Nie będziemy ukrywać, że najbardziej lubimy takie kolejki, jak ta ostatnia, po których nie mamy za dużo roboty przy niewydrukowanej tabeli. I to wcale nie przez to, że mamy problem z matematyką, ale dlatego, że jest to efekt dobrego sędziowania, przez które żaden z wyników nie został wypaczony. Gdyby takie kolejki zdarzały się co tydzień, moglibyśmy właściwie zamknąć cały cykl. Problem w tym, że to tylko wyjątek potwierdzający nie najlepszą regułę.
Inna sprawa, że panowie z gwizdkiem wcale nie uniknęli błędów, tylko mieli sporo szczęścia. Na przykład prowadzący mecz Korony ze Śląskiem Bartosz Frankowski poważnie pomylił się dwa razy, ale obydwie drużyny skrzywdził po równo. Najpierw nie odgwizdał zagrania ręką w polu karnym przez Dudu (piłka leciała z kilometra, więc trudno tu o przypadek), a później nie zauważył faulu Pyłypczuka na Mervo w szesnastce Korony. Innymi słowy, sędziowanie było takie sobie, ale na końcowy wynik większego wpływu na szczęście nie miało.
Podobnie sprawy się miały w meczu Jagiellonii z Górnikiem Łęczna, w którym gospodarzom nie należał się rzut karny po faulu-widmo na Mackiewiczu. Tu jednak trochę usprawiedliwiamy sędziego Przybyła, który – będąc prawidłowo ustawiony – nie miał prawa dostrzec szczegółów tego starcia. Gorzej było w dalszej części meczu, kiedy arbiter nie zauważył faulu na Tomasiku w polu karnym Górnika. Podobnie jak w meczu w Kielcach, obie drużyny dostały od arbitra po razie, ale wyniku to nie wypaczyło.
Co jeszcze? Wypada wspomnieć o faulu Lewczuka na Linettym z piątkowego szlagieru, który miał miejsce tuż przed polem karnym. To jednak, w myśl zasad niewydrukowanej tabeli, nie jest błędem, który moglibyśmy zapisać do którejś z rubryk. Tak naprawdę jedyną drużyną, którą arbiter w jakiś sposób skrzywdził, była Lechia Gdańsk. Piłkarze Zagłębia niemiłosiernie kosili przyjezdnych i powinni kończyć mecz bez Todorovskiego, a być może też bez Dąbrowskiego. Wydaje się, że obaj obrońcy lubinian zapracowali sobie na więcej, niż jedną żółtą kartkę, ale Tomasz Musiał w swoim stylu był bardzo pobłażliwy. Dodajmy jednak, że i to nie wpłynęło na końcowy wynik, bo Lechia i tak wygrała. W niewydrukowanej tabeli zapisujemy jednak pomoc dla Zagłębia i szkodę dla gdańszczan.
Na koniec rzut oka na naszą tabelę. Zapominamy już o niesprawiedliwościach rundy zasadniczej (Lech powinien grać o utrzymanie, a Wisła o mistrza) i sprawdzamy, jak dużo „Kolejorzowi” brakuje do miejsca numer cztery, które może dać awans do europejskich pucharów. Na dziś jest to pięć punktów, więc o trzy oczka więcej, niż w rzeczywistości. Z kolei na dnie sytuacja Górnika Zabrze powinna być znacznie lepsza, niż ma to miejsce w normalnej tabeli. U nas do bezpiecznej pozycji podopiecznym Jana Żurka brakuje tylko trzech punktów. Cała tabela prezentuje się następująco: