– Niemal dokładnie osiem lat temu (19.10.2011 r.) strzelił swoją pierwszą bramkę w LM w meczu z… Olympiakosem (jeszcze jako zawodnik Borussii Dortmund). Obecnie ma ich na koncie aż 58 i wyprzedził w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii LM van Nistelrooya (56 bramek). Przed „Lewym”, czwarty w klasyfikacji jest Karim Benzema (60 goli), a trzeci – Raul (71). Na czele niezmiennie są Leo Messi (112) i Cristiano Ronaldo (127) – czytamy w “Super Expressie” po dwupaku Lewandowskiego z Olympiakosem. Jak na środowy dzień w prasie – jest co dzisiaj poczytać. Polecamy przede wszystkim rozmowę z dyrektorem sportowym Slavii Praga, którą znajdziecie w “Przeglądzie”.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Lewandowski z dwupakiem, Bayern ograł Olympiakos i odsunął od Kovaca ciśnienie po gorszych wynikach w lidze.
I początek spotkania nie był dla chorwackiego szkoleniowca i jego zawodników zbyt udany, bowiem to gospodarze strzelili pierwsi gola i długo sprawiali problemy mistrzom Niemiec, sensownie się broniąc i wyprowadzając groźne kontry. Jednak Bayern ma piłkarza, którego zazdrości mu cały świat. I to właśnie Lewandowski doprowadził do remisu, wykorzystując dobitkę po strzale Thomasa Müllera. Po przerwie Polak po raz drugi pokonał golkipera gospodarzy i znowu wielki udział w jego trafieniu miał Müller.
Mecz dwóch drużyn, które rozczarowują – Atletico w lidze gra miernie, Bayer w Lidze Mistrzów jeszcze gorzej. Przesądziło jedno trafienie Moraty.
Tylko dwa celne strzały Morata na gola w Lidze Mistrzów czekał prawie dwa lata i został zatem pierwszym w historii piłkarzem, który w tych rozgrywkach trafi ał zarówno dla Realu, jak i Atletico. Nie to było jednak najważniejsze tego wieczoru. Ta bramka przynajmniej na chwilę zastopuje rozmowy o kryzysie w ekipie z Wanda Metropolitano. Atletico w lidze nie spisuje się najlepiej, ma zaledwie 16 punktów po 9 kolejkach, co oznacza, że rozpoczęło rozgrywki najgorzej w erze Simeone. W Champions League jeszcze jakoś to wygląda (siedem punktów w trzech meczach to wynik bardzo przyzwoity), ale poza tym ekipa argentyńskiego trenera z każdej strony obrywa. Miał być ofensywny futbol, ale jest wymęczanie zwycięstw (jeśli w ogóle są). Nawet wczoraj w starciu z najgorszym w grupie Bayerem Los Colchoneros byli w stanie oddać zaledwie dwa strzały celne na bramkę rywali.
Napoli liczy na Milka w starciu z Salzburgiem. Polak może dziś pościgać się na gole z fantastycznym w tym sezonie Erlingiem Halandem.
Jeśli tak by się stało, Polak odkupiłby winy z poprzedniego sezonu, kiedy w fazie grupowej zmarnował niezłą okazję do strzelenia gola w meczu z Liverpoolem. Gdyby ją wykorzystał, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej i to Napoli, a nie zespół Jürgena Kloppa grałoby w fazie pucharowej tych prestiżowych rozgrywek. Dziś na południu Włoch nikt nie bierze pod uwagę innego scenariusza niż awans zespołu Carlo Ancelottiego z grupy. Pomóc ma w tym odrodzony Milik, który, jak piszą włoskie media „może dać impuls słabo grającej drużynie”. A to bardzo się przyda. Napoli po niezłym początku i wygranej 2:0 z Liverpoolem zaliczyło wpadkę, bezbramkowo remisując z Genk. Teraz wicemistrzowie Włoch zmierzą się z całkiem nieźle spisującym się FC Salzburg i nie mogą być pewni zwycięstwa. A już na pewno nie bez dobrze dysponowanego polskiego napastnika.
