Środowa prasa napakowana jak kabanos! Mamy już w pełni rozkręconą karuzelę transferową, na którą wskakują kolejne nazwiska. Jest również wycieczka do Bundesligi, gdzie Niemcy błagają Roberta Lewandowskiego o litość. Są opinie Jana Tomaszewskiego i Tomasza Hajto o powołaniach. Mamy także wywiady z kadrowiczami i sylwetki reprezentantów, którzy znaleźli uznanie w oczach Paulo Sousy. I przy tym się zatrzymajmy, bo Tomasz Kędziora komentuje powrót do kadry. – Zastanawiałem się nad tym wszystkim, może trener miał inną koncepcję. Zadzwonił i powiedział, że nie jadę i że powołuje innych piłkarzy. Potem nikt ze sztabu się ze mną nie kontaktował – mówi o marcowej absencji obrońca Dynama.
Sport
Śląsk Wrocław tuż po zakończeniu sezonu dokonuje transferów. Petr Schwarz ma pomóc w pucharach.
Szkoleniowiec wrocławskiego Śląska Jacek Magiera po ostatnim meczu minionego sezonu ze Stalą Mielec sprecyzował, jakich wzmocnień w najbliższych tygodniach będzie wymagał jego zespół. Priorytetem jest teraz pozyskanie stopera… – Potrzebujemy środowego obrońcy, ale także wahadłowego oraz środkowego pomocnika – powiedział „Magic”. – Wiemy o tym i otwarcie sobie o tym mówimy w klubie. Jednocześnie wiemy też jednak, jakie mamy możliwości, bo oczekiwania a możliwości, to dwa zupełnie inne pojęcia. […] – Petr to wszechstronny pomocnik, który w naszej lidze wypracował sobie bardzo solidną markę – powiedział dyrektor sportowy Śląska, Dariusz Sztylka. – Jestem przekonany, że będzie stanowił duże wzmocnienie naszego zespołu i pomoże nam walczyć o jak najwyższe cele. Wychowanek FC Hradec Kralove najczęściej ustawiany jest w środku pola, choć zdarzało się, że grał też jako obrońca. Znany jest z tego, że na boisku zawsze pracuje dla drużyny. W Rakowie był ponadto wykonawcą stałych fragmentów gry. – Bardzo dobrze czuję się w Polsce, natomiast doszedłem również do wniosku, że chcę postawić kolejny krok w mojej karierze – przyznał Petr Schwarz. – To przemyślana decyzja i choć miałem oferty z różnych klubów, mogę teraz zdradzić, że Śląsk od początku był dla mnie na pierwszym miejscu.
Iwo Mandrysz, historyk i kibic Rakowa, mówi o sukcesach klubu z obecnego sezonu.
Czy Raków mógł rozegrać lepszy sezon?
– Oczywiście, że tak, bo mógł jeszcze pokonać Legię. Jedno zwycięstwo nad nią sprawiłoby, że na mecie sezonu kolejność w tabeli byłaby odwrotna. Oczywiście tylko teoretyzujemy, bo po porażce z Rakowem Legia byłaby bardziej skoncentrowana na innych spotkaniach, by zdobywać punkty. Mimo to ten sezon przeszedł wszelkie oczekiwania.
Co pana bardziej ucieszyło – wicemistrzostwo czy Puchar Polski?
– Myślę, że puchar, bo on przyniósł więcej emocji. Tam do ostatniej chwili wszystko mogło się zmienić. Przecież do 81 minuty Raków przegrywał z Arką. To gdynianie byli wtedy bliżej pucharu. Natomiast w lidze było tak, że jak w tej kolejce nie wygramy, to uda nam się w kolejnej, a w razie potrzeby mamy jeszcze ostatni mecz w Szczecinie, który będzie rozstrzygał, kto będzie drugi. Tak więc Puchar Polski przyniósł więcej emocji i jest to mimo wszystko większy sukces niż wicemistrzostwo, a przynajmniej ja tak to odbieram. Przez lata finał Pucharu Polski z 1967 roku już trochę obrósł legendą. Teraz Raków, powiedzmy, „odkuł” się za tamten przegrany finał w Kielcach.
