Co słychać w dzisiejszej prasie? Waldemar Fornalik nie tyle rozlicza się z Piotrem Parzyszkiem, co uruchamia walec. – Piotrek szybko zapomniał, jak wyglądał rok temu, kiedy graliśmy w europejskich pucharach i rzeczywiście nie miał zmiennika. A jeśli tak bardzo było mu źle i wreszcie przeszedł do wymarzonego klubu, w którym więcej zarabia i są świetne treningi, powinien podziękować Piastowi, że dostał na to zgodę – punktuje trener Piasta. Rozlicza się także Radosław Kucharski, choć dyrektor sportowy Legii mówi akurat o transferach do klubu. Zapraszamy na przegląd prasy!
Sport
“Sport” nadrabia oceny za mecz z Finlandią. Najwyższa – bez zaskoczenia – dla Grosickiego. Spory rozstrzał między notami, bo np. Krychowiak dostał jedynkę.
Michał KARBOWNIK – 7 W pierwszym zagraniu popełnił błąd i tylko zaskoczeniu rywala zawdzięcza, że nie straciliśmy gola. Później było lepiej, a nawet dużo lepiej. Pokazał to, czego często w naszym zespole brak, czyli uniwersalizm. Bez kłopotu potrafi zmienić pozycję na boisku. Dobry występ udekorował asystą przy trafieniu Milika.
Kamil GROSICKI (62 min) – 10 To był bezapelacyjnie jego wieczór. Trzy gole i kluczowe zagranie przy czwartym trafieniu. I to w niespełna godzinę! Lider, absolutny motor napędowy naszej drużyny. Każda z bramek była wyjątkowej urody. W ten sposób uczcił 9. rocznicę ślubu i wysłał czytelny sygnał klubowemu trenerowi, że wcale meczów West Bromwich nie musi oglądać z trybun lub przed telewizorem.
Krzysztof PIĄTEK (72 min) – 6 Z dwójki naszych napastników, w przekroju całego spotkania, zrobił mniej. Ale trafienie się liczy, tym bardziej, że wiemy, w jakiej sytuacji się znajduje. Okazję bramkową skończył pewnie, a po wszystkim widać było, że odetchnął.
Grzegorz KRYCHOWIAK (29 min) – 1 Nie dał dobrej zmiany. Biernie zachował się przy straconym golu. Chyba nadal nie jest w formie, nie mówiąc już o optymalnej dyspozycji.
Rozmówka o meczu z Finami z Czesławem Boguszewiczem, który dobrze zna tamtejszy futbol. Na pochwały zasłużył według niego Jakub Moder.
Świetnie zna pan fiński futbol. Przez 7 lat pracował pan w tym kraju jako szkoleniowiec. Proszę powiedzieć czy to my jesteśmy tacy mocni, czy Finowie tacy słabi?
– Powiem tak, może nie jesteśmy aż tak mocni, a o Finach można powiedzieć, że zagrali z nami słabe spotkanie. Obnażyliśmy ich w środowej potyczce z każdej strony. Przypomniały mi się czasy, kiedy wysoko wygrywaliśmy z nimi na przykład w Szczecinie (chodzi o wygraną 7:0 z października 1965 roku w eliminacjach MŚ – przyp. red.). Można wrócić do tych czasów, a przecież od tego momentu upłynęło już kilkadziesiąt lat. Zagrali z nami słabszy mecz, może mieli też kiepski dzień. Może też dalej są zachłyśnięci swoim pierwszym awansem do dużej międzynarodowej imprezy. Co do nas, to zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, strzeliliśmy sporo bramek i pozostaje czekać na kolejny mecz czy mecze w takim wykonaniu, tyle że teraz już o punkty.
W meczu z Finlandią zadebiutowało kilku zawodników. Jakub Moder pierwszy raz wyszedł w podstawowym składzie. Występ któregoś z tych nowych graczy szczególnie pana przekonał?
– Jakbym porównał Modera z Krychowiakiem, to bym zdecydowanie postawił na tego pierwszego. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przy takich ocenach można zrobić komuś krzywdę, bo w czasie pandemii to nie wiadomo, kto w jakiej sytuacji był przez ostatni czas, czy trenował, czy był zawieszony i sam musiał ćwiczyć. To ma wpływ na wszystkich, a do wszystkiego trzeba podejść ze spokojem. Na pewno jednak fajnie, że młodzi chłopcy, jak Karbownik, pokazali się z tak dobrej strony i nikt z nich nie zawiódł na tle, to trzeba powiedzieć, bardzo słabego w środę przeciwnika.
