– Richard poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w portugalskiej Tondeli. Zagrał bardzo dobrze, był pozytywną niespodzianką, bo wcześniej w Portugalii nikt o nim nie słyszał. Pomógł drużynie utrzymać się w lidze i wrócił do Internacionalu Porto Alegre, brazylijskiego klubu, z którym ma kontrakt do grudnia 2021 r. Internacional nie wiąże z nim przyszłości i stąd właśnie zainteresowanie Legii, której portugalski skaut wcześniej wypatrzył Luquinhasa, a teraz polecił swoim szefom z Ł3 właśnie Richarda – czytamy w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Historyjka o tym, jak Marcos Alverez trafił do Cracovii. Czyli kolacja, która przekonała zawodnika, od którego dużo będzie się wymagać.
W Krakowie na Alvareza czekali najważniejsi ludzie Cracovii poza Januszem Filipiakiem. Był Probierz oraz zaufani profesora: Jakub Tabisz i Tomasz Bałdys. Spotkali się na Rynku. Niedaleko jest Wawel, siedziba polskich królów. Alvareza w restauracji „Wierzynek” też podjęto jak króla. – Podano… dymiący tatar. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, Marcos również. Nawet takie drobnostki jak dobra kolacja, pomagają w przekonywaniu. Myślę, że nie spodziewał się, jak wygląda Kraków – wspomina Probierz. Rzeczywiście, Alvarez zachwycił się Rynkiem. Gdy spojrzał na Wieżę Mariacką, rzucił żartobliwie, że chciałby tam zamieszkać. Alvarez nie spodziewał się też takiego przyjęcia przez wierchuszkę Cracovii, ale i on zaskoczył gospodarzy. Nauczył się krótkiego zwrotu, którym łamaną polszczyzną przywitał się z Probierzem: Dzień dobry, jak się masz? Po kolacji pojechali na stadion Cracovii. Alvarez zobaczył arenę, którą znał z nagrań wysyłanych przez Grischoka. Kilka godzin później, około pierwszej w nocy, podpisał umowę z nowym klubem (obowiązującą od 1 lipca). Cracovii pozostało jeszcze wykupić go z Osnabrück. Ale, choć oba kluby na początku uzgodniły kwotę, to Niemcy w ostatniej chwili zmienili warunki. Groził im spadek, a nie chcieli pozbywać się najlepszego strzelca. To dlatego Alvarez w Krakowie pojawił się w lipcu. W niedzielę ma szansę zadebiutować przeciwko Legii w Superpucharze Polski. Od dwóch i pół tygodnia trenuje indywidualnie w Krakowie.
Wraca Liga Mistrzów, a Mateusz Borek pisze w felietonie o tym, że wybicie z rytmu ligowego może poważnie przeszkodzić Bayernowi Monachium.
To zupełnie inna rzeczywistość. Rok temu przed finałem Ligi Mistrzów przyjechałem do Madrytu, wpadłem do hotelu Jurka Dudka, gdzie stacjonowało 180 gości, zaproszonych przez angielski klub. Teraz świętowanie będzie ograniczone do minimalnej liczby. Zmieniła się rzeczywistość Ligi Mistrzów, zmieniły się też drużyny, jakie w niej zobaczymy. Niby te same, ale tylko z nazwy. Najlepiej pokazuje to przykład RB Leipzig, które bez Timo Wernera jest zupełnie inną ekipą. Stracił swoje serce, najlepszego snajpera, bez niego ma znacznie ograniczone szanse na awans w rywalizacji z Atletico. Kolejna historia to kalendarz ligowy. Kiedy kończyła się Bundesliga, Bayern był nie do zatrzymania, w 2020 roku pokazał kosmiczną formę, w tym zespole upatrywano faworyta do wygrania Ligi Mistrzów. Dziś bym się już pod tym nie podpisał. Bawarczycy będą mocni, ale zespoły z ligi włoskiej, hiszpańskiej czy angielskiej przystąpią do tych meczów praktycznie z marszu, bo zawodnicy otrzymali kilka dni wolnego i wrócili do treningów. Natomiast Niemcy muszą szukać rytmu, bo piłkarze Bayernu rozjechali się na urlopy. Robert Lewandowski wyjechał z rodziną na zagraniczne wakacje, potem wpadł do Polski, pozałatwiał swoje sprawy, nagrał reklamę i wrócił do Monachium. Jest niewiadomą, w jakiej formie piłkarze będą po takiej przerwie, szczególnie na tle gigantów europejskiego futbolu. Ktoś powie, że Hansi Flick świetnie poradził sobie w czasach Covidu, że jego drużyna fantastycznie wyglądała po restarcie Bundesligi. Ale nie musiała być w najwyższej dyspozycji, by przypieczętować tytuł. Pamiętam pierwsze dwa mecze po wznowieniu rozgrywek, Bayern je wygrał, ale nie pokazał takiego rozmachu, jak trzy tygodnie później. W Lidze Mistrzów nie będzie czasu na szukanie formy. Trzeba z nią trafić od razu. Nie mam przekonania, czy Bayern zagra w finale, ale trudno mi sobie wyobrazić, by Lewandowski nie sięgnął po koronę króla strzelców. Zdobył już 11 bramek, nie widzę możliwości, by ktoś go dogonił. To kolejne niesamowite osiągnięcie kapitana reprezentacji Polski, chapeau bas dla Lewego.