Był pan na inauguracyjnym spotkaniu Rakowa przy Limanowskiego. Nie czuje pan żalu, że stadion w tak dużym mieście wygląda tak skromnie?
– W temat przebudowy stadionu weszło za dużo polityki. Dwie główne siły obrażały się na siebie i dyskutowały, kto powinien dać więcej pieniędzy na budowę. Faktem jest, że poprzedni rok spędzono na „przepychankach”. Realne było to, by stadion powstał w ubiegłym sezonie, bo faktycznie pierwsze prace zaczęły się w lipcu ubiegłego roku. Jednak jestem w stanie zrozumieć władze samorządowe, że są potrzeby pilniejsze niż stadion. Nie wszyscy w mieście są kibicami, nie wszyscy lubią Raków. To też ma pewne swoje przełożenia na te posunięcia. Trudno byłoby jednak zostawić klub w potrzebie.
Dante Stipica najlepszym piłkarzem Ekstraklasy według „Sportu”. To do niego trafią „Złote Buty”.
Trzeba pamiętać, że dobre wejście w ligę zaliczyć nietrudno – a zdecydowanie trudniej tę dyspozycję utrzymać. Stipicy to się jednak udało, czego zwieńczeniem był zakończony niedawno sezon. Chorwat zagrał we wszystkich 30 meczach i aż 17 razy zachował czyste konto! W znacznej mierze także dzięki niemu „portowcy” mogli poszczycić się najlepszą defensywą ligi, bo szczeciński bramkarz piłkę z siatki wyjmował ledwie 23 razy – a wynik ten byłby zapewne dużo lepszy, gdyby nie obniżka formy Pogoni w końcówce, kiedy w ostatnich 4 kolejkach nie wygrała ani razu, tracąc „aż” 6 bramek. Najdłuższa passa Stipicy bez straconej bramki to 524 minuty, a dłużej od niego wytrzymał tylko Frantiszek Plach z Piasta (4 minuty dłużej) oraz Dominik Holec z Rakowa (560 minut). Chorwat imponował także procentem obronionych uderzeń, który w jego przypadku wyniósł aż 79,1. Lepiej pod tym względem wypadli tylko Lukas Hrosso, Holec i Cezary Miszta, lecz wszyscy oni rozegrali zacznie mniej meczów od Stipicy.
Górnik Zabrze zapowiada przedłużanie kontraktów. Trzech lub czterech piłkarzy, głównie młodych, zostanie przy Roosvelta.
W grupie zawodników, którym za niewiele ponad miesiąc również kończą się umowy, są też młodzieżowcy. To obrońca Aleksander Paluszek, a także Dariusz Pawłowski, który ostatnio przebojem wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, Michał Rostkowski czy Daniel Ściślak. Tym ostatnim interesowała się ostatnio walcząca o ekstraklasę Arka Gdynia. Rozgrywający z Jastrzębia-Zdroju ostatni ligowy mecz zagrał przed miesiącem. Jak będzie w jego przypadku? Trudno wyrokować. Górnik chce, żeby zdolna młodzież pozostała w klubie. Mówi o tym prezes Dariusz Czernik. – Wkrótce ogłosimy podpisanie nowych kontraktów z kilkoma zawodnikami, którym kończą się umowy. To będą trzy, cztery przedłużenia. Ogłosimy też rozstanie z kilkoma innymi – mówi sternik zabrzan.
Transferowo także w Piaście Gliwice. Patryk Sokołowski i Frantisek Plach mogą odejść, do przyjścia szykuje się Michael Ameyaw.
Idźmy dalej. Solidną sumę Piast może zarobić na Frantiszku Plachu, który ma ważny kontrakt, ale swoją bardzo dobrą postawą wzbudza coraz większe zainteresowanie zagranicznych klubów. Sam też czuje, że zbliża się moment, by spróbować swoich sił w silniejszej lidze i silniejszym klubie. Patryk Sokołowski to kolejne nazwisko, które tego lata może zmienić klub. Pomocnik przedłużył umowę tylko o pół roku, by klub cokolwiek na nim zarobił, a spekuluje się o lidze rosyjskiej lub 2. Bundeslidze. Gliwiczanie przedłużyli już kilka kontraktów oraz wykupili z Norymbergi Dominika Steczyka. A to dopiero początek. Jak poinformował łódzki oddział „Gazety Wyborczej” blisko przejścia do Piasta jest pomocnik Widzewa Michael Ameyaw. 21-latek, który ma polskie i ghańskie obywatelstwo, już niebawem będzie wolnym zawodnikiem. Ofensywny piłkarz spełnia więc warunki młodzieżowca i w dodatku może grać na kilku pozycjach, w zależności od systemu, w pomocy lub w ataku. W tym sezonie Ameyaw rozegrał 25 meczów zdobył 2 bramki i zaliczył 2 asysty. Zawodnik oraz jego menedżer mieli już odbyć wizytę w Gliwicach, gdzie omawiano szczegóły kontraktu. Jak widać w kwestii transferów dopiero karuzela się rozkręca. – Może być ciekawe okienko – rzucił nam jeden z piłkarzy Piasta w luźnej rozmowie o zmianach po sezonie.
Kolejny pierwszoligowiec będzie miał podgrzewaną murawę. Chrobry rozpoczyna modernizację stadionu.
W poniedziałek teren stadionu w Głogowie został przekazany firmie „Dropservice”, która jest odpowiedzialna za wykonanie instalacji grzewczej murawy. Już we wrześniu tego roku stadion Chrobrego zostanie przystosowany do infrastrukturalnych standardów obowiązujących na najwyższych poziomach ligowych w Polsce. Na czas prac, dwa domowe mecze bieżącego sezonu (z GKS-em Bełchatów i Arką Gdynia) odbędą się na drugiej płycie, bez udziału kibiców. […] – PZPN przysłał do nas swojego eksperta i na podstawie jego opinii otrzymaliśmy taką zgodę. Dwa najbliższe mecze zagramy na swoim rezerwowym obiekcie. Zakończenie wykonania umowy wraz z uzyskaniem prawomocnej decyzji pozwolenia na użytkowanie ustalono na 31 sierpnia bieżącego roku. To oznacza, że powrót na dostosowany do standardów stadion nastąpi we wrześniu. Co z meczami nowego sezonu, które odbędą się do tego momentu? Chrobry podejmie działania, aby kibice nie stracili występów swojej drużyny. – Mając na uwadze, że organizacja meczów na drugiej płycie nie zezwala na udział kibiców, podjęliśmy decyzję o innych działaniach – to jeszcze raz dyrektor Prejs. – Pierwsze domowe mecze nowego sezonu będziemy chcieli rozegrać w roli gościa na stadionach rywali, aby dopiero później być gospodarzem większej liczby spotkań. Dzięki temu kibice nie straciliby kolejnego sezonu.
Super Express
Jan Tomaszewski stracił zaufanie do Paulo Sousy. W „Super Ekspressie” tłumaczy, czym zawiódł go selekcjoner polskiej kadry.
„Super Express”: – Dlaczego nie podobają się panu powołania?
Jan Tomaszewski: – Mamy piłkarzy, którzy mogą walczyć o medal, ale po wystąpieniu Paulo Sousy mam wątpliwości, czy wyjdziemy z grupy. Na każde pytanie dziennikarzy odpowiadał: „My zdecydowaliśmy”. Panie Sousa, mam do pana pytanie, kto to jest „my”? Ja chcę wiedzieć, komu gratulować sukcesu albo kto powinien podać się do dymisji. To nie była konferencja prasowa, ale imieniny u cioci Mani. Sousa omamił nas wszystkich, potraktował nas jak dyletantów. Sousa powiedział, że Szczęsny jest bramkarzem numer 1, ale z Rosją i Islandią nie będzie grał. Myślałem, że się przesłyszałem, ale nie! Skoro ma zagrać na Euro, to każda minuta spędzona na boisku wcześniej jest na wagę złota.
– Traci pan cierpliwość do Sousy?
– Straciłem do Sousy jakiekolwiek zaufanie i przekonanie, że zrobi coś na mistrzostwach Europy. Na konferencji odpowiadał na pytania z pełną kurtuazją. Jakby dwóch kibiców rozmawiało o tym, to wyglądałoby tak: „– Widziałeś, jak Sousa występował w telewizji? – A co mówił? – A tego nie powiedział”. Przez cały czas tylko zbywał wasze pytania. Tak samo było na poprzednim zgrupowaniu, dziękowanie za pytania, pełna kultura. Ana boisku była kompromitacja i straciliśmy awans z pierwszego miejsca. Wierzyłem mu, że doprowadzi kadrę do automatyzmów, tak teraz mój optymizm stopniał do minimum i życzę kadrze, żeby się nie skompromitowała.
Tomasz Hajto także jest na „nie”. Oczywiście najbardziej boli go brak w kadrze Kamila Grosickiego. A że to jego dobry kumpel? Zupełny przypadek.
„Super Express”: – Co pana najbardziej zaskoczyło?
Tomasz Hajto: – Ja zwykle zadaję pytanie: jakim kluczem przy powołaniach się posługujemy? Bo jeśli tłumaczymy powołanie Kacpra Kozłowskiego tym, że jest młody i niech się przyzwyczaja do dużych imprez, to patrząc na jego statystyki, nie są oszałamiające i prędzej powołałbym Szymańskiego. Oczekuję od trenera przejrzystego klucza powołań, którego tutaj nie ma. Patrząc na pierwsze powołania na mecze eliminacyjne do MŚ, bardziej to wyglądało, jakby słuchał czyichś podpowiedzi.
– Czyli brak powołania dla Grosickiego jest błędem?
– Oprócz tych piłkarzy, co będą walczyć o pierwszy skład, to z tyłu głowy trzeba mieć plan na mecz, w którym nie będzie nam szło. Nie będziemy grali atakiem pozycyjnym, bo nie mamy potencjału i siły. Jeśli w 70. min meczu będziemy przegrywali, to kogo mamy wpuścić na boisko – 17-latka, który uczy się gry w lidze, czy Grosickiego, który statystyki w reprezentacji ma niesamowite? Potrzebujemy zawodników doświadczonych. Joachim Loew był pokłócony z Thomasem Muellerem, ale w końcu go powołał, bo liczy się dobro reprezentacji Niemiec.
Przegląd Sportowy
Piotr Zieliński na EURO uda się po najlepszym sezonie w życiu. Co to oznacza dla naszej kadry?
Zieliński występował jako ofensywny pomocnik (tzw. dziesiątka) w juniorach, ale w świecie dorosłych jakoś żaden z trenerów nie widział go tam na stałe. Na tej pozycji rozegrał siedem meczów w Udinese, pięć w Empoli i dwa w Napoli za czasów Ancelottiego. To wszystko. Znacznie częściej próbowano go tam w kadrze narodowej, aczkolwiek w biało- -czerwonych barwach zawodził, więc wydawało się, że zwyczajnie nie jest to jego kawałek podłogi. Aż w 10. kolejce trwającego sezonu w meczu z Crotone (4:0) Gattuso postawił na system 4-2-3-1 z Zielińskim za plecami Driesa Mertensa. Polak doszedł do siebie po zakażeniu koronawirusem (mocno odczuł skutki choroby), a Belg musiał zastąpić kontuzjowanego Victora Osimhena. I odpaliło. We wtorkowym wydaniu rzymskiego dziennika „Corriere dello Sport” pisano o „złotym sezonie” Zielińskiego i nie ma w tym przesady. W 46 meczach wszystkich rozgrywek strzelił 10 goli i zanotował 13 asyst. W jego przypadku to zdecydowanie rekordowe wyniki. W „CdS” zachwycano się, że Polak jest jednym z nielicznych piłkarzy Serie A z prawdziwego zdarzenia, potrafi ących równie dobrze grać obiema nogami. Jest jednym z głównych powodów, dla których ekipa Gattuso liczy się do ostatniej kolejki w walce o kwalifi kację do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Wreszcie jest liderem. Co konkretnie zmieniło się w grze Zielińskiego? Po pierwsze Gattuso zwolnił Polaka z obowiązków defensywnych, za które mają odpowiadać biegający za jego plecami Diego Demme, Fabian Ruiz czy Tiemoue Bakayoko.
