Reklama

Przysługą dla selekcjonera jest ściągać go na ziemię. Traci kontakt z rzeczywistością

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

07 września 2020, 08:27 • 10 min czytania 13 komentarzy

Cieszę się, że selekcjoner reprezentacji Polski był zadowolony z występu swoich zawodników. Cieszę się, że Jerzy Brzęczek dostrzega na boisku rzeczy, których nie widzą inni – kibice, dziennikarze, eksperci… A poważnie? Tak poważnie, to nie chciałbym, aby trener drużyny narodowej tracił kontakt z rzeczywistością. I uważam, że przysługą będzie, jeśli spróbujemy go sprowadzać na ziemię – pisze w “Przeglądzie Sportowym” Dariusz Dziekanowski”. Co poza tym dziś w prasie?

Przysługą dla selekcjonera jest ściągać go na ziemię. Traci kontakt z rzeczywistością

“SPORT”

Dość klarowny przekaz dziennika z okładki – “zacznijcie grać!”. Bo kadra za kadencji Brzęczka jest po prostu trudna do oglądania, czego dowodzą też liczby.

O tym, jaki jest pomysł Brzęczka na reprezentację, choć wielu zapewnia, że trener żadnego pomysłu nie ma, niech świadczą liczby. W 17 spotkaniach pod jego wodzą biało-czerwoni strzelili 23 gole, co daje średnią 1,35 bramki na mecz. Za Adama Nawałki w 50 meczach Polacy strzelili 99 goli, czyli uzyskiwali niemal dwa trafienia na s p o t k a n i e . Różnica jest kolosalna. Odwołajmy się również do guru, czyli Roberta Lewandowskiego. W eliminacyjnych kampaniach za Nawałki najlepszy obecnie napastnik świata strzelił, kolejno, 13 i 16 goli. Za Brzęczka – w eliminacjach Euro 2020 – zdobył 6 bramek. Czyli grubo ponad połowę mniej.

Rozmowa z Dżenanem Hosiciem, Bośniakiem, byłym piłkarzem m.in. Zagłębia Sosnowiec czy Szczakowianki Jaworzno. Oczywiście wiadomo o czym.

Reklama
Gdyby miał pan wskazać faworyta poniedziałkowej potyczki, to kto nim jest?

– Myślę, że mimo wszystko Polska. Macie naprawdę mocną drużynę z prawdziwymi indywidualnościami, gwiazdami dużego formatu. Wiem, że nie będzie Roberta Lewandowskiego, ale jest Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek, ktoś z nich na pewno będzie go chciał zastąpić. Poza tym jest Grzegorz Krychowiak, macie świetnych bramkarzy. U nas nie zagra nasza największa gwiazda, czyli wspomniany Pjanić, który złapał koronawirusa. To olbrzymia strata dla zespołu. Poza tym kontuzje i urazy wykluczyły jeszcze innych graczy. Na zgrupowanie nie dotarli także Darko Todorović z Hajduka Split i Stjepan Loncara z HNK Rijeka. W ich klubach odnotowano koronawirusa i muszą spędzić czas w izolacji. W dodatku wielu piłkarzy nie gra od dawna w swoich klubach, a są powoływani, jak np. Muhamed Besić z angielskiego Evertonu. Takich przypadków jest co najmniej kilka. Niektóre powołania budzą zdziwienie, ale nikt na głos tego nie mówi. Nasza reprezentacja to jedna wielka niewiadoma.

Nie będzie Pjanicia, w tej sytuacji największą gwiazdą i kapitanem zespołu będzie Dżeko, napastnik AS Roma. Na kogo – oprócz niego – Polacy muszą jeszcze szczególnie zwrócić uwagę?

– Na pewno na Edina Visce, na co dzień grającego w Turcji. To piłkarz, który robi różnicę. Gra na skrzydle, może schodzić do ataku. Reszta to po prostu solidni gracze, choć – jak wspomniałem – jest też spora grupa piłkarzy powołanych na wyrost i ci, którzy są daleko od optymalnej formy. Życzę dobrze i jednym, i drugim, a przede
wszystkim chciałbym być świadkiem dobrego meczu. Szkoda, że przyjdzie mi go oglądać tylko w telewizji, bo jak wiadomo odbędzie się on bez udziału publiczności.

Holandia faktycznie była taka mocna i nie dało rady grać z nią w piłkę? Tę tezę spróbują zweryfikować Włosi, którzy w starciu z Bośnią byli zardzewiali.

