Łukasz Piszczek będzie asystentem Nuriego Sahina w Borussii Dortmund. Dla niego to najlepszy możliwy start w zawodzie, tworzący znacznie ciekawsze pole do rozwoju niż zakotwiczenie w sztabie reprezentacji Polski albo praca w roli pierwszego trenera w średniaku Ekstraklasy. Dla polskiej myśli szkoleniowej to zaś nadzieja na lepsze jutro: bo na rynek wkracza pokolenie ludzi z nazwiskami wyrobionymi i cenionymi w poważniejszej części piłkarskiej Europy.
Piszczek do roli trenera gruntownie przygotowywał się od lat. Uzyskał licencję UEFA A, niedawno zdał egzaminy na kurs UFEA Pro, zbierał szlify w swoim LKS Goczałkowice Zdrój. W środowisku mówiło się, że jest w dążeniu do celu zdeterminowany i potrafi wykorzystywać wiedzę, którą nabył podczas kilkunastu lat gry na najwyższym poziomie w Bundeslidze czy Lidze Mistrzów, gdzie prowadzili go topowi fachowcy – Jurgen Klopp, Thomas Tuchel czy Lucien Favre.
Wyobraźmy sobie jednak, że przed przyjęciem propozycji asystentowania Nuriemu Sahinowi w Borussii Dortmund zdecydowałby się na jakąś fuchę w Polsce. Że nie odmówiłby Fernando Santosowi, któremu PZPN chciał do sztabu dokooptować Polaka. Przecież ta kadencja skończyła się kompromitacją, dla Piszczka mógłby być to falstart w zawodzie, skleiłby się ze zblazowaną twarzą Portugalczyka. Albo że zatrudniłby się w Koronie Kielce, Cracovii czy innym Zagłębiu Lubin. Już pal licho, że w przypadku „Miedziowych” wróciłaby pewnie szargająca wizerunek dyskusja o wyroku korupcyjnym z 2011 roku. Piszczek w jakimkolwiek średniaku Ekstraklasy zderzyłby się z bagienkiem polskiej piłki, jego lot szybko mógłby nabrać ikarowego charakteru.
Zresztą, wszyscy powtarzają, że wyniki i sukcesy w Ekstraklasie absolutnie nikogo na Zachodzie nie obchodzą. Przekonał się o tym Marek Papszun, który po przeprowadzeniu Rakowa Częstochowa od II ligi do mistrzostwa Polski i usilnych próbach znalezienia dla siebie miejsca w Europie wylądował… ponownie w Rakowie Częstochowa. Nie sposób w kategoriach wyjątku traktować też przypadku Macieja Skorży, bo Urawa Red Diamonds to jednak Japonia, a nie ligi top 5. Niedawno pracę w Udinese otrzymał Kosta Runjaić, zwolniony wcześniej z Legii, ale to zrozumiałe i logiczne: w najsilniejszych ligach świata zatrudnia się w zdecydowanej większości trenerów pochodzących z królewskich futbolowych nacji – Niemców, Anglików, Włochów, Hiszpanów, Portugalczyków czy Francuzów. Tych, którzy na Zachodzie są domownikami, a nie gośćmi z „gorszego” świata.
Piszczek to nadzieja dla polskiej myśli szkoleniowej, bo na tym Zachodzie jest właśnie jednym z miejscowych. W Borussii Dortmund go znają i cenią. W całej Bundeslidze zresztą też. Tak samo będzie z Robertem Lewandowskim czy Wojciechem Szczęsnym. Jeśli napastnik Barcelony albo bramkarz Juventusu chcieliby zaangażować się w karierę trenerską (pierwszy wyraża takie chęci, drugi nie), to automatycznie staliby się łakomymi kąskami w Niemczech, w Hiszpanii, we Włoszech czy w Anglii.
Nie chcemy się jakoś specjalnie podniecać, ale szansa dla Piszczka w BVB jawi się ekscytująco. Nuri Sahin w Antalyasporze zaprezentował się jako bardzo obiecujący trener, ostatnie pół roku był asystentem Edina Terzicia, a od sezonu 2024/25 wskakuje w jego buty. Mało tego, Terzić, zanim objął stery Borussii, z którą doszedł do finału Ligi Mistrzów, pracował w sztabie Luciena Favre’a. BVB to klub, który lubi swoich. A znów, Piszczek jest swój.
Polaka czekają intensywne miesiące. Z klubu odchodzą Sebastian Geppert i Sven Bender, czyli ludzie Terzicia. Przychodzi jeszcze dwóch asystentów: Joao Tralhao i Ertugrul Arslan, którzy pracowali z Sahinem w Turcji. Piszczek ma od nich znacznie większe doświadczenie w pracy z gwiazdorską szatnią. Młodzi piłkarze Borussii będą w niego wpatrzeni jak w obrazek, nie będzie musiał walczyć o zdobycie autorytetu, kompetencjami też na pewno się obroni. To dla niego naprawdę wielka szansa, żeby nie tylko pomóc BVB w walce o mistrzostwo Niemiec (to możliwe wobec najsłabszego Bayernu od lat), ale też pokazać władzom Borussii i innych klubów Bundesligi, że w niedalekiej przyszłości warto rozpatrywać go w gronie kandydatów do roli pierwszego szkoleniowca.
Tym samym przybywa polskich trenerów na Zachodzie. Artur Kopyt pracuje jako asystent w Unionie Saint-Gilloise, Przemysław Łagożny w tej samej roli zaczyna pracę w Genku, Tomasz Kaczmarek w Bredzie, a Przemysław Małecki w Udinese. Piszczek ma z nich najgłośniejsze nazwisko i największe możliwości. Kibicujemy, żeby jego misja się powiodła. Jeden człowiek może otworzyć mnóstwo furtek. Dla siebie. I dla innych.
Czytaj więcej o BVB:
- Paradoksy Edina Terzicia. Dlaczego największe kluby nie walczą o trenera finalisty Ligi Mistrzów
- Kuśtykający głos BVB. Legenda Norberta Dickela
Fot. Newspix