Guardiola przed najpoważniejszą szansą na wygranie Ligi Mistrzów z Manchesterem City? Być może. Ale najpierw musi rozwiązań problemy klubu z obroną.
O atak Guardiola nie ma się zatem co martwić. Jego jedyny problem to defensywa. Co prawda The Citizens mieli w sezonie 2019/20 drugą najlepszą obronę w lidze (35 goli straconych), ale w meczach z poważnymi rywalami nie była już ona tak szczelna. Dość powiedzieć, że w starciach przeciwko rywalom z tzw. TOP6 City tracili średnio blisko półtorej bramki, a w meczach z pozostałymi poniżej jednej. Na dodatek słabość ekipy z Etihad Stadium obnażył niedawno Arsenal, wygrywając z nią półfi nał Pucharu Anglii 2:0. Po tym meczu Guardiola był wściekły nawet nie dlatego, że nie miał okazji ponownie wznieść trofeum FA Cup, ale dlatego, że chciał, by jego zespół przed starciem z Realem był jak najdłużej w rytmie meczowym o poważną stawkę.Bayern je wygrał, ale nie pokazał takiego rozmachu, jak trzy tygodnie później. W Lidze Mistrzów nie będzie czasu na szukanie formy. Trzeba z nią trafić od razu. Nie mam przekonania, czy Bayern zagra w finale, ale trudno mi sobie wyobrazić, by Lewandowski nie sięgnął po koronę króla strzelców. Zdobył już 11 bramek, nie widzę możliwości, by ktoś go dogonił. To kolejne niesamowite osiągnięcie kapitana reprezentacji Polski, chapeau bas dla Lewego.
Tylko znakomite wyniki w Lidze Mistrzów mogą uratować Quique Setiena. Ale wydaje się, że dla trenera Barcelony próżno szukać ratunku.
– Mecz z Napoli będzie dobrą okazją, by pokazać, że coś się zmieniło – mówił z nadzieją geniusz z Rosario, który niedawno spotkał się też z Setienem, by wyjaśnić nieporozumienia na linii trener-zespół. Praca na Camp Nou przerosła szkoleniowca, czego dowodem są słowa Leo, że od stycznia, gdy 61-latek zastąpił Ernesto Valverde, „każda decyzja dyrektorów klubu była zła”. Sugerowano, że trener może stracić pracę jeszcze przed występem w Lidze Mistrzów, ale dostał ostatnią szansę. Setien wie, że uratują go tylko świetne rezultaty. O te będzie trudno. Nie dość, że najpierw trzeba pokonać Napoli, to jeszcze w potencjalnym ćwierćfi nale czeka na niego Bayern, a w półfi nale Juventus, Real lub Manchester City… Remis 1:1 na San Paolo daje neapolitańczykom szansę na sprawienie sensacji, a opcje próbował niedawno powiększyć Aurelio De Laurentiis. Prezes Napoli bezskutecznie domagał się przeniesienia meczu z Katalonii do Portugalii.
Atalanta zostanie rewelacją sezonu w Lidze Mistrzów? Być może, ma ku temu możliwości.
Gasperini to nie jest miły, starszy pan. Absolutnie nie. I nawet nie chodzi o katorżnicze treningi, po których mecze stają się odpoczynkiem (tak opowiadał choćby kapitan La Dea Alejandro Gomez). 62-latek ma trudny charakter, o czym najlepiej świadczy konflikt z dyrektorem technicznym Giovannim Sartorim, z którym nie rozmawiał miesiącami. Z piłkarzami także indywidualnie rzadko się komunikuje. Jeśli już, to z wybranymi trzema, może czterema. To wystarczyło do zbudowania świetnie grającej drużyny. Podstawowe ustawienie to 3-4-1-2, ale tak naprawdę to jedynie wyjściowa taktyka. Siłą Atalanty Gasperiniego jest duża wymienność pozycji oraz pressing, po którym rusza do zabójczych kontrataków. Dowód? Gol na 1:0 w pierwszym starciu 1/8 finału z Valencią (4:1). Od momentu odebrania piłki na środku boiska do strzału Hansa Hateboera minęło 12 sekund, a w pole karne Nietoperzy wbiegło pięciu zawodników La Dei, w tym prawy środkowy obrońca Jose Luis Palomino.
