Wtorkowa prasa to trochę ligowych impresji i zapowiedzi meczów w powracającej Lidze Mistrzów. Brakuje jednak wywiadów i bardziej przekrojowych tekstów. Jeżeli dziś pominiecie kiosk, aż tak dużo nie stracicie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wisła to dla Jakuba Błaszczykowskiego okazja, by powrócić do rywalizacji tydzień w tydzień. W ostatnich latach mu tego brakowało.
W Polsce odbiór kariery Kuby musi być zupełnie inny, bo wszyscy cały czas świeżo w pamięci mają jego bardzo dobre występy w reprezentacji. W niej Błaszczykowski praktycznie nigdy nie zawodził. Od finału Ligi Mistrzów w 2013 roku rozegrał w kadrze wiele znakomitych spotkań, strzelał ważne gole, asystował. Wychowanek Rakowa Częstochowa był już wtedy jednak bardziej piłkarzem reprezentacyjnym niż klubowym. Wspominał o tym zresztą na powitalnej konferencji prasowej w Wiśle Kraków, kiedy opowiadał, że w związku w kłopotami z grą w klubach jego pozycja w drużynie narodowej jest kwestionowana już od dawna. – Tak było przed EURO 2016, przed mundialem 2018, tak było jesienią – mówił.
Zapytany o długą przerwę w grze Sławomira Peszki trener Wisły stwierdził, że jest zwolennikiem teorii, zgodnie z którą jeśli ktoś nie gra jakiś czas, to później jego kariera będzie o podobny okres dłuższa. Jeśli zastosować ją do Błaszczykowskiego, skrzydłowy Białej Gwiazdy ma przed sobą jeszcze wiele lat biegania po boiskach. Od fi nału Ligi Mistrzów minęło sześć i pół sezonu. Kuba tymczasem, z powodu rozmaitych problemów zdrowotnych, opuścił w tym czasie aż sto dziewięć meczów, co daje łącznie około trzech sezonów.
Począwszy od pamiętnego meczu na Wembley, Błaszczykowski leczył urazy przez blisko siedemset dni. Jego kariera w ostatnich sześciu latach była podporządkowana nie temu, by być gotowym do rywalizacji tydzień w tydzień, ale temu, by wyleczyć się i dojść do formy na spotkania reprezentacji. Najbardziej spektakularnie udało się to wiosną 2016 roku, gdy Kuba praktycznie nie grał w Fiorentinie, ale samodzielnie przygotował się do EURO we Francji tak, że był najlepszym polskim piłkarzem w tamtym turnieju. W jego przypadku podnoszone często kryterium występów w klubie nie mogło mieć zastosowania. Był najlepszym polskim skrzydłowym, mimo że w kolejnych drużynach grał stosunkowo rzadko.
Do MŚ U-20 pozostało 100 dni. Kadra Jacka Magiery ma swoją studniówkę.
Magiera nie traci czasu. W minionym tygodniu przebywał w Chile, gdzie oglądał mistrzostwa Ameryki Południowej. Selekcjoner od dawna podkreśla, że problemem jest relatywnie krótki czas, jaki został do rozpoczęcia turnieju. Marcowe zgrupowanie i mecze z Japonią oraz Niemcami to ostatnia okazja na wspólne spotkanie. Turniej zaczyna się 23 maja, cztery dni po ostatniej kolejce ekstraklasy i I ligi. Nie będzie czasu na skoszarowanie zawodników na długim zgrupowaniu, do pierwszego meczu trzeba będzie przystąpić właściwie z marszu, dlatego bardzo ważne jest, jak piłkarze przepracują wiosnę w klubach. Ten, kto nie będzie grał regularnie, zamknie sobie drogę na młodzieżowy mundial. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, że mam w reprezentacji zawodnika, który do meczu otwarcia nie zagra żadnego spotkania w klubie. Nasze dwa mecze towarzyskie to będzie za mało. Taki piłkarz straci pół roku – zapowiadał selekcjoner na naszych łamach w grudniu. Te słowa wzięli do siebie zawodnicy, którzy szans na regularne występy w klubach nie mieli. W najgorszej sytuacji był Jakub Bednarczyk. Prawy obrońca co prawda zadebiutował jesienią w Bayerze Leverkusen w meczu fazy grupowej Ligi Europy, ale to – nie licząc spotkań kadry U-20 – był jego jedyny ofi cjalny występ w minionym półroczu. Bayer nie posiada drużyny rezerw, a Bednarczyk był już za stary (jakkolwiek to brzmi w przypadku piłkarza u progu kariery) na grę w drużynie U-19.
Carlitos jest skończony w Legii po zaledwie jednej rundzie? Nie było go w kadrze na mecz z Wisłą Płock.
– Nie wiem, czy Legia może sobie pozwolić na komfort pomijania w osiemnastce najskuteczniejszego snajpera. Kulenović to jeszcze nie ten poziom co Carlitos, ale mecz w Płocku skończył się szczęśliwie dla Legii. Nie wiem, czy na dłuższą metę ten eksperyment zda egzamin – powiedział Marcin Mięciel, były napastnik Legii. – A mnie Carlitosa w ogóle nie jest żal – dodał Marek Jóźwiak, były obrońca i były dyrektor sportowy warszawskiego klubu. – Nie podoba mi się jego mowa ciała, wygląda, jakby ciągle miał o wszystko i do wszystkich pretensje, jakby uważał się za kogoś ważniejszego od drużyny i kolegów. A na to w takim klubie jak Legia nie wolno sobie pozwolić. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie odsunąłby od zespołu piłkarza, który może dać Legii mistrzostwo kraju i fazę grupową europejskich pucharów. Sa Pinto pokazał, że potrafi być bezwzględny wobec każdego zawodnika, nie oszczędził reprezentantów Polski czy Arka Malarza, więc Carlitos nie może liczyć na żadne ulgi.
Maciej Gajos niespodziewanie znalazł się w wyjściowym składzie Lecha na mecz z Zagłębiem. Szansy jednak nie wykorzystał.
Trener stawiał sprawę jasno: dał wszystkim piłkarzom czystą kartę i w czasie zimowych przygotowań mieli mu udowodnić, że są w stanie wnosić jakość do gry Lecha. Gajos był jednym z tych zawodników, którym to się udało. W czasie obozu w Turcji prezentował się na tyle korzystnie, że na inaugurację wiosny Nawałka postawił na niego kosztem spodziewanego na boisku Łukasza Trałki.
Były kapitan Kolejorza dostał więc kolejną szansę, by w meczu o stawkę pokazać, że może nadal być przydatny zespołowi, ale zamiast tego zupełnie zawiódł. Był niewidoczny i nie miał pozytywnego wpływu na grę drużyny. Trudno jednak było się takowego spodziewać, skoro według oficjalnych statystyk wykonał przez całe spotkanie zaledwie 18 podań.
Dariusz Dziekanowski komentuje sytuację Carlitosa w Legii.
W świetle oferty, którą dostał z amerykańskiej MLS, jego sytuacja jest dla mnie jasna. Władze New York City oferują mistrzom Polski 2,5 mln euro. Mówiło się o tym, że być może Legia czeka na lepszą ofertę, ale gdyby rzeczywiście w klubie liczono na to, że zarobi się więcej, to Carlitos w niedzielę wyszedłby zapewne z pierwszej jedenastce, a prezes zacierał ręce, licząc na jego gole. Hiszpan między wierszami w krótkiej wiadomości na Instagramie. Dał do zrozumienia, że woli zostać w Warszawie niż przenosić się do USA. Prawdopodobnie związane to jest z tym, że nie jest zadowolony z oferty indywidualnego kontraktu. I tu jest pies pogrzebany. Skoro woli zostać w Polsce – wszystko wskazuje na to, że wbrew życzeniom władz Legii – to w efekcie nie pojechał nawet do Płocka. W skrócie – widać, że klub chce go po prostu wypchnąć. I domyślam się dlaczego – bo potrzebuje pieniędzy na Portugalczyków, których zimą do Warszawy ściągnął Sa Pinto. Pytanie: jak uparty będzie Carlitos? Nie wykluczam scenariusza, że za miesiąc Hiszpan wyprowadzi zespół z Łazienkowskiej z opaską kapitana. Pamiętamy przecież losy bohatera niedzielnego meczu, czyli Artura Jędrzejczyka.
