To była całkiem przyzwoita kolejka dla sędziów. Choć przede wszystkim dla sędziów, którzy wspomagali głównym arbitrów z wozów VAR-owych. To dzięki skorygowaniu początkowych decyzji udało się uniknąć kuriozalnego karnego w Sosnowcu, braku bezpośredniej czerwonej kartki dla Remy’ego czy braku karnego dla Cracovii. Ale mimo wspomagania technologii sędziowie nie ustrzegli się pomyłek.
Może zacznijmy od tego, co było dobre. A świetnie oceniono – już z poziomu boiska, a nie z wozu VAR – decyzje o uznaniu bramki dla Zagłębia Lubin w starciu z Miedzią Legnica, gdy piłka o centymetry (a może i centymetr) przekroczyła linię bramkową. W pierwszym tempie byliśmy przekonani, że piłka nie wpadła do bramki, ale technologia Canal+ wykazała, że bramka powinna zostać uznana. I na szczęście uznana została.
Dobrze oceniono też kilka stykowych sytuacji – faul Walukiewicza w polu karnym w starciu z Górnikiem Zabrze, rzut karny na Amaralu w meczu Lecha z Piastem, wspomniana korekta żółtej na czerwoną kartkę Remy’ego, anulowanie karnego dla Zagłębia Sosnowiec po padolino Udoviczicia. Wydawało nam się, że słusznie podyktowano też jedenastkę dla Cracovii w Warszawie, gdy Majecki chwycił za nogę Wdowiaka. I owszem – ta decyzja się broni, natomiast wcześniej pomocnik „Pasów” był na spalonym. Minimalnym, niemożliwym do wychwycenia bez linii pomocniczych (a takich nie ma VAR), ale jednak spalonym. Cabrera z wapna trafił jednak w słupek, więc nie musimy tu nic weryfikować w tabeli.
Idziemy dalej i dochodzimy do błędu, który na wynik nie miał większego wpływu, bo Pogoń i tak ograła Górnika, natomiast w naszym przekonaniu sędzia popełnił gafę nie pokazując czerwonej kartki za zachowanie Igora Angulo. Hiszpan z premedytacją zahaczył stopą o głowę leżącego Ikera Guarrotxeny. Na powtórkach widać ewidentnie, że zawodnik gości spogląda w dół gdzie leży jego rodak, po czym trafia butem w głowę rywala. Czerwona kartka tu się należała, natomiast wynik i tak nie uległby zmianie.
No i na deser błąd arbitra, który znacząco wpłynął na wynik spotkania. Chodzi nam o to, że Wisła Kraków całą drugą połowę powinna grać w dziesiątkę po wykluczeniu – uwaga, nie zgadniecie! – Sławomira Peszki. Skrzydłowy „Białej Gwiazdy” powinien wylecieć już za ten faul na Cholewiaku.
Bardzo duża dynamika wejścia, wyprostowana noga w dodatku uniesiona ponad murawę. Gdyby Peszko trafił rywala w staw skokowy lub piszczel, to pewnie na kolejny mecz trener Vitezslav Lavicka musiałby szukać zastępcy dla Cholewiaka. Na szczęście stopa Peszki ześlizgnęła się po bucie przeciwnika, a sędzia wycenił to zagranie tylko na żółtą kartkę. Zresztą nawet jeśli wiślak nie wyleciałby bezpośrednio za to zagranie, to jeszcze w pierwszej połowie powinien dostać drugie napomnienie za odkopnięcie piłki grubo po gwizdku arbitra. Tak czy siak – Wisła powinna grać drugą połowę w dziesiątkę, a według naszych zasad oznacza to tyle, że dopisujemy Śląskowi gola. I tym samym weryfikujemy wynik na 1:1.