Czwartkowa prasa to wyznanie Michała Listkiewicza dotyczące molestowania w dzieciństwie, brak zgody na sparingi klubów Ekstraklasy, rozmowy ze Stanislavem Levym i Łukaszem Matusiakiem, rosnące akcje Pawła Jaroszyńskiego i puszka Pandory, którą otworzył PZPN wprowadzając do II ligi i Hutnika Kraków, i Motor Lublin.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kluby Ekstraklasy poprosiły o możliwość rozegrania między sobą sparingów. PZPN nie ma wątpliwości: to zbyt duże zagrożenie. Czy aby na pewno? Nie podoba się to na przykład Markowi Papszunowi, trenerowi Rakowa Częstochowa.
– Jeśli miałoby to być spotkanie z drużyną z niższej klasy rozgrywkowej, to niekoniecznie bym popierał ten pomysł. Rozmawialiśmy jednak o tym, aby pozwolono nam zagrać z zespołem z ekstraklasy, który tak jak my jest przebadany. Gdyby pojawiła się taka możliwość, byłbym na tak. To byłoby dobre przetarcie sportowe – stwierdza szkoleniowiec. Kiedy patrzy, jak funkcjonuje Raków, jak działają inne drużyny, to jest spokojny o bezpieczeństwo swoje i zawodników.
– Od początku powtarzam, że mimo zagrożeń musimy żyć dalej, nie dać się zwariować. Trzeba przestrzegać reżimu sanitarnego, robimy w tym kierunku dużo, nawet zdecydowaliśmy, aby dodatkowo przebadać zespół. Przed tygodniem były testy narzucone przez Ekstraklasę SA, we wtorek przeszliśmy ponownie testy z krwi żylnej, abyśmy cały czas mieli pewność, że wszyscy jesteśmy zdrowi. Z mojej perspektywy zagrożenie naprawdę nie jest zbyt duże – stwierdza. Wczoraj rano przyszły wyniki wtorkowych badań, żaden wynik w zespole Rakowa nie był pozytywny.
Były trener Śląska Wrocław, Stanislav Levy komentuje sytuację w Czechach. Nie zabrakło też odniesień do Polski.
(…) Cały czas śledzi pan polską ligę?
Bardzo dokładnie, mam dostęp do Canal+ i Polsatu, oglądam mecze, nie straciłem kontaktu z ekstraklasą i I ligą.
To jak pana zdaniem wygląda porównanie poziomów lig polskiej i czeskiej?
Jest podobny, ale nie rozumiem, dlaczego wasze kluby nie grają w fazach grupowych pucharów. Przecież macie pieniądze z telewizji, piękne stadiony, zainteresowanie kibiców. To wszystko wygląda lepiej niż u nas.
A pan teraz czym się zajmuje?
Koronawirus pokrzyżował mi plany, bo miałem dwie oferty, a teraz muszę poczekać do nowego sezonu. Poza tym pracuję dla szwajcarskiej firmy, dla której oglądam mecze i piłkarzy, a potem opracowuję raporty oraz analizy. Wiązało się to z podróżami po Europie, ale też do Afryki. Obecnie zdany jestem tylko na materiały wideo. To jednak nie jest to samo, no i oczy wychodzą już na wierzch…
Renoma Pawła Jaroszyńskiego we Włoszech wzrosła dzięki regularnej grze w Salernitanie.
Jaroszyński trafił do Salernitany latem ubiegłego roku. Transfer był zaskakujący. Najpierw piłkarz przeszedł z Chievo do występującej również w Serie A Genoi. Wydawało się, że lewonożny zawodnik będzie grał, ale zamiast tego wyjechał do Salerno. – Trener Genoi chciał koniecznie sprowadzić dwóch „swoich” zawodników. W tym czasie klub kupił jeszcze mnie, więc powstał nadmiar graczy na mojej pozycji. Szkoleniowiec przyznał, że nie będzie na mnie stawiał, a że przez dwa tygodnie praktycznie codziennie dzwonił do mnie Ventura z propozycją dołączenia do Salernitany, uznałem, że warto skorzystać z tej opcji. Powiedziałem dyrektorowi sportowemu Genoi, że chcę odejść i udowodnić, że będzie mógł na mnie liczyć za rok – opowiada uczestnik młodzieżowych mistrzostw Europy U-21 w 2017 roku.
Wychodzi na to, że udowodnił. Szefowie Genoi już zakomunikowali Jaroszyńskiemu, że z niego nie zrezygnują i chcieliby go sprawdzić w sezonie 2020/21. Pytanie, czy piłkarz będzie zainteresowany. Po pierwsze, sytuacja byłego klubu Krzysztofa Piątka jest nie do pozazdroszczenia, ponieważ zespół jest zagrożony spadkiem do Serie B. Po drugie, 25-latek nie narzeka na brak ofert.
Niektórzy zawodnicy Górnika Polkowice grę na szczeblu centralnym godzą z wydobywaniem rudy miedzi.
W drugoligowym Górniku Polkowice mają ludzi, którzy godzą grę w piłkę na szczeblu centralnym z górniczym etatem w KGHM. Trener bramkarzy Sebastian Szymański, kierownik drużyny Ariel Sworacki, a przede wszystkim dwaj istotni dla drużyny piłkarze: pomocnik Rafał Karmelita i napastnik Mariusz Szuszkiewicz po wyjeździe na powierzchnię nie idą do domu, tylko na trening.
– Gdyby mieli jakiekolwiek problemy z pogodzeniem tego wszystkiego, daliby sobie spokój najpóźniej rok temu, gdy awansowaliśmy do ogólnopolskiej ligi i pojawiły się dalekie wyjazdy. Choć nie da się ukryć, że teraz będzie to dla nich wyzwanie. W ramach dokończenia II ligi pojawiają się cztery terminy ligowe w środku tygodnia, których według kalendarza sprzed epidemii by nie było. Jestem dużym optymistą w kwestii tych chłopaków. W poprzednim sezonie Mariuszowi Szuszkiewiczowi zjazdy do kopalni nie przeszkadzały w nastrzelaniu w III lidze 27 goli, bez których o awans wcale nie byłoby nam tak łatwo. Ten, kto przyzwyczaił się do bardzo wczesnego wstawania, jest bardziej zahartowany – mówi Waldemar Jedynak, prezes Górnika Polkowice.
SPORT
Przed wznowieniem rozgrywek w Czechach stwierdzono zakażenie u piłkarza mistrza kraju Slavii Praga oraz w klubie, z którym ma rozegrać pierwszy mecz.
Czas przymusowej przerwy i ograniczonych przygotowań do wznowienia sezonu dobiega końca i w sobotę 23 maja rusza czeska liga. Tego dnia rozegrany zostanie zaległy mecz Teplice – Liberec, dwukrotnie przekładany z powodu złego stanu boiska. Na przyszły wtorek i środę zaplanowano 25. kolejkę, w programie znalazło się spotkanie Mlada Boleslav – Slavia i… jest problem. Na 1442 testy na koronawirusa, jakie przeprowadzono w klubach pierwszej i drugiej ligi, stwierdzono tylko dwa pozytywne przypadki i dotyczą wymienionych klubów. Obaj piłkarze są bezobjawowi.