Chyba najciekawsza rzecz w dzisiejszej prasie – rozmowa Grzegorza Rudynka z Janem Nezmarem, dyrektorem sportowym Slavii Praga. O budowie klubu, skautingu, zatrzymywaniu najlepszych piłkarzy i różnicach między naszymi ligami.
Gdyby przyszedł do pana po radę prezes polskiego klubu, co by pan mu powiedział?
Musiałbym lepiej poznać polską ligę, ale z tego co wiem, za często zmieniacie koncepcje. Przesuwacie się od lewa do prawa. Jest trener z Hiszpanii, nie wyjdzie mu, to z Chorwacji, a jeśli nie on, to z Czech – każdy ze swoją koncepcją. Brakuje wam pomysłu i cierpliwości w jego realizowaniu. Musicie uświadomić sobie, co jest waszą silną stroną, co może dać wam przewagę w konfrontacji z zagranicznymi klubami i to wykorzystać. Przestać wierzyć, że dzięki samym warunkom do gry i finansom można rywalizować z Europą, bo ona pod tym względem jest taka sama albo lepsza. Nie kopiujcie jeden do jednego rozwiązań z Zachodu, postawcie na własny pomysł.
Sylwetka Michała Nalepy z Arki Gdynia, który gdy miał 16 lat, to chciał rzucić piłkę w diabły. Sporo o wpływie ojca i miłości do gdyńskiego klubu.
Szczerość. Bezkompromisowość. Charyzma. Poczucie odpowiedzialności za grupę. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że te cechy w największym stopniu zaszczepił w nim ojciec. Ryszard Nalepa jest dziś trenerem grup młodzieżowych w klubie UKS Jedynka Reda i przez około sześć lat prowadził w tej drużynie syna. – Z młodymi ludźmi trzeba rozmawiać po męsku, zdecydowanie. Tylko wtedy taki człowiek pójdzie w odpowiednim kierunku. Michał przez lata występował na środku pomocy. Był zawodnikiem, który potrafi ł odebrać piłkę, ale również ruszyć z nią do przodu i wypracować okazję koledze. Powtarzano mu: „Straciłeś piłkę? To wsiadaj na rower i zapieprzaj” – opowiada pan Ryszard.
Rozmowa z Arturem Płatkiem, dyrektorem sportowym Górnika Zabrze. Z całym szacunkiem, ale mamy wrażenie, że jeśli czytaliście naszą rozmowę z Płatkiem sprzed paru dni, to niczego nowego się nie dowiecie. Ale generalnie Płatka dobrze się słucha/czyta.
Jakiego niedoszłego transferu najbardziej pan żałuje?
Szkoda, że nie udało się sprowadzić Rafała Kurzawy i Erika Sabo. Gdyby Rafał był u nas, na pewno zespół byłby mocniejszy. Grałby w środku pola jako „ósemka”, a nie na skrzydle, gdzie występował najczęściej przed odejściem z Górnika. Nie udało się, bo Kurzawa nie porozumiał się ze stroną francuską w kwestiach finansowych. Jestem z nim w stałym kontakcie, może zimą temat powróci, obecnie gra w rezerwach Amiens. Środkowy pomocnik Sabo, reprezentant Słowacji, zamienił Izrael na Turcję. Długo czekaliśmy na niego, ale wybrał lepszą ofertę.
Poza środkowym pomocnikiem i napastnikiem przydałby się wam kolejny stoper.
Środkowy obrońca nie jest nam potrzebny, są przecież chociażby Wiśniewski, Bochniewicz, Koj, Paluszek. My nie jesteśmy Piastem, który latem mocno się wzmocnił i ma dwudziestu gotowych zawodników. Obecnie gliwiczanie dysponują nawet lepszą kadrę niż w poprzednim sezonie.
“SPORT”
Po remisie z ŁKS-em zadowoleni mogą być tylko ci, którzy weszli na boisko z ławki – Łukasz Wolsztyński i Daniel Ściślak, którzy ożywili grę zabrzan.
