Wtorek w prasie to przede wszystkim wywiady z Markiem Papszunem i prezesem śląskiego ZPN oraz felieton Dariusza Dziekanowskiego, krytykującego trochę Waldemara Fornalika. Do tego kilka mniejszych materiałów, ale ogólnie szału dziś nie ma.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ciekawy wywiad z trenerem Rakowa Częstochowa, Markiem Papszunem.
W grudniu mówił pan, że nie chciałby robić rewolucji kadrowej. Tymczasem z klubu odeszło dziewięciu zawodników, ośmiu przyszło.
Nikomu nie gwarantowałem miejsca na stałe. Poprzednie rozgrywki zweryfikowały moją ocenę niektórych piłkarzy. Z kilkoma naprawdę trudno było się rozstać. Kimś takim był na przykład kapitan Rafał Figiel, przez dwa lata wiodąca postać zespołu. Ostatnio niestety przytrafiła mu się paskudna choroba. Później trudno było mu wygrać rywalizację z innymi piłkarzami. Ogólnie jednak uznałem, że nie możemy zostawić wszystkich zawodników. Na niektórych pozycjach potrzebowaliśmy wzmocnień. W przypadku chłopaków ze środka pomocy padło na Rafała. To była bardzo trudna decyzja, bo mówimy o piłkarzu, który zrobił wiele dobrego dla naszego klubu. On też przyczynił się do tego, jaką teraz mam pozycję w Rakowie. Mnie zbudowali zawodnicy i to właśnie tacy jak Rafał. Podobnym przypadkiem był też Łukasz Góra, który również odszedł z klubu tego lata. On grał w Rakowie sześć lat, był tu długo przede mną. Spędził tutaj kawał życia. Kolejnym świetnym człowiekiem, którego już nie ma w kadrze, jest Karol Mondek. Dla mnie były to bardzo trudne decyzje i rozstania z fantastycznymi ludźmi, pracownikami, piłkarzami czy partnerami do rozmów. Musiałem oddzielić zwykłą ludzką sympatię od spraw czysto sportowych, zawodowych. Nie było to łatwe. Wiemy jednak, jaką jakość mają zawodnicy w ekstraklasie i musieliśmy poszukać jej na rynku transferowym kosztem naszych dotychczasowych graczy. Żeby było jasne, nie wiem, czy zrobiłem dobrze, dokonując takich ruchów. Wszystko zweryfikuje życie i boisko.
Do klubu przyszło ośmiu nowych zawodników. Zdążą się nauczyć gry w waszej taktyce?
Nie chodzi nawet o sam system, ale przede wszystkim o wymagania i zadania taktyczne oraz intensywność samej gry. Nie spodziewałem się, że wyskautowani i rekomendowani przeze mnie zawodnicy z zagranicy będą mieli takie trudności. Wydawało mi się, że piłkarze o określonej renomie będą jednak szybciej potrafili się zaadaptować. Okazuje się, że to wcale nie jest tak, iż Polacy słabo wyglądają pod tym kątem na tle zagranicznych kolegów. Każdy jednak potrzebuje czasu, cudzoziemcy również. W ich przypadku dochodzi jeszcze bariera językowa i kulturowa. Staramy się – jako drużyna i cały sztab – im pomóc. Chcemy, żeby jak najszybciej byli gotowi do gry.
Azer Bušuladžić z Arki Gdynia miał dwa lata, gdy z braćmi i rodzicami uciekał przed wojną. Dziś jest nadzieją całej rodziny.