Nasza młodzieżówka gra dzisiaj z Serbią. Biało-czerwoni nie mogą się potknąć, jeśli liczą na spokojny finisz eliminacji.
Siedmiu punktów w trzech meczach potrzebuje reprezentacja Polski, aby wygrać grupę eliminacyjną i bez względu na wszystko inne zapewnić sobie awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy, które w przyszłym roku – w dwóch turach – odbędą się na Węgrzech i w Słowenii. Kluczowe dla losów rywalizacji okażą się dwa najbliższe spotkania, czyli dzisiejszy mecz z Serbią na wyjeździe, a następnie domowe spotkanie z Bułgarią. W tych dwóch starciach trzeba wywalczyć cztery „oczka”, bo eliminacje skończymy meczem z Łotwą u siebie, a inny scenariusz niż zwycięstwo naszego zespołu w tym starciu nie wchodzi w grę. Nie sposób jest sobie również wyobrazić, aby w dwóch najbliższych meczach punkty stracił obecny lider naszej grupy, czyli Rosja. „Sborna” gra z Estonią i Łotwą właśnie.
Echa meczów z przedwczoraj sobie darujemy, lecimy z zapowiedzią Superpucharu Polski. Czesław Michniewicz z dystansu patrzy na to, co dzieje się w Warszawie.
Jednak piłkarze nie są jedynymi, których będzie dzisiaj Legii brakować. Klubowe szefostwo doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że zatrudniając trenera Czesława Michniewicza czasem będzie trzeba oddać go w ręce PZPN-u. Doświadczony szkoleniowiec jest przecież selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 21 i jego – wraz z asystentem Kamilem Potrykusem – zajmują obecnie obowiązki związane z drużyną państwową. Dlatego Legię poprowadzi dzisiaj inny asystent Michniewicza, Marek Saganowski, a pomagać mu będzie Przemysław Małecki. Dla „Sagana” będzie to drugi raz w jego popiłkarskiej karierze, kiedy poprowadzi warszawską drużynę, ponieważ 1,5 roku temu na ławce zastępował zawieszonego Alexandara Vukovicia, a dyrygowani przez niego „wojskowi” pokonali Lechię Gdańsk 3:1. W tym miejscu warto sobie uświadomić pewną groteskę, jaką jest fakt, że Michniewicz do młodzieżówki powołał… swoich piłkarzy – których rzecz jasna znał już od dłuższego czasu. – Prowadzimy zajęcia razem z trenerem Małeckim. Informacje i plany otrzymujemy od trenera Michniewicza, a treningi są nagrywane i wysyłane do pierwszego szkoleniowca. Wszyscy jesteśmy pod jego stałą kontrolą – zdradzał zakulisowe szczegóły na łamach klubowych mediów Saganowski.
A co słychać w Cracovii? Sergiu Hanca chciałby otrzymać polski paszport. Wkrótce zajmie się formalną częścią tej sprawy.
Po wtorkowej informacji, że w Cracovii jeden z zawodników miał pozytywny wynik badania na koronawirusa, kibice „Pasów” w napięciu czekali na rozwój sytuacji. Wprawdzie w rozgrywkach ligowych nastąpiła reprezentacyjna przerwa, ale dzisiaj o 20.15 drużyna Michała Probierza ma w planie mecz o Superpuchar. Po odizolowaniu zakażonego piłkarza od reszty zespołu zlecono ponowne badania, których wyniki okazały się negatywne, a to znaczy, że zdobywca Pucharu Polski przystąpi na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej do rywalizacji z mistrzem kraju. Wiadomo, że w krakowskiej drużynie nie zagra jej kapitan i motor napędowy Sergiu Hanca, który został powołany do reprezentacji Rumunii. Jadąc na zgrupowanie, na które został powołany przez selekcjonera Mirela Radoiego, pomocnik Cracovii ujawnił, że zamierza się starać o polski paszport. Niedawno 28-letni piłkarz, który pod Wawel trafił na początku 2019 roku, postanowił przedłużyć swój kontrakt z krakowskim klubem do czerwca 2025 roku. W ślad za tą decyzją poszły następne działania. O swoich piłkarskich planach Hanca, na spotkaniu klubowej delegacji w Pałacu Prezydenckim w związku z gratulacjami za zdobycie Pucharu Polski, poinformował bowiem prezydenta Andrzeja Dudę, któremu przysługuje prawo nadania obywatelstwa obcokrajowcowi. – Nie spieszę się, choć po przerwie reprezentacyjnej zajmę się tematem – potwierdza Sergiu Hanca. – Muszę znaleźć dobrą nauczycielkę, bo na naukę języka polskiego będę potrzebował kilku miesięcy. Wszystko więc wydarzy się najwcześniej w 2021 roku.
