– Wiele razy się pomyliliśmy. Dlatego powiedzieliśmy sobie, czy to się komuś podoba, czy nie, ale będziemy przemawiać przez boisko. Rzucanie chwytliwych haseł, sloganów, uprawianie fanfaronady nie pomaga. Boisko pokaże, o co mamy grać. Niech piłkarze wychodzą i udowodnią, co oznacza siła Lecha. Jesteśmy dumni z naszej młodzieży. Patrząc na ich cechy charakteru, zostawiając już na boku atuty piłkarskie, to widzimy dumnych, odważnych, pewnych siebie wychowanków, którzy nie boją się żadnego rywala, przed nikim nie mają respektu – mówi Piotr Rutkowski w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Relacji z piątkowego meczu Bayernu z Barceloną nie ma chyba sensu cytować. Mateusz Borek pisze za to o katharsis, które musi przejść Barcelona. Oraz o niezasłużonej krytyce Roberta Lewandowskiego.
Spotykam się z głosami, że Robert Lewandowski nie zagrał tak, jak wszyscy się po nim spodziewali. Bzdura. Przecież było wiadomo, że uwaga obrońców będzie skupiona głównie na nim, a to szansa, by okazje strzeleckie mieli jego koledzy z zespołu. Tak też było. Poza tym przypomnijmy sobie, jaką znakomitą piłkę zagrał do Thomasa Müllera. Stadiony świata. Pamiętajmy, że ktoś musi magicznie podać, by ktoś inny mógł trafić do siatki. Robert wykonał gigantyczną robotę, zagrał bardzo dobry mecz. Czekamy na puentę. Bayern jest dziś faworytem nie tylko w półfinale z Lyonem. To już moment, w którym nie ma sensu się asekurować, można ich też wskazać jako faworyta do wygrania całej Ligi Mistrzów. Oczywiście racjonalnie patrząc na te pary, powinien się zmierzyć w finale z PSG, ale czy my w tej edycji Ligi Mistrzów możemy mówić, że coś jest albo nie jest realne? Ponownie mówię: nie. Dlatego może być to równie dobrze RB Leipzig. Pamiętajmy, że jedyny zremisowany przez Bayern mecz w 2020 roku to było właśnie spotkanie z Lipskiem. To byłaby niesamowita sytuacja, gdyby powtórzyła się historia z 2013 roku i znów w finale zmierzyły się dwa klubu z Niemiec. Gdyby taki scenariusz się sprawdził, to ktoś, kto kilka miesięcy temu by na to postawił, wygrałby fortunę. Obecność w półfinale RB Leipzig zaskakuje mnie najbardziej. Nie z braku jakości tego zespołu, ale niewielkiego doświadczenia w tych rozgrywkach, a przede wszystkim dlatego, że latem stracili swojego najlepszego strzelca. Wydawało mi się, że brak Timo Wernera będzie bardzo znaczący, że bez niego trudno będzie im znaleźć się w najlepszej czwórce, a za chwilę być może dotykać nieba. Okazuje się jednak, że inni piłkarze zdają bardzo dobrze ten egzamin. Patrzę na Dayota Upamecano i myślę, że może jeszcze nie koniecznie na EURO za rok, ale już na mistrzostwach świata za dwa lata będzie absolutnie podstawowym obrońcą reprezentacji Francji, któryś z wielkich klubów wyda na pozyskanie go ze sto milionów. Ma ogromny potencjał, przypomina mi Marcela Desailly ze swoich najlepszych czasów. Ściana w defensywie, nieprawdopodobna przy tych warunkach swoboda, koordynacja, wyjście z piłką, rozegranie jej, wprowadzenie do gry. Kolejny to Marcel Sabitzer, fundament drugiej linii. Austriak przez ostatnie lata cały czas robi ogromny postęp.
Nowa twarz w seniorskiej reprezentacji Polski – Sebastian Walukiewicz dostał nagrodę za dobrą wiosnę.