Jego ojciec grał w piłkę w Trebinje. Wyróżniał się w środku pola. Miał duży talent, ale w lokalnym klubie nie mógł go w pełni rozwinąć. Niedługo później wydawało się, że w końcu zacznie realizować swoje marzenia – dostał ofertę z silniejszej drużyny, z Sarajewa. Na tym jednak zakończył się ciąg pozytywnych zdarzeń. – Wybuchła wojna. Miałem wtedy dwa lata, więc nie pamiętam tych strasznych zdarzeń. Uciekliśmy do Danii. Jeżeli z kimś rozmawiałem później o tym, co działo się na Bałkanach, to z braćmi. Dwaj, starsi ode mnie, pamiętają, co zmusiło nas do ucieczki. Rodziców nie chciałem pytać o wojnę. W Danii musieli szybko nauczyć się języka i podjąć pracę, by utrzymać czwórkę dzieci, w tym mnie. Tata zrezygnował z gry w piłkę. Dziś jest moim wielkim kibicem, ogląda wszystkie możliwe mecze – opowiada Azer Bušuladžić, nowy zawodnik Arki Gdynia, który od kilku lat, wybiegając na boisko, ma w głowie myśl, że od dawna na dość wysokim poziomie robi to, co nie udało się ojcu.
Mikkel Kirkeskov był zamieszany w stratę dwóch pierwszych goli Piasta w tym sezonie. Z BATE Borysów powinien zagrać lepiej.
W pierwszym spotkaniu w Borysowie to po stronie Duńczyka doszło do akcji bramkowej. Nie zdecydował się zatrzymać szarżującego Igora Stasiewicza, bo miał już żółtą kartkę, a BATE po dośrodkowaniu tego zawodnika wyrównało na 1:1. Z reakcją spóźnił się również w Superpucharze z Lechią (1:3), gdy zaspał na początku meczu, a Lukaš Haraslin dał prowadzenie gdańszczanom. – To była druga minuta. Lechia miała piłkę i zagrała ją na drugą stronę, a nam zabrakło pressingu i ataku na rywala. Ja straciłem z pola widzenia zawodnika, którego miałem pilnować. Uciekł, uwolnił się spod krycia i wykorzystał szansę do strzelenia gola – relacjonował Duńczyk na oficjalnej stronie Piasta. – Jestem rozczarowany, że nie sięgnęliśmy po Superpuchar. Byliśmy smutni, ale mieliśmy kilka dni, by oczyścić głowy. Już wyczekujemy rewanżu z BATE – dodał.
Dariusz Dziekanowski uważa, że Waldemar Fornalik popełnił błąd wystawiając mocno rezerwowy skład na Superpuchar Ekstraklasy.
Trener Piasta Gliwice Waldemar Fornalik niestety nie wystawił najsilniejszego składu. I to mnie bardzo zaskoczyło, bo co jak co, ale od trofeów to półki w gablotach klubowych Piasta raczej się nie uginają. Wydawało mi się, że dla mistrzów Polski będzie to okazja do tego, by dotrzeć się w starciu z silnym rywalem i do rewanżu z BATE przystąpić z naprężonymi muskułami. Każda porażka boli, trzeba ją odchorować, nawet jeśli trener wmawia ci, że nie był to ważny mecz. Każde zaś zwycięstwo napędza, dodaje pewności siebie. Waldemar Fornalik nie jest pierwszym trenerem w Polsce, który od początku sezonu rotuje składem. Dziwi mnie to o tyle, że w pierwszych spotkaniach chodzi o to, żeby się jak najszybciej zgrać. Wydawało mi się, że w sytuacji Piasta powinna teraz obowiązywać zasada: cała naprzód. Oczywiście awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów byłby olbrzymim sukcesem, dałby klubowi ogromnego kopniaka, ale to jest dopiero pierwsza runda kwalifikacji. Poświęcanie krajowego trofeum uważam za zbędne, Piast powinien iść za ciosem, nie odpuszczać i nie dać się znokautować. Polska piłka klubowa jest w głębokim dołku i do wyjścia z tego dołka trzeba użyć wszystkich sił. Jeśli trener Fornalik chce rotować i eksperymentować, może sobie na to pozwolić w pierwszych kolejkach ekstraklasy. Czas na odrabianie strat się znajdzie, nie ma w naszej lidze Manchesteru City czy Liverpoolu, które mogą odjechać reszcie stawki. Mimo wszystko trzymam kciuki, żeby jego plan się sprawdził i żeby we wrześniu Piast na świeżości mógł przystąpić do rozgrywek grupowych w Lidze Mistrzów lub chociaż Lidze Europy.