Zagłębie Sosnowiec na wyjeździe jeszcze nie wygrało. Teraz jest szansa na odwrócenie karty i zwycięstwo ze słabszym kadrowo GKS-em Bełchatów.
Jak do tej pory zespół z Sosnowca nigdy w historii występów ligowych na szczeblu centralnym nie był w stanie pokonać ekipy z Bełchatowa. Sztuka ta udała się na trzecim poziomie rozgrywek w sezonie 1999/2000, gdy Zagłębie skutecznie walczyło o awans na zaplecze ekstraklasy. Wówczas zespół prowadzony przez Krzysztofa Tochela pokonał bełchatowian 1:0, a zwycięskie trafienie zaliczył Rafał Baczyński, syn honorowego prezesa sosnowieckiego klubu. Ostatni mecz w Bełchatowie odbył się stosunkowo niedawno, konkretnie 13 czerwca w ramach rundy wiosennej sezonu 2019/20. Zagłębie jechało po trzy punkty, ale wróciło na tarczy, ulegając rywalom 1:2. W sobotę sosnowiczanie także nie będą mieć łatwej przeprawy. Mimo że rywale mają na koncie zaledwie trzy punkty, Zagłębie nie może zlekceważyć rywala.
Super Express
Znów czytamy o aferze Kucharski-Lewandowski, ale jedyną nowością jest to, że sprawa byłego agenta trafiła do prokuratury. Co poza tym? Grosicki dedykuje żonie bramki, no i noty za mecz z Finami.
4 (skala 1–6) Bartłomiej Drągowski Przy jedynym golu Finów był bez szans. Generalnie bez zarzutu, ale w jednej sytuacji źle wybił piłkę i w polu karnym się zakotłowało. Dobry debiut.
5 Jakub Moder MODERator gry Polaków. Świetny w każdym aspekcie gry, bez zarzutu i w ofensywie, i w defensywie. Zaliczył kapitalną asystę przy golu Grosickiego.
5 Karol Linetty Trener Brzęczek wreszcie postawił na niego od początku meczu i się nie zawiódł. Linetty zagrał dojrzale, przeniósł swoje umiejętności z ligi włoskiej. Grał jak lider.
4 Krzysztof Piątek Pistolet znowu wystrzelił, po raz pierwszy w tym sezonie. Szukał gry, urywał się obrońcom, był ambitny. Gol po ładnej asyście Kądziora.
4 Arkadiusz Milik Będzie pewnie czekał na występy w kadrze jak wygłodniały wilk na ofiarę. W Napoli przynajmniej pół sezonu będzie siedział na trybunach. Asystował przy golu Grosickiego, sam ustalił wynik na 5:1
Przegląd Sportowy
Wiadomo, że dominuje Iga Świątek, ale mamy co poczytać. Łukasz Olkowicz analizuje nasze spotkanie z Finlandią, także pod kątem tego, jaką ławką dysponujemy.