Czy Przemysław Frankowski będzie motorem napędowym kadry? „PS” o tym, jak w MLS radzi sobie Polak.
– Frankowski wrócił, bo skrzydła potrzebują napędu. Skoro nie ma „Turbo”, to potrzeba innego szybkiego zawodnika. Szczególnie w takich spotkaniach jak z Hiszpanią, kiedy nie będziemy prowadzić gry, potrzebni będą zawodnicy, którzy pomogą w wyprowadzaniu szybkich kontrataków. Takim piłkarzem jest właśnie Przemek – tłumaczy były szkoleniowiec. Frankowski ma na pewno przewagę nad Grosickim w minutach spędzonych na boisku. Jest podstawowym zawodnikiem Chicago Fire, w którym gra od stycznia 2019 roku. Nie musi martwić się o miejsce w składzie, ale już o wyniki swojego zespołu jak najbardziej. – Polak nie prezentuje wysokiego poziomu. Gra przeciętnie, co wynika po części z tego, że występuje w najsłabszym obecnie klubie w MLS – mówi Katarzyna Przepiórka, redaktor naczelna strony amerykanskapilka.pl. Przyznaje, że reprezentant naszego kraju jest ważną częścią drużyny i mocno naciskano, by nie zmieniał klubu. – Mówiło się o jego przenosinach do Championship, do innego klubu MLS, ale władze Chicago ucięły ten temat. Trener Raphaël Wicky kilka razy podkreślał, jak ważną częścią jego drużyny jego Polak. Wierzy w niego, ale też nie wiadomo, jak długo będzie on prowadził ten zespół, bo wyniki są fatalne – zauważa Przepiórka.
Tomasz Kędziora uważa, że zasłużył na powołanie. Trochę niepokoi fakt, że to kolejny piłkarz, z którym Paulo Sousa niewiele rozmawiał.
Miał pan wcześniej sygnał, że znajdzie się w kadrze?
Nie rozmawiałem z nikim na ten temat. Powołania oglądałem w internecie o 12 polskiego czasu. Zobaczyłem, że jestem na liście i bardzo się cieszę. Będę chciał się odwdzięczyć jak najlepszą grą. Czekałem, że pojawię się w gronie powołanych, bo rozegrałem dobry sezon, na Ukrainie wygraliśmy wszystko, co było do wygrania.
Kontaktował się już pan z kolegami z reprezentacji?
Tak, rozmawiałem z chłopakami z kadry, wszyscy się cieszą, że wracam.
Pominięcie pana w nominacjach w marcu chyba wszystkich zdziwiło. Pana też?
Tak, byłem bardzo zaskoczony. To jednak decyzja trenera, miał takie prawo. On jest szefem, ja zawodnikiem.
Trener Sousa wytłumaczył panu tę decyzję?
Zadzwonił i powiedział, że nie jadę i że powołuje innych piłkarzy. Potem nikt ze sztabu się ze mną nie kontaktował.
Jak pan się czuł, oglądając mecz w telewizji?
Było to dziwne uczucie. Zawsze podczas przerwy na kadrę jeździłem na zgrupowania, i to jeszcze od czasów reprezentacji do lat 16, a teraz zdarzyło się, że nie pojechałem. Walczyłem o awans, grałem w większości meczów w eliminacjach, a tu nagle nie zostałem powołany. Zastanawiałem się nad tym wszystkim, może trener miał inną koncepcję.
Radosław Majecki ma zatrzymać PSG. Przed reprezentantem Polski finał Pucharu Francji.