Jaka jest prawdziwa wartość Holandii dowiemy się dzisiaj, gdy znów w Amsterdamie zagra z niepokonanymi od 15 spotkań Włochami. Przed meczem z Bośnią i Hercegowiną „Azzurri” mieli 11 kolejnych zwycięstw i spodziewali się następnego. Bośniaków w ubiegłym roku dwukrotnie pokonali w eliminacjach Euro 2020. Jednak wtedy w Turynie wygrali tylko 2:1, bo to przeciwnik potrafiący uprzykrzyć życie. Bośniacy zagrali po raz pierwszy pod wodzą selekcjonera Duszana Bajevicia i remisując 1:1 przerwali passę Włochów. Mogli uzyskać we Florencji jeszcze lepszy wynik. W końcowych minutach kontratakowali i Donnarumma miał problemy z obroną strzału Viszćy, a uderzenie Beszicia było minimalnie niecelne. „La Gazzetta dello Sport” najwyższą notę meczu dała ich kapitanowi, strzelcowi gola Edinowi Dżeko – 7. „Włochy zwalniają: dziesięć miesięcy po ostatnim meczu reprezentacji zespół Manciniego płaci wysoką cenę za opóźnione przygotowania i nieobecność niektórych kluczowych graczy” – napisał dziennik. W ofensywie Italii dobrze zaprezentował się tylko Insigne, problemy mieli Chiesa, Belotti i zmieniający go Immobile.  „Zardzewiałe Włochy grały bez tchu i tempa. Zespół ma jednak duszę i pokazał umiejętność reagowania po golu Dżeko” – uważa „Corriere della Sera”.

Reklama

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Bogusław Kaczmarek nie chce jeszcze bardziej kopać selekcjonera, bo widzi, że ten jest już na czworakach. 

Nasza kadra jest aż tak słaba, jak zobaczyliśmy w piątek w Amsterdamie?

Jeśli powiemy, że gorzej być nie może, to ktoś stwierdzi, że odmawiamy już nad Brzęczkiem „Wieczny odpoczynek racz mu dać panie”. Myślę, że to nie ma sensu, nie można kopać człowieka, który jest na czworaka. Jurek musi przywdziać grubą skórę, medialną izotermę, dołożyć wszystkich starań, by po meczu z Bośnią i Hercegowiną ta drużyna rozjechała się po klubach w innych nastrojach. Z jednej strony dobrze, że ten mecz już w poniedziałek: zawodnicy mają pełną świadomość, że dali ciała. Ale z drugiej: Polacy mieli w piątek trening biegowy, myślę, że piłkarzy ten mecz kosztował bardzo wiele sił.

Taka jest nasza smutna, piłkarska rzeczywistość, że nie jesteśmy w stanie grać w piłkę w klasową drużyną, umiemy tylko za nią biegać?

Od wielu lat siłą polskiej reprezentacji było kilka indywidualności i bardzo dobre przygotowanie fizyczne. W piątek tego nie widziałem. Jeśli jednak chodzi o ten aspekt, to nie czepiałbym się Brzęczka, bo na przygotowanie nie ma przecież wpływu. Bo co oni mogli zrobić przez półtora dnia? To bardzo niefortunny termin, większość zawodników jeszcze nie rozpoczęło sezonu.

“Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza – tym razem o tym, że narodowym stylem gry Polski jest przeszkadzanie. Nie kreujemy dryblerów, mamy obsesję na motoryce. Szkolenie kuleje. A powiewu zmian trudno wypatrywać.

