Reklama

Dziewięciu piłkarzy Ekstraklasy, którym przerwa jest wyjątkowo nie w smak

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2020, 13:33 • 7 min czytania 2 komentarze

Czy w kontekście przerwy w rozgrywkach spowodowanej koronawirusem możemy mówić o wygranych wśród piłkarzy? Ktoś powie o kontuzjowanych, którzy dostali dodatkowy czas, by się wykurować, ktoś dorzuci zawodników bez formy, którzy mogą wrócić na boiska już w trochę innej dyspozycji, pewnie udałoby się znaleźć jeszcze parę innych ciekawych przypadków, ale większego sensu to nie ma – tak naprawdę przegrają wszyscy. Mamy tu na myśli rzecz jasna głównie kwestie ekonomiczne, gdyż futbol pewnie dostanie ostro po dupie, ale również sprawę potencjalnych rozstrzygnięć, bo w przypadku zakończenia sezonu na tym etapie idealne, sprawiedliwe dla wszystkich rozwiązanie po prostu nie istnieje. 

Dziewięciu piłkarzy Ekstraklasy, którym przerwa jest wyjątkowo nie w smak

Postanowiliśmy jednak zastanowić się nad tym, czy są w Ekstraklasie piłkarze, dla których lokaut jest jeszcze bardziej bolesny niż dla przeciętnego grajka z naszej ligi. Kilku wyjątkowo zawiedzionych znaleźliśmy.

TOMAS PETRASEK (Raków Częstochowa)

2.03.2020. Pojawia się informacja, że Tomas Petrasek został powołany do szerokiej kadry reprezentacji Czech na mecze towarzyskie z Meksykiem i Hondurasem. Nie mówimy o byle jakiej kadrze, bo nasi południowi sąsiedzi zapewnili sobie udział w mistrzostwach Europy, ale nie tylko to czyni tę historię wyjątkową. Gdyby stoper beniaminka Ekstraklasy stał się częścią tej drużyny, byłoby to zwieńczenie cholernie długiej drogi, którą przeszedł. Pamiętajcie, że Petrasek:

– nigdy nie zagrał w czeskiej ekstraklasie,
– do Polski przyjeżdżał grać na trzecim poziomie rozgrywkowym jako 24-latek z trzeciego poziomu rozgrywkowego w swoim kraju,
– w życiorysie ma tak piękny wpis jak oblanie testów we Flocie Świnoujście,
– w końcówce 2017 roku i w 2018 przechodził przez poważne problemy zdrowotne, groziła mu nawet amputacja nogi, do regularnej gry udało mu się wrócić dopiero w listopadzie.

Reklama

Wiosną zdążył zapakować już dwa gole i potwierdził status najskuteczniejszego obrońcy w lidze, ale przede wszystkim był liderem dobrze wyglądającej drużyny. To jego czas. I choć żaden z niego emeryt, to nie ukrywajmy – 28 lat to optymalny czas, by zaistnieć. Czy to za sprawą reprezentacji, czy transferu do silniejszego klubu. Za chwilę będzie słychać ostatni dzwonek.

CHRISTIAN GYTKJAER (Lech Poznań)

Po średnim początku rundy wiosennej Duńczyk wyrósł na głównego kandydata do zdobycia korony króla strzelców Ekstraklasy. Dwa gole z Górnikiem Zabrze, jeden z Wisłą Kraków, do tego trafienie z Rakowem na inaugurację zmagań i okazało się, że Jarosław Niezgoda po wyjeździe do MLS krótko cieszył się z liderowania w klasyfikacji strzelców. A teraz popatrzmy na grupę pościgową.

Tracący trzy gole Jorge Felix? To bardziej pomocnik i raczej trudno zakładać, że dotrzymałby kroku snajperowi rozpędzającego się Lecha.

Damjan Bohar, Igor Angulo, Jesus Imaz (wszyscy cztery gole straty)? Słoweniec to skrzydłowy, Hiszpan z Jagi grywa głównie za napastnikiem, a wiosną jest kompletnie bez formy. Jego rodaka z Górnika nigdy nie wypada lekceważyć, wszak jedną koronę już zdobył, ale trzeba wziąć pod uwagę też prozę życia – z czasem w obliczu utrzymania Marcin Brosz mógłby mniej stawiać na piłkarza, którego kontrakt w czerwcu wygasa.

