Reklama

PRASA. „Arek nigdy nie strzelił takiego gola”

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2022, 08:51 • 8 min czytania 2 komentarze

Echa weekendu w Ekstraklasie i powrót Ligi Mistrzów – głównie to mamy we wtorkowej prasie.

PRASA. „Arek nigdy nie strzelił takiego gola”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kamil Kosowski uważa, że zmiana w Wiśle Kraków była potrzebna.

W dwóch meczach rundy wiosennej Wisła zaprezentowała się naprawdę słabo. Raków wygrał z nią, nie wrzucając nawet czwartego biegu. Tę porażkę można było jeszcze tłumaczyć klasą rywala, ale Biała Gwiazda przegrała też ze Stalą Mielec, która w mojej ocenie dysponuje słabszym potencjałem niż krakowianie. Zwracałem na to uwagę podczas pierwszego ze wspomnianych meczów. Wisła będzie miała większe trudności z potencjalnie słabszymi zespołami. Wtedy to jej piłkarze muszą prowadzić grę i bronić się przed kontrami, a takich wykonawców w Krakowie obecnie nie ma. W sobotę Wisła nie pokazała nic pozytywnego, nie oddała celnego strzału na bramkę drużyny, która broni się przed spadkiem, a w dodatku jest w trudnej sytuacji po stracie Mateusza Maka. Czy zwolnienie Guli było potrzebne? Moim zdaniem tak. Słowaka broni tylko jedno – sprzedaż dwóch kluczowych piłkarzy, których do tej pory nie zastąpiono.

Gdy zatrudniano tego szkoleniowca, słyszeliśmy słowa o długofalowej wizji klubu, o tym, że nie jest to kolejny ratownik i że pod Wawelem popracuje przez kilka lat. Osoba trenera to jedno, ale by myśleć o rozwoju klubu w perspektywie kilku lat, potrzeba też piłkarzy. W tym sezonie dwóch się w Wiśle wyróżniało – Yaw Yeboah i Aschraf El Mahdioui. Obu już w klubie nie ma, bo zimą zostali sprzedani za granicę. Jeśli Biała Gwiazda nie potrafi zatrzymać takich zawodników, to raczej nie ma szans na jakąkolwiek długofalową wizję. Gdyby do tych dwóch piłkarzy dołożyć jeszcze sprowadzonych zimą Josepha Colleya i Enisa Fazlagicia, to może coś by z tego powstało. Obaj nieźle zagrali w pierwszych meczach i dostrzegam w nich potencjał. Oby tylko za sześć miesięcy nie zostali sprzedani.

Reklama

Kylian Mbappe może zagrać przeciw przyszłym kolegom, Lionel Messi spotka starych rywali, a na boisko wraca Neymar.

(…) Jego kontrakt z paryżanami kończy się w czerwcu, co oznacza, że latem może za darmo przejść do innego zespołu. Już dziś ma prawo podpisać umowę obowiązującą od 1 lipca. Choć PSG oferuje mu gigantyczne pieniądze, to nie jest tajemnicą, że Mbappe wymarzył sobie wyjazd do Madrytu. W zeszłym roku hiszpański klub próbował go kupić, ale paryżanie odrzucali wszystkie oferty. Pod koniec okna Real oferował 180 milionów euro, a w tym roku paryżanie nie zarobią nawet centa. Tyle że to decyzja o charakterze strategicznym, podjęta zapewne przez samego emira Kataru Tamima ibn Hamada Al Saniego. Odkąd szejkowie dekadę wcześnie przejęli klub, nie sprzedali żadnego istotnego zawodnika. Teraz uznali, że dla nich prestiż jest ważniejszy niż wielkie pieniądze, których im przecież nie brakuje. Mbappe nie krył rozczarowania. – Chciałem odejść, bo nie zamierzałem przedłużać kontraktu, a pragnąłem, aby klub za pieniądze z transferu mógł kupić następcę. Przekazałem to już w lipcu – powiedział w październikowej rozmowie z radiem Monte Carlo. W zeszłym tygodniu rozmawiał z Amazon Prime, ale na temat Los Blancos nie chciał mówić. – Nie podjąłem jeszcze decyzji. To, że gramy przeciw Realowi, wiele zmienia. Nie zamierzam rozmawiać na temat rywali. Skupiam się na tym, by wygrać – powiedział.

Kevina Macieja Dąbrowskiego z Hibernianu już poznaliście na Weszło, ale możecie też rzucić okiem na tekst w „PS”.