Od 9 stycznia numerem 1 jest Lecomte, Majecki z Mannone zmieniają się w roli rezerwowych, ale w Pucharze Francji broni Polak. Tam odbudowuje swoją pozycję i powoli szykuje się do roli pierwszego bramkarza. Identycznie było w Warszawie – droga do bramki Legii wiodła przez Puchar Polski. Debiutował w niej w tych rozgrywkach (1:1 po 120 minutach gry z Piastem, 4:2 w karnych i obroniona jedenastka), a potem przez półtora roku z powodzeniem bronił w ekstraklasie. W sezonie 2018/19 Legia odpadła z krajowego pucharu w ćwierćfi nale, we Francji Monaco idzie jak burza. W drodze do środowego fi nału wyeliminowało II-ligowe Grenoble (1:0), potem trzy kluby Ligue 1: Nice (2:0), Metz (0:0, 5:4 w karnych) i Lyon (2:0), a ostatnią przeszkodą było IV-ligowe Rumilly Vallieres (5:1). – Współkomentowałem to spotkanie – mówi trener Piotr Kobierecki. 36-letni szkoleniowiec prowadzi obecnie Znicz Pruszków, ale z Majeckim pracował w rezerwach Legii i świetnie zna bramkarza. – Ten półfi – nał nie był wybitny w wykonaniu Radka, Monaco pierwsze straciło bramkę, ale szybko wyrównało, a z czasem zdominowało przeciwnika. Radek grał bezpiecznie, szukał spokojnych rozwiązań, raczej wybijał piłkę. Raz zagrał pod nogi rywala, ale ten na szczęście strzelił niecelnie. Liga francuska, w porównaniu do polskiej, jest bardziej wymagająca pod względem taktycznym, gra się o wiele szybciej. W ostatnich miesiącach Radek zrobił postęp. Zmężniał, obudował się mięśniami, poprawił grę nogami, do której w Monaco mieli najwięcej zastrzeżeń. Radzi sobie coraz lepiej, a jego wizytówką stał się ćwierćfi nał z Lyonem.
Wojciech Cygan, prezes Rakowa Częstochowa, w szerszym wywiadzie. Pada deklaracja poszerzenia kadry.
Wyniki są trochę ponad stan i możliwości klubu?
Spotykałem się z takim stwierdzeniem. Pewnie gdybyśmy porównali wyniki sportowe do stanu infrastruktury na obiektach Rakowa, to trzeba by było powiedzieć, że tak – osiągnęliśmy rezultaty ponad nasze możliwości. Jeżeli natomiast spojrzymy na sposób organizacji i zaangażowania ludzi w życie klubu, to myślę, że nie, chociaż są jeszcze rezerwy. Na te sukcesy zapracowało naprawdę wiele osób, często zupełnie anonimowych. Bez nich to nie byłoby możliwe.
Bardziej pan ceni puchar czy srebrne medale za ekstraklasę?
Może nie jest to do końca popularne zdanie u nas w klubie, ale mi się wydaje, że ważniejszy i cenniejszy jest medal mistrzostw Polski. Puchar to kilka rund i fi nał, który rozgrywa się z podwyższoną dawką adrenaliny. Srebrne medale w ekstraklasie to efekt całorocznej pracy przez 30 kolejek. Dopiero z czasem wicemistrzostwo będzie się wydawało w i ę k s z y m osiągnięciem. Tak naprawdę większość meczów graliśmy na wyjeździe Przez dużą część sezonu kibice nie mogli wspierać nas z trybun. Dodatkowo z uwagi na Covid-19 cały czas trzeba było kontrolować stan zdrowia zawodników i sztabu. Od listopada musieliśmy sobie radzić jako drużyna bez jednego z kapitanów i czołowego gracza, czyli Tomaša Petraška. Takich problemów było kilka, a mimo to w tym sezonie udało się osiągnąć tak niesamowity wynik, jak wicemistrzostwo Polski. Z perspektywy czasu za kilka lat ten sukces będzie jeszcze bardziej doceniany, właśnie z uwagi na okoliczności.
Latem będzie więcej odejść czy przyjść do zespołu? Przed wami gra w ekstraklasie, Pucharze Polski i eliminacjach Ligi Konferencji. Kadra chyba musi być szersza?
Zgoda. Dlatego odejść powinno być mniej niż przyjść nowych zawodników. Słyszy się o jakichś ofertach dla naszych graczy. Być może to kwestia czasu i musimy na nie poczekać. Na razie konkretnych propozycji dla naszych piłkarzy nie ma. Zobaczymy, jak sytuacja będzie się rozwijać. Jeżeli chodzi o wzmocnienia, to pracujemy bardzo intensywnie. Mam nadzieję, że przygotowania do nowego sezonu rozpoczniemy w możliwie kompletnym i szerszym składzie.