Reklama

Dalej jest choćby Jose Kante, ale napastnik Legii traci już pięć goli i czeka go jeszcze zawieszenie za faul na Milewskim i czerwoną kartkę.

Oczywiście nie mówimy, że Gytkjaer nie mógłby tego przegrać. Nie twierdzimy również, że ostatecznie nie zostanie królem, gdy dogrywamy rozgrywki lub je zakończymy i zostanie podjęta decyzja o utrzymaniu rozstrzygnięć. Ale teraz mamy niewiadomą, a gdybyśmy grali normalnie, były król strzelców ligi norweskiej zapewne mknąłby autostradą po drugą koronę w karierze.

MICHAŁ KARBOWNIK (Legia Warszawa)

Początek rundy wiosennej to był dla 19-latka cholernie ważny czas. Jesienią wyskoczył jak królik z kapelusza, zrobił furorę, ale umówmy się – przerabialiśmy już kilku takich kozaczków, którzy krótkoterminowo zachwycali, ale równie szybko gaśli. Obrońca Legii musiał udowodnić, że nie pęknie już jako pełnoprawny członek pierwszej drużyny i jej ważna postać (latem daleko było mu do tego miana), a także w obliczu tego, że liga siłą rzeczy trochę nauczyła się już jego gry.

W trakcie przerwanej rundy Karbownik zdawał ten egzamin, momentami śpiewająco. Czy to oznaczałoby powołanie do reprezentacji Polski na najbliższe mecze? Różne chodzą słuchy, ale nie zdziwilibyśmy się nic a nic.

JAKUB MODER (Lech Poznań)

Nie było w całej lidze rezerwowego, który głośniej dopominałby się o miejsce w składzie. 20-latek wchodząc na boisko z ławki dawał Lechowi impuls, a zazwyczaj również konkrety w postaci goli i asyst. Strzelił piękną bramkę z Rakowem, jego strzał (zakończony samobójem Kuciaka) był kluczem do zwycięstwa z Lechią), on swoim uderzeniem dał remis z Jagiellonią, a przeciwko Górnikowi zaliczył asystę przy pierwszym trafieniu Gytkjaera. I gdy w końcu Dariusz Żuraw posadził na ławce Karlo Muhara i dał szansę chłopakowi z Wisłą Kraków, okazało się, że to ostatni mecz na nie wiadomo jak długo.

No nie nacieszył się złapanym króliczkiem.

GIEORGIJ ŻUKOW (Wisła Kraków)

Absolutne odkrycie rundy wiosennej. Najlepszy strzał zimowego okienka, w zasadzie trudno znaleźć nową twarz w lidze, która mogłaby z nim o ten tytuł rywalizować. Jeśli ktoś śmiał się, że Wisła Kraków chce ratować ligę wynalazkiem z Kazachstanu, no to już w trakcie pierwszego meczu Żukow – jak to się ładnie mówi – zamykał wszystkim japy.

Generał, ksywka pasuje jak ulał.

A najlepsza część tej historii jest taka, że Wisła znalazła kozaka, który zgodził się w niej grać nie za najlepszy w klubie kontrakt, a za niskie w skali ligi pieniądze. Gdzieś słyszeliśmy nawet o kwocie rzędu 3 tysięcy euro. Wszelkie maści szrot zarabia więcej, czasami dużo więcej. Ale były gracz Kajratu Ałmaty, który podpisał z Białą Gwiazdą roczny kontrakt, uznał, że pieniądze – przynajmniej na razie – nie są najważniejsze, a trafia w dobre miejsce, żeby się wypromować. Był na najlepszej drodze, by ten plan wypalił, dlatego musi szczególnie żałować, że przyszła przymusowa przerwa.

STAVROS VASSILANTONOPOULOS (Górnik Zabrze)

Yyy… kto?