Urodziłem się w Poznaniu, od dziecka byłem za Lechem. Z bratem chodziłem do kotła kibicować i marzyłem, że kiedyś zagram dla tego klubu. Kiedy byłem w juniorach, przeżyłem duże rozczarowanie. Trenerem pierwszego zespołu był Maciej Skorża, który zaczął coraz częściej zapraszać mnie na treningi. Wśród kolegów usłyszałem plotkę, że mam – ja, 17-latek – zostać na stałe włączony do drużyny. Niestety, po serii kilku przegranych meczów trener został zwolniony i temat przycichł. Zostałem więc we Wronkach z rezerwami. Pół roku później jeden z moich kolegów trafił do pierwszej drużyny zamiast mnie. To był dla mnie cios, bo według mnie byłem od niego pod każdym względem lepszy. Pomyślałem, że tak być nie może. Postanowiłem, że odejdę do jakiegoś zagranicznego klubu, najlepiej z Wielkiej Brytanii. Kiedy pojawiła się opcja Hiberniana, skorzystałem z niej. Wylatując, powiedziałem sobie, że pokażę wszystkim w Poznaniu, że to ja bardziej zasłużyłem, by awansować do pierwszej drużyny. A udowodnię to pewnego dnia, kiedy zagram w szkockiej Premier League. Po pięciu latach mogę powiedzieć, że miałem rację. Tamten bramkarz nawet nie siada na ławce Lecha.

Reklama

Tak, na debiut czekałem pięć lat. Dlaczego nie odszedłem z klubu, tylko czekałem tak długo? Edynburg jest dla mnie jak drugi dom. Miasto piękne, idealne do życia. Klub jest świetnie zorganizowany, mamy nowoczesny ośrodek treningowy, w którym niczego nie brakuje. No i są tu fantastyczni kibice – zawsze mnie wspierali, dopingowali. Dlatego bardzo mi zależało, żeby im się odwdzięczyć. To niesamowite, ale są ze mną od zawsze, śledzili moje występy od juniorów Hibernianu. Zapracowałem na ich sympatię udanymi występami. W jednym sezonie wygraliśmy mistrzostwo Szkocji U-20 i młodzieżowy Puchar Szkocji w tym samym sezonie. Na taki sukces fani czekali 15 lat. A ja przyczyniłem się do tego osiągnięcia. W Pucharze Szkocji w półfinale graliśmy z Celtikiem Glasgow, w którym obroniłem dwa rzuty karny w serii jedenastek. W finale wygraliśmy na Hampden Park 3:1 z Aberdeen. W ten sposób zyskaliśmy wielki szacunek. Nie mogłem więc tak po prostu odejść. Zawziąłem się, że muszę zagrać właśnie w tym klubie, inaczej miałbym poczucie ogromnego niedosytu.

My naprawdę bronimy się przed spadkiem – mówił po meczu z Wartą Poznań trener Aleksandar Vuković.

Przed tym sezonem warszawska drużyna tylko raz zajmowała ostatnie miejsce w osiemnastozespołowej lidze. Działo się to po drugiej kolejce rozgrywek 1993/1994. Na razie stołeczna drużyna przegrała 70 proc. meczów ligowych. Zdobywa, średnio, 0,9 punktu na mecz i obecnie jest najgorszym aktualnym mistrzem swojego kraju w Europie. Najlepiej punktuje Crvena Zvezda Belgrad (2,59 punktu na mecz), Legię wyprzedza m.in. albańska Teuta Durres (1,05).

Tylko raz w historii ekstraklasy zdarzyło się, że drużyna broniąca tytułu mistrzowskiego spadła z ligi w kolejnym sezonie. W sezonie 1954/1955 taki los spotkał Polonię Bytom, która wówczas przegrała dziesięć spotkań, przegrywając 45 procent meczów w sezonie. W Warszawie nikt nie bierze takiego scenariusza pod uwagę, ale robi się coraz bardziej nerwowo, bo żadnych oznak poprawy nie widać.

Jewhen Konoplanka związał się półrocznym kontraktem z Cracovią i będzie kolejną wielką gwiazdą, która zagra w PKO BP Ekstraklasie. Śladem których słynnych obcokrajowców w Polsce pójdzie?

Zdarzali się też wielcy piłkarze, których ekstraklasa jednak przerosła. najświeższy przykład to Richmond Boakye. Przed przyjściem do Górnika Zabrze w poprzednim sezonie w jego CV było kilka klubów, które robią wrażenie – Genoa, Atalanta czy Crvena Zvezda. Na naszych boiskach kompletnie przepadł. Nie potrafił wkomponować się w zespół, przechodził obok meczów i po jednej rundzie wyjechał z Zabrza.