Obaj swoim wejściem pomogli w odrobieniu strat. Skończyło się na remisie 1:1, a mogło być jeszcze lepiej, bo bramkowych sytuacji zabrzanom nie brakowało, a do tego arbiter nie uznał im dwóch goli. – Po zdobyciu wyrównującej bramki robiliśmy wszystko, by strzelić jeszcze jednego gola. Nic nie ujmując ŁKS-owi, ale w starciu z przeciwnikiem, który zamyka tabelę, musieliśmy zdobyć komplet punktów. Czuliśmy, że jesteśmy stroną przeważającą, ale nie potrafiliśmy tego udokumentować i z tego powodu jesteśmy źli. Trzeba jednak już myśleć o kolejnych spotkaniach, bo czołówka nam ucieka, a chcemy grać o pierwszą ósemkę – podkreślił Wolsztyński. W tym sezonie „Wolsztyn” raz gra w pierwszym składzie, a raz nie. Ostatnio jednak zaczyna na ławce. Tak też było w niedzielę. To jednak jego akcja i strzał – sparowany przez Arkadiusza Malarza na poprzeczkę – sprawił, że do siatki trafił Igor Angulo.
W zeszłym roku Piast był dokładnie w tym samym miejscu – miał tyle samo punktów i identyczny bilans. A przecież początek tego sezonu był trudny – puchary, odejścia… Będzie lepiej?
Jeśli Piast do końca roku będzie punktował tak jak obecnie, solidnie przepracuje zimę – a to przecież konik trenera Fornalika – i do formy wrócą kontuzjowani, to wiosną gliwiczanie znów będą trudną przeprawą dla rywali. W klubie z Okrzei nikt jednak nie zamierza popadać w hurraoptymizm i zbyt daleko wybiegać w przyszłość. – Dla Piasta zawsze celem będzie awans do czołowej ósemki, identycznie jak przed rokiem. Cel ten zmieniał się z każdym meczem, szczególnie w fazie finałowej – mówił Waldemar Fornalik przed sezonem. – Przez tyle lat w ekstraklasie nauczyłem się jednego i powtarzam to przy każdej okazji – jesienią nie patrzę na miejsce w tabeli tylko na to, ile zdobyliśmy punktów. Zabawa zaczyna się wiosną – dodaje kapitan gliwiczan, Gerard Badia.
Jeśli Borussia ogra dziś Inter, to właściwie ustawi się już bliziutko drzwi do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Piszczkowi brakuje już tylko jednego meczu do zrównania się z bilansem Jerzego Dudka w LM.
W sobotnim meczu ligowym, w wyjściowym składzie BVB, zabrakło Łukasza Piszczka, który na boisku pojawił się dopiero w doliczonym czasie gry. Magazyn „Kicker” przewiduje, że podobnie będzie dziś. Miejsce na prawej obronie zajmie Manuel Akanji, a „Piszczu” będzie siedział na ławce. Przypomnijmy, że Polak – w tym sezonie – wystąpił w jednym meczu LM. Zagrał od pierwszej minuty w Pradze i był to jego 46. występ w Lidze Mistrzów. Piłkarz pochodzący z Goczałkowic jest klubowym rekordzistą Borusii, jeżeli chodzi o występy w Champions League, a na naszej liście krajowej zajmuje 3. miejsce. Jednego spotkania brakuje mu do zrównania się z Jerzym Dudkiem, który wystąpił w 47 spotkaniach najbardziej elitarnych rozgrywek europejskich.
Ryszard Tarasiewicz po dwóch meczach na trybunach z Miedzią grał ponoć o posadę, ale ten bój wygrał. I to jak! GKS Tychy rozbił spadkowicza z Ekstraklasy aż 4:1.