Na liście głównej jest jedna całkowicie nowa twarz. Brzęczek powołał 20-letniego Sebastiana Walukiewicza. Młody obrońca przed rokiem przeszedł z Pogoni Szczecin do Cagliari, w którym zadebiutował dopiero w styczniu. Na stałe do składu swej drużyny przebił się jednak po powrocie Serie A po przerwie spowodowanej koronawirusem. Nowy trener (zatrudniony w marcu) Walter Zenga postawił na niego w dziesięciu z trzynastu spotkań rozegranych od czerwca do 1 sierpnia. Walukiewicz udowodnił, że dojrzał do występów w lidze włoskiej, ale też że zasługuje, by awansować z młodzieżówki Czesława Michniewicza do pierwszej reprezentacji. Jego powołanie wpasowuje się w strategię odmładzania składu kadry, na której zależy selekcjonerowi. Po raz pierwszy powołanie od Brzęczka otrzymał też Bartłomiej Drągowski. 23-letni bramkarz był w kadrze już jesienią 2018 roku – wtedy na zgrupowanie zabrał go Nawałka, ale szansy na debiut nie dostał. Dobre występy w barwach Fiorentiny (w ostatnich meczach sezonu nie zagrał z powodu problemów z plecami) spowodowały, że obecny selekcjoner uznał, że też chce mu się przyjrzeć z bliska. Dwa pierwsze miejsca w hierarchii bramkarzy w drużynie narodowej są zarezerwowane dla Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego, ale o pozostałe dwa wciąż toczy się rywalizacja.
Legia gotowa do walki w Europie? Młody Rosołek bohaterem demolki GKS-u Bełchatów.
Największym wygranym spotkania w Bełchatowie był Rosołek, który strzelił trzy gole. Od tego sezonu w Fortuna Pucharze Polski musi grać minimum dwóch młodzieżowców – trener Vuković wystawił trzech: Rosołka, Michała Karbownika i Bartosza Slisza. Bełchatów już zawsze będzie się dobrze kojarzył Rosołkowi, bo to właśnie w tym mieście w lutym po raz pierwszy zagrał w dorosłej Legii od pierwszej minuty – w ligowym spotkaniu z Rakowem. W piątek ustrzelił hat tricka, asystował przy jednym z goli i pokazał trenerowi Vukoviciowi, że może na niego liczyć. Nie wiadomo, czy tym występem wywalczył sobie miejsce na wtorkowy mecz z Linfi eld (jest tego blisko), ale w kadrze na pewno się znajdzie. – Skład, który zobaczyliśmy w Bełchatowie, jest bliski optymalnego. Z zawodników, którzy są kontuzjowani, na mecz z Irlandczykami wróci tylko Walerian Gwilia. Pozostali gracze narzekający na urazy nie będą do naszej dyspozycji. Skład z Bełchatowa jest bliski tego, który wystawię przeciwko Linfi eld – powiedział trener Vuković. Do jego dyspozycji będzie też Igor Lewczuk, który w piątek pauzował za czerwoną kartkę z poprzedniej edycji rozgrywek. Wyeliminowanie drużyny z Irlandii Północnej to obowiązek Legii. W Bełchatowie, na tle słabego rywala, pokazała moc. Widać, że nie straciła dyspozycji z poprzedniego sezonu. Strzelenie trzech goli przed przerwą nie usatysfakcjonowało zespołu, piłkarze się nie oszczędzali, tylko dążyli do zdobywania kolejnych bramek.
Odejście Bartosza Białka jest już niemal przesądzone. Zagłębie Lubin zarobi pięć milionów euro, a Białek trafi do Wolfsburga.
Zagłębie o poważnym zainteresowaniu Białkiem ze strony niemieckich klubów wiedziało już od dawna, dlatego nie czekając na rozwój wypadków, szukało odpowiedniego zastępstwa. Teraz gole dla Miedziowych ma strzelać wypożyczony na rok z Empoli reprezentant Słowacji Samuel Mraz – były król strzelców ligi słowackiej. Do Włoch trafi ł w 2018 roku z MŠK Žilina za 1,5 mln euro. Zagrał sześć meczów w Serie A, ale potem był wypożyczany do innych klubów. W poprzednim sezonie w Bröndby wystąpił w 22 ligowych spotkaniach, strzelił cztery gole i dołożył dwie asysty. Na początku lipca miał przymusową przerwę po pozytywnym teście na koronawirusa. Słowak chorobę przechodził bezobjawowo i już po siedmiu dniach odosobnienia dostał zgodę na powrót do treningów. Zdążył jeszcze zagrać w końcówkach dwóch spotkań ligi duńskiej. Oprócz wypożyczonego Mraza w kadrze Zagłębia są też mogący grać na skrzydle Patryk Szysz oraz Rok Sirk, który po słabych występach w ostatnich miesiącach ma niewielkie szanse na grę. Możliwe, że do szerokiej kadry zostanie dołączony Błażej Czuban – rówieśnik Białka (rocznik 2001), z którym na początku minionego sezonu grał jeszcze w III- -ligowych rezerwach Zagłębia.