SPORT
Drożyzna niczego nie gwarantuje – pisze Bogdan Nather. W tym wypadku chodzi o trenerów.
– Nigdy nie widziałem worka z pieniędzmi, który strzeliłby gola – powiedział swego czasu genialny piłkarz Ajaksu Amsterdam i Barcelony, Johan Cruyff. W przypadku poznańskiego Lecha nie chodzi o zarobki jakiegoś piłkarza, ale o koszty utrzymania sztabu szkoleniowego. Adam Nawałka i jego najbliżsi współpracownicy inkasują miesięcznie łącznie 400 tysięcy złotych (to są oczywiście dane nieoficjalne). W skali roku ich utrzymanie będzie kosztować „Kolejorza” około 5 milionów złotych. Jak się jednak okazuje, wysoka gaża szkoleniowców nie gwarantuje drużynie zwycięstw i wysokiej lokaty w ligowej tabeli. Były selekcjoner reprezentacji Polski zimą de facto był bierny na rynku transferowym. Transfery pomocnika Juliusza Letniowskiego z Bytovii i napastnika Timura Żamaletdinowa z CSKA Moskwa to był co najwyżej zabieg kosmetyczny, nie zaś realne wzmocnienie zespołu z Bułgarskiej. A chcąc skutecznie rywalizować o najwyższe laury, stagnacja transferowa niejako z góry ustawiła Lecha na straconej pozycji względem przodowników po rundzie jesiennej.
Jorge Felix z Piasta jesienią miał tylko jednego gola i jedną asystę. Wiosną już wyrównał swoje strzeleckie osiągnięcie.
Hiszpański ofensywny pomocnik przez dwa tygodnie dzielił się swoimi spostrzeżeniami w dzienniczku na łamach „Sportu”. Jednego razu Felix bardzo krytycznie podszedł do swoich zdobyczy bramkowych w gliwickim klubie. Jesienią Jorge trafił tylko raz, w sierpniowym meczu z Cracovią (3:1). – Muszę przyznać, że irytuje mnie moja nieskuteczność, bo w Piaście jak na razie w lidze strzeliłem tylko jednego gola. Nie wiem, co się ze mną dzieje, bo w poprzednich klubach za każdym razem byłem w stanie zdobyć 5-7 bramek. Przed transferem do Piasta zakończyłem sezon z 10 trafieniami. Mam nadzieję, że wiosną to się zmieni i dam trochę radości naszym kibicom – mówił nam wychowanek Atletico Madryt jakiś czas temu.
Przemysław Płacheta zostaje w Podbeskidziu. Na początku zimy interesowała się nim Cracovia, a ostatnio mówiono o Rakowie.
O potencjalnym transferze Płachety z Podbeskidzia dwukrotnie rozmawialiśmy z Krzysztofem Brede, szkoleniowcem ekipy spod Klimczoka. Za pierwszym razem trener powiedział nam, że nie chciałby, aby zawodnik odszedł, ale jeżeli tak by się stało, to zespół będzie przygotowany. Pod koniec zeszłego tygodnia, tuż przed wyjazdem na obóz do Turcji, opiekun „górali” był w zasadzie pewien, że zdolny skrzydłowy zostanie w Podbeskidziu. – Rozmawiałem z Przemkiem na ten temat. Odbyłem też rozmowę z jego menedżerem, panem Kołakowskim. Każdy z nas ma podobne zdanie, ale najważniejsze było zdanie samego zawodnika. Powiedział mi, że chce zostać w Podbeskidziu i się tutaj rozwijać. Oczywiście jest tak, że coś jeszcze może się wydarzyć, bo nigdy nie należy niczego przesądzać. Na tę chwilę Płacheta jest z nami i cały czas normalnie przygotowuje się do rozgrywek – powiedział Krzysztof Brede, szkoleniowiec Podbeskidzia.
Mateusz Piątkowski ciągle nie rozwiązał kontraktu z Miedzią Legnica i GKS Tychy ma problemy w ataku. Będą posiłki z Francji?