“SPORT”
Górnik walczy o pozyskanie Stavrosa Vassilantonopoulosa i Giorgosa Giakoumakisa, ale zabrzanie nie są jedynym graczem w grze o Greków.
Greckie media, a konkretnie internetowa stacja radiowa sportfm.gr, informowały niedawno, że pomiędzy klubami toczą się rozmowy na temat pozyskania obu zawodników. W umowie jest ponoć klauzula, która za 0,5 mln euro pozwala ściągnąć duet. W klubie z Zabrza potwierdzają, że rozmowy się toczą, ale na razie wszystko rozbija się o pieniądze. Nie jest to jednak pół miliona euro, bo w takim wypadku nie byłoby o czym rozmawiać. – Chodzi o mniejsze pieniądze – mówią nam w klubie. Łatwiejsze powinno być pozyskanie Vassilantonopoulosa, który wiosną hasał od jednego pola karnego do drugiego. Trudniej, jak zawsze, będzie z napastnikiem, za którego trzeba zapłacić więcej. Teraz jeszcze pojawiła się informacja, że w grę o Giakoumakisa włączył się inny klub. „Polski klub zadowolony z obecności u siebie dwóch greckich zawodników chce ich zatrzymać i kontynuuje rozmowy z AEK w sprawie ich transferu. Toczą się rozmowy, a klub z Aten jest otwarty na ustępstwa. Teraz chodzi o znalezienie złotego środka i porozumienie się z Górnikiem. Warto jednak zaznaczyć, że w przypadku Giakoumakisa pojawił się jeszcze jeden klub zainteresowany jego ściągnięciem, na razie jednak rozmowy dotyczą głównie jego przejścia do polskiego klubu” – informuje grecki portal „Sportsroom”.
Rok temu stracili Sedlara, teraz tracą Koruna i być może też Czerwińskiego. W Piaście szykuje się kolejna wymiana stopera/stoperów. Huk oraz Malarczyk mogą być realnymi zastępcami?
Z jednej strony być może i większe nadzieje wiązane są przy Okrzei z Tomaszem Hukiem. Jego transfer do Piasta z Dunajskiej Stredy rok temu już na papierze wyglądał dobrze. 24-lata, kapitan DAC 1945 i solidna opinia w słowackiej lidze. Tacy piłkarze najczęściej sprawdzali się w ekstraklasie. I Huk mógł liczyć na szanse, choć trzeba przyznać, że ich nie wykorzystał. A raczej przyćmiły go jego pechowe interwencje. Czerwona kartka, rzut karny, gol samobójczy – Słowak w minionym sezonie doświadczył wszystkiego, co dla piłkarza najgorsze. Huk co prawda powtarzał, że jest silny psychicznie i kiedyś karta musi się odwrócić, ale trudno oczekiwać, żeby jego pewność siebie po takich występach rosła. Teraz ma czystą kartę i większą szansę na regularną grę w gliwickiej drużynie.
Wojciech Szczęsny zagra dziś pięćdziesiąty mecz w Lidze Mistrzów. Jeśli “Stara Dama” nie odpadnie w starciu z Lyonem, to w pewnie w tym sezonie wyprzedzi jeszcze Łukasza Piszczka.
Wojciech Szczęsny, który stanie dziś w bramce „Juve”, będzie świętował mały jubileusz. Zagra bowiem w Lidze Mistrzów po raz 50. i jeżeli jego drużyna awansuje, to jeszcze w tym sezonie będzie miał okazję przynajmniej wyrównać osiągnięcie Łukasza Piszczka, który w najbardziej prestiżowych rozgrywkach europejskich wystąpił 51 razy i w polskiej klasyfikacji wszech czasów zajmuje 2. miejsce, ustępując Robertowi Lewandowskiemu. Warto przypomnieć, że Szczęsny jest jednym z pięciu polskich piłkarzy, który grał w Lidze Mistrzów w barwach trzech klubów. Oprócz niego sztuki tej dokonali: Jerzy Dudek, Tomasz Rząsa i Grzegorz Krychowiak. Osiągnięcia polskich piłkarzy są jednak skromne w porównaniu z Cristiano Ronaldo, który – podobnie, jak Szczęsny – rozegra dziś „okrągły” mecz w LM. Portugalczyk wystąpi w tych rozgrywkach po raz 170. Debiutował niemal 17 lat temu jako zawodnik Manchesteru United i musiał uznać wyższość VfB Stuttgart.