Widzieliśmy wielką ochotę naszych na kolejne gole. Po rzucie rożnym Finów i przechwycie Polacy ruszyli do kontry. Piłkę prowadził Kamil Grosicki, a za nim w sprinterskim tempie ruszyło sześciu piłkarzy w białych koszulkach. Rzadko aż w takiej liczbie nacierają na bramkę przeciwnika. Obok lub przed sobą mieli tylko trzech Finów i ustawionego dalej ich bramkarza. Akurat ta akcja nie została dobrze rozegrana. Goście zdążyli wrócić, a Grosicki nie miał dużego wyboru i źle podał. Ale po chwili piłka z powrotem była w polu karnym atakowanych – Grosicki tym razem wystąpił w roli strzelającego, a nie podającego i cieszył się z drugiego gola. W wolnym tempie zachodzi w reprezentacji zmiana pokoleniowa, widzimy w niej kolejne młode twarze. Charakterystyczne, że coraz więcej spośród nich to absolwenci wiodących akademii w Polsce. Dominuje oczywiście Lech z pięcioma wychowankami na zgrupowaniu (Linetty, Bednarek, Kędziora, Moder, Jóźwiak), a przecież z różnych powodów z kadry wypadli inni powoływani przez Brzęczka (Bielik, Gumny, Kamiński czy Kownacki). Swoich przedstawicieli ma też akademia Legii. W niej edukowali się Karbownik i Sebastian Szymański, jak też Walukiewicz zanim odszedł do Pogoni. Być może zwiastunem nowego pokolenia piłkarzy wchodzących do reprezentacji będzie Moder. Przeciwko Finom pokazał rozumienie gry na wysokim poziomie – to, jak się pozycjonował i ustawiał między przeciwnikami, stwarzało naszej drużynie nowe możliwości w rozegraniu. Ułatwiał sobie przyjęcie piłki i dalszą grę na połowie Finów.
Wywiad Izy Koprowiak z Damianem Kądziorem. Skrzydłowy naszej kadry opowiedział o wykorzystanej szansie i dobrym występie przeciwko Finom.
Debiut w pierwszym składzie wiąże się z dodatkowym stresem?
Nie czułem tremy debiutanta, raczej zastanawiałem się, jak odpowiednio się do tego meczu przygotować. Dzień wcześniej dostałem sygnał, żeprawdopodobnie otrzymam szansę, myślałem więc o tym, jak udźwignę to fi zycznie. Nie czułem tej normalnej pewności, jaką mam zazwyczaj, bo był to dla mnie pierwszy mecz w takim wymiarze czasowym od 12 lipca, kiedy złamałem nos w meczu z Hajdukiem Split. Najpierw musiałem się wyleczyć, potem rozpoczęły się rozmowy transferowe. Tydzień siedziałem w hotelu w Hiszpanii, bo musiałem przejść trzy testy na koronawirusa, zanim mogłem dołączyć do drużyny Eibaru. Chodziłem do siłowni i na basen, ale nie ma to nic wspólnego z treningiem na boisku. Nie rozegrałem żadnego sparingu, dochodziłem do formy już spotkaniami w lidze hiszpańskiej. Tym bardziej doceniam, że w środę trener Jerzy Brzęczek wystawił mnie w pierwszym składzie, pozwolił rozegrać ponad 80 minut. Dla mnie to wiele znaczy, bo potrzebuję tych minut, by wrócić do odpowiedniej formy. Jestem z mojego środowego występu zadowolony, choć nie jest to jeszcze optymalna dyspozycja. Gdybym był w normalnym rytmie meczowym, w jakim mam nadzieję będę za dwa, trzy tygodnie, to moja gra mógłaby wyglądać lepiej, dorzuciłbym jeszcze jakieś liczby.
W meczu z Finlandią była asysta i udział przy trzech bramkach.
Zależy, czy patrzymy na to z trenerskiego, czy z kibicowskiego punktu widzenia. Jestem zadowolony, że właściwie przy każdej akcji bramk o w e j ,gdy byłem na boisku, miałem udział. Przy pierwszym golu „Grosika” dograłem piłkę do Arka Milika, on zgrał do Kamila, a ten strzelił. Druga bramka to bardzo dobra kontra całego zespołu. Zebrałem piłkę po rzucie rożnym, napędziliśmy z „Grosikiem” kontrę. Przy trzecim golu dobrze zachowaliśmy się w defensywie. Założyliśmy wysoki pressing, zmusiliśmy bramkarza, by zagrał dłuższe podanie. Karol Linetty i Janek Bednarek zebrali piłkę, zagraliśmy „na ścianę”, Karol wypuścił Krzysia Piątka i tak padła trzecia bramka. A czwarta to wszyscy widzieli: „Grosik” wycofał do mnie, miałem piłkę na prawej nodze, ale podałem do Piątka. Już przed meczem rozmawialiśmy, że czuję, że dziś będę mu asystował. Sprawdziło się. Bardzo się cieszę, że strzelił, bo w Hercie w tym sezonie jeszcze nie zdobył bramki, dobrze, że się przełamał, na pewno mu to pomoże. A ja z asyst też się zawsze bardzo cieszę.