Mogłoby wydawać się naturalne, że przed przyszłorocznymi wyborami dyskusja o szkoleniu w Polsce powinna być tą najważniejszą, a kandydaci na następcę Bońka przedstawią pomysł, jak chcą podnieść jego poziom. U nas jednak żadnej debaty nie będzie, bo nikomu z kandydujących nie jest ona na rękę. Zamiast tego pretendenci do funkcji szefa związku zajmą się liczeniem szabel, wożeniem sygnetów i plotkowaniem, kto kogo pobił. Na razie objawił się Marek Koźmiński, obecny wiceprezes PZPN. Szkolenie? Już zapowiedział, że w tej kwestii będzie kontynuował linię obecnej władzy. „Ciemność, widzę ciemność” – można powtórzyć za bohaterem z filmu „Seksmisji”. Nie ma dziś wystarczającej liczby piłkarskich edukatorów na wysokim poziomie, którzy mogliby nauczać polskich trenerów. Niektóre wojewódzkie związki starają sobie z tym niedoborem radzić, zapraszając wielu zewnętrznych gości, ale to wciąż za mało. Wykształcenie kadr – odpowiedzialnych za niesienie po Polsce wizji futbolu nieopierającego się na przypadku i przetrwaniu – potrwa lata. To dlatego obie kadencje Bońka uważam za czas stracony. Wychowanie piłkarskich nauczycieli powinniśmy z a c z ą ć już osiem lat temu. Dziś zbyt wielu ich nie ma, a przygotowanie takich specjalistów to zadanie na kadencję przyszłego prezesa. Pod warunkiem oczywiście, że zauważy problem. Rozwiązaniem byłoby skorzystanie z wiedzy zagranicznych ekspertów, najlepiej takich, którzy futbolową rewolucję mają już za sobą, przeżyli ją i przywiozą esencję. Żadna to ujma poprosić o pomoc mądrzejszych, bardziej doświadczonych trenerów z zagranicy. Choć pewnie dla wszystkich poza obecną ekipą u władzy, bo to przecież do nas zgłaszają się federacje patrzące z podziwem na szkolenie w Polsce. Nie da się dźwignąć polskiego szkolenia bez zagranicznego wsparcia. Choćby w formie pośredniej, być może mogliby pomóc ci polscy trenerzy, którzy tego dotknęli, a wiedzę z pracy w Hiszpanii, Portugalii czy Niemiec czerpią nie tylko z książek.

Kuriozalne kulisy meczu Czechów ze Szkotami. Nasi sąsiedzi powołują nie najlepszych piłkarzy, a tych, którzy po prostu są pod ręką i mieszkają w miarę blisko. Wszystko ma podłożone koronawirusowe.

Rozważa się różne warianty. W trybie pilnym odwołano mecz czeskiej kadry U-20 ze Słowacją, by w razie czego to ona zmierzyła się ze Szkotami. Mówi się o powołaniu krajowych ligowców i uzupełnieniu ich piłkarzami występującymi w pobliskich ligach zagranicznych, którzy mogliby sprawnie przyjechać do Ołomuńca samochodami. Oznaczałoby to powołanie dla Tomaša Petraška z Rakowa Częstochowa i być może Martina Pospišila z Jagiellonii Białystok. Jeden ze scenariuszy zakładał przebranie w narodowe barwy Sigmy Ołomuniec trenowanej przez Radoslava Latala. Rano już wiadomo, że kadrę na Szkotów stanowić będą ligowcy plus zawodnicy z reprezentacji do lat 20. – Mecz odbędzie się na 80 proc. – mówi serwisowi seznamzpravy.cz Martin Malik, szef FAČR. Kolejne godziny to zjeżdżanie do hotelu położonego przy stadionie Sigmy kolejnych zawodników. Są gracze Slovana Liberec, Banika Ostrawa, FK Jablonec, FC Slovacko, FK Mlada Boleslav i oczywiście Sigmy. W drogę ruszają też piłkarze Slavii Praga, choć jeszcze przed meczem ze Słowacją praski klub najchętniej wszyskich swoich zawodników by pozabierał, bo dla niego najważniejsze są zmagania w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Większość awaryjnych reprezentantów ma zerowe doświadczenie z kadry. Na ich tle na weterana wygląda Roman Hubnik. 36-letni brat byłego napastnika Legii Warszawa ma za sobą 29 meczów w drużynie narodowej, ale ostatni rozegrał ponad cztery lata temu. Teraz – oprócz doświadczenia z Herthy BSC i Viktorii Pilzno – liczy się też to, że jest na miejscu w Ołomuńcu.

Felieton Dariusza Dziekanowskiego. “Nie chciałbym, żeby selekcjoner tracił kontakt z rzeczywistością”.

Tym razem więc zaczynam od pochwał: w spotkaniu w Amsterdamie nasza reprezentacja stworzyła świetną okazję: Mateusz Klich zagrał znakomitą prostopadłą piłkę do Tomasza Kędziory, a ten sprytnie wycofał ją na szesnasty metr do Krzysztofa Piątka. Napastnik Herthy oddał zaś celny strzał, niestety bramkarz rywali był dobrze ustawiony i obronił. Gdyby Piątek był w formie sprzed dwóch czy trzech lat, piłka pewnie by zatrzepotała w siatce. Co więcej z pozytywów? Cieszę się, że selekcjoner reprezentacji Polski był zadowolony z występu swoich zawodników. Cieszę się, że Jerzy Brzęczek dostrzega na boisku rzeczy, których nie widzą inni – kibice, dziennikarze, eksperci… A poważnie? Tak poważnie, to nie chciałbym, aby trener drużyny narodowej tracił kontakt z rzeczywistością. I uważam, że przysługą będzie, jeśli spróbujemy go sprowadzać na ziemię. Dla jego dobra, a przede wszystkim dla dobra zespołu. Uważam bowiem, że najgorsze, co można zrobić, to po takim występie poklepać się z zadowolenia po plecach i powiedzieć: było super! Bo nie było super. Było bardzo daleko od bycia super.