Druga część rozmowy z Piotrem Rutkowskim. Sporo autokrytyki i autorefleksji. Generalnie te ostatnie wywiady z władzami Lecha są takie wyjątkowo rozsądne.
Celem w nowym sezonie jest najładniejsza gra w lidze – mówi Dariusz Żuraw. Ale wiele osób, choćby trener Zagłębia Martin Ševela, już was za nią chwali. Co to za cel, który osiągnęliście?
Osiągnęliśmy tylko wiosną, bo jesienią dopiero do niego dochodziliśmy. Wcześniej też już było tak, że graliśmy dobrze przez fragment sezonu. Zagrajmy tak cały, konsekwentnie, a wtedy efektem będzie upragnione mistrzostwo. Kontynuując nasze założenia, które mamy w akademii, skautingu, ale też filozofii gry, przyjdą efekty w postaci trofeów.
Celowo unikacie deklaracji gry o mistrzostwo w nowym sezonie? Kiedy powiedział o tym Michał Probierz w Cracovii, to później mu to wyciągano, wyśmiewano nawet.
My mieliśmy tak samo. Dziś przemawia przez nas pokora, której musieliśmy się nauczyć. Z Karolem Klimczakiem zaczyna się nasz piętnasty sezon w Lechu. Wiele razy rzucaliśmy się z motyką na słońce, padało sporo szumnych deklaracji. Sam wypowiedziałem dużo słów, które przytaczane dzisiaj brzmią zabawnie.
Było tego za dużo?
Tak. Wiele razy się pomyliliśmy. Dlatego powiedzieliśmy sobie, czy to się komuś podoba, czy nie, ale będziemy przemawiać przez boisko. Rzucanie chwytliwych haseł, sloganów, uprawianie fanfaronady nie pomaga. Boisko pokaże, o co mamy grać. Niech piłkarze wychodzą i udowodnią, co oznacza siła Lecha. Jesteśmy dumni z naszej młodzieży. Patrząc na ich cechy charakteru, zostawiając już na boku atuty piłkarskie, to widzimy dumnych, odważnych, pewnych siebie wychowanków, którzy nie boją się żadnego rywala, przed nikim nie mają respektu.
“SPORT”
Górnik Zabrze odpalił z Pucharu Polski Jagiellonię Białystok. Cieszyć trenera Brosza mogą udane debiuty Nowaka i Sobczyka.
Starcie z białostoczanami było także okazją do debiutu nowych piłkarzy – Bartosza Nowaka i Alexa Sobczyka. Obaj pokazali się z dobrej strony, a szczególnie wyróżnił się ten pierwszy, który już po kwadransie gry wpisał się na listę strzelców po efektownej podcince nad bramkarzem. Z kolei w drugiej połowie to właśnie Nowak precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego wprost na głowę Pawła Bochniewicza, pokazując jeden ze swoich atutów, którymi imponował jeszcze w Stali Mielec. – Dajmy im trochę czasu, bo nie chcemy ich oceniać po pierwszym spotkaniu. Na pewno Bartek pokazał to, z czego znaliśmy go z występów w pierwszej lidze. Nie chodzi tylko o gola, ale też o asystę i jego poruszanie się po murawie. Alex cały czas wywierał presję na obrońcach, co spowodowało, że było więcej miejsca na boisku. To, że rywal dokonał zmiany na środku obrony, to między innymi zasługa Aleksa, ale także innych piłkarzy, bo nie chciałbym wyróżniać tylko tej dwójki. Wygrał Górnik i to jest najważniejsze – podkreślił Brosz.
Dwa gole Satki i jeden Szymczaka dały Lechowi Poznań awans do kolejnej fazy Pucharu Polski. Odrę Opole stać było tylko na jedno trafienie.