Duża rozmowa z Radosławem Kucharskim, dyrektorem sportowym Legii Warszawa. Tematem oczywiście próba odpowiedzi na pytanie: dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze?
Dlaczego Legia zaczęła rozgrywki tak słabo, jakby była zupełnie nieprzygotowana?
Wszystkie nasze spotkania, pod każdym względem, były słabsze od tych z poprzedniego sezonu. Mówię o liczbie stworzonych sytuacji, pomyśle, sposobie poruszania się po boisku, rozwiązywaniu sytuacji, podejmowaniu decyzji. Wszystko się popsuło, było ociężałe i wolniejsze o jedno, dwa tempa. Wszystkie statystyki – ofensywne i defensywne – mieliśmy gorsze. A skład wcale nie wyglądał słabiej. Każdy piłkarz, dosłownie każdy, grał dużo poniżej możliwości. Już niedługo kibice zobaczą, jakie ci gracze mają umiejętności, i będą mieli przyjemność z oglądania Legii. Ale w tamtym momencie zawiedliśmy wszyscy. Drużyna nie funkcjonowała na boisku, schowana i bez błysku, który mieliśmy w zeszłym sezonie. Sportowiec, funkcjonujący w zespole, powinien wymagać od siebie i kolegów pełnego poświęcenia, brania odpowiedzialności za mecz.
Zabrakło „kozaków”?
Tak. Od piłkarzy Legii wymagam, by byli wk… na sytuację, w której się znaleźli i chcieli ją momentalnie naprawić. Wtedy nikt nie musi wchodzić do szatni, sami chcą dopaść rywala, dopaść i dominować na boisku. Nie twierdzę, że wystraszyli się stawki, o którą grali. Ale kiedy rywal mocniej tupnął, cofaliśmy się – mentalnie nie udźwignęliśmy meczów z Omonią i Qarabagiem. A z tym będziemy zderzali się co roku. W tym mieliśmy bardzo dobre losowanie, ale samym szczęściem przy wyciąganiu kulek do grupy się nie awansuje. Nie wskazuję piłkarzy jako winnych – pracuję z nimi na co dzień, a nawet przyprowadzam do klubu. Pokazuję tylko, że sytuacja nie jest zero-jedynkowa i że to Radosław Kucharski musi odejść. Można poświęcić kilka osób, ale problem nie zniknie.
Co jeszcze wydarzy się zimą?
W pierwszym zespole pojawi się więcej młodych zawodników z akademii. Vuko chciał i z nich korzystał, ale w eliminacjach europejskich pucharów, korzystniejszy dla Mosóra, Cielemęckiego, Włodarczyka był krok do tyłu, czyli regularne treningi i gra w drugim zespole, by niedługo wrócić do „jedynki” i być w rytmie meczowym. To zaprocentuje, oni zrobili i robią postęp. W czerwcu aż jedenastu zawodnikom kończą się kontrakty, nie wszyscy odejdą. Będąc dziś młodym legionistą, warto być cierpliwym.
Na razie Legia ich traci. Latem Mateusz Praszelik odszedł za darmo do Śląska, a Łukasz Łakomy przejdzie 1 stycznia do Zagłębia Lubin.
Praszelika przyprowadziłem do Legii z Odry Wodzisław, kiedy miał 14 lat, a wcześniej jeździłem za nim rok, gdy leczył kontuzję. Miał u nas wyznaczoną drogę rozwoju, przedłużenia kontraktu, bycia ważnym w tym sezonie. Żałuję, że nam nie zaufał na następne lata. Co więcej – po zeszłym sezonie dostaliśmy oferty na Luquinhasa i Gwilię. Szkoda że nie wykazał się cierpliwością, bo może zrobiłaby się dla niego przestrzeń? Dlatego wspominałem, że młodym przyda się cierpliwość. Dziś Mosór, Cielemęcki, i Włodarczyk oraz reszta młodych chłopaków są bardzo głodni, ale niedługo mogą zastąpić starszych piłkarzy.
Waldemar Fornalik odpowiada Piotrowi Parzyszkowi. Tego się raczej nie spodziewaliśmy, ale Fornalik kontruje ostatni wywiad byłego napastnika Piasta.
Wrócił pan do klubu i po kilku dniach dowiedział się, że w zasadzie nie zna się na swojej pracy. Piotr Parzyszek w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” podważył wartość treningów, jakie prowadzi pan w Piaście.