“SUPER EXPRESS”

Dopiero dzisiaj dostajemy relację z piątkowego meczu. Nie ma co przywoływać tamtego starcia, zatem rzucamy okiem na oceny.

BARTOSZ BERESZYŃSKI 1

Jeden z głównych winowajców straty gola. To on złamał linię przy podaniu Holendrów, nie było więc spalonego i padła bramka. Prawoskrzydłowy gra na lewej stronie i radzi sobie średnio. 

PIOTR ZIELIŃSKI 1

Selekcjoner Jerzy Brzęczek stwierdził kiedyś, że jeśli Zieliński pewnego dnia wstanie imu przeskoczy coś w głowie, to będziemy mieli świetnego piłkarza. Cóż, wciąż nie przeskoczyło.

KRZYSZTOF PIĄTEK 2

Plus za najgroźniejszy strzał na bramkę Holendrów. Ale minusów jest znacznie więcej. Oprócz ambicji, wspomnianego uderzenia i fauli na van Dijku nie pokazał nic.

“GAZETA WYBORCZA”

Felieton Rafała Steca. “Na tablicy wyników było 0:1, ale mentalnie przerżnęli 0:10, bo nie wykazali śladowej inicjatywy”.

Cel osiągnęli, wydłubali nieprzynoszące wstydu 0:1, następnie trener Jerzy Brzęczek wyznał – jego retoryczny talent to temat na osobną kabaretową epopeję, niech Pożar w Burdelu wreszcie się tym zajmie – że „jest zadowolony”, a każdy zaangażowany emocjonalnie kibic poczuł, że dostaje w twarz. Przecież widział, ile defetyzmu wnieśli na boisko nasi piłkarze, jak bardzo manifestowali swoją uległość, z jaką skrupulatnością odgrywali role pachołków, którzy nie są w stanie wzniecić buntu, bo skupiają się na kombinowaniu, jak unikać holenderskiego pejcza i zredukować liczbę zaaplikowanych im sińców. Na tablicy wyników było 0:1, ale mentalnie przerżnęli 0:10, bo nie wykazali śladowej inicjatywy, więc po ostatnim gwizdku wybrzmiały nawykowe recenzje. Polacy są ofiarami systemu szkolenia, zostali wytresowani na niewolników, piłka przeszkadza im w bieganiu, na widok przeciwników z krajów uchodzących za futbolowe potęgi nikną do skarłowaciałych kuternóg, bez Roberta Lewandowskiego w składzie czują się niepełnosprawni. Już nigdy nie będzie niczego, kadra narodowa rzęzi jak drużyny z tzw. ekstraklasy, które mordują się w przedwstępnej przedrundzie przedkwalifikacji europejskich pucharów ze średnim zespołem ósmej ligi mołdawskiej. Nasi zawodnicy po prostu nie przepadają za grą w piłkę, nie sprawiają im te igraszki żadnej przyjemności

Czy w starciu z Bośnią polscy piłkarze odważą się zaatakować choćby o raz więcej niż w Amsterdamie? Jeśli chcemy zostać w dywizji A, to dziś trzeba wygrać.

W Zenicy piłkarze Brzęczka mają zagrać tak, by coś można było powiedzieć o postępie w budowaniu narodowej drużyny. Trener zabrał do Bośni 24 piłkarzy, ma więc spore możliwości zmian w składzie. Kolejna porażka byłaby silnym ciosem w morale Polaków, którzy za dziewięć miesięcy mają powalczyć na Euro 2021 z Hiszpanami i ze Szwedami. W pierwszej edycji Ligi Narodów Polacy nie dali rady Portugalii oraz Włochom i spadli do Dywizji B, ale reorganizacja rozgrywek przywróciła im szansę rywalizacji z najlepszymi. Ponowna degradacja może się okazać bolesna. Jak zwrócił uwagę Kamil Glik – występy w Dywizji A zapewniają drużynie kontakt z najsilniejszymi, co jest najlepszą drogą rozwoju i samodoskonalenia. W Amsterdamie polscy piłkarze wyglądali jak uczniowie z niższej klasy. Może w Zenicy odważą się na coś więcej? 

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...