– Szacunek dla zespołu, bo przystąpiliśmy do tego meczu po ledwie ośmiu dniach wspólnych treningów. Stracona bramka nas obudziła, zmotywowała do gry otwartej. Momentami toczyliśmy bój jak równy z równym, ale na doprowadzenie do dogrywki to było zbyt mało – przyznawał trener Dietmar Brehmer. Ale kilkukrotnie zapachniało wyrównaniem – najmocniej wtedy, gdy Krzysztof Janus przymierzył z rzutu wolnego, a poznaniaków uratował słupek. – Moder by to trafił… – wzdychał ktoś na trybunach. „Kuba, strzel no jednego wolnego dla nas” – żartowano, doskonale pamiętając, że przymierzany obecnie do dużego zagranicznego transferu środkowy pomocnik Lecha jeszcze kilkanaście miesięcy temu grał w Odrze na zasadzie wypożyczenia.
Lyon zszokował świat. Najpierw wyeliminował Juventus, a następnie Manchester City. Gdzie jest sufit francuskiej ekipy?
– Jestem bardzo dumny z mojej drużyny – powiedział po meczu Rudi Garcia. – Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy faworytami i gramy przeciwko wspaniałej drużynie. Nasz sukces zawdzięczamy duchowi zespołu. W półfinale Olympique Lyon zmierzy się z Bayernem Monachium i po tym, co zespół z Niemiec zrobił z Barceloną, piłkarze z Francji znów nie będą faworytami. – Przed nami kolejny mecz do rozegrania. Kolejna przeszkoda do pokonania. Spróbujemy – powiedział szkoleniowiec Olympique Lyon, który drugi raz w historii zagra w półfinale Ligi Mistrzów. 10 lat temu, w sezonie 2009/10, odpadł na tym etapie rywalizacji po dwumeczu z… Bayernem.
“SUPER EXPRESS”
Pogrom Barcelony przez Bayern, pudło Sterlinga pogrążyło Manchester City. Czyli powtórki z Ligi Mistrzów.
Ten mecz wyglądał tak, jakby drużyna ósmoklasistów mierzyła się z chłopcami z klasy piątej. Bayern był lepszy pod każdym względem: taktyki, przygotowania fizycznego, pomysłu na grę, szybkości i dynamiki. Słowem – ciężki nokaut. „W niektórych momentach po prostu aż brakuje słów” – wymownie skomentował ten pogrom Lewandowski, który w piątkowy wieczór strzelił gola (14. trafienie wtym sezonie LM) i zanotował asystę.
“GAZETA WYBORCZA”
Felieton Rafała Steca o tym, że teza o destrukcji i upadku Barcelony to bujda na resorach.
W piłce już tak jest, że nazajutrz po epokowej klęsce pokonany wygląda karykaturalnie źle, a tuż po historycznym triumfie wszystko zwiastuje przesłodką przyszłość, więc w szatni Barcy dostrzegamy obecnie wyłącznie stetryczałych, wypalonych gamoni, których należy zesłać na przymusową emeryturę. Ja mocno wątpię. Owszem, przeciągający się menedżerski rozgardiasz zepchnie klub w otchłań, ale nic nie zostało przesądzone, nikt mi nie wmówi, że Riqui Puig, Ansu Fati czy chcący wrócić z wypożyczenia Eric Garcia nie mają prawa rozbłysnąć na gwiazdy, a wraz z Griezmannem, De Jongiem, może nawet Coutinho, oraz zgrają rzekomo straconych weteranów nie dysponują umiejętnościami, które pozwalają przynajmniej nawiązywać walkę w wyjazdowych meczach LM. Czas płynie w futbolu jak opętany, przed dziewięcioma miesiącami to Bayernowi – wykopującemu trenera, leżącemu w bundestabeli poza podium, przyjmującemu 1:5 we Frankfurcie – zgodnie wróżono sto lat bezradności. Od monachijczyków można zresztą czerpać inspirację. Tamto 7:1 z Brazylią oraz 8:2 z Barceloną łączą nazwiska Manuela Neuera, Jerome’a Boatenga i Thomasa Müllera, których od kilku sezonów informowano, że jako topowi atleci są skończeni. Pierwszy miał ustąpić w reprezentacji Ter Stegenowi, pozostali zostali z niej całkiem usunięci, u wszystkich diagnozowano przesycenie sukcesem. Aż tu ni stąd, ni zowąd, po oddaniu Bayernu trenerowi Hansiemu Flickowi, wpadli w wielomiesięczny wszechzwycięski trans, być może upajają.