Skoro zostałem wywołany do tablicy, muszę zabrać głos, choć wcześniej tego nie robiłem. Ja nawet nie wiem, jak odebrać te wszystkie zarzuty. Szukam najodpowiedniejszego określenia i każde wydaje mi się n i ew ł a ś c i we. Jestem zdzi wiony, zszokowany i rozczarowany, że piłkarz, którego w Piaście przywróciliśmy do żywych, bo wcześniej próbował sił w innych drużynach i nie za bardzo mu się powodziło, tak podsumował naszą dwuletnią współpracę. Trafił do klubu, który go odbudował, postawił na niego, stworzył mu idealne warunki do grania i dobrze go wynagradzał. A teraz podważa sukces, jaki wspólnie osiągnęliśmy. Bo jego słowa są podważaniem naszych sukcesów. Jeżeli trenowaliśmy tak źle, jak to przedstawia Parzyszek, to skąd mistrzostwo Polski, skąd potem trzecie miejsce? Zastanawiam się, czy drugoligowy włoski klub powinien być wyznacznikiem dobrego i skutecznego szkolenia. Proponuję poczekać pół roku, cały rok i dopiero wtedy sensownie ocenimy dokonania Piotra w nowej drużynie.
Zawiódł się pan na nim?
On swoimi wypowiedziami najbardziej ubliżył moim współpracownikom ze sztabu, którzy poświęcali mu godziny, dni i tygodnie, żeby w ogóle mógł grać na ligowym poziomie. Bo na początku był taki moment, że sprawa stanęła na ostrzu noża – czy Piotrek nadal będzie w Piaście, czy jednak to nie ma sensu. Wielokrotnie broniłem go przed negatywnymi komentarzami, argumentowałem, że z czasem osiągnie dobrą formę. Uspokajałem i mówiłem, że trzeba poczekać. Wytrzymaliśmy ciśnienie. To był proces, który z mojej strony wymagał przemyślanego planu i cierpliwości. I udało się, Piotr oczywiście najwięcej na tym skorzystał i był ważnym ogniwem w ustalonej układance, gdzie działały pewne automatyzmy. Niestety, teraz wykazał się co najmniej brakiem zdroworozsądkowego myślenia, skoro sugeruje, że treningi w Piaście działały na jego szkodę.
On ma wyraźne pretensje, że rok temu nie dostał zgody na odejście z klubu. Zaznacza, że wtedy Frosinone oferowało za niego aż 2 miliony euro.
Po pierwsze, gdyby Włosi chcieli zapłacić za niego 2 miliony euro, to by zapłacili, bo właśnie taką miał klauzulę odstępnego i Piast nie mógłby go zatrzymać. Po drugie, nie może być tak, że piłkarze z ważnymi kontraktami próbują wpływać na politykę transferową klubu, bo chcą zarabiać więcej. Coraz bardziej oburzają mnie sytuacje, w których zawodnicy wymuszają zgodę na odejście. I mam świadomość, że za piłkarzami stoją ich agenci, dla nich transakcja to prowizja, dlatego dążą do niej wszystkimi sposobami. Rok temu nie chcieliśmy pozbywać się Piotra w sytuacji, gdy szykowaliśmy wzmocnienia na tę pozycję. I spełnił swoją rolę, był potrzebny.
„Mogłem grać 90 minut, ale trener uważał, że musi mnie zmienić niezależnie od tego, jak grałem” – również taki zarzut wobec pana stawia Parzyszek.
Piotrek szybko zapomniał, jak wyglądał rok temu, kiedy graliśmy w europejskich pucharach i rzeczywiście nie miał zmiennika. Z kolei teraz latem pojawił się Jakub Świerczok i Piotrek poczuł się zagrożony. Tak, przed kontuzją Kuba zagrał dwa pełne mecze, bo uznałem, że swoim doświadczeniem i umiejętnościami jest w stanie dać drużynie więcej niż Piotr. A jeśli tak bardzo było mu źle i wreszcie przeszedł do wymarzonego klubu, w którym więcej zarabia i są świetne treningi, powinien podziękować Piastowi, że dostał na to zgodę. Będę pilnie obserwował rozwój kariery Piotra Parzyszka w nowym klubie.
Gazeta Wyborcza
Nic o piłce.
Fot. FotoPyK