– „Zafiksowaliśmy” się na jedno nazwisko. Wiedziałem, że ta sprawa może się przeciągnąć. Pierwotne założenia były takie, że do dnia wyjazdu na obóz będziemy w komplecie. To może jednak być trudne. Myślę, że do wtorku sprawa powinna być zamknięta. Oby pomyślnie – mówi Ryszard Tarasiewicz, trener GKS-u, który już jutro rozpocznie 10-dniowe zgrupowanie w Spale. W tej chwili tyszanie mają w kadrze trzech napastników. Do rozczarowującego jesienią Słowaka Jakuba Vojtusza i juniora Michała Staniuchy dołączył w styczniu Artur Siemaszko. 22-latek wypożyczony z Zagłębia Lubin ma jednak problemy zdrowotne, nie grał w ostatnich sparingach. Co stanie się, jeśli klubowi z ul. Edukacji nie wypali wariant nr 1, czyli pozyskanie polskiego napastnika? – Mam na uwadze dwóch zawodników z ligową przeszłością we Francji. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że – po pierwsze – to kosztuje, a po drugie: poziom pierwszoligowy nie za bardzo zachęca tych zawodników, aby przyjechać do Polski – nie ukrywa szkoleniowiec zespołu z Tychów.
SUPER EXPRESS
Robert Lewandowski jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Jego statystyki w tym sezonie są oszałamiające.
Lewandowski w tym sezonie w Bayernie rozegrał 29 meczów (wszystkie rozgrywki), przebywając na boisku 2605 minut. Strzelił w tym czasie 25 goli i miał 10 asyst. Udział przy bramce miał średnio co 74 minuty. W trzech z czterech z statystyk jest najlepszy od kiedy zaczął grać w Bayernie. Ma najwięcej rozegranych minut, najwięcej asyst i najlepszą częstotliwość udziału przy golach. Wcześniej (biorąc pod uwagę 29 meczów każdego sezonu) był lepszy tylko dwa razy, pod względem strzelonych goli (27 bramek w sezonie 2015/16 i 26 w 2017/18).
Krzysztof Piątek woli być El Pistolero niż Robocopem.
– Piątek nie mówi zbyt wiele. Jest trochę jak Robocop. Powtarza tylko „chcę strzelać, chcę strzelać”. Ma w sobie wiele entuzjazmu i był zaskoczony powitaniem ze strony zespołu i sztabu szkoleniowego – powiedział Włoch. – Gattuso mówi, że jestem Robocopem? Nie, wolę Il Pistolero! – odparł jednak Piątek, który jest nazywany Il Pistolero ze względu na charakterystyczną cieszynkę rewolwerowca po strzelanych golach. – W polskiej lidze było nieco łatwiej zdobywać bramki, ale teraz zarówno w Genoi, jak i w AC Milan idzie dobrze. Jestem bardzo szczęśliwy, fani mnie uwielbiają i chcę dalej strzelać bramki w każdym meczu – dodał Piątek.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o zmianie sytuacji w PSG i Manchesterze United. Paryżanie już nie są faworytami przed dwumeczem w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Bez Neymara, Edinsona Cavaniego i prawego obrońcy Thomasa Meuniera – trener PSG Thomas Tuchel przyznał, że wizyta na Old Trafford byłaby ekstremalnie trudna, nawet gdyby jego zespołu nie osłabiły kontuzje. Najpierw musiał wymyślić plan B po urazie Neymara. Potem drużyna radziła sobie bez lidera pomocy Marco Verrattiego. Na szczęście Włoch wraca do gry, choć trudno oczekiwać, żeby był w pełni formy. W ostatnim ligowym meczu zagrał pół godziny, dziś musi być gotowy. Wygrany 1:0 pojedynek z Bordeaux okazał się pechowy dla paryżan, Cavani zdobył zwycięską bramkę z karnego (42. min), po czym w przerwie zszedł z kontuzją. A belgijski obrońca Meunier doznał wstrząsu mózgu.
Tuchel żartował gorzko, że jego drużyna musi grać według planu D. Siła ataku zmalała, ale wciąż niemiecki trener może liczyć na Kyliana Mbappé’ego, lidera strzelców ligi francuskiej (18 goli, 6 asyst). PSG ma w tabeli aż 10 pkt przewagi nad Lille i zagrało dwa mecze mniej. Tyle że to nie kolejny tytuł mistrza Francji będzie miarą postępu, którego dokonał zespół pod ręką Tuchela.
Fot. FotoPyk