SPORT
Zwycięstwo nad Torpedo i porażka lidera z Brześcia zapewniły drużynie z Borysowa mistrzostwo półmetka ligi. Serb Bojan Dubajić pogratulował rodakowi Novakowi Djokoviciowi zwycięstwa z Rogerem Federerem. To był udany weekend BATE Borysów.
Porażki Piasta w Superpucharze Polski się nie przecenia, bo tak jak w przypadku BATE priorytetem jest dla niego Liga Mistrzów. – Piast nie zagrał w najmocniejszym składzie, przeanalizujemy to spotkanie. Na pewno nie zabraknie informacji, może coś powie nam nasz przyjaciel Filip Mladenović? Przecież nie bez powodu żywiliśmy go dwa lata u siebie – stwierdził żartobliwie Baga. Gole stracone przez mistrza Polski na swoim boisku na pewno dodadzą odwagi graczom BATE. Oni muszą w Gliwicach zaatakować, bo 0:0 ich eliminuje. Byliby jeszcze bardziej pewni swego, gdyby nie dwa poważne ubytki w składzie, jakie powstały po meczu z Piastem. Jeden to kontuzja Jegora Filipienki, którego w 11 minucie na środku obrony zastąpił Serb Slobodan Simović, bardzo rzadko pokazujący się w składzie BATE. Zagrał też trzy dni później w lidze z Torpedo i był przy jedynym straconym golu. Jego rodak Bojan Dubajić był pod wrażeniem występu Serba Novaka Djokovicia w finale Wimbledonu z Rogerem Federerem. „Po prostu najlepszy! Novak, dzięki za niesamowity mecz” – napisał na Instagramie, zamieszczając swoje zdjęcie w koszulce z wizerunkiem tenisisty.
Bartosz Rymaniak przekonuje, że oferta z Piasta była nie do odrzucenia.
Proszę opowiedzieć na początku, jak to się stało, że ostatecznie jest pan w ekipie mistrzów Polski, bo z tego co słyszałem, to były inne oferty, a sam temat Piasta został sfinalizowany bardzo szybko?
– Gdy nie przedłużyłem kontraktu z Koroną Kielce poszukiwałem nowego miejsca do gry. Nie będę ukrywał, że szukałem też zagranicą, ale były bardziej zapytania, rozmowy niż konkrety, na których mi zależało. Z polskich klubów tak naprawdę Śląsk Wrocław był w miarę zdecydowany do pewnego czasu, ale później sprawa trochę zwolniła i ucichła. Ja czekałem cały czas na to, co się wydarzy i zadzwonił Piast. A gdy dzwoni do ciebie mistrz Polski, to chyba nie ma co się długo zastanawiać, bo to bardzo ciekawa opcja i fajna okazja na zrobienie kroku do przodu. Było tak, że w sobotę dostałem telefon, a w poniedziałek stawiłem się w klubie i dogadaliśmy się. Jedyne czego mogę żałować to to, że tak późno to wszystko się wydarzyło, bo normalnie byłbym już w treningu z chłopakami, a tak to dopiero od kilku dni trenuję z zespołem i jeszcze trochę potrzeba czasu, żeby trener mógł ze mnie w pełni skorzystać.
No właśnie, jak na pana oko i doświadczenie, ile potrzeba będzie czasu, żeby nadrobić braki, które pewnie są?
– Potrzeba kilku jednostek treningowych z piłką, typowo piłkarskich. Jeśli chodzi o okres przygotowawczy, to pracowałem dość ciężko, bo najpierw korzystałem z rozpiski treningowej na czas wakacji, a później korzystałem z usług trenera indywidualnego w Kielcach. Tak naprawdę tydzień byłem w domu i tylko biegałem. Myślę, że te 7-10 dni bez piłki na początku mogą dawać się we znaki, ale tak jak mówiłem, to da się w miarę szybko nadrobić.
