– To losowanie jest kapitalne! Gdyby Legia miała wypracowany jakiś styl gry, to każdy punkt wywalczony z tą trójką budowałby mentalność zawodników, a nawet całego klubu. Jak piłkarze Napoli, Leicester czy Spartaka zobaczą spotkania Legii z Dinamem Zagrzeb i Slavią Praga, to pomyślą, że nie ma się kogo bać. Będziemy wtedy liczyć na jakieś indywidualne popisy legionistów – mówi Jan Tomaszewski na łamach “Super Expressu”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Czas na derby. W Górniku zdrowi są wszyscy – oprócz Podolskiego. Ale Fornalik ma dobry bilans gry z zabrzanami. Faworytem jest Piast, ale Górnik też może się odgryźć.
– Wiemy, że ostatnio z Piastem nie wiodło się nam zbyt dobrze i chcielibyśmy to zmienić – deklarował Urban. Obecność gorąco dopingujących kilkunastu tysięcy osób to pewnik, o którym szkoleniowiec… nawet nie chciał mówić. – O kibicach nie rozmawiamy, bo wiemy, że będą z nami. Na pewno przyjdą w dużej liczbie i atmosfera będzie super – cieszył się trener. Górnik miał dwutygodniową przerwę spowodowaną przełożeniem meczu z Rakowem W zeszły weekend zabrzanie jednak nie odpoczywali, ale rozegrali wewnętrzną gierkę. – Było to pełne dziewięćdziesiąt minut w wysokim tempie. Nikt nie odpuszczał i każdy zaliczył dzięki temu pełną jednostkę meczową. Od ostatniego meczu ligowego mieliśmy tylko jeden dzień wolnego, cały czas pracowaliśmy solidnie – zdradził cytowany na stronie Górnika Krzysztof Kubica.
Kibice Rakowa nie wrócą z Gandawy z dobrymi wspomnieniami. Mini-reportażyk z meczu Gent-Raków – m.in. o dziwnym zachowaniu władz Gent wobec fanów i mediów.
Mimo to przyjazd Rakowa postawił na nogi całą społeczność, ze szczególnym uwzględnieniem służb porządkowych. Miejscowa policja z dużą starannością kontrolowała wszystkich, którzy do Gandawy przyjechali „na blachach” sygnowanych SC. Na stadionie mieli pojawić się fani spod Jasnej Góry, wszak spotkanie z Gentem mogło być historycznym momentem dla klubu. Ich obecność na obiekcie zależna była od władz miejscowego klubu. UEFA zdecydowała, że z powodu pandemii kibice gości nie powinni pojawiać się na trybunach, chyba że zgodę wyrazi gospodarz. Tak było w Mariampolu, gdzie Raków wspierała solidna grupa sympatyków. Gent postąpił jednak inaczej. Kibice z Polski, a nawet z innych państw, którzy kupili bilety, otrzymali maile, że nie wejdą na stadion. Fani Rakowa, którzy mieszkali w Holandii, próbowali obejść te ograniczenia, jednak tylko część z nich weszła na obiekt – kilku mężczyzn oraz dzieci. Władze wicemistrza Polski tym, którzy kupili bilety, a nie mogli wejść na stadion, zwrócą ich wartość.
Jutro debiut Messiego. W Reims, a nie w Paryżu. Biletów na mecz nie ma, wszystkie oczy we Francji są zwrócone na ten stadion.
Takiego zainteresowania spotkaniem Reims nie było od czasu, gdy klub grał w finałach Pucharu Mistrzów z Realem Madryt w 1955 i 1959 roku. Zresztą temat Realu też się teraz pojawia, bo pozyskanie Messiego wiązane jest z odejściem do hiszpańskiego klubu Kyliana Mbappe. Do siedziby Reims wpłynęła rekordowa liczba wniosków o akredytację. Jest ich ponad 120, bardzo dużo z Argentyny. Specjalną ekipę na to spotkanie ma wysłać największa w tym kraju gazeta sportowa „Ole”. Ona pierwsza informowała o odejściu Messiego z Barcelony. Ma osobną sekcję na swojej stronie internetowej poświęconą temu piłkarzowi. Rekordem Reims było 113 akredytacji przed 8 laty, wtedy także był to mecz z Paris SG, w którym występowali David Beckham i Zlatan Ibrahimović. Anglik grał w 6 klubach, Szwed w 9, dla Messiego jest to dopiero drugi klub po przeszło 20 latach spędzonych w Barcelonie i to czyni wydarzenie szczególnie atrakcyjnym. Biletów na mecz nie ma od poniedziałku, sprzedano ich 20456.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Siedem kluczowych postaci Legii w awansie do fazy grupowej Ligi Europy. Czyli Michniewicz, Emreli czy Boruc.