“SUPER EXPRESS”
Richard ma trafić do Legii. Ofensywny pomocnik, może nawet lepszy od Luquinhasa. Poza tym legioniści robili podchody od Joela Valencię.
Richard poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w portugalskiej Tondeli. Zagrał bardzo dobrze, był pozytywną niespodzianką, bo wcześniej w Portugalii nikt o nim nie słyszał. Pomógł drużynie utrzymać się w lidze i wrócił do Internacionalu Porto Alegre, brazylijskiego klubu, z którym ma kontrakt do grudnia 2021 r. Internacional nie wiąże z nim przyszłości i stąd właśnie zainteresowanie Legii, której portugalski skaut wcześniej wypatrzył Luquinhasa, a teraz polecił swoim szefom z Ł3 właśnie Richarda. – Jest bardzo możliwe, że Richard trafi do Legii. Klub go chce, on też chce tego transferu. W najbliższych dniach wszystko powinno być jasne – powiedział nam Jorge Machado, menedżer zawodnika. Brzmi to bardzo poważnie, choć trzeba zaznaczyć, że agenci czasem prowadzą różne gierki. Niemniej już wcześniej udało nam się potwierdzić, że Legia poważnie interesuje się tym graczem, o którym portugalscy dziennikarze mówią nam, że jest nawet lepszy niż Luquinhas.
Lech Poznań daje milion euro za Jana Sykorę ze Slavii Praga. Ale transfer może się skomplikować, jeśli uraz skrzydłowego okaże się poważny.
Lech chciał kupić Czecha już zimą, ale wtedy zawodnik nie był przekonany do ligi polskiej. Z naszych informacji wynika jednak, że teraz sytuacja jest inna. Sykora, który ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w drużynie FK Jablonec, przekonał się do naszej ekstraklasy i dał zielone światło do rozpoczęcia rozmów. W ostatnim sezonie czeskiej ekstraklasy Sykora rozegrał 26 meczów, w których strzelił 9 goli i zaliczył 6 asyst. Wiele osób w Czechach dziwi się, że Slavia nie chce mu dać szansy, ale to widocznie decyzja sztabu szkoleniowego. Z naszych informacji wynika, że czeski klub jest gotowy sprzedać tego piłkarza do Poznania. Teraz na przeszkodzie może stanąć tylko kontuzja, której Sykora nabawił się kilka dni temu. Wczoraj przechodził w Pradze badania i od tego wszystko zależy. Ich wyniki mają być znane dziś. Jest nadzieja, że uraz nie jest poważny. Jeśli to się potwierdzi, to jeszcze dziś, tak wynika z naszych informacji, Slavia zacznie rozmowy z Lechem.
“GAZETA WYBORCZA”
148 dni czekania na Ligę Mistrzów i wreszcie wraca. Egzamin Juventusu, ambicje Zidane’a i głód Guardioli.
Dla „Zizou” piłka nożna to wciąż kwestia emocji, ambicji, formy piłkarzy, a nie chłodnej kalkulacji i zawiłości taktycznych. Jako piłkarz Zidane nie lubił, gdy trenerzy gadali zbyt dużo na odprawach przed meczem. – Po 10 minutach zawodnik przestaje słuchać – wyznał kiedyś. Jako trener Realu Zidane nie musi tłumaczyć swoich racji w nieskończoność. Wiele rzeczy o wysokim stopniu trudności technicznej wciąż potrafi pokazać swoim piłkarzom na boisku. Tak bywa z Rodrygo i Viníciusem Juniorem – dwoma młodymi Brazylijczykami, dla których „Zizou” jest nauczycielem. Vinícius zachowywał się w zeszłym sezonie jak jeździec bez głowy: biegał najszybciej ze wszystkich, ale pod bramką doznawał nagłego zaćmienia. Zidane nauczył go, jak można skończyć akcję skutecznym strzałem. Dla graczy dojrzałych, takich jak Benzema, Modrić czy Kroos, trener Realu nauczycielem być nie musi. Oni wiedzą, co robić, gdy wychodzą na boisko. Niechęć Zidane’a do wdawania się w rozważania taktyczne sprawia, że część dziennikarzy nie docenia go jako trenera. Przemawia za nim jednak 10 trofeów zdobytych z Realem.