Macie pełne prawo pytać, bo z przynajmniej dwóch powodów chłop na razie bardziej znany jest jako “ten Grek z Górnika”. Po pierwsze – ze względu na nazwisko, które trudno wymówić, mając je przed oczyma, a co dopiero zapamiętać. Po drugie – 28-latek zdążył zagrać w Ekstraklasie tylko jeden mecz.

Jeden, ale za to jaki! Mówimy o jednym z bohaterów wygranego spotkania z Cracovią i o autorze zwycięskiego gola. Ale sympatię wielu kibiców, a także i naszą, Vassilantonopoulos zaskarbił sobie tym, że od początku wszedł do gry na pełnej… no, wiadomo. Przetrącony nos? Wielkie mi halo! To był taki debiut, że najchętniej od razu odpalilibyśmy drugi mecz z udziałem tego gościa, tymczasem trzeba będzie na niego trochę poczekać.

DOMAGOJ ANTOLIĆ (Legia Warszawa)

Nie sądziliśmy, nawet w tych bardzo śmiałych wizjach, że użyjemy w kontekście tego piłkarza takich słów, ale patrząc tylko na rundę wiosenną, prawdopodobnie mówimy o najlepszym piłkarzu w całej lidze. Legię, która wypracowywała przewagę nad resztą ligi, na boisku prowadził właśnie Chorwat. Zerkamy w noty: 7, 6, 6, 7, 6, 8. Wiecie, że jesteśmy krytyczni i że u nas nawet piątka to już niezły wyczyn.

Kto może żałować bardziej niż ten, któremu ostatnio najmocniej żarło?

JAKUB BŁASZCZYKOWSKI (Wisła Kraków) 

Sporo w tym przewrotności, bo przecież to właśnie Kuba apelował do władz piłkarskich, by przerwać rozgrywki. Z drugiej strony patrząc, raczej nie znajdziemy w lidze piłkarza, do którego bardziej pasowałoby hasło, że czas działa na jego niekorzyść. Można powiedzieć, że Błaszczykowski wygłaszając swój apel, wzniósł się ponad swój własny interes.

Wiosna w jego wykonaniu była do tej pory taka, że powołanie go na mistrzostwa Europy nie byłoby już tak wielką kontrowersją i – mówiąc wprost – nepotyzmem. Kuba grał na tyle dobrze, że na nowo można było uwierzyć, że przyda się kadrze nie tylko ze względu na bogate doświadczenie. Wymowne jest jednak to, że dobrą postawę przypłacił nieobecnością w ostatnim meczu z Lechem. Przynajmniej według Artura Skowronka, który tak tłumaczył brak kapitana Wisły w starciu z Kolejorzem: – Za nami bardzo intensywny czas, a każda drużyna chce wyeliminować nam to ważne ogniwo. Bardzo odczuł ostatnie mecze. Nie chcieliśmy niczego ryzykować, dlatego myślę, że parę dni regeneracji, które dostał, pomoże mu w tym, żeby był w optymalnej dyspozycji na mecz z Piastem Gliwice. 

Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by pójść tym tropem i ustalić, że dla Błaszczykowskiego, który potrzebuje więcej czasu na regenerację niż inni, przerwa i najprawdopodobniej przełożone Euro to zła wiadomość. Lepiej raczej już z nim nie będzie, a wiele wskazuje na to, że przed nami absolutnie szalony czas, jeśli chodzi o intensywność grania.

SRDJAN SPIRIDONOVIĆ (Pogoń Szczecin)

Okej – przerwa przerwą, ona Austriakowi pewnie aż tak nie doskwiera. Sęk w tym, że związku z ostatnimi wydarzeniami raczej będzie musiał zapomnieć o ulubionych wycieczkach do Berlina. Trzymaj się chłopie!

Fot. FotoPyK

Nie ma meczów, nie ma Ligi Minus? Nic z tych rzeczy! Kowal kontra UEFA, wielki quiz wiedzy o Ekstraklasie – nie nudziliśmy się.

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Patryk Stec
0
Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Komentarze

2 komentarze

Loading...