Głównym budowniczym tego sukcesu jest niewątpliwie Czesław Michniewicz – tak naprawdę pierwszy trener zatrudniony przez właściciela klubu Dariusza Mioduskiego, który przybył na Łazienkowską nie tylko z pomysłem, ale też z wiedzą, a przede wszystkim – doświadczeniem. Początek miał słaby, bo odpadł z eliminacji Ligi Europy, przegrywając z Qarabagiem aż 0:3. Trudno było jednak rozliczać go z porażki, skoro objął drużynę przygotowaną przez Aleksandara Vukovicia, nie miał szans ani poznać piłkarzy, ani przekazać im swoich pomysłów. Na te przyszedł czas w kolejnych miesiącach. Autorski – jeden z najważniejszych – wprowadził zimą, kiedy uznał, że Legia będzie grała trójką obrońców i wahadłowymi. Wiedział, że w przeszłości to rozwiązanie okazało się w Legii kompletną katastrofą (za czasów Deana Klafuricia), wierzył jednak, że tym razem ma ludzi do takiego systemu. Jak się okazało – miał. Wypromował na wahadle Josipa Juranovicia, okazało się, że jest to wymarzona pozycja również dla Filipa Mladenovicia. Latem budowana przez Michniewicza drużyna zaczęła się jednak rozpadać, a on – zamiast na budowaniu silniejszej ekipy na puchary – musiał skupić się głównie na łataniu kolejnych dziur w składzie. Momentami wydawało się to misją niemal niemożliwą, jak w Pradze, kiedy ze składu wypadli mu Tomaš Pekhart, Bartosz Slisz, w trakcie meczu Rafael Lopes i Kacper Skibicki. O sytuacji kadrowej najlepiej świadczył fakt, że ten młodzieżowiec, który do niedawna był rezerwowym w rezerwach, nagle stał się podstawowym zawodnikiem, którego nie było już kim zastąpić. Michniewicz musiał ryzykować, momentami stawiać na piłkarskich żółtodzibów, ale na razie ryzyko bardzo się opłaciło.
Przegląd rywali Legii w fazy grupowej Ligi Europy. Teoretycznie najmocniejsze jest Napoli, ale Włosi nie potraktują LE zbyt poważnie.
Dla Napoli LE to skutek uboczny przegranej walki o Ligę Mistrzów. Tam jest prestiż, tam są pieniądze. Gdyby nie remis z Veroną (1:1) w ostatniej kolejce sezonu 2020/21, ekipa z Neapolu szykowałaby się na granie we wtorki i środy. A że nie zdołała utrzymać prowadzenia z Hellasem, trzeba rezerwować czwartki. Klops. Obok na grafice przedstawiamy najmocniejsze zestawienie drużyny z południa Italii, aczkolwiek są minimalne szanse, że taki skład wybiegnie na któryś z meczów z Legią. Spalletti nie po to po dwóch latach przerwy wrócił do zawodu i zdecydował się zostawić swoją winiarnię w Toskanii, by bić się o triumf w LE. Nie. Dla niego priorytet jest jasny – miejsce w TOP 4 Serie A na koniec rozgrywek, co da kwalifi kację do Champions League. A że z pewnością nie ma kadry dostatecznie licznej, by poważnie podejść zarówno do krajowego podwórka, jak i do tego mniej prestiżowego europejskiego pucharu, LE potraktuje trochę jak żart. Pośle do akcji rezerwowego, może kogoś z młodzieżówki, czasem na pewno każe zapracować na pensje któremuś z liderów, ale na pewno nie wszystkim.
Artur Wichniarek twierdzi, że o przyszłości Lewandowskiego będzie decydował niemal wyłącznie Bayern. Ponadto zastanawia się – czy Bayern jest konkurencyjny dla potęg, które się zbroją?