Po co klubom większa władza w PZPN? Na to pytanie odpowiedzi szuka Antoni Bugajski.
Owszem, kluby są zrzeszone w ligowej spółce o nazwie Ekstraklasa SA, swoją organizację mają również pierwszoligowcy, lecz w takich ramach nie są w stanie działać z pełną swobodą, do tego potrzebny jest większy udział w decyzjach podejmowanych przez PZPN. I niech się PZPN tak nie dziwi, że kluby oczekują od związku większego zaangażowania. Układ ma działać w dwie strony, czyli nie może być tak, że PZPN wymaga, krytykuje, a zarazem odcina się od wszystkich klubowych niepowodzeń – wynikało z tyrady Błaszczykowskiego przed kamerą Canal+. Jeśli PZPN chce wpływać i kontrolować, niech bierze na siebie też odpowiedzialność. A czy teraz wpływa i kontroluje? No jasne, bo to on ustala wymogi licencyjne i w jego strukturach działa Komisja Licencyjna, on wymierzał w przeszłości surowe kary degradacji za grzechy korupcyjne, które mieli też na sumieniu poważni związkowi działacze. On narzuca warunki, do których musi się dostosowywać klub, jak na przykład obowiązek wystawiania co najmniej jednego młodzieżowca w każdym ekstraklasowym meczu, co oczywiście odbija się na decyzjach kadrowych. Wpływ PZPN jest, znacznie gorzej z odpowiedzialnością. Musi być coś za coś, a nie że my jesteśmy od wypinania piersi do orderów, a wy jesteście chłopcami do bicia. Jakub Błaszczykowski na dużym spokoju poruszył drażliwe kwestie, które wszystkim powinny dać do myślenia. […] Może rzeczywiście przyszedł więc czas, by na czele PZPN stanął człowiek, który dobrze czuje i rozumie interesy klubów? Tyle że akurat w tej sprawie na ironię zakrawa fakt, że mówimy o kandydacie będącym prezesem wspomnianej wyżej Jagiellonii, który gdyby ktoś pytał, jeszcze nie powiedział, że startuje, mimo że do wyborów już tylko trzy miesiące…
Gazeta Wyborcza
Niemcy błagają o litość. Roberta Lewandowskiego oczywiście, bo nie chcą, żeby pobił rekord Gerda Mullera. Twierdzą, że „Lewy” jest za mało ludzki, żeby wielbić go latami.
Zanim napastnik Bayernu zdobył 40. bramkę, niemieccy komentatorzy jęli nawoływać, by się opamiętał. Ben Redelings, popularny w środowisku filmowiec, publicysta i organizator imprez z pogranicza futbolu oraz kultury, z reżyserską werwą nakreślił nawet idealny scenariusz: oto Lewandowski wyrównuje rekord, po czym zrywa z siebie koszulkę, zmusza sędziego do wlepienia mu żółtej kartki, a ponieważ otrzymałby już piąte upomnienie, zostałby zawieszony na jedną kolejkę rozgrywek. Ten wyobrażony obrazek puentuje opublikowany w portalu telewizji n-tv artykuł zatytułowany „Proszę, nie rób tego, Robercie Lewandowski”, w którym autor sentymentalnie portretuje Müllera – „małego grubaska”, „wyglądającego jak każdy z nas”, poczciwca objadającego się ciastem marmurkowym. I przeciwstawia mu zimnego wyczynowca z Polski. „Czy będziemy go gloryfikować za 30 lat? Nie wiadomo. Na razie się na to nie zanosi. Nie dlatego, że strzelił za mało goli. Napastnik Bayernu jest raczej niezbyt ludzki. Wielu widzi w nim kalkulującego, twardego profesjonalistę, który nie wyzwala w fanach emocji poza boiskiem. Ale kto wie? Może wszyscy się mylimy i zaskoczy spektakularną akcją podczas najbliższego meczu” – konkluduje Redelings. Spektakularną akcją byłoby według niego sprowokowanie sędziego do wyciągnięcia żółtej kartki.
fot. FotoPyK