Broniąca tytułu Slavia ma 8 punktów przewagi nad Viktorią Pilzno i nie rywale, ale niewidzialny wirus okazuje się jej najpoważniejszym przeciwnikiem. Slavia informuje, że zawodnik z pozytywnym wynikiem znajduje się obecnie w izolacji domowej i nie ma kontaktu z piłkarzami i innymi pracownikami klubu. Stacja Higieny Miasta Pragi przeprowadziła szczegółowe dochodzenie epidemiologiczne, którego wyniki nie wskazują na potrzebę wprowadzenia środków kwarantanny dla innych graczy. Mimo to nie tylko zawodnicy i trenerzy, ale także wszyscy pracownicy Slavii pozostają w domach. Jutro przeprowadzone zostaną kolejne testy. To nie jedyny problem Slavii. Na jednym z pierwszych treningów w maju złamał kość piszczelową Nigeryjczyk Peter Olayinka, po operacji czeka go trzymiesięczna przerwa.
Rozmowa z Łukaszem Matusiakiem, który zakończył piłkarską karierę i trafił do sztabu szkoleniowego Zagłębia Sosnowiec.
(…) Czuje się pan spełnionym zawodnikiem?
– Można było trochę inaczej pokierować tą swoją przygodą z piłką. Ale nie żałuję. Grałem i jednocześnie ciągle rozwijałem się w innych dziedzinach życia. Cieszę się, że nie poświęciłem się piłce w 100 procentach, a było też miejsce na rozwój osobisty i rodzinę. Futbol to coś, co kocham, ale trzeba też dbać o inne sfery życia. Na najwyższym poziomie nie zaistniałem. W ekstraklasie rozegrałem kilka meczów. Każdemu młodemu zawodnikowi życzę jednak, by tak trenował, obrał taką drogę, aby trafił chociaż na szczebel centralny. Wielu zawodników opuszcza tę czy inną akademię, odbija się od IV ligi i kończy na epizodach gdzieś w „okręgówce”. Wydaje mi się, że grając tak długo na zapleczu ekstraklasy wycisnąłem z siebie maksimum. Robiłem, co mogłem. Nigdy nie byłem jakimś wielkim piłkarzem, ale charakterem, pracą na boisku zawsze chciałem udowodnić, że jestem przydatny danemu zespołowi. Były wzloty i upadki. Cieszę się, że mogłem przebywać w wielu wspaniałych szatniach. To coś niesamowitego, czego najbardziej mi będzie brakować; tych relacji między zawodnikami, tworzenia więzi, wzajemnego zrozumienia, wspólnego spędzania czasu. Twierdzę, że mecze również wygrywa się szatnią. Atmosfera i więź między piłkarzami jest bardzo ważna.
Czy grając w I bądź II lidze da się „ustawić” na dalszą część życia?
– Nie dorobiłem się na piłce. Na tym poziomie nie ma na to szans. Nie ma takich kontraktów, a przynajmniej… nie na mojej pozycji, defensywnego pomocnika. Inni może mieli. Ci, którzy przychodzili do I ligi, zarabiali już zupełnie inaczej niż ci, którzy w Sosnowcu robili awans. Ale żeby była jasność: to normalna rzecz. Poza tym, każdy jest kowalem swojego losu. Ja nigdy nie miałem menedżera, który w moim imieniu podbijałby stawki. Nie to było moim priorytetem.
Co uważa pan za swój największy piłkarski sukces?
– Wiosnę 2012. Przyszedłem do Zagłębia zimą, miało wtedy dosłownie kilka punktów. Wszyscy już skazali nas na spadek z II ligi zachodniej. Pamiętam mecz z Górnikiem Wałbrzych, który miał być dla nas „na przełamanie”, a przegraliśmy 0:2 po dwóch bramkach Marcina Orłowskiego. Zamiast pójść do przodu, dostaliśmy „dzwona”. Kibice wbiegli do klubu, wymieniliśmy pewne uwagi, było dosyć gorąco, trochę się poszarpaliśmy. Spisali nas na straty. Jako starsi zawodnicy – choć nie byłem wtedy taki stary! – wraz z Marcinem Lachowskim i Sławkiem Jarczykiem jakoś to poukładaliśmy. Ważną postacią był Tomek Szatan, do drużyny wchodził Marcin Sierczyński… Zaczęły się budować więzi, które lata później pomogły w awansie do I ligi.