Pobytu w Polsce raczej miło nie wspomina też Eduardo da Silva. Niegdyś napastnik był sprowadzany do Arsenalu jako następca wielkiego Thierry’ego Henry. Po ciężkiej kontuzji, której doznał w 2008 jego kariera się zatrzymała. Dekadę po tym wydarzeniu dołączył do Legii. W stolicy nie poradził sobie pod względem sportowym. Eduardo nie odcinał kuponów w nocnych klubach, nie dąsał się na kolegów z drużyny, ale jego organizm nie był gotowy do rywalizacji w ekstraklasie. Z końcem 2018 roku klub nie przedłużył z nim kontraktu i napastnik zakończył karierę. W XXI wieku na Legii sparzyli się też m.in. będący legendą Rangers FC Nacho Novo, czy kapitan Levante Inaki Descarga.

SPORT

Bogdan Nather komentuje zmianę trenera w Wiśle Kraków.

Przed meczem ze Stalą Mielec prezes „Białej gwiazdy” Dawid Błaszczykowski zapewnił, że trener Adrian Gula nie dostał żadnego ultimatum i może spać spokojnie, tzn. pracować nad poprawą gry zespołu. Czar prysł po porażce, już dwunastej w tym sezonie, w dodatku poniesionej na własnym boisku. Słowak został zdymisjonowany, ale moim zdaniem stanowczo za późno, wszak w siedmiu ostatnich potyczkach piłkarze Wisły pięć razy musieli przełknąć gorycz porażki, a tylko raz cieszyli się z wygranej. Bilans Guli był porażający, od dawna było widać jak na dłoni, że jego starania wydobycia drużyny z kryzysu są tak skuteczne, jak zażywanie aspiryny w zwalczaniu cholery.

Sędzia meczu Freiburg – Mainz przyznał się do błędu.

 – Sprawdzaliśmy możliwość zagrania piłki ręką i tylko na tym się skupiliśmy. Tymczasem gol padł z pozycji spalonej i nie powinien zostać uznany – zaskoczył niespotykaną szczerością sędzia Deniz Aytekin, przyznając się do błędu, jaki on, główny arbiter, popełnił w meczu Freiburga z Mainz. Była to pomyłka dość istotna, bo dająca prowadzenie zespołowi gości. Fryburczycy w drugiej połowie wyrównali, ale więcej bramek już nie padło. Nie wiadomo, co by było, gdyby gol Alexandra Hacka został anulowany. Mainz dośrodkowało piłkę w pole karne, ta została zgrana, powstał typowy dla pola karnego rozgardiasz, aż w końcu Hack trafił z bliska do siatki. Sędziowie obsługujący VAR w pełni skupili się na tym, czy strzelec przypadkiem nie zagrał futbolówki ręką i… kompletnie pominęli to, że znajdował się na pozycji spalonej. Arbitrowi liniowemu umknął ofsajd, nie mógł go widzieć Aytekin, a skoro nie dostał sygnału „na ucho”, trafienie zostało zaliczone. 

SUPER EXPRESS

Łukasz Milik komentuje przewrotkę Arkadiusza w meczu Marsylii z FC Metz.

„Super Express”: – Gorący miał pan niedzielny wieczór przed telewizorem?

Łukasz Milik: – Bramka przepiękna. Tym bardziej godna zauważenia, że przecież to nawet nie była sytuacja bramkowa; ba, to nie było… pół sytuacji. Cały kunszt techniczny Arka wyszedł w tym momencie. Dobrze ją przyjął, dobrze się zastawił, uderzył przewrotką.

– Pamięta pan takiego gola brata, choćby z odległego dzieciństwa?

– Chodzi mi po głowie jakieś trafienie z Ajaksu, ale… pewien nie jestem. W każdym razie na własne oczy –a trochę tych meczów Arka w dziecięcych i młodzieńczych czasach, w Rozwoju i Górniku zobaczyłem –nie widziałem takiej przewrotki w jego wykonaniu.

Fot. Newspix

Najnowsze

Liga Narodów

Michał Probierz wyprowadzony z równowagi. „Opowieści o oblężonej twierdzy to zwykłe mity”

Antoni Figlewicz
1
Michał Probierz wyprowadzony z równowagi. „Opowieści o oblężonej twierdzy to zwykłe mity”

Komentarze

2 komentarze

Loading...