale jedna z nich była samobójem. W Niecieczy były trzy celne uderzenia, ale bardziej nadawały się do programu „Śmiechu warte” niż do miana akcji kolejki. Legioniści grają wolno i bez pomysłu, jakby sytuacja w tabeli, w której się znaleźli, totalnie ich paraliżowała i powodowała, że zapominają jak się kreuje szanse. W tych okolicznościach sprowadzenie bramkarza (w niedzielę umowę do końca sezonu z opcją przedłużenia o rok podpisał 29-letni Austriak Richard Strebinger), ponieważ Artur Boruc musi pauzować za czerwoną kartkę jeszcze w dwóch spotkaniach ligowych, nie wydaje się najlepszym pomysłem. Drużyna potrzebuje wzmocnienia zdecydowanie na innych pozycjach niż między słupkami.
Tekst o tym, jak wygląda praca agenta w oknie transferowym w Polsce. Pomysł na tekst fajny, ale trochę potencjał nie został wyczerpany.
– Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę dla nas to tylko etap finalizacji. Może pracujemy odrobinę więcej, ale nie jest tak, że nagle przez miesiąc jest urwanie głowy, a później cisza przez pół roku – mówi Mateusz Ożóg z agencji Seven United. – Na naszym rynku ostatnie dni okna nie są tak gorące, jak za granicą, gdzie to jest prawdziwe show. Szaleństwo. We Włoszech przedstawiciele wszystkich klubów Serie A zamykają się w jednym hotelu i domykają transakcje, na naszym podwórku to tak nie wygląda – w podobnym tonie opowiada o swojej pracy Daniel Weber z INNfootball. Jak zatem wygląda polski rynek? Jest znacznie spokojniejszy, ale też przeszedł w ostatnich latach wiele zmian. I to na lepsze. Coraz rzadziej zdarzają się sytuacje, jak ta sprzed kilku lat w Kielcach, kiedy prezes Korony poprosił jednego z agentów o sprowadzenie napastnika z Hiszpanii. Na pytanie o profi l i krótką charakterystykę poszukiwanego gracza, odpowiedź była krótka: „Ma być Hiszpan, bo oni się ostatnio sprawdzają w ekstraklasie. Poszuka pan?”. Na szczęście to przeszłość. Kluby dbają o rozbudowę działów skautingu, korzystają z narzędzi umożliwiających prześwietlenie i wyszukanie odpowiedniego zawodnika i później zgłaszają się z pomysłem i bazą do agentów. – To ułatwia pracę, bo wiemy, czego klub potrzebuje. A my, jeżeli już proponujemy gdzieś piłkarza z zagranicy, to tylko jednostki, które ewidentnie mają szanse być wyróżniającymi się w naszej lidze, jak choćby ostatnio sprowadzony do Rakowa Bogdan Racovitan, który może zostać sprzedany z naszej ligi dalej za naprawdę dobre pieniądze – uważa Weber.
Pięć lat cyklu “Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza. Z tej okazji – dwie strony anegdot od bohaterów opowieści z poniedziałkowego “Przeglądu”.
Żart zrobiony Ireneuszowi Mamrotowi w Chrobrym za to do dziś nie doczekał się oficjalnie przypisanego autora. Choć trener ma swoje podejrzenia. – Musiał to być Damian Piotrowski, do niego pasują takie pomysły – wprowadza nas w temat były szkoleniowiec Jagiellonii czy ŁKS. No dobrze, ale o co chodzi? Mamrot wraca do czasów pracy w Głogowie: – Zaprosiłem piłkarzy na odprawę do sali konferencyjnej. Włączyłem laptopa, gdy zajrzał do nas prezes i wywołał mnie na chwilę. Wyszedłem może na trzy minuty, a sprzęt zostawiłem na biurku. Wracam, włączam analizę, a na wielkim ekranie pojawia się pornos. Czuję, jak wzrok wszystkich jest zwrócony na mnie. Pierwsza myśl: co to jest? To ciekawe doświadczenie dla trenera, jak w tak kłopotliwej sytuacji zareagować przed grupą. Tego żaden kurs nie nauczy. Podszedłem do tego z dystansem, bo ani mnie nie obrazili, nie to we mnie nie uderzało. Nieszkodliwy żart, który rozbawił każdego. Chwila konsternacji i zaraz śmiałem się z nimi. Później tylko sobie pomyślałem, jak zareagowałby ktoś, kto rzeczywiście pornosy ogląda. Bo ja akurat fanem tego gatunku nie jestem.
“SUPER EXPRESS”
Gol nastolatka pogrążył Lecha. Zwycięstwo Lechii sprawiło, że Kolejorz spadł z miejsca lidera – teraz pierwsza jest Pogoń.
W 86. min po rzucie rożnym pojedynek w powietrzu stoczyli Flavio z Antonio Miliciem. Piłka po odbiciu się od tego drugiego spadła pod nogi nastolatka Koperskiego, który skierował ją do siatki. – Nie jestem w stanie nic powiedzieć, bo nie wiem, co się dzieje – mówił do kamer telewizyjnych uradowany młokos. – Może jutro, jak wstanę, to dojdzie do mnie to, co się stało. Dałem z siebie, ile mogłem, ale było warto – dodał Koperski. Wodmiennych nastrojach opuszczali boisko piłkarze Lecha, których porażka pozbawiła pozycji lidera na rzecz Pogoni Szczecin. W trzech meczach rundy wiosennej lechici zdobyli tylko 4 punkty.