Komisja ds. Nagłych PZPN podjęła wczoraj decyzję o tym, by z IV grupy III ligi awansował nie tylko Motor Lublin, ale też Hutnik Kraków. To obudziło… wicemistrzów innych grup.
– Już piszemy pismo do prezesa Bońka. Różnice punktowe chyba nie mają znaczenia. Skoro z jednej grupy awansują dwie drużyny, to znaczy, że z pozostałych trzech również. To logiczne. Skoro III liga będzie rozszerzona do 22 zespołów, to równie dobrze tak może być w II lidze. To by było uczciwe. Chcemy awansować – powiedział nam Sebastian Letniowski, trener Raduni Stężyca, która zakończyła sezon na 2. miejscu w tabeli grupy II. Nie poniosła porażki, lecz zdobyła 5 punktów mniej od KKS-u 1925 Kalisz.
W grupie I sytuacja jest bardziej skomplikowana niż w II. Wszystko przez to, że nie odbył się ani jeden mecz Sokoła Ostróda z rezerwami Legii Warszawa. Klub z Ostródy wygrał ligę (decyzja Warmińsko-Mazurskiego ZPN), mając o punkt więcej od Legii, ale ta nie rezygnuje z walki o swoje. Warto zauważyć, że sezon zakończyła jednak na… 3. pozycji. Między wódką a zakąską jest jeszcze Sokół Aleksandrów Łódzki, który ma tyle samo punktów co Legia, ale rozegrany mecz więcej. Warmińsko-Mazurski ZPN na 2. miejscu sklasyfikował właśnie klub z Aleksandrowa Łódzkiego. Czy zamierza podłączyć się do Raduni w zielonostolikową walkę o II ligę? – Traktuję to z przymrużeniem oka – mówi nam Dariusz Szulc, prezes Sokoła. – Zobaczymy, jak to wyjdzie. Trzeba przyznać, że to łakomy kąsek, do którego należy mądrze podejść. Na razie na głowie mamy ważniejsze sprawy, jak finanse klubu. W piątek wieczorem czeka nas zebranie zarządu i na nim będziemy decydować o wszystkich kluczowych sprawach – dodaje szef klubu z Aleksandrowa Łódzkiego.
SUPER EXPRESS
Michał Listkiewicz, były prezes PZPN, wyznał, że jako dziecko był ofiarą molestowania. Felietonista „Super Expressu” przyznaje, że ofiary pedofilii mogą mieć traumę przez całe życie i uważa, że zachowania „przyjaciół domu” sprawiły, że długo miał kompleksy i stany depresyjne.
„Super Express”: – Poruszający był pański wpis, że molestował pana ksiądz i znany aktor…
Michał Listkiewicz: – Tak było… Ale chyba nie jestem gotowy na to, żeby mówić o tym szerzej. Rodzicom nie powiedziałem nigdy, wstydziłem się, krępowałem… Do śmierci się nie dowiedzieli i chyba tak będzie lepiej. Chodziło przecież o przyjaciół domu…
– Wspomniał pan o księdzu i znanym aktorze…
– Tak. Ja pochodzę z otwartego domu, u nas bardzo chętnie przyjmowało się gości, każdego z otwartymi rękoma. Kto chciał, zostawał dłużej, rodzina była wszystkim przyjazna. I był taki ksiądz, no można powiedzieć, że właśnie przyjaciel domu. Od niego się zaczęło w moim przypadku. Miałem wtedy 6-7 lat, na pewno nie więcej. Obnażał się przy mnie, dotykał mnie w różne miejsca. Straszne. To powoduje niezwykłą traumę i niestety poczucie wstydu… To stygmatyzuje i powoduje często trudne, albo po prostu nieodwracalne, zmiany w psychice molestowanego.
GAZETA WYBORCZA
Brak piłki.
Fot. FotoPyK