W ostatnich dniach ożywił się rynek transferowy. Pojawiły się nawet informacje, że Robert Lewandowski mógłby trafić do PSG. To nic innego jak plotki, które pojawiają się praktycznie co okienko. Oczywiście każdy klub chciałby go w swoich szeregach i tak jest już od kilku lat, ale o przyszłości polskiego napastnika nie będzie na razie decydował Pini Zahavi, tylko Bayern Monachium. Robert ma ważny kontrakt jeszcze przez dwa lata, a z tego, co można usłyszeć, władze Bawarczyków chętnie usiądą do rozmów, aby go znów przedłużyć. Pytanie, czy Robert będzie chciał to zrobić. Myślę, że w wieku 35 lat, a tyle będzie miał po wygaśnięciu obecnej umowy, nadal będą chętni do zatrudnienia go. Powinien zaryzykować, wówczas może odejść z klubu już za rok, 12 miesięcy przed wygaśnięciem kontraktu, bo Bayern w takiej sytuacji chciałby jeszcze coś na Lewym zarobić. Uważam, że monachijczycy nie będą chcieli dopuścić do takiej sytuacji. Wiemy o tym, że mistrzowie Niemiec, jak wiele innych klubów, sondują możliwość zakontraktowania Erlinga Haalanda, ale nie ma gwarancji, że ten zawodnik przyjąłby za rok ofertę Bayernu. Zapewne Norweg wpisywałby się w wizję rozwoju tego zespołu, ale trzeba pamiętać o tym, że chętnych do jego zatrudnienia jest więcej. Monachijczycy nie są w tym sezonie kandydatem do triumfu w Lidze Mistrzów. Obawiam się, że bardzo silna kadra zespołu, jak na możliwości Bundesligi, nie jest jednak na tyle szeroka, aby gwarantować odpowiednią jakość przy pojawieniu się kilku kontuzji. Co zaskakujące, mistrzowie Bundesligi nie są aktywni na rynku transferowym. Nowy sezon to jak na razie to tylko przyjścia trenera Juliana Nagelsmanna i obrońcy Dayota Upamecano, co było wiadomo jeszcze w poprzednim sezonie. Biorąc pod uwagę fakt, jak zbroją się inne europejskie kluby – PSG z Leo Messim i Sergio Ramosem czy Manchester United, który dogadał się z Cristiano Ronaldo, a wreszcie Real Madryt, płacący aż 180 milionów euro za Kyliana Mbappe, mam obawy, czy Bayern, uzależniony od Roberta, jest konkurencyjny w najlepszych klubowych rozgrywkach świata.
“SUPER EXPRESS”
Jan Tomaszewski cieszy się z losowania grupy Ligi Europy dla Legii. Liczy, że rywale zlekceważą legionistów.
Mógłby zmierzyć się z Legią już sześć lat temu, gdyby na stadion im. Diego Maradony trafił kilka miesięcy wcześniej. W 2015 r. Wojskowi sprawdzili siłę uderzenia Napoli. Gładko przegrali oba spotkania – 0:2 w Warszawie i 2:5 we Włoszech. W ekipie spod Wezuwiusza wciąż są Dries Mertens, Faouzi Ghoulam i Kalidou Koulibaly. – To losowanie jest kapitalne! Gdyby Legia miała wypracowany jakiś styl gry, to każdy punkt wywalczony z tą trójką budowałby mentalność zawodników, a nawet całego klubu. Jak piłkarze Napoli, Leicester czy Spartaka zobaczą spotkania Legii z Dinamem Zagrzeb i Slavią Praga, to pomyślą, że nie ma się kogo bać. Będziemy wtedy liczyć na jakieś indywidualne popisy legionistów – mówi Jan Tomaszewski (73 l.), były świetny bramkarz reprezentacji Polski
Z transferu Kamila Grosickiego do Pogoni cieszy się rodzina piłkarza. Córka piłkarza będzie mówiła w szkole po polsku, a żona chce otworzyć biznes.
Transfer „Grosika” do Pogoni to hit lata. Uszczęśliwił on kibiców i szefów Portowców, a może najbardziej swoją rodzinę. – Córka Maja aż się rozpłakała, gdy jej oznajmiliśmy, że tata będzie grał w Pogoni, a my wracamy do domu – opowiada Dominika. – Od września zacznie naukę w III klasie szkoły międzynarodowej, w której będzie mogła mówić po polsku, czego nie miała w Anglii. Ja też jestem szczęśliwa z powrotu, bo mam swoje plany, które chcę tu realizować. Marzy mi się otwarcie atelier makijażu, ale takiego prawdziwego, stacjonarnego, o co za granicą raczej trudno.
fot. FotoPyk