– Ciężar gatunkowy tego meczu był duży. Przede wszystkim spotkały się zespoły, które dobrze grają w piłkę, są dobrze zorganizowane i siła ofensywna – patrząc przez pryzmat liczby strzelonych bramek – jest wymowna. Musieliśmy więc być czujni od początku do końca, bo rywale byli bardzo groźni. Zatrzymywaliśmy ich akcje, bo byliśmy odpowiedzialni i dobrze zorganizowani, a wynik jest trochę nieoczekiwany. Nasze zwycięstwo jest jednak zasłużone i nie chciałbym, żeby komuś przez głowę przemknęła myśl, że „wracamy do gry”. My cały czas byliśmy w grze i nadal w niej jesteśmy. Dlatego przed meczem powiedziałem zawodnikom, że ostatnie porażki – z wyjątkiem pierwszej połowy w Niepołomicach – wcale nie świadczyły o naszej słabej postawie. Udowodniliśmy, że nie ma powodu do obaw o naszą formę – mówił Tarasiewicz.
“SUPER EXPRESS”
Lewandowski goni wielkich w klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów. Właśnie łyknął van Nisterlooya, przed nim już tylko czwórka – Benzema, Raul, Messi i Ronaldo.
Jednak to gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie za sprawą Youssefa El-Arabiego, który zdobył bramkę w 23. minucie. Potem do głosu doszedł Lewandowski, który dwukrotnie pokonał bramkarza Olympiakosu. Co ciekawe, niemal dokładnie osiem lat temu (19.10.2011 r.) strzelił swoją pierwszą bramkę w LM w meczu z… Olympiakosem (jeszcze jako zawodnik Borussii Dortmund). Obecnie ma ich na koncie aż 58 i wyprzedził w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii LM van Nistelrooya (56 bramek). Przed „Lewym”, czwarty w klasyfikacji jest Karim Benzema (60 goli), a trzeci – Raul (71). Na czele niezmiennie są Leo Messi (112) i Cristiano Ronaldo (127). Ostatecznie Bayern zwyciężył z Grekami 3:2.
Patryk Klimala rozstrzelał się w Jagiellonii, trafia też w kadrze. Ksywa “Diabeł”, którą dostał na Dolnym Śląsku, pasuje jak ulał.
– W klubie i kadrze wołają na mnie Klima. Tak się przyjęło, ale to przydomek zastępczy. Na Dolnym Śląsku mówią na mnie Diabeł. Tak jak wcześniej nazywano dziadka i tatę – wyznaje. Pasją gracza Jagiellonii są sporty walki. Bierze nawet indywidualne lekcje z MMA. – Miałem jeden sparing z trenerem – opowiada. – Wydawało mi się, że jestem mocny. Do momentu, gdy weszliśmy do klatki.
“GAZETA WYBORCZA”
Nie może być lepsza, niech będzie większa – czyli PZPN otworzył furtkę do powiększenia ligi do 18 drużyn. Problemy na horyzoncie? Przede wszystkim – podział kasy.
Zwolennicy powiększenia ligi argumentują, że dziś rozwój futbolu jest nierównomierny i aż sześć województw na 16 nie ma swojego przedstawiciela w ekstraklasie. Są to województwa: lubuskie, kujawsko-pomorskie, warmińsko-mazurskie, podkarpackie i lubelskie. Spora ich część to regiony ze ściany wschodniej. Samo powiększenie ligi nie rozwiąże jednak problemów ze starymi, niedostosowanymi do wymogów ligowych stadionami. Niedawni beniaminkowie – Sandecja Nowy Sącz i Raków Częstochowa – mieli problemy ze spełnieniem warunków licencyjnych i domowe mecze rozgrywały poza swoimi miastami: Sandecja w Niecieczy koło Tarnowa (tam akurat stadion stoi, wybudowali go właściciele grającej przez trzy sezony w ekstraklasie Termaliki), Raków w Bełchatowie (tam przed laty grał GKS wspierany przez koncern energetyczny PGE). W latach 90., aż do 1998 r., w ekstraklasie grało 18 zespołów. Na przełomie wieków mieliśmy za to tylko 14 ekip w najwyższej lidze, od 2006 r. jest ich 16. Najmniej drużyn w ekstraklasie grało w latach 1936-39 – było ich zaledwie dziesięć.