Dłuższa rozmowa z prezesem śląskiego ZPN, Henrykiem Kulą.
Czy mistrzostwo zdobyte przez Piasta Gliwice nie zamazuje faktycznego stanu śląskiej piłki?
– Zawsze powtarzam, że śląska piłka jest najlepsza w Polsce. Ile zespołów mamy na szczeblu centralnym? Najwięcej! Inni nam zazdroszczą. Po meczu Piasta z Lechem ciekły mi łzy. Cały Śląsk czekał na ten tytuł od 30 lat. Już od dziecka byłem wielkim kibicem śląskich klubów. Mało kto pamięta, że do 1989 roku mistrz Polski, średnio co dwa sezony, wywodził się ze Śląska. Przez 30 lat nie brakowało śmiechów i uszczypliwych pytań: – I jak tam? Dobrze u was? Miałem więc w Gliwicach satysfakcję, jakiej już dawno nie odczuwałem. To coś fantastycznego, że mamy ten 32. tytuł w naszej śląskiej mistrzowskiej koronie. Owszem, pięć klubów na szczeblu centralnym zanotowało też spadek. Zapewne popełniono kilka sportowych i organizacyjnych błędów. Jestem jednak pełen optymizmu i wierzę, że za rok będziemy się cieszyć z dwóch albo i trzech awansów. W pierwszej lidze chcą tego wszyscy – od Zagłębia przez Podbeskidzie i GKS Tychy po GKS 1962 Jastrzębie. Ambicje na awans ma każdy z czterech naszych klubów. Nie wyobrażam sobie też, by z drugiej ligi na wyższy szczebel nie wrócił GKS Katowice. To klub z tradycjami i możliwościami na miarę gry w ekstraklasie. Zobaczymy, jak poukłada się sytuacja w trzeciej lidze, ale przy tylu naszych przedstawicielach jest duża szansa, że ktoś z nich wygra te rozgrywki.
W Katowicach po spadku długo trwały zawirowania, do dziś nie ma prezesa. W Tychach 1,5 miesiąca temu rezygnację złożył Grzegorz Bednarski i sekcja piłkarska oczekuje na prezesa. Osobna historia to Ruch Chorzów, sporo dzieje się też wokół zarządu Górnika Zabrze. Czy można z tego ostatniego okresu śląskiej piłki wyciągnąć wspólny mianownik?
– Jestem przekonany, że w końcu uda się te trudne sprawy rozwiązać. W GieKSie prezesa odwołano po merytorycznej analizie poprzedniego sezonu. Teraz miasto spokojnie szuka człowieka, który poprowadzi klub i spełni oczekiwania właściciela i kibiców. Z kolei prezydent Tychów jest byłym prezesem klubu, dlatego też sądzę, że jako gospodarz miasta wie, co robi i wybierze najlepszy wariant. Wierzę również, że w Chorzowie miasto i właściciele dadzą sobie radę. Zarządzanie klubem sportowym na którymkolwiek szczeblu rozgrywek nie jest łatwe, a odpowiedzialność za wszystkie decyzje zawsze ponosi prezes. Sukcesy, a szczególnie porażki, idą na jego konto, chociaż niekiedy nie ma na to wpływu. Jak to w życiu. A wracając do pytania, powiem, że gdy nie jest się blisko drużyny, szatni, nie zna się tematu od środka, nie ma co się wymądrzać. Słyszę docinki „masz pięć trupów”. A ja odpowiadam: O co gramy w piłce nożnej? Wszyscy o mistrzostwo! To jest najważniejsze. Do połowy 2020 roku ten tytuł będzie na Śląsku. Nie zdziwię się, gdy za rok do ekstraklasy awansują trzy nasze kluby. Tego sobie życzmy!
SUPER EXPRESS
Dwóch piłkarzy Romy pojechało na wakacje z tą samą kobietą, a Messi zabrał pociechy w tropiki.
GAZETA WYBORCZA
Nic o piłce.
Fot. FotoPyk